Sylvain Reynard - Piekło Gabriela.pdf

(1850 KB) Pobierz
Sylvain Reynard
Piekło Gabriela
Tytuł oryginału: Gabriel’s Inferno
Projekt okładki: Irina Pozniak
Redakcja: Julia Celer, Sławomira Gibka
Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz
Konwersja do formatu EPUB: Robert Fritzkowski
Korekta: Marzena Cieśla
Copyright © 2011 by Sylvain Reynard
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. This edition
published by arrangement with the Berkley Publishing Group, a member of Penguin Group (USA) Inc.
For the cover illustration copyright © iStockphoto.com/egorr
For the cover illustration copyright © iStockphoto.com/egeeksen
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2013
© for the Polish translation by Joanna Grabarek, Anna Dorota Kamińska, Ewa Morycińska-Dzius
ISBN 978-83-7758-356-2
Wydawnictwo Akurat
Warszawa 2013
Wydanie I
Prolog
Florencja, rok 1283
Poeta stał na moście, patrząc na zbliżającą się młodą kobietę. Gdy dostrzegł jej ogromne ciemne oczy i
wytwornie ufryzowane włosy barwy głębokiego brązu, jego świat niemal zatrzymał się w biegu.
W pierwszej chwili jej nie rozpoznał. Była piękna – urodą zapierającą dech w piersi; poruszała się
pewnie i z wdziękiem. Niemniej w jej twarzy, w jej postaci było coś, co przypomniało mu dziewczynę,
w której dawno temu kochał się bez pamięci. Każde z nich poszło własną drogą, ale zawsze bolał nad ich
rozstaniem: była jego aniołem, jego muzą, jego ukochaną Beatrycze. Życie bez niej było samotne i nie
miało żadnego sensu.
Ogarnęła go błogość.
Kiedy się zbliżyła wraz ze swoimi towarzyszkami, spuścił głowę i pochylił się w rycerskim ukłonie.
Nie wierzył, że zwrócą na niego uwagę. Ta kobieta była równie doskonała co nietykalna – ciemnooki
anioł, odziany w niepokalaną biel, podczas gdy on był już stary, zmęczony życiem i spragniony spokoju.
Już go niemal minęła, gdy kątem oka dostrzegł pantofelek, który jakby się zawahał i zatrzymał tuż
przed nim. Wstrzymując oddech, czekał, co będzie dalej; serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Nagle się
odezwała, a jej miękki, łagodny głos obudził w nim całe morze wspomnień. Podniósł na nią zaskoczony
wzrok. Czekał na tę chwilę już tak długo, tyle lat marzył o niej, ale nigdy, w najśmielszych marzeniach,
nie sądził, że ją spotka – tak przypadkiem! I nigdy nie ośmielił się mieć nadziei, że jej powitanie będzie
pełne słodyczy!
Przejęty i wzruszony mamrotał jakieś uprzejmości; pozwolił sobie nawet na uśmiech, na który jego
muza odpowiedziała równie pięknym, o nie!, dziesięciokrotnie piękniejszym uśmiechem. Poczuł, że
miłość, którą zawsze ją darzył, spotęgowała się; radość wezbrała mu w sercu, które zapłonęło
piekielnym ogniem.
Niestety! Ledwie zaczęli rozmowę, oświadczyła, że musi już iść.
Skłonił się głęboko, gdy przechodziła obok, po czym się wyprostował i patrzył w ślad za jej niknącą
w oddali postacią. Radość ze spotkania ustąpiła miejsca smutkowi: zastanawiał się, czy kiedykolwiek ją
jeszcze zobaczy…
Rozdział 1
– …Panno Mitchell?
Głos profesora Gabriela Emersona rozszedł się echem po całej sali wykładowej; słowa niewątpliwie
były skierowane do siedzącej w ostatnim rzędzie młodej kobiety o pociągającym wyglądzie. Pogrążona
w myślach – czy też może w lekturze – z pochyloną głową zapisywała coś szybko w notatniku.
Dziesięć par oczu utkwiło spojrzenie w jej bladej twarzy, długich rzęsach i szczupłych białych
palcach ściskających pióro. Następnie te same dziesięć par oczu zwróciło się na twarz stojącego w
milczeniu, lekko zniecierpliwionego profesora. To antypatyczne zachowanie nie pasowało do miłej
aparycji: klasycznych rysów, dużych oczu i pełnych warg. Ten przystojny facet miał zgorzkniały wyraz
twarzy, co, niestety, kompletnie psuło ogólne wrażenie.
– Uhm!…
Lekkie kaszlnięcie z prawej strony zwróciło uwagę dziewczyny. Zaskoczona popatrzyła na siedzącego
obok barczystego mężczyznę. Uśmiechnął się i spojrzał na katedrę i profesora.
Powoli także jej wzrok podążył w tę samą stronę i… napotkał przenikliwe spojrzenie pary błękitnych
oczu. Głośno przełknęła ślinę.
– Oczekuję odpowiedzi na moje pytanie, panno Mitchell. Oczywiście, o ile będzie pani łaskawa
dołączyć do nas… – jego głos był lodowaty, podobnie jak oczy.
Pozostali słuchacze – studenci ostatniego roku – wiercili się na krzesłach, spozierając na siebie
ukradkiem. Ich zachowanie wyrażało bez wątpienia: „Co też tego bubka ugryzło?”.
Nikt się jednak nie odezwał (ogólnie wiadomo, że studenci roku dyplomowego unikają konfrontacji z
profesorem na jakikolwiek temat, a już na pewno nie z powodu jego grubiańskiego zachowania).
Młoda kobieta lekko rozchyliła wargi, po czym je przymknęła, wpatrzona w te nieruchome niebieskie
oczy. Jej własne były szeroko otwarte: przypominała wystraszonego królika.
– Czy angielski jest pani ojczystym językiem? – kpiąco spytał profesor.
Siedząca po jego prawej stronie kruczowłosa dziewczyna próbowała stłumić śmiech, starając się
zastąpić go nieprzekonującym kaszlem. Wszystkie oczy znów skierowały się na wystraszonego króliczka,
który poczerwieniał gwałtownie; dziewczyna pochyliła głowę, próbując uniknąć spojrzenia profesora.
– Skoro panna Mitchell, jak się wydaje, odbywa w tej chwili seminarium w obcym języku, może ktoś
inny będzie łaskaw odpowiedzieć na moje pytanie?
Tego tylko było trzeba piękności siedzącej po prawej stronie Emersona. Z rozjaśnioną twarzą,
wpatrzona w profesora, szczegółowo odpowiedziała na pytanie; po prostu zrobiła z siebie widowisko,
wymachując rękami, gdy cytowała Dantego w jego ojczystym języku. Kiedy skończyła, z przekąsem
uśmiechnęła się do tylnych rzędów sali, po czym wlepiła wzrok w profesora i… słodko westchnęła.
Brakowało tylko, żeby się rzuciła na podłogę i, ocierając o jego stopy, demonstrowała, jak bardzo
chciałaby być jego pieszczoszką… na zawsze! (co nie znaczy, że on przyjąłby taki gest z radością).
Profesor niemal niedostrzegalnie zmarszczył brwi i odwrócił się, by napisać coś na tablicy.
Wystraszony królik ledwo powstrzymał łzy i powrócił do pisania; na szczęście udało mu się nie
rozpłakać.
Po kilku minutach, gdy profesor ględził coś tam o walce pomiędzy Gibelinami a Gwelfami, na słownik
języka włoskiego należący do przestraszonego króliczka spadła nagle złożona we czworo kartka papieru.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin