Bronowice Stanisława Wyspiańskiego.doc

(104 KB) Pobierz
Bronowice Stanisława Wyspiańskiego

Bronowice Stanisława Wyspiańskiego

Barbara Wachowicz

http://naszdziennik.pl/wp/54951,bronowice-stanislawa-wyspianskiego.html

zdjecie

( )

 

W sypialni Stanisława Wyspiańskiego wisiał zawsze jego młodzieńczy obraz zatytułowany „Śmierć matki artysty”. To jedyne wspomnienie matki w jego twórczości. Panna Maria Rogowska pochodziła ze szlacheckiej familii krakowskiego patrycjatu. 25 kwietnia 1868 roku poślubiła młodego rzeźbiarza Franciszka Wyspiańskiego i 15 stycznia roku 1869 urodziła syna, któremu dano imiona Stanisław Mateusz na cześć bohaterskiego dziada, który wspierał Powstanie Styczniowe. Zmarła 18 sierpnia 1876 roku na gruźlicę, siedmioletni Staś został z ojcem sam. „U stóp Wawelu miał ojciec pracownię (…)/ tam chłopiec mały chodziłem,/ co czułem, to później w kształty mej sztuki zakułem” – wspomni już w latach sławy.

Ukończył prestiżowe gimnazjum św. Anny (bardzo nie lubił matematyki!).

Po maturze zaczął studia w Szkole Sztuk Pięknych i na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, poświęcając się przede wszystkim historii sztuki i literaturze. Był ulubionym uczniem Jana Matejki.

„Po ogień jasny iść”

Należał do natur zamkniętych, nieskorych do więzów przyjaźni. A przecież zawarł sojusz serdeczny z młodszym kolegą uniwersyteckim, który napisze: „Przeżyliśmy razem całą młodość i najpiękniejsze męskie lata”. Autor tych słów nazywał się Lucjan Rydel i miał stać się Panem Młodym z „Wesela”.

Wspomina Rydel „nocne przy księżycu wędrówki po Starym Krakowie” z Wyspiańskim. „Ta przeszłość mówiła do nas, gdyśmy wchodzili pod sklepienia wawelskiej Katedry i stawali nad sarkofagami królów; a teraźniejszość?… Ta rozdzierała nam serca, gdy nam z dziedzińców królewskiego zamku zamienionego na koszary dolatywał przeraźliwy głos trąb wojskowych; wieczorami patrzyliśmy w okna monarszych komnat, zbezczeszczonych i splugawionych, i czekaliśmy, czy nie przesunie się w oknie cień dostojny i boleśny w koronie Piastów i Jagiellonów”.

Z dumą pisze Rydel o przyjacielu, iż ten ledwo dwudziestolatek był „prawą ręką Matejki” przy renowacji wnętrza kościoła Mariackiego i zdobieniu świątyni piękną polichromią.

Otrzymał propozycję przygotowania polichromii kościoła Franciszkanów. Ma namalować żywioły. I chce ich symbolem uczynić kwiaty, które kochał. Pisze Rydlowi w styczniu 1896: „Nie mogę się doczekać kwiatów i wiosny i wyobrażam sobie już moje szaleństwa, jak cały pokój będzie pełny woni i barw zielska, zieloności, chwastów”. A obdarowując wierszem przyjaciela, wyznawał:

Chciałbym ci najbujniejszy kwiat złożyć
na piersi (…)
Nam trzeba za cenę życia po ogień
jasny iść (…)
porwać ogień strzeżony
zanieść w ojczyste strony.

Latem 1899 roku Wyspiański ciężko zachorował. Uratowała go pomoc Henryka Sienkiewicza, o którą zwrócił się do autora „Trylogii” Lucjan Rydel.

Plotka, którą zrobił Boy-Żeleński, jakoby Sienkiewicz nazwał Wyspiańskiego grafomanem (co powtarzają z lubością różni ignoranci za naszych czasów), nieprawdziwa jest i wyjątkowo krzywdząca. Po zgonie autora „Wesela” Sienkiewicz pisał prezydentowi Krakowa: „Z uczuciem żalu powszechnego, jaki w sercach polskich wzbudziła przedwczesna śmierć poety, który głęboką miłość dla kraju łączył z niezwykłą i prawdziwie wzniosłą czystością myśli i uczuć (…) służył Ojczyźnie, potrafił wstrząsnąć i pociągnąć ku sobie serca polskie…”.

Stypendium Sienkiewiczowskie przyznano Wyspiańskiemu w latach 1900-1902. Właśnie wtedy powstało „Wesele”.

„Daję Waści złoty róg”

W Izbie Weselnej „Rydlówki” wisi fotografia natchnionego proroka Wernyhory, malowanego przez Matejkę. Od sceny pojawienia się Gospodarzowi „Pana Dziada z Lirą” zaczął Wyspiański pisać „Wesele”. Złoty róg, który ma wzywać Polaków do walki, dostaje Gospodarz – Włodzimierz Tetmajer.

Ród Tetmajerów żołnierski był z dziada pradziada. Praszczurowie Gospodarza walczyli w Legionach Dąbrowskiego, a jego ojciec ranny w bitwie pod Iganiami poderwał do boju swój oddział i szarżował na Moskali w tym największym zwycięstwie Powstania Listopadowego.

„I przypominam chwile, kiedy nas obu, wraz z bratem, uczono (…) ’Pieśni o ziemi naszej’. Bo Matka najpierwej zaraz po pacierzu nauczyć nas chciała, jak mamy kochać ojczyznę” – pisał Tetmajer.

„W Małopolsce słynne były w Bronowicach ładne dziewki, gosposie z uśmiechem na licach…” – czytamy w poemacie Tetmajera „Racławice”.

Panna Anna Mikołajczykówna, lat 16, Hanusią zwana. „(…) dziewczę o matowej twarzyczce, okraszonej smagłowością, o ciemnych oczach, ustach wykrojonych smutkiem i dobrocią” oczarowała Włodzimierza. Ich małżeństwo wstrząsnęło Krakowem. Jakże to możliwe? Szlachcic, malarz, uczeń Matejki, po studiach w Paryżu, Monachium, Wiedniu – który „obnosił po mieście swój szyk paryski, wytworność i butę wielkiego pana, i artysty…” – żeni się z prostą chłopką! Skandal! Groza! Rozpacz rodziny!

Krakowskie paniusie biadoliły w pamiętnikach: „Czy z taką wiejską babą może być szczęśliwy człowiek wykształcony?”. Okazało się, że było to niezwykle szczęśliwe i dobrane stadło.

W roku 1894 Tetmajerowie budują dom. Nad frontowym ganeczkiem gontem krytym widniał herb Tetmajerów, ale chata jest kryta strzechą. To dzisiejsza „Rydlówka” – miejsce akcji „Wesela”. Tetmajer pisze wiersz „Na dom bronowski”:

Więc pragnę, by dom nowy uczył moje dzieci
kochać zmarłą ojczyznę i czcić Ją jak Boga!

Wierną sojuszniczką była „żonisia”, jak czule nazywał swoją Annę, która „chowała dzieci w miłości dla Polski”. I taką ją widzimy w „Weselu”. Wzorowa żona dbająca o męża i liczne dzieci (dziewięcioro!), zapobiegliwa, rzeczowa, chowająca starannie do skrzyni złotą podkowę, którą zgubił koń Wernyhory, bo „Scęście w ręku, tego z ręki się nie zbywa… Scęście swoje się szanuje…”. Czym było to szczęście u boku takiej żony, mówią słowa Włodzimierza Tetmajera:

Ty moja wierna towarzyszko wdzięczna,
co mnie jak anioł wiedziesz w życia burzy.

„Jakie to kochanie będzie?”

Panna Młoda mówi w „Weselu”: „Cięgiem ino rad byś godać, jakie to kochanie będzie”. W izbie „tanecznej” Muzeum Młodej Polski zwanym „Rydlówką” wiszą portrety Jadwigi Mikołajczykówny, pastelowej, jasnowłosej, subtelnej, zadumanej. Całkowite zaprzeczenie rubasznej, temperamentnej (w filmie bardzo obfitokształtnej) Panny Młodej z „Wesela”.

Pani Włodzimierzowa Tetmajerowa miała młodszą siostrę Jadwisię. 8 sierpnia 1900 roku Lucjan Rydel słał wieść: „Przyszła i na mnie kreska: żenię się”.

I oto 20 listopada 1900 roku w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej kościoła Mariackiego odbył się ów ślub, który miał Rydlowi przynieść szczęście, a literaturze polskiej arcydzieło.

Ślub celebrował staruszek ksiądz, ojciec Wacław Nowakowski, z zakonu kapucynów, sybirak, przyjaciel rodziny, spowiednik Rydla od dzieciństwa, znakomity kaznodzieja, sportretowany przez Wyspiańskiego w dramacie „Wyzwolenie”, gdzie woła:

 (…) do góry, bracia, do góry,
gdzie orzeł, ptak białopióry,
Polskę na skrzydłach ponosi.
Bóg Polskę we mnie głosi!

21 listopada wieczorem odbywały się „czepiny” – zdjęcie wieńca Panny Młodej i włożenie jej czepca. Opowiada Rydel: „Był widok jedyny w swoim rodzaju i zupełnie niezwykły, kiedy u Tetmajerów zasiedli przy stole panowie we frakach, a między nimi wiejskie kobiety w naszywanych gorsetach i w koralach na szyi, i panie w sukniach wizytowych, i chłopi w sukmanach”.

I tu Wyspiański ujrzał swój dramat.

„Polska śniła się poecie”

Ponurego lutowego dnia 1901 roku dyrektora Teatru w Krakowie Józefa Kotarbińskiego i jego żonę Lucynę „mordował czytaniem makabrycznej fantazji” Stanisław Przybyszewski. Mieli oboje po tej lekturze „przytłaczającej jak zmora” wściekły ból głowy, gdy pojawił się „cichy, skromny, blady jak opłatek – Stanisław Wyspiański, trzymając trochę kartek…”.

Kotarbiński wspomina: „Czułem, jak mnie za serce chwyta czar tej poezji na wskroś nowej, ujarzmiła mnie wizja poety…”.

W przeddzień premiery cenzura kazała pod groźbą wysokiej kary pieniężnej skreślić scenę sławnej rozmowy Poety z Panną Młodą: – Serce? – A to Polska właśnie!

Na próbie generalnej Wanda Siemaszkowa – Panna Młoda – dowiedziawszy się o tym, krzyknęła: – To cesarz austriacki pozwala śpiewać: „Jeszcze nie zginęła”, a cenzor wyrzuca Polskę z serca polskiej chłopki? Będę mówiła, zapłacę, rozkrzyczę, podam do gazet… Cenzor, Polak, zabrania mówić o Polsce w sercu… Cenzor uciekł.

16 marca 1901 roku zagrano premierę „Wesela” bez żadnych skreśleń!

Po spektaklu, jak twierdzą świadkowie, wydarzyło się coś, czego dotąd dzieje teatru nie znały. Publiczność zastygła, zamarła, po czym sala zerwała się i zaszumiał huragan braw. Bohaterowie dramatu zareagowali różnie.

Dziennikarz, czyli Rudolf Starzewski, redaktor „Czasu”, ogłosił ogromne, wnikliwe studium poświęcone „Weselu”: „Trwa to ’wesele’ przeszło wiek – pisze – uczestnikiem każdy, komu polskie serce bije w piersi lękiem i nadzieją”.

Poeta – Kazimierz Przerwa-Tetmajer, brat przyrodni Gospodarza, ogłosił cykl esejów poświęconych Wyspiańskiemu, stwierdzając: „Wyspiański uderzył naród w serce i naród sercem mu odpowiedział”.

Gospodarz – Włodzimierz Tetmajer – napisał do Wyspiańskiego list: „Zrobił pan wielkie, wielkie dzieło, wielkie dzieło sztuki i wielkie dzieło miłości Ojczyzny.

Niech Bóg i Matka Boska i Król-Duch Polski strzegą pana od wszystkiego złego i pomogą tworzyć”.

I tylko Pan Młody, czując się ośmieszonym, był oburzony i rozżalony. Panna Młoda podobno zalała się łzami i nie mogła darować Wyspiańskiemu pytania: „Kaz ta Polska?”. Jakże to! Ona – wychowana w domu szwagra, „gdzie co trzecie słowo było Polska”, miała nie wiedzieć, czym ona jest?!

W znakomitym dramacie Rydla „Betlejem Polskie”, wznowionym po wojnie po raz pierwszy w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie w roku 1979, cała Polska pielgrzymowała do żłóbka.

Na premierze, gdy w finale Matka Boża – Polski Królowa – prosi Syna: „Patrz, cała Polska pod mój płaszcz się garnie” – cała widownia, powstawszy, śpiewała z aktorami „Bóg się rodzi”, a kapłan, który siedział w więzieniu za budowę kościoła w Nowej Hucie, wbiegł na scenę, by uściskać reżysera-dyrektora Henryka Giżyckiego w grottgerowskiej czamarze styczniowego powstańca…

Warto dodać, że mimo rozżalenia Lucjan Rydel nie zerwał z przyjacielem młodości, wspierał Wyspiańskiego w zabiegach o dyrekcję teatru krakowskiego, ratował pożyczkami, a gdy autor „Wesela” odszedł z tego świata 28 listopada 1907 roku, apelował, by „duchową jego spuściznę otoczyć opieką i zabezpieczyć dla potomnych pokoleń”.

„Ułanem będzie mój syn!”

Jakie były losy bohaterów „Wesela”? Opowieść o nich zawdzięczam pani Marii Rydlowej, znamienitej polonistce Uniwersytetu Jagiellońskiego, żonie wnuka Rydla, wzorowo jako kustosz honorowy opiekującej się „Rydlówką”.

Błażej Czepiec doczekał niepodległości Polski, działał w Polskim Stronnictwie Ludowym. Na jego pogrzebie w roku 1934 powiedziano: „Żegnaj, Czepcu – starosto weselny! Miałeś rację – ’Chłop potęgą jest i basta’”!

Rachel – Józefa Singer, córka karczmarza, obiecała Rydlowi, że ochrzci się i przejdzie na katolicyzm, gdy Polska odzyska niepodległość, co uczyniła. Jej chrzestnym ojcem był Włodzimierz Tetmajer. W czasie okupacji niemieckiej nie założyła gwiazdy Dawida i nie poszła do getta. Ukrywano ją w „chacie rozśpiewanej” – „Rydlówce”. Wojnę dzięki rodzinie Rydla przeżyła.

Poeta. Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Po ogromnym sukcesie tatrzańskiej sagi – „Na skalnym Podhalu”, „Legenda Tatr” – uwielbiany przez górali (i niezmiennie adorowany przez „zwariowane babiszony”!) – przyczynił się do powstania Związku Podhalan. Żarliwie wspierał ideę Legionów Piłsudskiego. Na stare lata samotny i opuszczony miał tylko jedynych opiekunów w postaci warszawskich harcerzy – przyszłych bohaterów „Kamieni na szaniec”.

Gospodarz. Włodzimierz Tetmajer – w roku 1911 zostaje wybrany przez chłopów na posła z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego do parlamentu austriackiego. Wsławi się, od razu zaznaczając, że jako szlachcic polski nie będzie z ministrami korespondował po niemiecku, lecz… po łacinie! Jego wystąpienia cechuje wyjątkowa odwaga. „My uważamy, że Polska jest rzeczą wielką i cenną”. I oto w 1918 roku wybija godzina niepodległości. Napisze w uniesieniu:

Zerwał się orzeł! Ze mgły się wyłania!
Lśnią białe skrzydła w zorzy zmartwychwstania!

Miał w dziele zmartwychwstania Polski swój udział. W Bronowicach ćwiczył Drużyny Strzeleckie, które współtworzyły Legiony Piłsudskiego. Marzył, by jego ukochany najstarszy syn Jan Kazimierz stanął kiedyś w szeregach polskiego wojska. „I na małego patrząc chłopczynę, myślę: ułanem będzie mój syn!”.

To marzenie się spełniło, niestety – okrutnie! 28 lipca 1918 roku jego wymarzony ułan – podporucznik 8. Pułku Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego Jan Kazimierz – poległ w krwawej bitwie.

Zmierzchowi ojca towarzyszą żal, gorycz, rozczarowanie, które wyraził w „Szopce politycznej”:

Jak zaczęli w Sejmie smrodzić,
Jak się jęli za łby wodzić,
Nic nie widzą, nic nie słyszą,
Tylko jadem na się dyszą!

Umarł na serce. Żegnając go, Polacy powiedzieli, że daleki był od letargicznego tańca przy muzyce chochoła i tyle „ognia miłości dla wszystkiego co polskie zgasło z chwilą, gdy to najszlachetniejsze serce bić przestało”.

Gospodyni. Anna z Mikołajczyków Tetmajerowa w 1939 roku odwiedziła córkę na Kresach. Gdy wkroczyła na ziemię polską Armia Czerwona, Gospodyni została wywieziona przez NKWD na Syberię, gdzie przeżyła śmierć wnucząt. Ratowała się, tnąc swoje piękne, kolorowe chusty bronowickie i oddając je za chleb. Dwaj jej zięciowie, więzieni w łagrach – potem żołnierze armii generała Andersa – odnaleźli teściową i ocalili. Przez Persję, Teheran, Indie powróciła Gospodyni do „Tetmajerówki” w Bronowicach. Jakaż szkoda, że nikt nie spisał jej wspomnień!

Pan Młody. Lucjan Rydel przeżył ze swoją Jagusią – Panną Młodą – osiemnaście bardzo szczęśliwych lat. Zmarł w swej „Rydlówce” 9 kwietnia roku 1918, nie doczekawszy listopadowej wolności.

„Przybywaj tu – odżyjesz!”

Jadwiga Rydlowa wiernie spełniła testamentarną prośbę męża. Mimo biedy nie sprzedała „Rydlówki”, która do dziś pozostaje w rękach rodziny.

Uroczą, mądrą, gościnną przewodniczką-kustoszem jest pani Maria Rydlowa – małżonka wnuka autora „Betlejem” – Jacka, syna córki Lucjana Rydla. Mówi o nim: – Bardzo dobry, piękny, szlachetny, odziedziczył wszystkie geny najlepsze po Mikołajczykach i Rydlach.

Panią Marię wspierają w opiece nad sławnym domostwem – syn Jan, znamienity historyk, pasjonujący się dziejami II wojny światowej, wnuczka Anna – imienniczka Haneczki z „Wesela”, córka Katarzyna z mężem Piotrem, którzy powrócili do Polski, porzuciwszy lukratywne życie w Stanach…

Oto opowieść Marii Rydlowej: Panna Młoda z „Wesela” odeszła w roku 1936 i żegnano ją artykułami – „Arystokratka w czepcu”. Była nią niewątpliwie – cicha, spokojna, zrównoważona, nieugięta – arystokratka z ducha. Niemcy wyrzucali z „Rydlówki” książki i ciskali w błoto pod samochody… Ale „Rydlówka” przeżyła. I zaczęli odwiedzać ją ludzie ciekawi miejsca, gdzie toczy się akcja „Wesela”.

21 listopada 1969 roku otwarto Regionalne Muzeum Młodej Polski „Rydlówka”. Pierwszym kustoszem została Anna Rydlówna, wnuczka Jadwigi i Lucjana, która pełniła tę funkcję z wielkim oddaniem do chwili śmierci, czyli prawie lat 30!

Po jej odejściu utrzymaliśmy więź rodzinną z domem „Wesela”, mieszkamy na pięterku, do funkcji przewodniczki już przysposobiła się praprawnuczka nosząca imię tak wpisane w tradycję domostwa – Anna.

Pod przewodnictwem pani Marii i Anny miałam szczęście przeżyć spotkanie z „Rydlówką”. Z okien tej izby tanecznej widać chochoły jesienią. I odbywa się wówczas w „Rydlówce” uroczystość „Osadzenia chochoła” – ze słowami nadziei, że kryje on różę – życie, które z wiosną „odkwitnie”.

„Rydlówka” promienieje i promieniuje. Jest bajecznie kolorowa, urodziwa, piękna, świetlista. I temu weselnemu domostwu należy przypisać słowa Muzy z „Wyzwolenia”:

Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi
i smucisz się, i czoło kryjesz,
z rękoma w krzyż załamanymi
biadasz – przybywaj tu – odżyjesz!

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin