Razem.1982.04.25.Jak.w.mistrzowskim.deblu.txt

(13 KB) Pobierz
Jak w mistrzowskim deblu.
Rozmowa z autorami telewizyjnej SONDY - ANDRZEJEM KURKIEM i ZDZISŁAWEM KAMIŃSKIM

-  Gracie panowie w tenisa ?
-  Czemu pan pyta o tenisa, spodziewaliśmy się rozmowy o SONDZIE?
-  Będzie i o SONDZIE - teraz o tenisie, a więc gracie?
ANDRZEJ KUREK: - Kamiński gra, podobno zupełnie nieźle, ja próbowałem.
ZDZISŁAW KAMIŃSKI: - Załatwiłem Andrzejowi i Markowi Siudymowi z naszego zespołu lekcje gry w tenisa, ale do tego sportu trzeba mieć odrobinę smykałki, a oni...
A.K.: - Po prostu nie mam w kraju odpowiedniego partnera. 
-  Fibak w USA.
A.K:- Właśnie, Fibak w świecie, a reszta się nie liczy. Odbijam więc z synalkiem piłkę z gąbki i to nam wystarcza.
-  Nieprzypadkowo rozpocząłem naszą rozmowę od tenisa. Wydaje ml się bowiem, że właśnie ta gra, jak żadna inna, wymaga idealnego zrozumienia partnerów, eliminuje fuszerkę, obnaża najmniejszy błąd...
A.K.: - Który partner może naprawić.
-  Ale błąd widać. Natomiast wasza SONDA jest, moim zdaniem, mistrzowską partią.
A.K.- To ciekawe, bo spotykamy się z opinią: ale ci faceci się kłócą.
Z.K.:- Andrzej ma taki charakter. Ale poważnie - tak jak w deblu, żeby wygrać - trzeba tworzyć zgraną parę. Przeczy to opinii o naszych kłótniach. Myślę, że taką parę tworzymy. Teraz kwestia, przeciwko komu gramy?
AK.: - Gramy z widzem, ale nie przeciwko widzowi. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale formuła programu zakłada, że w warstwie zewnętrznej prowadzimy swego rodzaju spór. wypowiadamy zdania kontrowersyjne, bądź prowadzimy spór czysto werbalny. Żeby to wyglądało naturalnie - musi istnieć między nami bardzo daleko idące porozumienie i zgranie.
Z.K.:- Zgranie sięga znacznie głębiej, aniżeli wymaga tego warstwa merytoryczna audycji. Możemy wprawdzie usiąść przy kawie i ustalić wszystko - kiedy Andrzej kicha, a ja kaszlę - ale potem wchodzimy do studia i wszystko wywraca się do góry nogami. Reflektor spada, lodówka grzeje, z telefonu syczy gaz,  a sprężarka pompuje wodę. Trzeba reagować natychmiast, mieć uśmiech i być na luzie. Tego oczekuje widz. Nie możemy powiedzieć - dziękujemy, idziemy do domu. mamy dość.
-  Można pokazać planszę; przepraszamy za usterki.
A.K: - Jesteśmy chyba jedynym zespołem w TV. który z tej planszy jeszcze nie skorzystał, choć oczywiście mamy ją. Ale wróćmy do naszej gry i pytania, przeciw komu gramy. Wydaje mi się, że gra, którą obserwuje widz. ma inny wymiar niż gra, którą my prowadzimy. Musimy wypowiadać kwestie, ripostować, jednocześnie ustawiać się odpowiednio w stroną kamery, uważać na dziesiątki kabli na podłodze itd.. itd. Gramy więc również z techniką, gramy z tą cholerną ilością technicznych przeciwności. To drugi przeciwnik.
Z.K.:- Wreszcie trzeci - to sama robota. My prowadzimy przedsiębiorstwo średniej wielkości: czterech dziennikarzy i kierownik produkcji. Dajemy miesięcznie 2 godziny programu Sondy oraz 1 - 1,5 godziny innych audycji. Kiedyś były cykle PLANETA-ZIEMIA (20 odcinków), potem Marek Siudym zrobił kilka audycji z cyklu MÓZG, ostatnio robimy również programy dla dzieci. 
Dajemy więc na antenę tyle, co niejedna naczelna redakcja licząca kilkadziesiąt osób.
A.K.:- To wcale nie znaczy, że jesteśmy tacy zdolni, świadczy raczej o tym. że można programy zrobić. Ale harówka jest olbrzymia.
Z.K.:- Z konieczności pełnimy funkcje scenografa, reżysera programu, wymyślamy triki. Brak nam ludzi, którzy znając temat audycji proponowaliby - to na początek, to w środku, to w końcówce, do tego muzyka, a tutaj wybuch.
A.K.:- Mało tego. pełnimy również funkcje rekwizytorów, sprzątaczki, magazynierów, kierowców, zaopatrzeniowców. Jeśli trzeba coś przywieźć z Siedlec - to zanim napiszemy zamówienie, zbierzemy odpowiednią liczbę pieczątek, podpisów - Kurek pojedzie po ten rekwizyt na rowerze.
Z.K.: - Damce bez ramy, ale z bagażnikiem.
-  W Waszym programie rekwizyt jest równie ważny jak prowadzący.
A.K.:- Pół biedy, jeśli rekwizyt istnieje. Wtedy go pożyczamy. Jeśli zaś go brak?
Z.K.:- To ja przez całą niedzielę tnę i hebluję deski, które we wtorek „grają" elektrownię jądrową nad brzegiem Pacyfiku.
A.K.:- Życie jest pełne paradoksów. Przykład niejako modelowy. Otóż jeśli chcemy wypożyczyć z Zakładu Anatomii Prawidłowej gipsowy model ucha - musimy napisać pisemko i wystawić rewers. Pisemko nasze krąży od adiunkta do docenta, nabiera urzędowej mocy, przybywa mu pieczątek i podpisów. Natomiast jeśli pożyczamy komputer wartości 50 tysięcy dolarów, to właściciel pyta: gdzie panów samochód, czy macie wystarczająco duży bagażnik;
-  Komputer widać mniej ważny niż ucho.
A.K.:- Dobre ucho, ho, ho, to się liczy.
Z.K.:- Przez cale lata stosunkowo łatwo było pożyczyć rekwizyt. Czasem nawet zgłaszały się do nas różne instytuty i proponowały ciekawą aparaturę. Teraz sytuacja mocno się skomplikowała - głównie za sprawą transportu, a ściślej braku benzyny. Wszyscy liczą. 
- Macie temat audycji, przygotowujecie ją przez tydzień. Na ekranie widzimy niewinną rozmowę dwóch dżentelmenów, np. o trawie.
A.K.:- Ta niewinna rozmowa to nasze założenie. Musi tak wyglądać na ekranie. Staramy się opanować nerwy, strach przed przedziwnym zachowaniem rekwizytu, strach przed złośliwością martwych przedmiotów...
Z.K.:- Kiedyś robot wykonał o jeden manewr za dużo i chciał, mnie zabić...                           
A.K.:- ...i przekazać widzowi maksimum zdobytych przez nas informacji. Jeśli się to udaje - jesteśmy lepsi i bardziej wiarygodni od innych twarzy z małego ekranu.
-  Czasem przypominających sparaliżowanego epileptyka.
A.K.:- Może to brutalne porównanie, ale...
Z.K.:- Po pierwsze nie mamy zahamowań...
A.K.:- Po drugie - przestaliśmy traktować naukę jak świątynię...
Z.K.:- Po trzecie - mamy przygotowanie fachowe, co bardzo pomaga zorientować się w temacie, wyłuskać z niego najfajniejsze sprawy i odpowiednio je widzowi pokazać. Oczywiście, nie robimy rachunków na ekranie, ale wiemy, o co w audycji chodzi.
A.K.:- Prowadziłem kiedyś drobne eksperymenty fizyczne - tak więc przyrządy i ideologia pomiarowa nie jest mi obca, ideologia eksperymentu także.
Z.K.:- Oprócz tego mamy całą armię ludzi, którzy nas co tydzień czegoś nowego uczą.
A.K.: - Wymaga, oczywiście, ale to nasza praca, którą chcemy wykonać jak można najlepiej. Audycję nagrywamy we wtorek, pan ją ogląda we czwartek.
- Ile czasu trwa przygotowanie audycji?
A.K.: - Nie ma na to recepty. Mamy archiwum - skromne wprawdzie, ale pomocne. Czasem wystarczy przejrzeć filmy, zmontować odpowiednio, dołożyć trochę komentarza i jest SONDA Czasem nosimy w sobie pomysł przez wiele miesięcy, zbieramy okruchy, żeby po roku zrobić program.
Z.K.: - Nie przez przypadek mówimy o fabryce. Mamy fabrykę o ruchu ciągłym. Taśma z programami nigdy nie staje. Teoretycznie na przygotowanie audycji mamy tydzień - od wtorku do wtorku. A praktycznie... jak w fabryce. Wszystko zazębia się i nie wiadomo co z tego będzie. Teraz znamy już tematy najbliższych trzech audycji. To prawie psychiczny komfort
A.K.: - Ja mam bombę na Boże Narodzenie!!!
Z.K.: - Dobra dobra, najpierw będą wakacje.
- Na ekranie wyglądacie jak mędrcy: - Wiedzą absolutnie wszystko o wszystkim - usłyszałem od mojej sąsiadki.
Z.K.: - Zdajemy sobie sprawę, że dla widza może to być denerwujące: jak to jest - ci faceci co tydzień są ekspertami w innej dziedzinie.
A.K.:- Powiem panu prywatnie -jeden jest sprytny, a drugi wie.
Z.K.: - Kurek wie. a ja się dowiaduję.
A.K.: -  Natomiast naprawdę, rzecz polega na tym. że przez pięć lat wypracowaliśmy pewną metodę potrzebną dziennikarzom zajmującym się popularyzacą nauki. Opanowaliśmy umiejętność bardzo szybkiego zdobywania informacji i sprzedawania jej na antenie w sposób komunikatywny. Nauczyliśmy się wyciskać z naukowców interesujące nas informacje w ciągu kilkugodzinnej rozmowy.
Z.K.: - Mamy swoje patenty. Jeśli jest na tapecie medycyna, to radzimy się znajomego profesora. On podpowiada, kto jest najlepszy w Polsce w danej dziedzinie, i tego dopadamy.                 
A.K.: - A potem najgorsze - jak stanąć przed kamerą i swobodnie opowiedzieć to pannie Krysi i panu Wojtkowi - aktualnie na wczasach w Bieszczadach. Myślą, że każdy potrafi opowiedzieć cos drugiemu, ale nam jakoś udaje się to lepiej. 
Z.K.: - Widzi pan. jaki mądry? 
- Od lat obserwujemy wzrost zainteresowania naukami ścisłymi, głównie fizyka. Fascynują wiadomości o najmniejszych częściach atomu, kwarkach, jonach i tych wszystkich fizycznych cudach - jak to wytłumaczyć?
A.K.: - Mam swoją teorią na ten temat. Wydaje mi się, że obserwujemy powrót do czasów i myśli Newtonowskich - u podstaw każdej nauki leży fizyka... Możliwe, że opanowała ona aparat matematyczny do opisu zjawisk, możliwe, że obiektywnie pokazuje zjawiska i przebieg eksperymentu - to wszystko możliwe - jedno jest pewne, fizyka nie kłamie. Dzięki niej wiemy, co jest prawdą, co fałszem.
Z.K.: - Panie, można zwariować i mieć totalną migrenę jak ten Kurek w każdym programie odsyła wszystko do fizyki. Ja się chyba kiedyś powieszę, wbrew prawu fizycznemu - głową w dół.
A.K.: - Ale Newton powiada, że wszystko, co się wokół dzieje, ma za podstawę matematyczny model filozofii przyrody. I my w tej filozofii siedzimy.
Z.K.: - Ja siedzę nie w filozofii przyrody a w fotelu.
- SONDA zajmuje się głównie naukami ścisłymi. Pokazujecie komputery, silniki, rakiety, ciekły tlen, twardy jak skała lód. Czy możecie zrobić ciekawy program z dziedziny np. nauk społecznych?
A.K.: - Dopiero wtedy, kiedy w naukach społecznych będzie można przeprowadzić obiektywnie sprawdzalny eksperyment, to zadanie piekielnie trudne i chyba nierealne.
Z.K.: - Wbrew pozorom programów nie związanych z techniką było dość sporo. Są bardzo trudne w realizacji, mniej telewizyjne. Bo co pokazać w audycji o trawie?
-  Właściwie zawsze podkreślacie dorobek nauki światowej.
A.K.: - Bo nie ma nauki takiej czy innej, amerykańskiej czy ra...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin