Maria Rodziewiczówna - Z głuszy.pdf

(590 KB) Pobierz
Z głuszy - Całość
Maria Rodziewiczówna
Gebethner i Wolff, Warszawa, 1914
Pobrano z Wikiźródeł dnia 15.11.2016
MARYA RODZIEWICZÓWNA
Z GŁUSZY
NOC — UL — Z TAMTEJ
STRONY — CZARNA WODA —
MŁYN ARCHIPA — NA STAREJ
CHOINIE — WPISANY DO
HEROLDYI — ZACHÓD — PRO
MEMORIA — PIASKI — SZWED
 —  
ROZDROŻE
 —  
POSŁANIEC
 —
ZAGONY — CZAJKI
WYDANIE DRUGIE
N A K Ł A D G E B E T H N E R A I W O L F FA
WARSZAWA =============== LUBLIN =============== ŁÓDŹ
KRAKÓW ================ G. GEBETHNER I SPÓŁKA
NEW YORK □ THE POLISH BOOK IMPORT. CO, INC.
□ □ DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI W KRAKOWIE. □ □
1914
NOC.
 Była
wielka cisza. Na niebie zapadło już słońce i powoli
jedna po drugiej poczynały mrugać gwiazdy — na ziemi ustała
praca i nizko też mrugały ogniska chat.
 Długi
był dzień majowy, dla słońca, dla pola, dla człowieka.
 Teraz
znój ziemi występował rosą, znój nieba gwiazdami,
znój ludzki — pieśnią spoczynku. Rzeka wieś przecinała, i
tylko ta woda nigdy niestrudzona bujała, gadała, żyła. W toń jej
wpadała łuna ogniska chaty ostatniej, i krwawą plamą się stała,
a z chaty pieśń wybiegała, mącąc ciszę.
 Tam
w izbie odpoczywało ludzi czworo.
 Gospodarz,
wpół leżąc, kopcił fajkę; gospodyni obierała
kartofle; pod oknem parobek młody na skrzypkach wtórował
pieśni.
 Śpiewała
kobieta młoda, stojąc u ognia, z rękoma
założonemi na tył głowy, przegięta zalotnie, zapatrzona w
parobka.
 Nie
dziewczyną już była. Włosy jej obcięte kryła jaskrawa
chustka, strój nosiła mężatek, na piersi nie miała już paciorek.
Młoda była i osobliwie przystojna. Czarnooka, smagława,
słuszna i gibka, miała coś dzikiego w ruchach, szalonego w
oczach. Śpiewała już długo, wciąż w tej postawie bezczynnej,
drażniąc parobka zagadkowym uśmiechem, żarem spojrzeń,
purpurą ust.
 Gdy
ogień dogasał, gospodyni dorzucała trochę smolnych
szczap, i w przechodzie głaskała pieszczotliwie kobietę.
 Wreszcie
parobek smyczek opuścił, śpiewająca umilkła.
Zrobiło się nagłe w chacie pusto i straszno.
 —
Śpiewaj jeszcze, doniu! — odezwała się stara.
 —
Już reszta! — odparła, przeciągając się leniwie.
 —
Ale, reszta! — zaśmiał się parobek — jeszcze wesela nie
śpiewałaś.
 —
Wesela! — odparła, ramiona pogardliwie wznosząc. — I
tobie już wesele odśpiewali i mnie! Spuściła głowę, nagle
postarzała, ponura.
 —
To co? — rzucił wyzywająco. — Śpiewali nam poosobno,
zaśpiewajmy sobie razem.
 —
Oj, ty hultaju — śmiejąc się grubo, upominała matka. —
A do żonki ci nie pora!
 —
Oj, nie ucieknie — rzekł lekceważąco. — Nu, Marynka
— śpiewaj!
 Zaśmiała
się dziwnie, gorzko i swawolnie zarazem, i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin