Albin Siwak Bez strachuTomx3.doc

(1828 KB) Pobierz
BEZ STRACHU. TOM 3. (Całość)

ALBIN SIWAK

 

BEZ STRACHU

WSPOMIENIA STARE I NOWE

TOM III

 

SPIS ROZDZIAŁÓW

 

ROZDZIAŁ 01. LUDZIE LISTY PISZĄ

ROZDZIAŁ 02. TECZKI – LUDZKIE DRAMATY

ROZDZIAŁ 03. JEZUITA

ROZDZIAŁ 04. SZUKALIŚMY SIĘ NAWZAJEM

ROZDZIAŁ 05. SARKOFAG NAD SOLINĄ

ROZDZIAŁ 06. PAPIEREK NA ROZUM

ROZDZIAŁ 07. W  BERLINIE U ANTYFASZYSTÓW

ROZDZIAŁ 08. GENERAŁ „GRZEGORZ” KORCZYŃSKI

ROZDZIAŁ 09. CHORĄŻY WACŁAW ZAKRZEWSKI

ROZDZIAŁ 10.  POŻYTECZNI IDIOCI

ROZDZIAŁ 11. DŻAMAHIRIJJA CZY KAPITALIZM?

ROZDZIAŁ 12. POWRÓT DO DOMU

ROZDZIAŁ 13. PIEKŁO

ROZDZIAŁ 14. POJEDYNEK

ROZDZIAŁ 15. KTO RZĄDZI POLSKĄ? NIECH ŚWIADCZĄ FAKTY!

ROZDZIAŁ 16. PROROK, CZY PRZEWIDUJĄCY POLITYK?

ROZDZIAŁ 17. OCALAŁ, BY ŚWIADCZYC O PRAWDZIE

ROZDZIAŁ 18. OSTRE STRACIE

ROZDZIAŁ 19. KONTYNENT PEŁEN BOGACTW NATURALNYCH

ROZDZIAŁ 20. OPERACJA, DOKTOR, SZOK I PRZERAŻENIE

ROZDZIAŁ 21. ???

ROZDZIAŁ 22. PARTYJNA „RAZWIEDKA”

ROZDZIAŁ 23. Z WIZYTĄ U PRZYJACIÓŁ

ROZDZIAŁ 24. DZIECKO JAKO WRÓG NARODU

ROZDZIAŁ 25. CZY DIABEŁ ZAMIESZAŁ OGONEM?

ROZDZIAŁ 26. RUZGA

ROZDZIAŁ 27. GENERAŁ PATTON I KONGRESMEN  PATTON

ROZDZIAŁ 28. NIE WIEDZIAŁEM ILE MAM DZIECI

ROZDZIAŁ 29. WARIAT

= = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = =

 

ROZDZIAŁ 01.

LUDZIE LISTY PISZĄ

 

Książki, które do tej pory napisałem i wydałem rozeszły się szybko nie tylko w Polsce, ale również w wielu innych krajach. Czytelnicy moich książek po ich przeczytaniu koniecznie chcieli podzielić się swoimi uwagami, wnioskami, a czasem faktami, jakie znają ze swojego życia i histlorii swojej rodziny i dlatego ciągle dostawałem i dostaję listy z różnych zakątków Polski i świata. W każdym liście są słowa zachęcające do pisania i pokazywania prawdy historycznej, prawdy o naszym polskim losie, bardzo często okrutnie pokręconym i zagmatwanym niczym węzeł gordyjski. 

Ludzie piszący do mnie, to ludzie czuli na polską rację stanu, tacy co żyją na co dzień problemami jakie niesie życie. Uważnie słuchają i czytają wszystko, co ma związek z naszym życiem i naszym krajem. To niezwykli ludzie - poczynając od biskupa Tokarczyka (wielkiego Polaka, patrioty i duchownego, który nie uległ modzie na religię starszych braci, choć ostatnio namnożyło się ich w naszym kościele i robią wszystko, ażeby wiernych Bogu Polaków przeprowadzić z kościoła do synagogi), czy księdza J. Kluza, który obecnie żyje w domu opieki dla księży w Korczynie. (Józef Kluz, to człowiek, który całe swe życie poświęcił kapelaństwu, służąc Bogu i ludziom. Milo mi było, gdy spotkałem wiernych z jego parafii i oni o swoim proboszczu mówili same dobre słowa, o tym jak dobrym jest człowiekiem i jak go szanują). To również młodzi księża, którzy niedawno objęli swe parafie na Warmii i Mazurach. (Przeszli oni przez seminaria, do których wstąpili też młodzi Żydzi i widzieli jak na co dzień ci przyszli duchowni lekceważyli sobie zasady życia i reguły w seminarium. Widać było, że nie z miłości do wiary, do Boga, przyszli się uczyć, a dlatego, że im przełożeni ich gmin żydowskich kazali. Przyszli nie w celu umacniania wiary Chrystusowej, a w celu podważania jej i siania zamętu, a w sumie odstępstwa od wiary chrześcijańskiej.

Moje życie przecież toczyło się przez kilkadziesiąt lat wśród prostych ludzi, często posługujących się wulgarnym językiem. Budowy to nie Wersal i chlebem powszednim było pijaństwo i różne złe zachowania. Tonęli w tej masie ludzie inteligentni i dobrze, bo tacy też pracowali na budowie. A więc znam życie wśród ludzi, którzy nie zdobyli wykształcenia, nie nabyli ogłady i nie nauczyli się „stylu bycia” tych, co już wtedy tworzyli polską inteligencję. Później zaś przyszło mi ( z racji awansów w Związkach Zawodowych) być „na świeczniku” i bywać w wielkim świecie, a następnie (w związku ze stanowiskiem w partii) poznać ludzi, do których rzadko zwykli zjadacze chleba mieli dostęp. Los też pozwolił mi przez kilka lat pracować, jako dyplomata w służbie zagranicznej. I to też duża szkoła doświadczenia. Dlatego też umiem ocenić wszystkie uwagi i propozycje, które to moi czytelnicy przysłali do mnie.

Są oczywiście i takie listy, w których widać, że piszący nie mają rozeznania i wiedzy, jak to naprawdę było w czasach PRL-u . I wydaje im się, że można było w okresie PRL zebrać wokół siebie patriotów i dokonać zmiany ustrojowej. To świadczy o tym, że ci, którzy tak myślą nie znają ani klimatu politycznego, ani możliwości MSW i służb tego resortu, ani nie wiedzą jak pod byle jakim pozorem ginęli bez śladu ludzie. Nie zdają sobie też sprawy jak czuwali Żydzi, ażeby nic, co mogłoby doprowadzić do obalenia ustroju socjalistycznego nie mogło powstać. Zresztą tym odważnym, którzy teraz piszą, że oni by wtedy dokonali obalenia ustroju, proponuję: „Zróbcie teraz coś, ażeby wyrwać władze z rąk wrogów Ojczyzny – tych samych wrogów co i wtedy”.

W prawie trzech tysiącach listów, które otrzymałem od różnych ludzi, dominuje troska o Polskę. I nieważne, kto jakiego jest stanu i na ile trafnie potrafi określić, co należałoby w tej sytuacji robić. Wszystkie te, lepiej czy gorzej napisane listy, przepełnione są bólem i zmartwieniem, że to nie Polacy rządzą sobą i swoim krajem. Autorzy tych listów, to często ludzie, którzy zawiedli się na partii w czasach PRL-u, ludzie, którzy walczyli z PRL-em i byli działaczami Solidarności, po czym też przeżyli rozczarowanie, bo nie pytając nikogo o zgodę doradcy Solidarności, po plecach tych działaczy, weszli do władz i teraz prowadzą politykę sprzeczną z duchem Solidarności, a na dodatek wmawiają nam, że to dla dobra Polski i Polaków.

Czytelnik może pominąć rozdział „Ludzie listy piszą” i  może interesować go będzie wyłącznie treść książki napisanej przeze mnie. Osobiście jednak uważam, że te właśnie listy świadczą o tym, co ludzie myślą o naszej rzeczywistości, co myślą czytając moje książki, jak oceniają sytuację w Polsce i na świecie, jakie widzą wyjście z tej trudnej sytuacji. …

Skoro już piszę o tych listach, to muszę podkreślić, że są one różne, bardzo różne, bo z jednych można się śmiać, inne są bardzo poważne i każą się zastanowić nad jakąś propozycją czy uwagami. Niektóre są bardzo krótkie, ale są kwintesencją poglądów autorów. Inne są bardzo długie, ale na tyle ciekawe, iż uważam, że należy je całe zamieścić w książce. Czytelnik zaś sam zadecyduje czy woli je przeczytać, czy ominąć.

Autor przepięknej książki o tym, jak powstało państwo polskie, pan Winicjusz Kossakowski, podarował mi swe dzieło i napisał: „Temu, który odważył się być Polakiem wśród sfory antypolskich kundli - Albinowi Siwakowi – Winicjusz Kossakowski”. A księga nosi tytuł „Polskie ruiny przemówiły”. 

Pani Alicja Bieńkowska z warszawy pisze tak: „Szanowny panie! Przez pana omal nie dostałam zawału. A było to tak. Wczoraj otrzymałam od pana pańskie książki. Natychmiast rozpakowałam i zaczęłam czytać, chociaż nie jadłam, jeszcze śniadania. Nie jadłam, nie piłam, a nawet nie zdążyłam zapalić papierosa i obejrzeć dziennika w TV. Do wieczora połknęłam, pierwszy tom, bo pana książek się nie czyta tylko połyka. Po krótkiej przerwie i wypiciu kawy rzuciłam się na drugi tom. Około siódmej rano, kiedy już świtało i kończyłam czytanie, serce mi zaczęło niebezpiecznie pikać. A jestem już dość wiekowa. Więc musiałam się trochę zdrzemnąć by nabrać sił. A gdy już doszłam do siebie, to wzięłam się za zapisywanie swoich wrażeń. Niech Bóg da panu dużo zdrowia i sił, żeby mógł pan dalej pisać te białe kruki”.

Pan Remi Kaleta, major, pilot I klasy, pisze tak: „Szanowny Autorze! Pozdrawiam i życzę dobrego zdrowia, pozostałe rzeczy w swojej wielkości już mamy poza sobą. Jestem w trakcie czytania szanownego pana książek, czyli myśli zebranych w kilku książkach. Zbiór wspomnień starych i nowych pod tytułem  „Bez strachu” . Jest to próba wyjęcia na powierzchnie ogólnoludzką pilnie strzeżonej tajemnicy wypracowanej przez tysiąclecia, metody życia małego plemienia żydowskiego na barkach narodów świata. Dwa tysiące lat wstecz naród żydowski przetrwonił własną ojczyznę, własną ziemię i władzę. Osiadł na narodach, żył z ich dóbr, wolności i władzy. Dzisiaj, gdy odzyskał własną ziemię, znowu kosztem innych narodów, przez 60 lat rozpycha się  terytorialnymi rozbojami, siejąc wokół siebie światowy niepokój  zarzewie wojen. Żydzi potęgą pieniądza stają się coraz większym zagrożeniem światowej równowagi. To co pan napisał, to nie jest antysemityzm. To jest otwieranie na siłę Polakom oczu o powrocie żydostwa, między innymi do naszych domów, naszej psychiki, i naszego życia”. Pan Remi Kaleta jest autorem książki „Latający włóczęga”. Pasjonująca książka o nauce i lataniu na bojowych myśliwcach! A gdy już lata nie pozwalały na latanie na bojowych maszynach, to autor książki zajął się pracą w Afryce, w lotnictwie cywilnym o rolniczym.

Pan Zenon Zięba z Katowic pisze tak: „ Moja wiedza o Albinie Siwaku była skąpa. Ograniczała się do stwierdzenia podawanego w mediach, że jest to prymitywny robotnik z pokolenia Kolumbów, pnący się do władzy. Media już w nowej Polsce prześcigały się w kompromitowaniu Siwaka. Czasami było to tak naciągane, że aż bolesne. Dlatego też dla mnie było wielkim zaskoczeniem, że ten prymitywny człowiek, tak obrzucany błotem przez dziennikarzy, napisał  kilka podobno dobrych książek. Z ciekawości kupiłem jego książki i przeczytałem bardzo dokładne. Okazuje się, że jest to człowiek o szerokiej wiedzy, rzeczywisty budowniczy Warszawy, oddany działacz związkowy, polityk wielkiego formatu, patriota czynu. Jest człowiekiem wrażliwym na ludzka krzywdę, dlatego też, gdy już był w partii to słusznie, że jemu powierzono kierowanie bardzo ważną komisją w KC. W swoim zaangażowaniu dla ludzi był podobny do brata Alberta. A na końcu ujawnił swój talent literacki. Trudno mi pojąc, dlaczego Siwak nie podjął nauki w szkole wyższej, aby poprawić swój wizerunek społeczny. Został robotnikiem. Zrobił dużo dobrego w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego. 

Śmiało mogę powiedzieć, że przerósł w tym zakresie Mateusza Birkuta. Można powiedzieć, że to „człowiek z żelaza”. Pasuje do niego wizerunek Cezarego Baryki, zakochanego w wizji szklanych domów (…). Zaszedł wysoko, tak w działalności związkowej, jak i w partyjnej. Wszędzie gdzie się znalazł dbał o ludzkie sprawy i dobro Polski. Ja osobiście uznaję takich działaczy społeczno-politycznych, którzy w swoim życiu nie bali się pługa, kosy, młota i taczek, kilofa i łopaty, a przy tym robili użytek z własnego rozumu, a Siwak właśnie takim był. Z lektury jego książek oraz z opinii ludzi, którzy go znali, wynika, że nie był to człowiek kompromisu. W imię wyższych wartości takich jak prawda, równość i sprawiedliwość, dobro ojczyzny, narażał się dookoła. Nie przepuszczał nawet hierarchom kościoła i niektórzy go mocno krytykowali. Podzielam pogląd Siwaka, ze robotnicy strajkujący w roku 1980 zostali sromotnie oszukani. Polska została ograbiona z majątku wytworzonego w okresie PRL . Albin Siwak ma słuszną obsesję, ze całe społeczne zło spowodowali Żydzi. Trzeba być ślepym i głuchym, żeby tego nie widzieć i nie rozumieć. O brygadzie Albina Siwaka nie będzie obecnie pieśni jak za PRL, gdzie śpiewano o ludziach ciężkiej pracy. Nie powstaje tez żadne muzeum odbudowy Warszawy. Sława i chwała obejmuje wyłącznie tych, co po plecach robotników wspięli się do władzy. Swoim budują muzeum i swoim poświęcają liczne filmy i pieśni. Na zakończenie tych rozważań chciałbym zawołać wielkim głosem – pisz Albin, pisz dużo, podobnie jak to czynił Julian Kwalec, Roman Bratny czy Edward Redliński. Pisz prawdę o czasie, który wyznaczyła nam historia. Pisz o ludziach wielkiego serca, którzy podejmując walkę o wolną Polskę bez Żydów i ich pomocników służącym im za judaszowe pieniądze. Przyjdzie jeszcze taki czas, że twoje książki będą obowiązywać za lektury  szkolne. ,  w bibliotekach będą białymi krukami”. Tyle pan Zenon Zięba z Katowic.

A teraz pan Ireneusz Trzciński z Bydgoszczy.: „Drogi Albinie, jestem rok starszy od Ciebie i proponuję zwracać się do mnie po imieniu. Jestem po lekturze napisanej przez Ciebie książki „Trwałe ślady”. Od dawna nie czytałem książki napisanej tak prostym językiem, a jednocześnie tak barwnym i wspaniałym językiem polskim. Jest to dzieło napisane z wielkim talentem. Zechciej więc przyjąć gratulacje za tak wielki trud i poświecenie, jakiego nie żałowałeś dla innych. W tej książce dałeś wykładnię o charakterach ludzi stojących u steru władzy lub dążących do jej zdobycia, którzy nie zawsze zdają sobie sprawę z faktu swej odpowiedzialności. Obaj jesteśmy z tego samego pokolenia, któremu los przydzielił budowę Ojczyzny, po wojnie zniszczonej przez wrogów. To nam się udało. Tez jestem budowlańcem jak Ty. Na stronicach Twojej książki „Trwałe ślady” wyczytać można jeszcze jeden trwały ślad - ślad benedyktyńskiej pracy jej autora, który całe swe dotychczasowe życie poświęca dla innych. Niektóre z rozdziałów czytałem wielokrotnie. Dużo opisanych zdarzeń wyciska łzy z oczu i nie szkoda tych łez. Jeszcze raz dziękuje Ci drogi Albinie. Twój przyjaciel Ireneusz Trzciński”.

Szanowny Panie Siwak! - pisze pan Tomasz Sowiński z Olsztyna – Przygotowuję własną książkę o terenie Warmii i Mazur. Wydaję też takich autorów, którzy ciekawie piszą o tym terenie. Ale powiem na samym początku, że tak wciągająco napisanej książki jeszcze nie spotkałem. Tak dokładnie opisanych historii i to autentycznych, bo jeździłem śladami pańskiej książki, również nie spotkałem, a ludzie których spotkałem je potwierdzili. Na przykład Jan Sendler w Lutrach, ale i wielu innych. Dlatego też proponuję panu umowę. Ja wydam książkę „Rozdarte życie” tylko zmienię jej tytuł nas „Historie niewiarygodnie prawdziwe”. Oczywiście zapłacę panu za zgodne na drukowanie”.  

Oczywiście się zgodziłem i w bibliotekach, w księgarniach, a nawet na bazarach Warmii znalazła się moja książka.

Pan Tomasz Rafalski też z Olsztyna pisze tak: „Panie Albinie , jestem panu bardzo wdzięczny za pana wszystkie książki. Są wspaniałe,płynące z głębi serce i prawdziwe, bo żyję na terenie opisywanym przez pana i ludzie starsi to potwierdzają. Ważne jest, by jak największa liczba Polaków, ale Słowian, zapoznała się z pana książkami. Musi trafić do świadomości polskiego narodu, jaka role odgrywali, i nadal odgrywają, Żydzi w Polsce. Te odniesienia Pana spostrzeżenia i fakty pozwolą ludziom znaleźć właściwy punkt odniesienia do wydarzeń ostatnich lat i zrozumieć porywy błędnych nadziei, jakie Polacy mieli na początku lat dziewięćdziesiątych i co skutecznie rozwiało te nadzieje na wolną i niezwisłą Polskę. Nie należy tracić nadziei na odzyskanie Polski z rąk antypolskich polityków, którzy zaprzedali się Żydom. Odzyskanie wyalienowanej młodzieży dla odrodzenia Polski nastąpi, jak to już się stało wa naszej historii. Wymarsz Pierwszej Kadrowej Kompanii Legionów, grupki około stu patriotów, którym nikt nigdy nie wróżył sukcesu był tym początkiem, tym kamykiem, który uruchomił lawinę czynu i zrywu patriotycznego. I tak też będzie, że zdarzy się coś, co spowoduje zmianę i odwróci sposób widzenia spraw Polski”.

Szczególnym szacunkiem darzę wielkiego Polska i patriotę, księdza arcybiskupa Ignacego Tokarczuka. Ten doświadczony, przez złych ludzi i los, człowiek, przeżył wymordowanie przez bandy ukraińskie swoich najbliższych, widział rozpacz mordowanych w bestialski sposób swoich wiernych. Odważnie zachowywał się w okresie PRL. Ma ogromny autorytet wśród swoich wiernych w diecezji przemyskiej oraz dobrą opinię u Polaków w całym kraju. Jest duchownym i Polakiem i nie uległ żadnemu Życińskiemu czy Muszyńskiemu. Nasza znajomość jest owocem mego pobytu w sanatorium w Iwoniczu Zdroju, gdzie los posadził nas przy jednym stole z księdzem Józefem Kluzem, przyjacielem arcybiskupa Tokarczuka. Korespondujemy tylko okazjonalnie, są to jednak dla mnie bardzo ważne listy. W jednym z nich, z początku naszej znajomości, arcybiskup Tokarczuk pisze: „Szanowny Panie Albinie. Pragnę zrealizować obietnicę daną Panu kilka tygodni temu i dlatego pisze ten list. Dokładnie zorientowałem się w treści trzech Pana książek, które mi pan ofiarował. Okres historyczny, które one opisują, jest bardzo skomplikowany pod każdym względem, stąd łatwo się zgubić w tym wszystkim. Straszliwe było pomieszanie dobra o zła, prawdy i kłamstwa, bohaterstwa i upodlenia. I na tym to tle nasuwają mi się następujące spostrzeżenia odnośnie pana, jako człowieka i pańskiej postawy pisarskiej. Po pierwsze - Popieram pański talent pisarski. Można i należy się wiele nauczyć z najnowszej historii świata i Polski. Sam skorzystałem w niejednym punkcie tej historii. I po drugie – Mimo chaosu, jaki był w PRL, Pan się zgubił w tym wszystkim. Ratowała Pana wielka potrzeba prawdy i głębokie poczucie elementarnej sprawiedliwości. I to są wielkie wartości, które to inni pogubili i nie chcieli o tym pamiętać. W oparciu o te wartości mógł Pan w życiu realizować wielkie dobra dla ludzi. Ludność z mojej diecezji, ci, którzy mieli do Pana komisji sprawy, mówili z dużym szacunkiem o Pana działalności, jako szefa tej komisji. Nawet ksiądz z mojej diecezji u Pana załatwiał sprawę ziemi pod cmentarz. Z wyrazami głębokiekgo szacunki i oddania  - Szczęść Boże. Ignacy Tokarczuk”.

Przy tej okazji warto napisać, o co chodziło temu księdzu, który dotarł do mnie aż do gmachu KC. Otóż ten ksiądz miał problem, bo skończył się teren pod cmentarz. A że ksiądz był w stanie wojny z wójtem, to wójt robił trudności z pozyskaniem przyległego terenu. Żeby pozbawić księdza tej ziemi polecił zalesić cały przyległy teren. No i wtedy był inny status tej ziemi na owe czasy.

- No i co ma zrobić? - pytał ksiądz.

- Po pierwsze dziwię się wójtowi., że robi takie głupstwo. Bo i on nie jest wieczny i też pochować go będzie trzeba. A poza tym będzie miał parafian, czyli patrząc inaczej – wyborców, przeciw sobie.

- No, dobrze – mówi ksiądz - Ale tam rośnie czteroletni lasek i prawo go chroni.

Chciałem księdzu powiedzieć, co należy zrobić z tym laskiem, ale w obecności oficerów ochrony i sekretariatu, nie mogłem. Andrzej Czarny, mój oficer, był mi lojalny, więc odwołałem go na chwilę do drugiego pokoju i mówię mu:

- Zrób coś, żeby wyszli z sekretariatu i pokoju przyjeć.

- Boguś – zwrócił się Andrzej do kolegi – weź Zosię i idźcie do biblioteki, bo tam jest duża paczka z książkami dla towarzysza Siwaka.

Jak oni wyszli, to Andrzej też wyszedł na korytarz na chwilę. Więc szybko mówię księdzu tak:

- Są w parafii chłopy z jajami czy nie?

Ksiądz nie zrozumiał i pyta, o jakie jaja chodzi.

Czy są chłopy odważne, którzy w nocy wyjadą z kultywatorami na ciągnikach i wyrwą ten młody lasek, ale dokładnie?

Znajdę takich - mówi ksiądz – A co9 po tym?

Po tym niech parafianie, a najlepiej członkowie partii, jeśli tacy są w parafii, niech napiszą do mnie skargę na wójta i prośbę o pomoc w tej sprawie. A teraz nich ksiądz ucieka już ode mnie.

Powiedziałem i wypchnąłem księdza na korytarz.

Za dwa tygodnie wpłynęła skarga od członków partii na wójta i prośba o uzyskanie przyległego terenu na cmentarz. A że teren już nie podległ prawej ochronie, to wójt już nie miał  argumentów.

Pisze Pan Bogusław Kumpiniewski ze Słupska: „Panie Albinie. Jestem zaskoczony treścią i charakterem pańskiej książki. Nogi się pode mną ugięły po jej przeczytaniu. Jest Pan bardzo odważnym człowiekiem, ukazując prawdę tamtych lat. Prawdę o ludziach, którzy decydowali o losach Polski. Tak przeżywałem to czytanie, że poczułem się jakbym to ja był uczestnikiem danej sytuacji. Aż żona wyrwała mnie siłą z tych emocji, w której podobno nawet przeklinałem. Wiele bowiem z opisanych sytuacji znam od rodziców, a i sam pamiętam. Ludzie, o których Pan pisze, a potwierdzają to moi rozmówcy, to ludzie skompromitowani, którzy dorabiali Panu historię pochodzenie (że Rosjanin), opluwali Pana i oczerniali. Powinni za to teraz  odpowiedzieć. Naród powinien poznać prawdziwe oblicza tych szmatławców i zdrajców. Jestem dumny z Pana, choć różnimy się wiekiem i doświadczeniem. Ale poglądy na sytuację mamy te same. Gratuluję Panu odwagi i tak wspaniałych książek”.

Krótki, ale konkretny list napisał pan Zygmunt Surek z Kępna Wielkopolskiego: „Ja wszystkie Pana książki przeczytałem od deski do deski i nie wstydzę się przyznać, że płakałem wielokrotnie. Nie żałuję tych łez, to łzy z poczucia, że Pan zna prawdę i ma odwagę ją ujawnić. A przede wszystkim ma Pan talent, aby to opisać”.

Napisał do mnie pan Józef Wiśniewski z Wołomina. Bardzo mnie zainteresował, bo po pierwsze ja urodziłem się w Wołominie, a po drugi pisał jak najlepszy poeta i filozof. „Widzi Pan, panie Siwak, ja też chciałem pisać, ale w tym pisaniu byłem sam. Hamowało mnie zwątpienie – czy to ma sens? Bywają słowa, które tłamszą człowieka, ale i bywają takie, które wrzucają go kopniakiem „na konia”. A z jego grzbietu widzisz lepiej i więcej. Świat wydaje się inny, ładniejszy, a przy tym niesie cię siła tego zwierzęcia. Ale nie było komu dać mi tego kopniaka. Pan to chyba dostał ich dużo i dlatego tak dobrze Pan pisze. Zafundował mi Pan ucztę dla ducha. Czytając przeżywam to, bo przecież urodziliśmy się obok siebie i biegaliśmy po tych samych ścieżkach. Czuję ogromną potrzebę zobaczenia pana i dotknięcie Pana własną ręką”. Pan Józef otrzymał widocznie od kogoś tego upragnionego „kopniaka”, bo napisał naprawdę piękną książkę pt. „Po różach, ale boso”, która ja uznałem za perełkę wśród książek. A na temat mego pisania napisał jeszcze tak: „Czytając książki Albina Siwaka doznaje si e przedziwnego uczucia dla człowieka, który rozumiał potrzebę opisania tego co robił, w czym uczestniczył i czym myślał. Napisać świat, który by schlebiał oczekiwaniom jest łatwiej niż opisać ten, który jest. Napiszesz prawdę i to wystarczy, by ci nie uwierzono. Mamy tego świadomość. Ale czy można inaczej? Tobie, mój przyjacielu, za piękna i mądrą postawę dziękuję. Muszę podać Panu rękę i porozmawiać, to już inna wartość. Do zobaczenia J. Wiśniewski”.

Otrzymałem list, a właściwie parustronnicową opinię o jednaj z moich książek od człowieka, który był dziennikarzem i w czasie PRL robił reportaże i wywiady. Sądzę, że ten list nie niezwykle trafny, co do określenia sytuacji w jakiej się znalazłem i co może czekać mnie dlatego, że napisałem te książkę. Oto jego cała treść: „ Szanowny Panie Albinie. Jestem posiadaczem Pana książki mieszkającym w Szczecinie, a jej  egzemplarz zawdzięczam mej długoletniej pracy i przyjaźni z redaktorem Tadeuszem Kielanem, który to obecnie jest wydawcą pańskiej książki. Ponieważ jestem gadułą, to moje opowieści  po Pana książce spowodowały kolejkę czytelników, którą to wpisuję do kajecika, alby nie pomylić kolejności czytelników. Na stare lata stałem się bibliotekarzem i to tylko tej jednaj książki. Wszyscy, którzy ją przeczytali mówią o jej niezwykłości i o zaskoczeniu, że to właśnie Pan ją napisał. Przeczytałem Pana książkę przez dwie noce i nie żałuję tego niewyspania. Proszę mnie dobrze zrozumieć, jestem starym wygą dziennikarskim z 47-letnia praktyką zawodową. I nie konstrukcja Pana prozy, czy nadzwyczajne walory językowe Pana książki mnie urzekły i ujęły. Ujęła mnie rzadka obecnie szczerość tego, co się chce teraz powiedzieć oraz niezwykłość spraw, które Pan odkrył w Libii, a już losy Polaków, tych żyjących i tych nieżyjących, których los zaniósł na krańce świata afrykańsko-muzułmańskiego są w niej aż porażające. Przecież to polska Syberia w środku niecywilizowanej pustyni, tam gdzie dzieci z rozdziawionymi buziami dowiadują się, że Pan jest z takiego kraju, gdzie rzeki płyną cały rok. To, że chciał się Pan zainteresować losami nieznanych żyjących i nieżyjących rodaków, że Pan odkrył je dla polskich władz i kombatanckich środowisk, to jedna sprawa. Ale to, że Pan napisał i nam to opowiedział, co z nimi było i co jest i jak Pan dotarł do tych spraw, to najlepsze rzemiosło dziennikarskie. Literatura faktu i najlepsze pióro tych czasów – najwyższej próby. Zmierzył się Pan zwycięsko z nie byle jakimi tuzami pióra. To śp. Melchior Wańkowicz wmówił Polakom, ze jest jedynym polskim pisarzem – dziennikarzem, który opisał losy Polaków na wszystkich frontach i kontynentach. Pan udowodnił, że to nie całkiem prawda. Znalazł Pan takich, o których wszyscy zapomnieli i wszyscy pominęli. Bo było to za daleko od cywilizowanych szlaków. Został Pan traperem lepszym niż kanadyjscy i amerykańscy z tamtego wieku. Pan Kapuściński, wielki mocarz pióra, utrzymuje, że zna Afrykę jak własną kieszeń. Pan udowodnił, że to nie całkiem prawda, bo na tych szlakach, które Pan przemierzył i opisał, on nie był i tych kontaktów z tubylcami Libii nie miał, które Pan opisał. I nawet nie przytacza faktów z tamtych krain zaczerpniętych, chociażby z drugiej ręki. Za to wszystko chcę Panu podziękować, pogratulować odwagi pisania i powiedzieć, że PRL nie zmarnowała ani złotówki kierując Pana na tę placówkę. Zwróci Pan podatnikom wydatek z nawiązką. Ale, Panie Siwak, tego pisania tzw. warszawka Panu nie daruje. I to z wielu powodów. Raz, że warszawka budując pewien etos umieściła Pana jako beton w betonie pracującym i pop drugie jak Pan śmiał pisaniem zaprzeczyć swej ograniczoności i zaprzeczyć tym wiedzy i znajomości tematów wypromowanych przez intelektualistów. Tego bezinteresowna zawiść polska nikomu nie daruje. A już Panu szczególnie. Toteż nie widzę recenzji z tej wspaniałej książki..Tylko redaktor Broniarek miał odwagę napisać dobrze o Pana książce. Ta cisza to zawiść i zażenowanie, że  na koniec ten beton się tak ujawnił. Na koniec chcę się usprawiedliwić, dlaczego zwracam się do Pana po imieniu. Bo przecież się znamy. W 1977 roku zostałem redaktorem Trybuny Ludu w Warszawie. Tu byczyłem się na stanowisku potrójnego kierownika, z rzadka mając okazję napisania coś ludzkiego, coś, co zwróci uwagę czytelnika na na szare dni i sprawy. I wtedy polecono mi zrobienie dużego wywiadu i kimś na budowie, ale z robotnikiem. Dowiedziałem się od kolegów, ze jest tako brygadzista największej brygady budowlanej w Polsce, który o piątej rano wstaje, żeby nagotować kawy dla swej brygady, a przy kawie rozdaje zadania dnia. Jednych chwali, innych gani. Jest człowiekiem bardziej ludzkim niż ten z „Czterdziestolatka”. I to mnie zafrapowało i postanowiłem sprawdzić. I tak dotarłem do Pana. Pamiętam, że rozmawialiśmy w barakowozie, gdzie Pan urzędował i był Pan bardzo zdziwiony, co mogło mnie ująć takiego niezwykłego w Pana pracy. Mówił Pan:

- Jestem taki sam, a czasem nawet gorszy niż moi koledzy robotnicy. Walczymy o zarobienie uczciwie za swoją pracę, ale biurokracja, ta na najwyższym szczeblu, chce żeby ludzie na budowach zarabiali po równo. Stąd Pan wie o powiedzeniu „czy się robi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Ja się z tym nie zgodziłem, ani moi ludzie. Wszystko mam w umowie – na akord, od dzieła. Za cały blok. A jak się uda nam przed terminem go zbudować, to mam zagwarantowaną premię. Te płace na warszawskich budowach to chory pomysł chorych biurokratów, którzy wymyślili, by płacić równo każdemu i chcieli, żeby szybko budowano... 

- A podobno premie dzieli Pan w sposób demokratyczny? - spytałem wtedy. Na co Pan powiedział:

A  dlaczego mam brać na siebie złość nierobów i leni? Powołałem zespół ludzi z brygady i oni ze mną dzielą tę dużą premię. Jak mają uwagi ci leniwi, to ja mówię: „wasi koledzy nie pozwolili wam dać tej premii, bo uważają, że ociągacie się w pracy i kombinujecie, żeby wam dzień przeleciał. Idźcie z uwagami do swoich kolegów”. I to był najlepszy sposób na podzielenie tych pieniędzy. Nawet kierownictwo budowy i naczelny dyrektor pochwalili.

A teraz piszę do Pana, widzę i słyszę, co dzieje się z Polską. Przypominam sobie, a nawet mam te wycinki sprzed lat, gdzie Pan przemawia do stoczniowców i mówi: „Koledzy, przyjaciele. Opamiętajcie się i nie twórzcie związków zawodowych z Żydami. Jeśli mnie nie wierzycie, to posłuchajcie kardynała Wyszyńskiego. On to samo do was mówi”. Ale ludzi ogarnął jakiś amok czy choroba. Tego słuchać akurat nie chcieli. A dziś przeżywamy katastrofę polskich stoczni, przemysłu, górnictwa. Krzyk takich jak Pan nic nie zdziałał. Ludzie szli jak ćmy do ognia, robiąc wszystko pod dyktando naszych wrogów. Dziś, kiedy zrozumieli tamten błąd jest już za późno na naprawienie tego. Co gorsza ludzie nadal jak te ćmy idą za Żydami i zdrajcami ojczyzny i ich popierają w głosowaniach, czyniąc to, co oni chcą. Wierzę, że to musi się kiedyś skończyć i odwrócić. Życzę Panu dużo zdrowia i zachęcam do dalszego pisania. Jestem też już emerytem, ale jestem, jak Pan, Polakiem. Pozdrawiam gorąco i serdecznie. Stefan Januszewicz”.

I kolejny dziennikarz. Tym razem nadal czynny zawodowo i … będący moim zaciekłym wrogiem, który spłodził na mój temat tyle reportaży i artykułów, że to rzadko się zdarza… A wszystkie przesycone nienawiścią i mijające się z prawdą. To Ludwik Stomma, piszący dla „Polityki”. Przytaczam jego artykuł, gdyż i w nim nie zrezygnował z tego, by przypomnieć czytelnikom, kim według niego byłem. I opisze tak, cytuję: „Kim jest Albin Siwak wie i pamięta każdy, kto przeżył czterysta siedemdziesiąt dni tamtej Solidarności, pierwszej i prawdziwej. Był to już nie tylko partyjny beton, ale po prostu żel-beton.  Towarzysz osobliwie szkodliwy, gdyż jego ustawiczne szczucie pobudzało ekstremistów z drugiej strony. w Biurze Politycznym odgrywał rolę prawdziwego proletariusza. Kiedy przestał być potrzebny, zesłano go cichcem do ambasady w Libii. Po powrocie z Libii był już tylko kłopotliwym reliktem przebrzmiałego świata, od którego nawet dawni koledzy kump...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin