Pamiętaj mnie - rozdział 29.pdf

(2827 KB) Pobierz
0
1
Rozdział 29
Teraźniejszość
Pięknie opisał to Paulo Coelho: ,,ból fizyczny ma w sobie to dobrego,że jeżeli
przekroczy pewną granicę, zabija. Ból psychiczny, kiedy boli nas serce, zabija nas codziennie od
nowa. Jednak ciągle żyjemy."
Ktoś, kto powiedział, że czas goi wszystkie rany, jest kłamcą. Czas pozwala jedynie
najpierw nauczyć się przetrwać, a później żyć z tymi ranami. Ale każdego ranka, natychmiast po
otworzeniu oczu, czuje się te rany. I zawsze, do ostatniego tchu, będzie się je czuło. Od tego
można uciekać, lecz nie można uciec.
- Słucham?
Zacisnęłam mocniej powieki, biorąc głęgoki oddech. Najchętniej powiedziałabym, że to
nic ważnego i uciekła od tematu. To byłoby takie proste. Udawać, że pewne słowa wcale nie
zostały wypowiedziane. Że pewne rzeczy nie zostały zrobione, a zbrodnie popełnione. Niestety,
nie mogłam tego zrobić. Poszłam o krok za daleko i nie miałam możliwości wycofania się.
- Eve, co miałaś na myśli mówiąc, że Leah kazała ci wyjechać?
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Przez całą drogę do domu nie zamieniliśmy słowa.
W milczeniu zebrał moje rzeczy, wpakował je do samochodu, po czym odjechaliśmy. Atmosfera
była tak gęsta, że można ją było kroić nożem, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Słowa, które
kłębiły mi się w głowie, nie potrafiły znaleźć ujścia.
A teraz? Siedziałam przy stole w kuchni, zaciskając i rozluźniając palce, lecz nie
wiedziałam jak powiedzieć to, co musiał usłyszeć. Nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w oczy.
Wbiłam wzrok w swoje dłonie, czując jakby każda część mojego ciała zamieniała się w ołów.
Wargi zbyt ciężkie, by je rozchylić. Nogi, którymi nie można poruszyć. Jedynie myśli tworzyły
wstęgi w głowie. Przepływały jedna przez drugą, plątając się, zaciskając i dusząc mnie sobą.
- Evelyn...
- Bałam się... - szepnęłam i zacisnęłam powieki, widząc jak jego ciało drgnęło na dźwięk
mojego głosu. - Cholernie się bałam, nie byłam na to gotowa i ...
Potrząsnęłam głową, czując łzy spływające po policzkach. Słyszałam jego kroki, gdy
przeszedł od okna do stołu i usiadł na przeciw mnie.
- Eve...
Znowu potrząsnęłam głową. Wiedziałam, że jeśli zacznie pytać, nigdy nie dam rady tego
z siebie wyrzucić.
- Miałam osiemnaście lat i to... to mnie przerosło. Nigdy nie brałam pod uwagę tego, że
to może się przytrafić, tym bardziej, że... - zacisnęłam wargi, wbijając sobie paznokcie w skórę.
Tym bardziej, że przecież nie było możliwości.
- Byłam przerażona. Ty niczego nie pamiętałeś, a
ona... ona pojawiła się znikąd, Max - wyszeptałam, potrząsając głową. Nie wiem, w którym
momencie łzy zaczęły kapać na stół. - Powiedziała, że zniszczę ci życie, jeśli zostanę.
Wiedziałam, że miała rację. To zniszczyło moje plany, ale twoje życie... twoje mogłam jeszcze
ocalić - wydusiłam z siebie, rozdrapując skórę niemalże do mięsa.
Zaczęłam się szarpać, kiedy złapał mnie za dłonie, próbując uspokoić. Nie zasłużyłam na
2
to. Nie zasłużyłam na jego dobroć, nie po tym wszystkim.
- Eve... - wyszeptał, przyciskając moje pięści do swojego torsu, kiedy ja zaczęłam już
wpadać w histerię.
- Boże, kochałam cię. Naprawdę, Max. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale
wierzyłam w to, że była słuszna. Wierzyłam w to, że mogę cię przed tym uchronić. Przed
skandalem, przed wszystkim. Straciłbyś wszystko, a ja nie mogłam na to pozwolić - krzyczałam,
dławiąc się własnymi łzami.
Przestałam się szarpać i siedziałam, pochylając głowę, trzęsąc się pod wpływem płaczu.
Teraz wiedziałam, że to był błąd. Wiedziałam to już kilka miesięcy po wyjeździe do Nowego
Jorku. Wiedziałam, że to była pomyłka. Dla nich może to był wypadek przy pracy, pomyłka
niedoskonałego człowieka. Lecz dla mnie? Mnie zniszczyła ona życie.
- Straciłem wszystko - wyszeptał, przyciągając mnie do siebie. - Ty byłaś moim
wszystkim - powiedział w moje włosy.
Nie potrafiłam przestać płakać.
***
Nigdy już nie będę tą silną dziewczyną, którą byłam w wieku osiemnastu lat. Nigdy
znowu nie będę w stanie zaufać i przebaczyć samej sobie. Nie wiedziałam nawet, czy będę
kiedykolwiek w stanie całkowicie zaufać Maxowi. Nie dlatego, że mnie zawiódł - nie zawiódł
mnie nigdy. Zawsze przy mnie był, nawet gdy robiłam głupie rzeczy. Nawet kiedy uciekłam do
innego miasta, innego stanu. Nigdy mnie nie zawiódł i to chyba jest najgorsze. Nie zasłużył na
to. Nie zasłużył na brak całkowitego zaufania, lecz życie pokazało mi, że nikomu nie można
absolutnie ufać. Szczególnie samej sobie.
Siedziałam w samochodzie, bębniąc palcami w kierownicę. Nie byłam już tą pewną
siebie osiemnastolatką, co kiedyś. Może i nie potrafiłam już zaufać samej sobie. Może i nie
potrafiłam wybaczyć samej sobie. Może i byłam zniszczona, ale nie zamierzałam pociągnąć za
sobą na dno ludzi, których kochałam. Potrzebowałam znowu być tą pewną siebie, przekorną i
zadziorną dziewczyną, co kiedyś. Potrzebowałam tego. A skoro nie mogłam już taka być,
mogłam chociaż udawać.
Kiedy zobaczyłam kobietę o długich, blond włosach, wchodzącą do kawiarni, wzięłam
głęboki oddech, policzyłam do dziesięciu i wysiadłam z samochodu. Odgłos obcasów
uderzających o chodnik, niósł się echem, gdy podchodziłam do budynku i otwierałam drzwi.
Skinęłam głową baristce, posyłając przy tym subtelny uśmiech. Odnalazłam ją przy jednym ze
stolików i zacisnęłam palce, po czym je wyprostowałam. Jeszcze mnie nie zauważyła. To dobrze.
Oblizałam wargi i odrzuciłam do tyłu włosy. Nie pozwolę wytrącić się z równowagi. Nigdy
więcej.
- Powinnam podziękować wszystkim ludziom, którzy mnie zawiedli. Dzięki nim wiem,
jakim człowiekiem nigdy nie chciałabym być - westchnęłam, siadając na przeciw niej. - Więc
dziękuję.
Pozwoliła sobie na sekundę zaskoczenia, po czym powróciła wyrachowana, zimna
maska. Sekundę zaskoczenia, która mi wystarczyła. Ta chwila dała mi satysfakcję, jakiej nie
czułam od dawna. Uniosłam nieznacznie kącik ust, przechylając głowę na bok.
- Oczywiście, że ty - powiedziała po chwili, przewracając oczami ze znudzeniem.
- Spodziewałaś się Maxa? Auć - zaśmiałam się, bawiąc się palcami na dolnej wardze.
3
- Cóż, wiesz jak dobrze potrafi z nim być... - wymruczała, oblizując dolną wargę.
Uważnie obserwowała każdy mój ruch, przez co musiałam naprawdę nad sobą panować,
aby nie rzucić się na nią i nie wydrapać jej oczu. Cholera, nie poprzestałabym tylko na oczach.
- Szkoda, że ty tego nie wiesz, prawda? - powiedziałam takim samym głosem i
przygryzłam wargę, rozkoszując się irytacją, która przemknęła przez jej twarz. - Czego chcesz,
Leah?
- Ty mnie tutaj ściągnęłaś - westchnęła, rozchylając ręce, pokazując na lokal.
- Czego chcesz Leah? Od prawie trzech lat próbujesz zniszczyć moje życie. Wyjechałam,
a mimo to i tam próbowałaś zamienić moje życie w piekło. Czego chcesz? - spytałam, opierając
podbródek na złączonych dłoniach.
Zapadła długa cisza. Niemalże widziałam trybiki przekręcające się w jej głowie na coraz
wyższych obrotach. Szacowanie tego, co mogłam wiedzieć, ile mogła powiedzieć. Jak to ubrać
w słowa, by najbardziej zabolało. Taka właśnie była Leah. Nawet kiedy przegrywała, robiła
wszystko, aby nie pójść na dno samotnie, robiąc przy tym jak największe zniszczenie.
Już się jej nie bałam.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - powiedziała spokojnym, opanowanym głosem.
Parsknęłam śmiechem.
- Skoro tak twierdzisz - westchnęłam, wyciągając telefon z kieszeni.
W tamtym momencie kochałam Lily. Po moim wyjeździe z Nowego Jorku, razem z
Henrym zgotowali Marco miłe podziękowanie. A ja dostałam zdjęcie wiadomości, która
wiedziałyśmy, że kiedyś mi się przyda. Właśnie nadeszło to "kiedyś".
Przysunęłam wyświetlacz tak, żeby mogła odczytać napis, lecz wystarczająco daleko,
abym zdążyła go zabrać, zanim by do niego dosięgnęła.
Leah: Zatrzymaj ją w mieście za wszelką cenę. Rozdziel ich, cokolwiek będziesz musiał
zrobić. Jesteś mi to winny, albo zdjęcia trafią do sieci. Pamiętaj, o tym, albo ten szczeniak się
dowie, że to twoja zasługa.
- Brzmi znajomo? - spytałam i uśmiechnęłam się widząc szok wymalowany na jej twarzy.
- Jak to? - wyrwało się jej, zanim zdążyła nad sobą zapanować. Wiedziała, że w tym
momencie popełniła błąd.
- Próbowałaś wszystkiego, aby nas rozdzielić, Leah. Dlaczego? - Uniosłam brew, patrząc
na nią z nieznacznym uśmieszkiem.
- Wpakowałaś się między nas, Veronica. Zanim się pojawiłaś, byłam wszystkim co miał.
- Byłaś wszystkim, co prowadziło go do zguby - odparłam, podnosząc się do góry.
- Naprawdę wciąż uważasz, że to ja jestem damą pik? - Jej uśmiech zmroził mi krew w
żyłach. Wiedziałam, że miała jakąś bombę, którą lada moment miała na mnie zrzucić. Żadna nie
przyszła nieprzygotowana. Widziałam jak na jej wargi wkrada się leniwy uśmiech, kiedy
odprowadzała mnie wzrokiem do drzwi. - Powiedziałaś mu, że po dwóch miesiącach mogłaś
wrócić, a mimo to tego niego zrobiłaś?
Świat zatrząsł mi się w posadach.
***
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin