wiek złych rządów 3 - na zawsze razem.doc

(2882 KB) Pobierz
wiek złych rządów 3 - na zawsze razem

 

Mark Chadbourn

 

Na zawsze razem

 

 

 

 

 

Wiek złych rządów

Tom III

 

 

Przekład:

Joanna Urban

 

 

 


PROLOG

 

HISTORIA DRUŻYNY

AUTORSTWA MAKSA MICHAELSA[1]

 

Jesteśmy cyniczną rasą. Z nieprawdopodobną łatwością umiemy doszukać się jak najgorszych wad w każdej napotkanej osobie. Niby wiemy, że tacy na przykład pracownicy fundacji charytatywnych harują bezinteresownie jak woły, pomagając biedocie ze slumsów metropolii Trzeciego Świata, ale wystarczy, że przyłapiemy jednego z nich, jak po wyjątkowo ciężkim dniu wydziera się na jakąś przypadkową ofiarę, a już obwołujemy go skończonym chamem. Skąd się to bierze? Czyżby tak skutecznie wpojono nam w dzieciństwie, że wszyscy prócz świętych są grzesznikami? Rozejrzyjcie się - żyjemy w świecie rodem z koszmaru, owszem, ale tak samo było wcześniej, zmieniły się tylko nieco dekoracje. Walczymy o przetrwanie, ale przecież się nie poddajemy, dajemy z siebie wszystko, dopasowując się do nowych warunków. A że nikt nie jest doskonały - cóż, taka już nasza natura. Możemy jednak postarać się przezwyciężyć słabości, prawda? Czy nie byłoby to godne pochwały? Jedyny moment, w którym mamy (być może) prawo kogoś oceniać, to schyłek jego życia. Możemy wówczas przyjrzeć się z perspektywy czasu wszystkim błędom i dokonaniom tego człowieka, zadecydować, co tak właściwie było błędem, a co dokonaniem (większość rzeczy uplasuje się gdzieś pośrodku skali), i orzec, czy było to życie przeżyte jak należy, czy też nie. Założę się jednak, że nie odkryjecie tą metodą wielu świętych. Ba, założę się, że nie odkryjecie żadnego! Zobaczycie za to, że przeważająca część ludzi po prostu stara się, jak może. I z tego powinniśmy się cieszyć, to jest naprawdę istotne - nie to, że ludzie są dobrzy, ale że starają się tacy być.

Stąd już niedaleko do bohaterstwa.

Ciężkie czasy nieodmiennie wyzwalają w ludziach to, co najlepsze. Przyciśnięci do muru, odnajdują w sobie talenty i rezerwy siły, o które nigdy by się nie podejrzewali. Obecnie nastały bardzo ciężkie czasy, nic więc dziwnego, że pojawili się wśród nas prawdziwi bohaterowie. Przedtem niczym się nie wyróżniali, nadal mają swoje słabości i fobie, ale w ciągu ostatnich miesięcy udowodnili, że zasługują na miano herosów. (Wybaczcie mi to pompatyczne określenie: ani jest współczesne, ani cyniczne, ani po brytyjsku powściągliwe. Słowem, właśnie o coś takiego mi chodziło.) Pragnę opisać ich historię, aby, zachowana dla potomności, zainspirowała przyszłe pokolenia. Czy to z mojej strony pretensjonalne? Nie wiem, ale mam poczucie, że to mój obowiązek.

Gdybyście przed Wielką Zmianą mijali któregoś z członków drużyny na ulicy, nie dalibyście za niego pięciu groszy. Jack Churchill, dla przyjaciół Church, był niepozornym, zamkniętym w sobie mężczyzną, doprowadzonym na skraj rozpaczy przez samobójstwo swojej dziewczyny Marianny. Ten dobrze zapowiadający się pisarz, z wykształcenia archeolog, po utracie ukochanej nie umiał znaleźć dla siebie miejsca. Jego życie straciło sens, a on sam znajomych i wszelką nadzieję. Ruth Gallagher pracowała wprawdzie w prestiżowej londyńskiej kancelarii prawniczej i, jak na prawniczkę przystało, potrafiła zadziwić swoją błyskotliwością, ale chociaż odniosła sukces zawodowy przed trzydziestką, nie czuła się szczęśliwa. Została prawnikiem tylko po to, by zadowolić ojca, który zmarł później na zawał, dowiedziawszy się, że jego brata zastrzelono podczas nieudanego napadu na bank. W cieszeniu się życiem przeszkadzały też Ruth liczne zahamowania. Miała także problemy ze znalezieniem dla siebie kogoś, kto odpowiadałby jej wysokim wymaganiom.

Laura DuSantiago była osobą o chyba najbardziej złożonej psychice z całej piątki, przez co mało kto ją do końca rozumiał. Wszystko w niej odrzucało: jej mizantropia, jej sarkazm, jej cięty język, to, że brała twarde narkotyki i nieraz w przeszłości łamała prawo. Jednocześnie dziewczyna imponowała znajomością nowoczesnych technologii, a śmiałkowie, którzy zdołali się przebić przez mur zgorzknienia, jaki zbudowała wokół siebie, poznawali przyczyny jej opryskliwości i maskowanego pozą zagubienia: Laura przeszła w dzieciństwie piekło. Jej chora psychicznie, obsesyjnie religijna matka znęcała się nad nią przez wiele lat, aż w końcu posunęła się do oszpecenia córki brzytwą. Kiedy dziewczyna ocknęła się we krwi, okazało się, że kobieta nie żyje. Najprawdopodobniej to Laura zabiła ją w samoobronie.

Shavi (nigdy nie zdradził nikomu swojego nazwiska) był z kolei najbardziej wewnętrznie poukładanym członkiem drużyny. Dorastał w rodzinie emigrantów z Azji wyznających islam, ale został wypędzony z domu, kiedy jako nastolatek odrzucił wierzenia przodków. Odtąd ustawicznie rozwijał się duchowo, czerpiąc wzorce z różnych religii i ruchu New Age. Aby poszerzyć swoją świadomość, brał miękkie narkotyki. Otwarty i tolerancyjny, był też biseksualistą i zwolennikiem „wolnej miłości". Ze względu na swoje zainteresowania, dołączywszy do drużyny, przyjął rolę szamana, a zarazem moralnej wyroczni. Podobnie jak pozostali, przeżył tragedię. Jego chłopak Lee został brutalnie zamordowany na jego oczach przez niezidentyfikowanego sprawcę.

Ostatnim z piątki był Ryan Veitch, agresywny osiłek z południowego Londynu, który w swoim życiu nie przepracował uczciwie ani jednego dnia. W dzieciństwie nawiedzały go niezwykle realistyczne, baśniowe sny. Zapamiętane z nich obrazy nie dawały mu długo spokoju - wreszcie kazał je sobie wytatuować. Matka Ryana zmarła, kiedy był jeszcze mały. Jego ojciec, załamany śmiercią żony, nie był w stanie ani utrzymać stałej pracy, ani zająć się synami - żeby przeżyć, chłopcy musieli kraść. Po kilku latach drobnych włamań postanowili wspólnie napaść na bank. To był duży błąd. Ryana poniosły nerwy i zastrzelił niewinnego człowieka, stryja Ruth. Zadziwiający zbieg okoliczności? Cóż, po Wielkiej Zmianie często mamy z nimi do czynienia. Gdyby Veitch wychował się w lepszych warunkach, byłby zapewne zupełnie innym człowiekiem. Po zabójstwie, dręczony wyrzutami sumienia, starał się odkupić winy. Powtarzał bezustannie, że chce „robić to, co należy", Pragnął być podziwiany i szanowany, a przy okazji zdobyć serce ukochanej dziewczyny. Z całej piątki tylko on świadomie dążył do tego, by dorównać postaciom z legend.

Tacy byli nasi bohaterowie, zanim się spotkali. A potem zmienił się świat i zmienili się oni sami. Wspólnie przeżyte dramatyczne doświadczenia pozwoliły im odkryć swoją prawdziwą naturę. Pozory mylą. Brzmi to może banalnie, ale właśnie to chciałbym wam przekazać - pozory mylą. Nie można opierać się bezkrytycznie nawet na swoich zmysłach. Spytacie, w co wierzyć, jeśli nie w to, co się widzi, słyszy, czego się dotyka? Odpowiem: wierzcie w to, co podpowiada wam serce. Zaufajcie wewnętrznemu głosowi.

Odbiegam od tematu.

Wszystko zaczęło się pewnej zimnej, mglistej nocy nad brzegiem Tamizy, pod londyńskim mostem Alberta. Church i Ruth, którzy zeszli tam osobno zaniepokojeni dziwnymi odgłosami, sądzili, że są świadkami napadu rabunkowego. Olbrzymiej postury mężczyzna bił (jak poinformowała ich później policja) niejakiego Maurice'a Gibbonsa, szeregowego urzędnika Ministerstwa Obrony. Nagle twarz napastnika roztopiła się i przeobraziła w coś tak potwornego, że zarówno Church jak i Ruth stracili przytomność. Oboje byli w szoku. Nie wiedzieli jeszcze, że na ziemię powrócili Zmiennokształtni, znani Celtom jako demoniczni Fomorianie. Istoty te są ludziom tak obce, że nasze mózgi nie radzą sobie z ich postrzeganiem - albo podsuwają nam w zamian fałszywe obrazy, albo chowają prawdę w zakamarkach podświadomości. Church i Ruth uparli się, że rozwikłają zagadkę morderstwa pod mostem. Prywatne śledztwo doprowadziło ich do studia artysty o nazwisku Kraicow. Ten potwierdził ich najgorsze podejrzenia - on również widział Fomorian.

Jedno niewytłumaczalne zdarzenie goniło drugie. Kraicow zniknął w tajemniczych okolicznościach, a Church widział pod swoim domem ducha Marianny. Razem z Ruth postanowili, że pojadą do Salisbury spotkać się z poznaną przez Internet Laurą. Dziewczyna twierdziła, że posiada cenne dla pary informacje.

Opuszczając Londyn, nie sądzili, że to oni staną się celem następnego ataku Fomorian. Od pewnej śmierci uratował ich nieznajomy, na pierwszy rzut oka podstarzały hipis. Przedstawił się jako Tom, ale tak naprawdę był legendarnym Tomaszem Rymopisem, kilkusetletnim Szkotem obdarzonym umiejętnością przepowiadania przyszłości. Władał językiem, Który Nigdy Nie Kłamie. Podania głoszą, że Królowa Elfów porwała go do swojej krainy, gdzie czas płynie inaczej niż na ziemi. Jak we wszystkich legendach, i w tej kryło się ziarno prawdy. Rzeczywiście mieszkał kilka wieków z „wróżkami", nikt nie jest jednak w stanie opisać, co tam dokładnie przeżył. Ponoć zaznał tyluż przyjemności, co cierpień. Królowa, jak sam to określał, „rozebrała go aż po molekuły i złożyła z powrotem", dzięki czemu zyskał paranormalne zdolności, ale i przestał być zwykłym człowiekiem. Na zawsze oderwany od reszty ludzi, doświadczał nieopisanej samotności.

Podróżując na zachód, trzej śmiałkowie zostali zaatakowani przez ziejącą ogniem, latającą poczwarę. Aby ją zmylić, zanocowali w Stonehenge, ponieważ cudowne właściwości tego miejsca uniemożliwiały smokowi skuteczne tropienie. To właśnie tam Tom po raz pierwszy uchylił przed Ruth i Churchem rąbka tajemnicy, wyjaśniając, że wszystkie mity i legendy to zniekształcone opowieści o prawdziwych wydarzeniach sprzed stuleci. Najważniejszą z nich, o wojnie pomiędzy siłami światła i ciemności, przechowano we wszystkich kulturach. Po przeciwnych stronach barykady stanęli wówczas: Złoty Lud, dla Celtów Tuatha de Danaan, oraz Nocni Wędrowcy, czyli Fomorianie - piękno i brzydota, anioły i demony. Chciałoby się dodać „dobro i zło", ale niestety Tuatha de Danaan oba te pojęcia są nieznane. Złociści są nieprzewidywalni i wszechmocni, a przez to równie niebezpieczni i obcy ludziom, co Fomorianie.

Wojna pomiędzy „bogami" doprowadziłaby nasz świat do zagłady, gdyby nie druga bitwa na równinie Magh Tuireadh. Złoty Lud pokonał Nocnych Wędrowców i zawarł z nimi pakt. Po pierwsze obie strony miały wynieść się do Zaświatów (Tir na n'Og, nieba, piekła - co kto woli), krainy, w której nie obowiązywały ziemskie prawa fizyki. Po drugie, miano zabrać tam z sobą niemal wszystkie baśniowe od tej pory stworzenia. Po trzecie, każda ze stron zobowiązała się Zaświatów nie opuszczać. Oczywiście nie wszyscy zakazu przestrzegali. Na ziemię przedostawano się tam, gdzie granice pomiędzy światami są najcieńsze - przez jeziora, święte góry, kamienne kręgi. Te krótkie i sporadyczne wizyty stoją za takimi zjawiskami, jak UFO czy potwór z Loch Ness.

Przymierze obowiązywało przez tysiąclecia, aż nagłe, nie do końca wiadomo jak, Fomorianie w brutalny sposób zerwali umowę. Uwolnili straszliwy Urok Życzeń, którego moc część plemienia Danu uwięziła, a z innych jego członków uczyniła posłuszne siłom ciemności marionetki. Tylko nielicznym Złocistym udało się wymknąć.

Na szczęście nasz własny świat nie był wobec zakusów Fomorian zupełnie bezbronny. Całą Ziemię oplata sieć kanałów energii objawiającej się pod postacią błękitnego ognia. O jej istnieniu nie zapomniało wiele kultur, chociażby Chińczycy nazywają ją chi. Energia ta tworzy krwiobieg planety, płynie nawet w nas samych. To wszechpotężna duchowa siła, która leczy i mobilizuje do działania. Krąży wszędzie, ale najbardziej widoczna jest w tych punktach, które przed wiekami uważano za święte miejsca i dlatego stawiano tam kamienne kręgi albo budowano gotyckie katedry, Z czasem ludzie zapomnieli, jak korzystać z błękitnego ogniu, co nie wyszło im na dobre. Z ziemską energią, co zachowało się w kulturze chińskiej, nierozerwalnie związane były Bestie czyli smoki. Strzegły jej i żywiły się nią, przemieszczając się wzdłuż jej kanałów. Po powrocie Nocnych Wędrowców smoki ponownie zbudziły się do życia. Ten, który zaatakował Churcha, Ruth i Toma, znalazł się pod kontrolą Fomorian tylko tymczasowo - na szczęście są to istoty zbyt potężne, by można je było podporządkować sobie na dłużej.

Strażnikami błękitnego ognia wśród ludzi byli od zawsze Bracia i Siostry Smoków - wybrańcy szczególnie podatni na zbawczą moc energii Ziemi. Tom wyjawił swoim dwojgu podopiecznym, że należą do tego grona i że razem ma ich być pięcioro. Tak jak poprzednicy mieli bronić świata przed zagładą, czy się im to podobało, czy nie. Do ich zadań należały nie tylko działania defensywne - mieli do wykonania pewną misję. Przepowiednie łączone z nurtem arturiańskim mówiły o królu, który obudzi się w najczarniejszej godzinie, by ocalić kraj. Król, jak wyjaśnił Tom, był metaforą owej siły duchowej utożsamianej z błękitnym ogniem, a legendy arturiańskie składały się na zakodowany przewodnik po tych miejscach w Wielkiej Brytanii, gdzie energia była potencjalnie najsilniejsza, choć uśpiona. To Bracia i Siostry Smoków mieli ją obudzić w potrzebie. Ruth i Church dowiedzieli się od swojego opiekuna, jak odcyfrowywać te i inne ukryte w podaniach elementy, aby skutecznie przeciwstawić się fomoriańskiemu podbojowi.

Oboje byli rzecz jasna oszołomieni natłokiem informacji, zwłaszcza że kłóciły się one z tym, co od dziecka im wpajano. Jakże jednak mogli nie uwierzyć w to, co widzieli na własne oczy?

Tej nocy, kiedy spali u stóp kamiennych kolosów Stonehenge, Churcha ponownie odwiedził duch Marianny. Tym razem zostawił mu prezent - czarną różę, Roisin Dubh. Wzruszony mężczyzna przyjął podarek, nie zdając sobie sprawy z jego prawdziwego znaczenia.

W Salisbury do drużyny dołączyła Laura, a Ruth spotkała również po raz pierwszy swoją przyszłą patronkę, boginię objawiającą się pod potrójną postacią wiedźmy, matki i dziewicy. Przeciwnicy śmiałków wciąż dawali im się we znaki. W mieście pojawił się Czarny Kieł, monstrualny pies, zwiastun polujących na potępione dusze Dzikich Zastępów. Po zmroku zaczęły wychodzić żądne ludzkiej krwi Baobhan Sith.

Tego wieczoru biesiadowali z niejakim Callowem, który wydał im się nieszkodliwym, ekscentrycznym włóczęgą, zjednującym sobie ludzi teatralnym sposobem mówienia tylko po to, żeby postawili mu kolację. Za swoją łatwowierność mieli zapłacić wkrótce wysoką cenę.

Nazajutrz Laura zaprowadziła swoich trzech nowych znajomych do magazynów na terenach przemysłowych, gdzie doświadczyła wcześniej czegoś, co na zawsze odmieniło jej życie. Razem odkryli, że podszywający się pod robotników Fomorianie składują w halach beczki z zagadkową czarną substancją. Church i Laura przenieśli się niespodziewanie w miejsce, o którym opowiadała im już dziewczyna - do zawieszonej pomiędzy światami Strażnicy. Doznawszy kilku niepokojących wizji przyszłych wydarzeń, Church spotkał tam piękną i enigmatyczną Niamh, jedną ze Złotego Ludu, która oparła się Urokowi Życzeń. Mężczyzna miał wrażenie, że skądś ją doskonałe zna. Poniekąd była to prawda - bogini odwiedzała go przed laty nocami, aby przygotować go do roli Brata Smoków. Jako chłopiec Church myślał, że to tylko sen. Teraz Niamh wyjaśniła mu, kim są Tuatha de Danaan i na czym polegać będzie misja drużyny. Należało odnaleźć cztery magiczne przedmioty - miecz, włócznię, kocioł oraz kamień - by za ich pomocą uwolnić pozostałych Tuatha de Danaan. Wspomnienia tych ukrytych od wieków insygniów władzy przewijały się przez wiele ludzkich legend - kocioł, na przykład, był lepiej znany jako święty Graal. Tylko Bracia i Siostry Smoków byli w stanie je odzyskać i uratować ludzkość. Aby ułatwić im zadanie, Niamh podarowała Churchowi Latarnię Drogi. Płonący w jej wnętrzu błękitny ogień wskazywał kierunek do najbliższego z insygniów.

Kiedy Church i Laura powrócili do Salisbury, magazyny stały w ogniu, a Tom zapadł się pod ziemię. Nie mieli czasu go szukać - wraz z Ruth wyruszyli do kolejnego celu wędrówki: kamiennego kręgu w Avebury. Napotkali tam na tajemniczego starca, Strażnika Kości, ostatniego z linii strzegących Świętych miejsc druidzkich mędrców, których inwazja Rzymian zmusiła do zejścia do podziemia. Strażnik Kości pokazał, że pod kręgiem, najsilniejszym źródłem energii ziemi na południu Anglii, śpi w grocie najstarsza z latających Bestii. To w pobliżu tej jaskini Laura odzyskała pierwsze z insygniów, kamień Fal, który według legendy miał krzyknąć w rękach prawowitego władcy tego kraju. Zrobił tak, kiedy dotknął go Church, co uświadomiło mężczyźnie, jakie jest jego przeznaczenie.

Zostawiwszy Strażnika Kości w Avebury, trójka kompanów wyjechała w kierunku Bristolu, ale po drodze zepsuł im się samochód - dwudziestowieczne technologie miały odtąd coraz częściej odmawiać posłuszeństwa. Przechadzając się po lesie, Church spotkał małą Mariannę, która podarowała mu tandetny medalionik z wizerunkiem zmarłej księżnej Diany. Mężczyzna uznał, że w tej pogodnej, bystrej dziewczynce jest coś niezwykłego, i to nie tylko dlatego, że nosiła imię jego zmarłej ukochanej.

Tej nocy Ruth ponownie zetknęła się ze swoją patronką, boginią przyrody, która poprosiła ją o odnalezienie swojej drugiej połowy, a do pomocy przydzieliła jej zaczarowaną sowę. Kobieta uciekła przerażona do obozu.

Rankiem musieli odwieźć małą Mariannę do szpitala. Dziewczynka była umierająca. Jak się okazało, od lat żyła ze skrzepem w mózgu, ponieważ jego usunięcie groziło śmiercią. Akurat dziś skrzep się odkleił. Nie był to tego dnia ostatni zbieg okoliczności. Tuż po tym, jak dziecko trafiło na salę operacyjną, w szpitalu zabrakło prądu. Budynek pogrążył się w ciemnościach. Zapanował chaos.

I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Marianna wydostała się z sali operacyjnej i promieniejąc nieziemskim światłem, zdołała wyleczyć nakładaniem rąk wszystkich pacjentów z oddziału onkologicznego. Zmarła zaraz potem. Wyglądało to tak, jakby przed śmiercią pragnęła z całych sił zdziałać jeszcze coś dobrego. Church był tą sprawą bardzo poruszony. Świadczyła ona o tym, że Wielka Zmiana nie była czymś z gruntu złym - na ziemię powróciły nie tylko potwory, ale i cuda. Mężczyzna zatrzymał medalion dziewczynki na pamiątkę.

Podążywszy za światłem Latarni Drogi na południe, trójka wędrowców dotarła do gospody w sercu parku narodowego Dartmoor. Planowali tam przenocować, ale w nocy zaatakowały ich Dzikie Zastępy pod wodzą potwornego Króla Olch. Jeźdźcy i ich ogary zgotowali gościom gospody krwawą łaźnię. Church spróbował skupić na sobie uwagę hordy, na motocyklu wyjeżdżając na wrzosowisko, zaś jego towarzyszki uciekły w międzyczasie autem. Ich przyjaciel nie ujechał jednak daleko - wpadł do opuszczonego szybu.

Mniej więcej w tym samym czasie, na opustoszałej drodze, Ruth i Laura po raz pierwszy spotkały Shaviego, Razem aż do świtu wymykali się pogoni. Kiedy byli już bezpieczni, sowa Ruth zaprowadziła ich do Glastonbury.

Church ocknął się w niewoli u Fomorian, w podziemnej twierdzy pod wrzosowiskiem. Zamknięto go w jednej celi ze złapanym wcześniej Veitchem. Nocni wędrowcy przetrzymywali tam również Toma, którego od pożaru magazynów w Salisbury więzili i torturowali. Tortur nie uniknął i Church. Jego oprawcą był przywódca głównej frakcji Fomorian Calatin, półkrwi Tuatha de Danaan. Wydawał się on być gorszy od wszystkich swoich kamratów, zapewne dlatego, że okrucieństwo skrywał pod twarzą anioła. Church wiele wycierpiał, ale nic mu nie zdradził.

Mężczyźni nie spodziewali się, że kiedykolwiek ujrzą światło dzienne, ale z pomocą przyszła im Niamh, ujawniając, że jest patronką Churcha. Przedarłszy się przez labirynt korytarzy, trzej jeńcy znaleźli się na powierzchni, cudem unikając pochwycenia. Jeszcze tej nocy Church dokonał wstrząsającego odkrycia - jego dziewczyna Marianna nie popełniła samobójstwa, a została zamordowana. Zszokowany, poprzysiągł odnaleźć zabójcę.

Ustaliwszy, że drugie z insygniów ukryto właśnie w Glastonbury, Ruth, Shavi i Laura rozpoczęli poszukiwania. W ogrodach Studni Kielicha napotkali duchownego o imieniu James, członka sekretnego bractwa Stróży. Istniało ono od stuleci, być może nawet od tysiącleci, rekrutując swoich członków spośród starszych i mnichów najróżniejszych religii. Odłamy bractwa działały właściwie niezależnie od siebie. Ich zadaniem, jak sądzę, była obrona ludzkości przed nadprzyrodzonymi siłami reprezentowanymi przez Fomorian i Złoty Lud, w razie gdyby obie te rasy zdecydowały się powrócić do naszego świata. Stróże przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie istotne informacje, a także strzegli ważnych dla ludzkości miejsc, zwłaszcza tych, w których energia ziemi była najsilniejsza. Błękitny ogień utożsamiali z siłą swojej wiary. Cóż, może mieli co do tego rację.

James opowiedział przybyszom o zagadkach związanych z Glastonbury i o tym, jak ukryto Graala pod Chalice Hill. Mityczna naczynie znajdowało się nie w skrytce czy grocie, ale w Zaświatach, do których można się było przez wzgórze przedostać.

Tymczasem Church, Tom i Veitch podróżowali autostopom przez Kornwalię, kierując się do miejscowości Tintagel, ponoć dawnej siedziby króla Artura. Odnaleźli tam trzecie z insygniów, legendarny miecz Caledfwlch, ale na nadmorskim klifie Formorianie odcięli im drogę ucieczki. Tym razem było to inne plemię Nocnych Wędrowców, dowodzone przez czarnoksiężnika Mollechta, W wyniku eksperymentów mających zapewnić mu większą moc, Mollecht utracił niegdyś ciało i zmienił się w snop energii, który nie rozpraszał się tylko dzięki temu, że krążyło wokół niego bezustannie kłębowisko wron. Mężczyźni nie wiedzieli, jak walczyć z tym przerażającym stworem. W pewnym momencie wrony rozstąpiły się, by uwolnić nieco zabójczej energii. Nie mając innego wyjścia, Tom skoczył ze stromych skał we wzburzone fale, pociągając za sobą towarzyszy.

Jakież było zdumienie Ruth, Laury i Shaviego, gdy na ich oczach cała trójka zmaterializowała się na szczycie wzgórza w Glastonbury! W dodatku krztusili się słoną wodą, choć od morza dzieliło ich wiele kilometrów. Okazało się, że Tom, w odruchu desperacji, zdołał przetransportować Churcha i Veitcha wzdłuż żyły błękitnego ognia do jego najbliższego silnego źródła. Bracia i Siostry Smoków byli pod wrażeniem, co można zdziałać, opanowawszy sztukę poskramiania ziemskiej energii, jednak Tom przyznał, że bez noża na gardle nie potrafiłby powtórzyć swojego wyczynu.

Przedstawiwszy sobie nawzajem nowych członków drużyny, piątka wybrańców wraz ze swoim opiekunem przeszła do Tir na n'Og i wyniosła kocioł-Graal z pełnej pułapek budowli. Latarnia Drogi skierowała ich następnie na południe Walii, gdzie po wielu perypetiach odnaleźli i czwarte z insygniów, włócznię Lugha. Wydawało się, że po skompletowaniu magicznych przedmiotów zwycięstwo jest pewne, ale Dzikie Zastępy nie dawały za wygraną. Horda otoczyła drużynę pewnej burzliwej nocy. Wybrańcy byliby zgubieni, gdyby nie Ruth, której godne podziwu męstwo zaskoczyło ją samą. Kobieta rzuciła się bohatersko na Króla Olch i wbiła mu w pierś dopiero co zdobytą włócznię. Sczepieni drzewcem, stoczyli się w dół wzgórza, znikając pozostałym z oczu. U stóp pagórka Ruth stała się świadkiem niesamowitej metamorfozy: Król Olch zmienił się niespodziewanie w jednego z Tuatha de Danaan - rogatego Cernunnosa, boga przyrody. To on był ową drugą połową bogini o trzech wcieleniach. Cernunnos zdradził, że został zaklęty w Króla Olch przez Urok Życzeń, i podziękował Ruth serdecznie za uwolnienie go ze szponów Fomorian. Naznaczając ją swoim symbolem, przyrzekł nigdy nie zawieźć jej w potrzebie.

Członkowie drużyny spodziewali się, że skoro nie grożą im już Dzikie Zastępy, lada dzień sprowadzą na ziemię Złoty Lud, który pokona okrutnych Zmiennokształtnych. Niestety, nazajutrz rano pozostawioną na straży insygniów Laurę zaatakował włóczęga Callow. Nikczemnik śledził poczynania wybrańców, odkąd natknął się na nich w Salisbury, a w międzyczasie zaoferował Fomorianom swoje usługi w zamian za obietnicę przyszłych korzyści. Zanim zabrał z sobą bezcenne przedmioty, bestialsko okaleczył twarz dziewczyny brzytwą.

Laura trafiła do szpitala, ale nie na długo - trzeba było ruszać na północ za Callowem, by odzyskać insygnia. W Krainie Jezior Tom ujawnił się jako współpracownik Fomorian i wydał członków drużyny w ręce Callowa i Calatina. Nie zdradził z własnej woli. Kiedy więziono go pod Dartmoor, umieszczono w jego głowie Caraprix - niewielkie zmiennoksztaltne stworzenie, które posiada każdy Fomorianin i Tuatha de Danaan. Caraprix Toma żył z nim wprawdzie w swoistej symbiozie, ale zmuszał go do postępowania wedle rozkazów sił ciemności i zatajania prawdy o swoim losie.

Z pułapki wymknęła się jednie Ruth. Przyjęła ją do siebie pewna kobieta, wyznawczyni patronki Ruth, bogini przyrody. Ta życzliwa osoba zademonstrowała Siostrze Smoków, jaki potencjał kryją przypisywane wiedźmom praktyki. Uzbrojona w tę wiedzę Ruth mogła uwolnić towarzyszy, tym bardziej, że Mollecht zaczął walczyć z Calatinem o insygnia. Winą za wymknięcie się jeńców obarczono później Callowa.

Drużyna udała się do Melrose w Szkocji, aby w specjalnym miejscu przejść do Tir na n'Og i spotkać się z Ogmą, strzegącym potężnej biblioteki Tuatha de Danaan. Wybrańcy liczyli na to, że wielki mędrzec wyleczy Laurę i usunie Caraprix z głowy Toma. Tak też się stało. To właśnie w Zaświatach Church i Laura skonsumowali swój związek - związek z góry skazany na niepowodzenie.

Czas naglił. Powróciwszy na ziemię, wędrowcy wyruszyli do zamku Dunvegan na wyspie Skye, aby odprawić rytuał mający uwolnić Złoty Lud. Rzecz jasna, Fomorianie zrobili wszystko, co w ich mocy, aby im przeszkodzić: port Kyle of Lochalsh spalono, a samą wyspę obsadzono wojskami ciemności. Ponieważ zniszczono także most, drużyna przedostała się na Skye skradzioną łodzią. Churcha i Veitcha wystawiono jako czujki, reszta poszła na zamek odprawić rytuał.

Nikt nie wiedział, że Church padł ofiarą podstępu Fomorian. Roisin Dubh podarowana mu przez ducha Marianny w Stonehenge nie była zwykłym kwiatem, a zdradliwym Pocałunkiem Mrozu. Sącząca się z niego lodowata trucizna zdążyła przeniknąć do ciała i duszy mężczyzny.

Church poległ w pojedynku z Calatinem, ale jego poświecenie umożliwiło dokończenie rytuału. Misja drużyny się powiodła: plemię Danu powróciło z wygnania, Zmiennokształtni zaś, nie chcąc z nimi zadzierać, w porę się wycofali. Ubłagany przez Ruth i Toma bóg Nuada pozwolił, by za pomocą czarodziejskiego płynu przywrócić Churcha do życia. Mężczyzna zmartwychwstał niczym bohaterowie legend. Odtąd w jego żyłach miała krążyć zarówno lodowata skaza Fomorian, jak i cudowny eliksir Złotego Ludu.

Wybrańcom nie było dane cieszyć się długo z odrodzenia kompana. Chociaż Tuatha de Danaan nadal uważali Nocnych Wędrowców za swoich wrogów, stanowczo odmówili wypowiedzenia im wojny. Powód odmowy był prosty: bogowie nie chcieli mieć do czynienia ze skażonym działaniem fomoriańskiej róży Churchem.

Braciom i Siostrom Smoków zadano jeszcze większy cios: dowiedzieli się, że plemię Danu manipulowało nimi od urodzenia, aby zyskać pewność, że wybrańcy będą w stanie w pełni wykorzystać swój potencjał i rzeczywiście na coś się Złotemu Ludowi przydadzą. Kluczem do udanego przyszłego przeobrażenia piątki zwykłych ludzi w drużynę herosów było to, by każdy z nich zetknął się w traumatyczny sposób ze śmiercią. To bogowie, sterując biegiem wydarzeń, doprowadzili do tego, że Veitch zastrzelił stryja Ruth, a ten sam nieznany sprawca zabił chłopaka Shaviego, matkę Laury oraz dziewczynę Churcha.

Manipulacja zdawała się być w kontaktach z wyższymi rasami tematem przewodnim. Fomorianie również potraktowali członków drużyny niczym laboratoryjne szczury: złapali Churcha tylko po to, żeby poznał Veitcha; pozwolili im uciec, żeby odzyskali pozostałe insygnia; zrobili z Toma marionetkę, by móc śledzić całą grupę; wreszcie, zwerbowali Callowa, żeby w razie kryzysu trzymać asa w rękawie. Uświadomiwszy sobie, jak często nimi sterowano, wybrańcy poczuli, że nie są godni miana obrońców Ziemi.

Przybici, przyglądali się odjazdowi Tuatha de Danaan, wiedząc, że własną lekkomyślnością bardzo, ale to bardzo, pogorszyli sytuację. Wypuścili z puszki Pandory kolejną potężną rasę obojętną na los ludzkości i chrześcijańską moralność. Era człowieczej supremacji dobiegła końca - władza przeszła w ręce okrutnych bogów.

Inni na miejscu piątki załamaliby się i poddali, ale w sercach wybrańców i ich opiekuna wciąż płonął jasnobłękitny ogień. Nie uchylili się od ciążącej na nich odpowiedzialności. Pomimo porażającej przewagi przeciwnika, zdecydowali się kontynuować walkę. Church poprzysiągł uwolnić więzionego przez Fomorian ducha Marianny i zemścić się na ich wysłanniku, owym potrójnym mordercy, przez którego bliscy ofiar tyle wycierpieli. Jedyną szansą dla drużyny była partyzantka. Czasu brakowało. Bogowie dysponowali największymi siłami w święte dni Celtów (Imbolg, Beltane, Lughnasadh i Samhain), a najbliższy z nich - Lughnasadh - przypadał już za trzy miesiące. Data ta wyznaczać miała Koniec Wszystkiego, ponieważ Zmiennokształtni, jak zwykle dążąc do siania jak największego spustoszenia, zamierzali wskrzesić wtedy swojego władcę, jednookiego boga śmierci, Serce Cieni, znanego ludom celtyckim jako Balor. Poległ on ponoć w bitwie na Magh Tuireadh, kiedy jego rasa poniosła klęskę, ale jego energia życiowa nie zgasła, a jedynie się rozproszyła - żaden z bogów nigdy do końca nie umierał ani do końca tak naprawdę nie żył.

Piątka śmiałków musiała zdobyć jakieś wskazówki, żeby mieć na czym się oprzeć. Tom zaprowadził ich do odludnego zakątka na zachodnim wybrzeżu Szkocji, gdzie odprawili rytuał przyzywający duchy zmarłych przed wiekami Celtów, pierwszych Braci i Sióstr Smoków. Zjawy doradziły im, co robić, ale w tak zawoalowany sposób, że łatwo było ich słowa błędnie zinterpretować. Wybrańcy uzyskali jednak trzy cenne informacje. Po pierwsze, aby udaremnić powrót Balora, powinni udać się do położonej w Edynburgu Studni Ognia. Po drugie, aby pokonać Fomorian, należało odszukać Szczęście Tego Kraju. Po trzecie, jeden z członków drużyny miał się okazać zdrajcą i w niedalekiej przyszłości wydać pozostałych wrogowi.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin