Crosby Susan Mężczyzna z marzeń.pdf

(680 KB) Pobierz
Susan Crosby
Mężczyzna z marzeń
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lyndsey McCord pomyślała,
że
mogłaby go słuchać bez końca.
Nawet gdyby czytał książkę telefoniczną, byłby fascynujący.
- Będziemy kontynuować za dwa tygodnie - powiedział jej do ucha. -
Proszę zapisać w terminarzu.
No tak, westchnęła. Jego głęboki głos był tak dekadencko kuszący,
jak smakołyk zawierający tysiąc kalorii. Nate Caldwell był jak deser.
Zawsze zostawiała go sobie na koniec.
- Zajmij się tym - jego głos przeszedł nagle w szept. - Potrzebuję
twojej pomocy.
Lyndsey podniosła wzrok i nagle zdała sobie sprawę,
że
nie był to
głos z taśmy. Zdjęła z głowy słuchawki, nerwowo wyplątując kabelek z
burzy loków. Chyba za daleko się posunęła w tym fantazjowaniu.
Zadurzyła się w mężczyźnie, którego nigdy nie widziała na oczy. A teraz
jeszcze zaczynała słyszeć głosy.
- Wiesz, co myślę o sprawach rozwodowych?
To był on. Nate Caldwell we własnej osobie. Musiał wejść do
budynku tylnym wejściem. Nie wiedziała, co robić. Dotychczas nikt nigdy
nie pojawiał się w biurze po północy.
- Naprawdę wzięłabym tę sprawę, ale to niemożliwe - odparł damski
głos. - Mam jeszcze trzy swoje i dwie, które przejęłam od ciebie.
Dał się słyszeć odgłos zamykanych drzwi i rozmowa między
Nate'em Caldwellem i Arianną Alvarado nagle się urwała. Musieli wejść
do gabinetu Nate'a, który znajdował się tuż obok boksu Lyndsey. Byli to
współwłaściciele prywatnej agencji detektywistyczno-ochroniarskiej ARC
RS
2
Security & Investigations z siedzibą w Los Angeles i zarazem od trzech
miesięcy szefowie Lyndsey.
Lyndsey przyzwyczaiła się do panującej nocą absolutnej ciszy w
biurze. Niespodziewane pojawienie się dwóch osób wybiło ją z codziennej
rutyny. Nie wiedziała, jak się powinna zachować. Wydrukować akta, które
właśnie przepisała, na szczęście już ostatnie na dziś, i wymknąć się
niepostrzeżenie?
Przecież musi jeszcze rozdać raporty, w tym również Nate'a
Caldwella.
Wyjrzała na korytarz, skąd dobiegły ją podniesione głosy.
Rozpoznała je bez trudu, nie mogła jednak rozszyfrować słów. Caldwell
był wyraźnie rozdrażniony. Ton jego głosu różnił się zdecydowanie od
były jak w raportach składne i płynne. Julie, przyjaciółka, która poleciła ją
do pracy w agencji, opisała go jako czarującego, zawsze uśmiechniętego,
atrakcyjnego, uprzejmego i myślącego trzydziestodwulatka. Innymi słowy,
jako idealnego mężczyznę.
No, pięknie. Dwudziestosześciolatka zabujała się w głosie
nieznajomego faceta. Stworzyła fantazję, do której uciekała za każdym
razem, kiedy jej
życie
stawało się nieznośnie nudne i przygnębiające. Nie
może przecież teraz zapukać do jego gabinetu i wręczyć mu dokumentów.
Zderzenie marzeń z rzeczywistością zazwyczaj kończy się
rozczarowaniem.
Wydrukował się ostatni raport. Raz kozie
śmierć,
pomyślała. Aby
zyskać na czasie, rozdała akta wszystkim detektywom, pomijając
oczywiście te, które powinna zanieść szefowi. Głosy w gabinecie
tego, jaki znała z dyktafonu. Był ostry i niesympatyczny. Wypowiedzi nie
RS
3
przycichły, zlewając się w bezkształtną magmę przygaszonych dźwięków.
Widocznie nerwy opadły. Nieśmiało zbliżyła się do drzwi.
Dlaczego akurat dzisiaj włożyła dżinsy i czarny, porozciągany
sweter? Mogła przynajmniej zrobić makijaż. Szkoda,
że
nie można zrzucić
siedmiu kilo w pięć sekund. Bezpieczniej będzie, jeśli stchórzy i zostawi
raport dla Caldwella na biurku Arianny. Przyklei tylko karteczkę z
informacją.
Przebiegła na palcach obok jego gabinetu. Niepostrzeżenie
wślizgnęła się do biura szefowej, zostawiła dokumenty na stoliku i
napisała krótką notkę. Kiedy zamykała drzwi, chcąc się wymknąć,
odwróciła się i nagle skamieniała. To był on. Stał tylko o krok od niej.
- Kim pani jest?
w piersi serca.
Lyndsey.
- Lyndsey McCord - odpowiedziała, przykładając dłoń do walącego
Caldwell spojrzał pytająco na gabinet Arianny, a następnie na
- Co pani tam robiła?
- Pracowałam - odparła, starając się zachować spokój. - Przepisuję
raporty
śledczych.
Może zauważyłeś,
że
codziennie zostawiam na twoim
biurku zredagowany na czysto dokument? - dodała w myślach.
Detektyw obrzucił ją uważnie wzrokiem, po czym odszedł bez
słowa. Nie wiedziała, czy powinna uznać to za komplement, czy wyraz
dezaprobaty. Niezbyt kulturalne zachowanie jak na ideał mężczyzny -
mruknęła do siebie, opierając się oszołomiona o drzwi. Nabrał Julie, ale z
nią mu się to nie uda. Nie przesadzaj - skarciła się. Trudno się dziwić,
że
się przyczepił. W końcu kto w nocy myszkuje po cudzym biurze?
RS
4
Ogarnęło ją rozczarowanie. Czar prysł. Poczuła przypływ frustracji.
Przez ostatnie lata nauczyła się,
że
nawet małe marzenie może dać siłę,
która pokona pasmo największych niepowodzeń. Z rezygnacją wróciła do
swojego stolika, wyłączyła migające lampki choinkowe, po czym ruszyła
podpisać kartę pracy.
- Proszę mi przypomnieć, jak się pani nazywa? - usłyszała nagle za
plecami.
Serce podskoczyło jej do gardła. Odwróciła się przestraszona. Ten
człowiek uwielbia stresować bliźnich.
- Zawsze się pan tak skrada za ludźmi? - wypaliła bez zastanowienia.
Dopiero po chwili ugryzła się w język. W końcu to był jej szef.
- Nie skradałem się. Szedłem za panią.
- Zapytałem tylko, jak się pani nazywa.
Stały scenariusz. Należała do ludzi, którzy zawsze zlewają się z tłem.
Tym razem zabolało bardziej niż zwykle. Nate nie tylko był jej szefem. W
fantazjach zabierał ją do egzotycznych zakątków i czytał jej poezje. W
rzeczywistym
świecie
po minucie zapomniał, jak ma na imię.
- Lyndsey McCord - mruknęła zrezygnowana.
- Potrafi pani gotować?
Jego pytanie tak ją zaskoczyło,
że
na moment odebrało jej mowę. Na
szczęście powstrzymała się przed zrobieniem głupiej miny. Nie chciała
stracić pracy z powodu niewyparzonego języka. Potrzebowała jej jeszcze
przynajmniej przez dwa miesiące.
- Oczywiście,
że
umiem gotować.
- Dobrze?
- Pracowałam w firmie cateringowej przez kilka lat.
- Nie usłyszałam.
RS
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin