Stachowiak Katarzyna - Dziedzictwo przodków.pdf

(2077 KB) Pobierz
Katarzyna Stachowiak
W kolorze krwi.
Dziedzictwo Przodków
POWRÓT
Nowy Orlean 27 sierpnia 2005 roku.
Wysoki, przystojny mężczyzna podszedł do stojącego
na podjeździe czarnego samochodu marki Lincoln Aviator
i wrzucił do otwartego bagażnika wypchaną walizkę.
Wewnątrz widać już było kilka toreb podróżnych.
Następnie zawrócił do domu, aby po chwili znowu pojawić
się z kolejnym bagażem.
– Barbaro, pospiesz się! – krzyknął. – Grzebiesz się i
grzebiesz, a dobrze wiesz, że nie ma czasu. Drogi będą tak
zapchane, że nie damy rady opuścić miasta przed
uderzeniem huraganu. Barbaro, słyszysz mnie?
– Słyszę Adamie. – Próg domu przekroczyła
niewysoka dziewczyna o śniadej cerze i ciemnych
włosach, wysoko spiętych w koński ogon. Sprane jeansy i
błękitna podkoszulka z krótkim rękawkiem, wyraźnie
podkreślały jej szczupłą, zgrabną sylwetkę. Trzymając w
objęciach małego, białego pieska, wolnym krokiem
zbliżyła się do auta. – Musiałam znaleźć Ami.
Przestraszyła się tego całego zamieszania i nie chciała
wyjść.
– Dobrze, dobrze. – Machnął ręką. – Zabrałaś
wszystko?
– Wszystkiego nie da rady. – Westchnęła, oglądając
się za siebie na dom. – Mam nadzieję, że szybko tu
wrócimy.
– Nie wiem, czy w ogóle wrócimy. – Adam oparł dłoń
o dach samochodu. – To ma być potężny huragan, a nasz
dom znajduje się blisko zatoki… Wątpię, aby przetrwał.
– Ale… – Barbara umilkła. – To gdzie będziemy teraz
mieszkać?
– Już ci mówiłem, że jedziemy do ciotki Aleny. Być
może jej nie pamiętasz, bo miałaś wtedy zaledwie kilka lat,
ale raz już tam pojechałaś. Po powrocie cały czas
zachwycałaś się końmi, które hodował dziadek.
Uwielbiałaś kucyki.
– Chyba naprawdę byłam bardzo maleńka. – W
błękitnych oczach Barbary krył się smutek i żal. Oto
opuszczała swój ukochany dom i wyjeżdżała gdzieś
daleko. To, co znane i bliskie, miało zostać tu w Nowym
Orleanie. Dom, przyjaciółki, szkoła, groby rodziców. I tak
mało rzeczy mogła zabrać. W samochodzie nie zmieszczą
się przecież wszystkie stroje, pamiątki, zdjęcia, płyty. Jak
zmieścić do jednego bagażnika siedemnaście lat życia? A
przecież i Adam zabierał część swoich rzeczy. Owszem,
jako mężczyzna nie miał tylu różnych, bardzo potrzebnych
drobiazgów co Barbara, ale i tak dwie jego walizki
zajmowały sporo miejsca.
– Wiem, co czujesz. – Adam podszedł do siostry i
odebrał od niej torbę, którą miała przewieszoną przez
ramię, i wrzuciwszy ją na pozostałe bagaże, zamknął tył
samochodu. – Nie jest łatwo opuszczać rodzinny dom, ale
pamiętaj Barbaro, że rodzina to przede wszystkim my. Tu
zostają tylko ściany… Najważniejsze abyśmy nadal byli
razem. A gdzie, to już mniej istotne.
Barbara nie odpowiedziała, patrzyła tylko, jak brat
podchodzi do drzwi wejściowych domu i zabija je deskami.
Wszystkie okna już wcześniej zostały zabezpieczone w ten
sam sposób.
Adam skończył przybijać ostatniego gwoździa i
stanąwszy na trawniku ogarnął wzrokiem budynek, w
którym mieszkał od urodzenia. Miał świadomość, że być
może widzi go po raz ostatni. Było mu ciężko na duszy, ale
nie mógł tego okazać przed swoją młodszą siostrą.
Westchnął z rezygnacją. Cóż, coś się kończy, coś zaczyna.
W Elizabeth Town, gdzie się wybierali, czekała na nich
ciotka Alena. Nowy Orlean stanowił tylko pewien epizod
w ich życiu, a teraz wracali tam, gdzie swoją kolebkę miała
rodzina Bennettów – do małego, zapomnianego przez
Boga, cichego, nudnego miasteczka, ukrytego wśród lasów
i pagórków. Do tej oazy spokoju i zwyczajności.
– Gotowe. – Wolnym krokiem zbliżył się do
samochodu i ponownie otworzył tył pojazdu, aby schować
do środka podręczną skrzyneczkę z narzędziami. –
Możemy ruszać. – Z rozmachem zatrzasnął klapę, a dźwięk
ten był niczym odgłos dzwonu zwiastującego nadciągający
kataklizm.
Barbara podeszła do przednich drzwiczek i zajęła
miejsce po prawej stronie. Na kolanach trzymała swojego
małego pieska, który od razu, gdy tylko zapięła pasy,
wepchnął pyszczek pod jej łokieć, szykując się do drzemki.
Zazdrościła mu tej beztroski. Sama najchętniej zapadła by
w sen i obudziła się już po wszystkim.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin