!Michael DiMercurio - Pełne zanurzenie.rtf

(998 KB) Pobierz
MICHAEL

MICHAEL DiMERCURIO

Pełne zanurzenie

Przekład KRZYSZTOF BEDNAREK

 

„KB”

 

Tęsknota

Marzę o tej

która dawała mi zdrowie

swą miłością

i podnosiła mnie na duchu, gdy upadałem.

 

„Dotykaj mnie, kiedy tylko chcesz

- mawiała -

moje ciało i dusza należą do ciebie „.

 

Pamięć krąży wokół spędzonych wspólnie chwil

jak wir wokół skały.

Moje życie zmieniło się jak w długim, wstrzymanym

w ekstazie oddechu.

 

Wypuściłem go i znów zostałem sam.

 

Czy był to sen?

po katastrofie

znalazłem się w niebie

i dopiero teraz widzę, że umarłem?

 

„Boże, daj mi więcej czasu - błagałem -

pozwól wypełnić jej godziny,

jej dni, jej serce „.

 

Odpowiedź nadeszła

w postaci straszliwego ciosu,

odpowiedź negatywna,

„nie „, wypowiedziane pełnym żalu szeptem.

 


Pozostaję zagubiony,

cisza kpi ze mnie.

Moje serce biło niegdyś tylko dla niej

czyżby miało teraz bić dla mnie samego?

 

Moja jedyna, najdroższa, nadziejo moja

patrzyłem na ciebie, gdy spałaś.

Gdy ciebie nie ma, moja dusza

śni zawsze o tobie.

 

 

Dżihad w postaci przyjętej przez GIA jest zgodny z nauczaniem prawdziwego islamu. (...) Nie będzie zbawienia (...) jeśli nie będziemy stale głosić hasła: „Powieś ostatniego niewiernego najełitach ostatniego chrześcijańskiego księdza „. Jedyną bronią, jaką my, muzułmanie, możemy przeciwstawić dysponującemu nowoczesnymi urządzeniami nieprzyjacielowi, jest dżihad, kontynuacja dżihadu i „umiłowania śmierci”. Rządzący [Algierią] to apostaci i jedynym rozwiązaniem jest pozabijanie ich.

szejk Abu Katadeh zwany Al Falastini, nieoficjalny minister propagandy i teoretyk algierskiej organizacji terrorystycznej znanej jako GIA (Groupe Islamique Arme, czyli Zbrojna Grupa Islamska)

 

Widok okrętów wojennych na horyzoncie onieśmiela. A jeszcze bardziej onieśmielają okręty, których nie widać. (...) Dziś amerykańskie okręty podwodne, wykonując swoje tajne zadania, sąjeszcze trudniejsze do wykrycia niż dawniej. Bez ostrzeżenia trafiają w cel rakietami samosterującymi, przekazują dane wywiadowcze ugrupowaniom bojowym, przewożą personel sil specjalnych, wysyłają i wyławiają podwodne pojazdy typu UUV i UAV. W Electric Boat nie tylko zmieniamy sposób, w jaki ludzie myślą o okrętach podwodnych, ale także także sposób, w jaki ludzie patrzą na pustą połać oceanu. (...) General Dynamics/Electric Boat/ Tu zaczyna się działanie w ukryciu.

reklama General Dynamics, lipiec 2004, „Submarine Review”

 

Będziecie służyć na najbardziej zaawansowanych technicznie obiektach podwodnych znanych człowiekowi. Na okrętach, które stanowią najdalej wysunięte niewidzialne bastiony amerykańskiej obrony. Zasłużycie na odznakę delfinów, która będzie certyfikatem waszych umiejętności, świadectwem uznania was za prawdziwych marynarzy amerykańskiej floty podwodnej. Wspominałem już, jak bardzo wam zazdroszczę. I ja miałem okazję tańczyć podwodny taniec z Boginią Indukcji Energii Napędu Głównego. Doświadczyłem życia w grupie towarzyszy, jakie wkrótce stanie się waszym udziałem. Słyszałem jęk stali w głębinie, ale nigdy nie byłem na takich głębokościach, na jakich wy będziecie pływać swoimi nowoczesnymi cudami techniki.

Bob „Dex” Armstrong

 

Boże, zetrzyj im zęby w paszczy;

Panie, połam zęby lwiątkom!

Niech się rozejdą jak spływające wody,

niech zwiędną jak trawa na drodze.

Niech przeminą jak ślimak, co na drodze się rozpływa,

jak płód poroniony, co nie widział słońca.

Zanim ich ciernie w krzak się rozrosną,

niech powiew burzy go porwie, póki jest zielony.

Sprawiedliwy się cieszy, kiedy widzi karę,

myje swoje nogi we krwi niegodziwca.

A ludzie powiedzą: „Uczciwy ma nagrodę;

doprawdy, jest Bóg, co sądzi na ziemi”.

Psalm 58 (57), w. 7-12 (Biblia Tysiąclecia)

 


 

Część 1

Nadejście burzy

 

1

Odwrócił się od zaciemnionego okna, by spojrzeć jej w oczy. Jej twarz była delikatnie oświetlona blaskiem świec stojących na marmurowym kominku sypialni. Miała długie włosy, czarne i błyszczące jak skrzydło kruka, ale już od tygodni nie pozwalała im swobodnie opadać na ramiona. Skręcone w luźny kok układały się w falę powyżej uszu. Straciła szczupłą figurę, przynajmniej w talii, ale nogi miała nadal tak długie, smukłe i jędrne jak zeszłej zimy. Piersi powiększyły się - chociaż nic jej w tym względzie nie brakowało. Narzekała oczywiście na tysiąc wad swojego ciała, ale on nic nie chciałby w niej zmienić.

Zapadła się głębiej pod kołdrę. Przeszedł ją dreszcz, gdy nagły podmuch wiatru uderzył w okno strugami deszczu, aż wiekowy dom zaskrzypiał w proteście.

- Musimy obejrzeć prognozę pogody - powiedziała aksamitnym głosem.

Dąb za oknem zakołysał się, ocierając gałęziami o okap. Świece przygasły od zimnego powiewu, pokój rozświetliła błyskawica, a potem rozległ się grzmot. Mężczyzna próbował wyjrzeć przez okno, ale mimo że było wczesne, niedzielne, sierpniowe popołudnie, zrobiło się ciemno jak o północy. Znów uderzył piorun, błyskając w pokoju jak stroboskop. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu nagły odgłos gromu.

- Nie ma prądu. - Jego ciepły, dźwięczny tenor brzmiał uspokajająco. - Obejrzymy pogodę, kiedy znowu włączą. - Usiadł w końcu łóżka, kładąc rękę na jej nodze. Miał na sobie tylko bokserki i starą szarą koszulkę z wypisanym dużymi niebieskimi literami słowem Navy. Wysuszona przez wiatr skóra w kącikach oczu zmarszczyła się, gdy się uśmiechnął. Kurze łapki pojawiły się u niego wcześniej niż u większości mężczyzn. Siwizna we włosach też pojawiła się przedwcześnie. Ale mimo że miał już czterdziestkę na karku, nic poza tym nie zdradzało jego wieku. Jego ciało nadal było szczupłe i umięśnione, chociaż już nie tak jak wtedy, kiedy próbował zostać mistrzem boksu w swojej kategorii. Jego twarz zdawała się wyrzeźbiona przez domorosłego artystę - rysy były dalekie od ideału. Nos złamano mu podczas piętnastorundowej walki, którą przegrał przez decyzję sędziów, jedno ucho zostało zdeformowane po urazie, miał także głęboką bliznę na wystającym podbródku, chłodno patrzące szaroniebieskie oczy, przedwcześnie posiwiałe włosy i białe, choć nierówne zęby. Ale wszystko to razem nadawało mu oryginalny wygląd twardziela. Jego aparycja była tak nietypowa, że niedawno pewna lokalna gazeta, której reporter zobaczył go w sklepie spożywczym, opublikowała artykuł o jego pracy. Dzięki temu stał się bohaterem na kilka tygodni. Zaczął nawet odnosić sukcesy zawodowe w tym okresie.

- Teraz musimy się troszczyć o kogoś więcej niż tylko o samych siebie - powiedziała cichym głosem kobieta. - Włącz laptop. Może złapiesz Internet na łączu bezprzewodowym i zobaczymy, co z tą burzą.

Jej głos zawsze miał na niego dziwny wpływ. Była w nim jakaś muzyka, coś więcej niż dźwięk słów. Miała trudny do określenia, ledwo zauważalny akcent, którego nie słyszał przedtem, zanim się w niej zakochał. Dorastała w okolicach Filadelfii, w Huddonfield, miasteczku po stronie rzeki Delaware należącej do stanu New Jersey. Ale śpiewna intonacja i rytm jej mowy nie przypominały akcentu z tego regionu. Czasami, kiedy mówiła, słuchał jej, jakby starając się rozpoznać prawie zapomnianą, ale dziwnie znajomą piosenkę z radia, prawie nie zważając na sens słów. Przez ostatnich osiem miesięcy uczył się pilnie jej reakcji, co nie zdarzało mu się dotąd z innymi kobietami. Nadal nie mógł jednak przewidzieć, co ona powie, zrobi lub poczuje za chwilę. I to właśnie w niej kochał.

- Laptop jest w samochodzie - powiedział. - Mam do wyboru: zostać tutaj z tobą albo iść po niego i zmoknąć jak kura.

Spotkali się w bardzo dziwnych okolicznościach i wielu później potępiło go za ten związek. Nie zaszkodziło to jego karierze, ponieważ najbliżsi współpracownicy nie mieli mu tego za złe, ale to nie zmieniało faktu, że związał się z kobietą, która była jego podwładną. Oboje wiele wycierpieli podczas katastrofy morskiej, co uciszyło krytykantów. Gdyby nie wyciągnięto ich z przywodzących na myśl piekło płomieni, leżeliby teraz razem z wrakiem na skalistym dnie morza, na głębokości trzech i pół kilometra. Podczas następnych dni wiele razy zastanawiał się, czy naprawdę nie umarł, czy rzeczywistość, w której teraz żyje, nie jest tylko wytworem jego wyobraźni w ostatniej sekundzie życia.

W tym nowym życiu nic nie było jak przedtem. Ona teraz była dla niego wszystkim. Bez niej poczucie winy po stracie ponad stu ludzi chybaby go załamało. Przed katastrofą był raczej człowiekiem czynu niż skłonnym do refleksji. Świat wydawał mu się prosty, czarno-biały. Istniało dobro i zło, on był po stronie dobra. Do czasu, kiedy ci dobrzy wysłali go w samobójczą misję.

Po wybuchu bomby wodorowej stu siedmiu ludzi z jego załogi znalazło się na dnie zimnego Morza Barentsa. Kiedy odzyskał przytomność, nie istniał już podział na nieskażone dobro i bezwzględne zło. Czerń i biel ustąpiły miejsca odcieniom szarości. Pojawiła się w nim nowa cecha, której nigdy dotąd nie doceniał - skłonność do refleksji. W tej nowej rzeczywistości poczucie winy za horror tamtego dnia było ogromne, ale nie pogrążył się w rozpaczy. Spojrzał na nią. Czuł się szczęśliwy, mając ją przy sobie. To, że sam przeżył, było cudem, ale fakt, że ona przeżyła, znaczył wielokrotnie więcej. To był dar boży, spełnienie życzenia z gorączkowej, desperackiej modlitwy na łożu śmierci.

Oboje obawiali się o wyniki badań, którym się poddali następnego miesiąca, podczas gdy on czekał na kolejny przydział. W wyniku eksplozji nuklearnej zostali napromieniowani potężnymi dawkami promieni gamma, alfa i neutronów. To wystarczyłoby, by ich zabić, gdyby mieli słabsze zdrowie. Ale badania wykazały coś więcej. W jej oczach pojawiły się malutkie jak brylanciki łzy, kiedy powiedziała mu, że zostanie ojcem. Był zaskoczony. Myśl o tym, że będą mieli dziecko, zdawała mu się dziwniejsza niż to, że minionej zimy przeżyli koszmar.

Perspektywa pojawienia się dziecka zmieniła go tak, jak przedtem katastrofa na morzu, zmuszając do przeanalizowania każdego aspektu swojej osobowości, do prześledzenia wszystkich wydarzeń życia, by ocenić, czy jest tego wart. Doszedł do wniosku, że nigdy nie uznałby się gotowym do ojcostwa, ale życie zadecydowało za niego. Cały następny miesiąc poświęcił nowemu zadaniu. Jego wykonanie było dla niego tak naturalne jak oddychanie. Był zaskoczony faktem, że po tych wszystkich przemianach osobowości pracuje lepiej niż kiedykolwiek przedtem.

Ale wiedział też, że zmiany, które w nim zaszły, nie były spowodowane tylko katastrofą i perspektywą ojcostwa. To ona go tak zmieniła. Było w niej coś, co go wyciszało i uspokajało. Była odpowiedzią na ważkie pytanie, które postawiło mu życie. Chwile, które z nią spędzał, były dla niego najważniejsze. Dawniej, z powodu złego przykładu ojca, zawsze zakładał, że to praca stanowi o tożsamości człowieka. Teraz zdał sobie sprawę, że to, co się robi, ma tylko drugorzędne znaczenie w stosunku do tego, kim się jest. Kiedy myślał o sobie samym, takim, jakim był obecnie, w pierwszych sekundach po przebudzeniu czy po zaśnięciu w jej ramionach, widział siebie przede wszystkim jako jej męża, jako ojca i dopiero na szarym końcu jako marynarza.

Gdy miesiąc później otrzymał nowy przydział, poznali kolejne wyniki badań. Z uśmiechem powiedziała, że wielkość dziecka wskazuje na to, że zostało poczęte, kiedy byli razem pierwszy raz, we wczesnych godzinach porannych tego dnia, który miał być ich dniem ostatnim.

- Wiesz, że mogliśmy wtedy umrzeć.

- Wiem - powiedział, wpatrując się w nią. Nie poruszali więcej tego tematu.

- Czy myślisz, że ocaleliśmy dzięki naszemu dziecku? - spytała drżącym głosem.

Uśmiechnął się do niej w ciemności, przyciągnął ją blisko do siebie i udzielił jej racjonalnej odpowiedzi:

- Kochanie, przeżyliśmy wtedy, bo człowiek, którego chcieliśmy zabić, uratował nas, ryzykując własne życie. Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z dzieckiem.

Zaprzeczyła powolnym ruchem głowy.

- Peter Vornado może być świętym - powiedziała - ale to nie on zdecydował, że przeżyjemy napromieniowanie.

Na to nie miał odpowiedzi.

Błyskawica nagle rozświetliła pokój, a dom znów zatrzeszczał od podmuchu wiatru. Grzmot wstrząsnął oknami. Wyciągnęła do niego ręce i go przytuliła. W pierwszych miesiącach ciąży zawsze kładła się naga w łóżku, kiedy razem spędzali weekendy, ale teraz stale było jej zimno. Wkładała grubą piżamę mimo ciepłego lata na wybrzeżu Wirginii, i zakopywała się w pościeli.

Zastanawiał się, dlaczego jego ukochana żona nie narzeka na gorące lato tak jak inne kobiety w ciąży. Była dziwnie spokojna. Była teraz jeszcze piękniejsza niż wówczas, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył.

Lampa przy łóżku nagle zamigotała i zapaliła się. Włączono prąd.

Szybko znalazła pilota i przywróciła do życia płaski plazmowy ekran telewizora. Przełączyła na prognozę pogody. Meteorolog wyglądał tak, jakby stał wysoko nad Wschodnim Wybrzeżem Stanów. Wskazywał na gęste chmury nad Wirginią.

- ...od czasu gdy burza tropikalna George wczoraj późnym wieczorem nadeszła nad brzeg Karoliny Północnej i Wirginii, powodując powódź na wybrzeżu. Ale jak państwo mogą zobaczyć na obrazie satelitarnym, George to nic w porównaniu z siłą huraganu Helena, który utworzył się nad Bermudami cztery dni temu. Helena już jest huraganem trzeciej kategorii i według prognoz w ciągu najbliższych kilku godzin stanie się huraganem kategorii piątej. Helena prawdopodobnie będzie podążać za George’em i dotrze do wybrzeża tutaj, na wysokości wysp Outer Banks w Karolinie Północnej. Jeżeli Helena nie zmieni kursu, Wschodnie Wybrzeże czeka kataklizm, jakiego nie było tu od czasu Wielkiego Huraganu Święta Pracy kategorii piątej, który uderzył w wyspy Keys na Florydzie w 1935 roku...

Zmrużył oczy, patrząc w ekran. Kiedy w piątek wychodził z pracy, w wiadomościach nie mówiono nic o tym huraganie, który za chwilę miał uderzyć w Wirginię. Znaczyło to, że powinien już był otrzymać rozkazy odprowadzenia okrętu w bezpieczne miejsce na pełnym morzu wiele mil stąd. Rzucił na nią okiem, wiedząc, że ona na pewno myśli o tym samym. Dostrzegł, że zmarszczyła brwi. Spojrzała na niego porozumiewawczo.

- ...władze federalne i stanowe rozpoczęły przygotowania do uderzenia huraganu, mieszkańcom zaleca się ewakuację...

Ekran telewizora i lampka przy łóżku nagle zgasły, pokój znów był oświetlony tylko przez świece. Z dołu dobiegł jakiś odgłos, który ją wystraszył. Po chwili hałas się powtórzył. Był to dźwięk zbyt regularny jak na uderzenie pioruna, nie były to też gałęzie smagające ściany domu.

- Co to? - spytała, pochmurniejąc. Na jej twarzy pojawił się lęk. Rzadko widywał ją w takim stanie.

- Ktoś puka do drzwi. Otworzę.

Skinęła głową i schowała się głębiej pod kołdrę. A on wciągnął dżinsy, ostrożnie zdjął jedną świecę z kominka i zszedł po schodach. Kiedy otworzył drzwi, burza wtargnęła to holu i zgasiła świecę. Zauważył na oświetlonym przez błyskawicę podjeździe samochód terenowy, a na werandzie mężczyznę w przemoczonym żółtym płaszczu przeciwdeszczowym.

- Komandor Dillinger?! - zawołał gość, przekrzykując odgłosy burzy. Złapał go za kołnierz i wciągnął do domu, po czym zatrzasnął za nim drzwi.

- Dobry Boże, wejdź do środka, człowieku - powiedział. Przemoknięty gość odsunął kaptur. Nie był to mężczyzna, ale kobieta, która w mroku holu wyglądała na najwyżej dwadzieścia kilka lat.

- Dziękuję, sir - powiedziała, wycierając twarz.


Poznał ją. Służyła u Joego Krafta, jego dowódcy.

- Mat Leonah, tak? - zapytał. Przytaknęła ruchem głowy.

- Przyniosę pani ręcznik.

- Nie, dziękuję, sir - powiedziała. - Nie ma czasu. Nadchodzi huragan Helena. Głównodowodzący Floty Atlantyckiej wydał rozkaz natychmiastowego wypłynięcia całej floty w morze. Muszę jechać do innych kapitanów.

- Dlaczego po prostu nie zadzwoniliście? - spytał, patrząc jej w oczy.

- Telefony nie działają - powiedziała, wyglądając przez okno.

- Wszyscy mamy komórki.

- Sieci komórkowe i bezprzewodowe są przeładowane, szczególnie po tym, jak w kilkanaście wież uderzyły pioruny, więc admirał Jones odwołał się do wojennej procedury, co oznacza, że powinniśmy lądować śmigłowcami na podwórkach domów i zbierać ludzi, ale wszystkie śmigłowce są uziemione w taką pogodę. Wysłano więc mnie, abym powiadomiła dowódców okrętów, którzy odpowiadają za sprowadzenie załóg na swoje jednostki.

- Według mnie Paully Jones powinien był zaczekać, aż minie burza. Wyjście w taki sztorm jest bez sensu. To niebezpieczne. I miną godziny, zanim bez telefonu sprowadzę moich ludzi. - Przemilczał fakt, że maszyna została w ubiegłym tygodniu rozebrana z powodu pewnej usterki, co dodatkowo opóźniłoby wypłynięcie.

- Sir, Helena zbliża się szybciej, niż przewidywano. Flota musi dotrzeć na spokojne wody, zanim utworzą się wielkie fale. Ja nie wymyślam rozkazów, tylko je przekazuję.

- Wiem, przepraszam. Do kogo teraz pani jedzie?

- Zostało już tylko dwóch. Kapitan McDonovan z USS „Wirginia” i kapitan Vornado z „Teksasu”.

- Vornado mieszka po drodze do bazy. Ja go zawiadomię.

Pierwsi mechanicy jego i Petera Vornado mieszkali w tej samej okolicy, a to oni musieli najpierw znaleźć się na pokładzie, żeby uruchomić reaktory i włączyć obwody pary. Tak więc mógł spędzić kilka minut ze swym dawnym współlokatorem z Annapolis.

- Dziękuję, panie komandorze, ale jeśli nie będzie go pan mógł znaleźć, proszę nie tracić czasu. Po dotarciu do okrętu proszę połączyć się przez radio ze sztabem eskadry. My go odnajdziemy. - Leonah wciągnęła na głowę kaptur, stanęła na baczność i zasalutowała. - Powodzenia, sir. - Odwróciła się, otworzyła drzwi i wyskoczyła w ciemność, w której szalała burza.

Komandor Burke Dillinger zapatrzył się w kałużę wody na marmurowej podłodze holu. Światło błyskawicy wdarło się przez okno, ale on nie zwrócił na to uwagi. Spojrzał na brzuch żony; po raz setny pomyślał, że z odległości kilku metrów jedyną zauważalną oznaką tego, że znajdowała się w ósmym miesiącu ciąży, była wypukłość jej brzucha. Cała reszta wcale się nie zmieniła.

- Natalie - powiedział z żalem w głosie - dostaliśmy rozkaz wypłynięcia. Muszę iść.

- Wiem - odparła powoli - słyszałam. Wypływać w taki sztorm to kompletny bezsens.

- Czy widziałaś rozmiar huraganu na globalnym obrazie pogody? Nie o mnie powinnaś się martwić. Musisz się ewakuować. I nie chcę, żebyś sama jechała do matki. Przyślę kogoś z samochodem. Albo może mogłabyś wyjechać z miasta razem z Rachel Vornado.

- Burke - uśmiechnęła się, jak gdyby chcąc coś wytłumaczyć upartemu, ukochanemu dziecku - jestem dużą dziewczynką. Zbyt dużą. - Zaśmiała się. - Potrafię się o siebie zatroszczyć. Chodź, pomogę ci się spakować.

Od czasu, gdy rozpoczęła się burza, była jakaś nieswoja, podenerwowana. Mówiła, że silne burze zawsze ją niepokoiły. Nie uwierzył, że tylko o to chodziło. Zastanawiał się, czy zrobił coś źle, coś, co mogło być przyczyną jej melancholii, ale ona uśmiechnęła się, pocałowała go i powiedziała:

- Podczas takich burz czuję się, jakbym uczestniczyła w strasznym filmie, z którego nie ma wyjścia.

Zmarszczył brwi. Natalie Dillinger, dawniej komandor podporucznik Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Natalie D’Assault, była jedną z najtwardszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkał, a teraz próbowała mu wmówić, że boi się małego deszczu.

Odwróciła się i poszła na górę, do sypialni. Już po chwili torba marynarska Burke’a leżała na łóżku. Natalie szybko powkładała do niej ubrania męża. Pośpieszyła do łazienki i spakowała jego przybory do golenia. Kiedy wyszła z łazienki, jej oczy były napuchnięte, a po policzkach spływały łzy.

- Natalie, co się dzieje?

- Burke, musisz mnie zrozumieć - powiedziała łamiącym się głosem. Tylko raz widział, jak płakała, w dniu, w którym powiedziała mu, że jest w ciąży. - Jestem w ciąży, hormony we mnie buzują, a mój mąż wyjeżdża podczas huraganu nie wiadomo dokąd. Czego ode mnie oczekujesz? - Odwróciła się do niego, a on przytulił ją i ich dziecko. Ciekawe, czy to chłopiec, czy dziewczynka? Natalie uważała, że płeć dziecka powinna być niespodzianką. Burke otarł dłonią jej łzy.

- Przykro mi, że muszę wyjechać właśnie teraz - powiedział łagodnie, całując ją w usta. Pociągnęła nosem, po czym pocałowała go lekko.

- No chodź, komandorze. Gotuj się do rejsu.

- Powinniśmy porozmawiać o tym, co ty masz teraz zrobić - zaprotestował.

- Martw się o siebie i swoich ludzi. Ja się zajmę domem.

- Do diabła z domem. Stoi już sto lat. Jeśli przyszedł na niego czas, to się zawali. A jak nie, to wytrzyma. Chcę, żebyś wyjechała.

- Wiem - powiedziała, patrząc na niego. - Ale nawet nie jesteś jeszcze w mundurze, pośpiesz się.

Poczuł ochotę, żeby się z nią kochać, zanim wyjedzie. Kiedy wróci z tego rejsu, może nie będzie już domu. Za cztery dni może pozostanie z niego tylko kupa gruzu. A jeśli to ostatnia szansa, żeby kochać siew tym łóżku? Natalie zawsze była gorąca, a ciąża zwiększyła jej apetyt jeszcze bardziej. Jednak ostatni miesiąc był dla niej szczególnie trudny. Miała mdłości, rano źle się czuła - dziwne, jak na końcową, a nie początkową fazę ciąży - i po raz pierwszy od początku ich związku nie chciała seksu. Te mdłości martwiły Burke’a, ale nie znał się na tym, pierwszy raz miał wystąpić w roli ojca. Bohatersko przetrzymał post, ale myśl, że miał zniknąć na cały tydzień, nagle obudziła w nim żądzę. Przyciągnął Natalie, by ją pocałować, ale ona go odepchnęła.

- Na to będzie mnóstwo czasu, kiedy wrócisz do domu - powiedziała, uśmiechając się przez łzy. - No już, uciekaj stąd. Wszyscy na ciebie czekają - Odwróciła się, po czym wyciągnęła z szafy mundur polowy i podała go mężowi. - Ubierz się. Pójdę do łazienki i spotkamy się przy drzwiach na dole.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin