Michael Crichton "System"
Przełożył SŁAWOMIR KĘDZIERSKI
Dla Douglasa Crichtona
Za naruszające prawo uznane będą następujące praktyki pracodawcy:
1. odmowa zatrudnienia albo zwolnienie danej osoby, albo też inne dyskryminowanie jej pod względem wynagrodzenia, warunków zatrudnienia lub związanych z zatrudnieniem przywilejów - ze względu na rasę, kolor skóry, religię, płeć lub narodowość
2. ograniczanie, segregacja lub jakiekolwiek klasyfikowanie pracowników bądź osób starających się o zatrudnienie, które pozbawiłoby lub mogłoby pozbawić rzeczone osoby możliwości zatrudnienia albo w inny sposób naruszyć ich status pracownika, ze względu na rasę, kolor skóry, religię, płeć lub narodowość tej osoby.
Artykuł VII, Ustawa o Prawach Obywatelskich z 1964 r.
Władza nie jest rodzaju męskiego ani żeńskiego,
KATHERINE GRAHAM
Poniedziałek
OD: DC/M ARTURAKAHNA TWINKLE/KUALA LUMPUR/MALEZJA DO: DC/S TOMA SANDERSA SEATTLE /W DOMU/
TOM UZNAŁEM, ŻE W ZWIĄZKU Z FUZJĄ, POWINIENEŚ OTRZYMAĆ TĘ WIADOMOŚĆ W DOMU, A NIE W BIURZE.
LINIE PRODUKCYJNE TWINKLE PRACUJĄ NA 29% MOCY, MIMO WSZELKICH PRÓB JEJ ZWIĘKSZENIA. WYRYWKOWE KONTROLE NAPĘDU WYKAZUJĄ PRZECIĘTNY CZAS PRZESZUKIWANIA W ZAKRESIE 120-140 MILISEKUND l NIE ZNAMY PRZYCZYNY TAKIEGO BRAKU STABILNOŚCI. POZA TYM, W DALSZYM CIĄGU MAMY ZAKŁÓCENIA ZASILANIA EKRANU, KTÓRE PRAWDOPODOBNIE SĄ WYWOŁANE ROZWIĄZANIEM TECHNICZNYM ZAWIASU. MIMO DOKONANIA PRZEZ DC/S W UBIEGŁYM TYGODNIU POPRAWEK, NIE SĄDZĘ, BY USTERKI ZOSTAŁY USUNIĘTE.
JAK PRZEBIEGA FUZJA? CZY STANIEMY SIĘ BOGACI I SŁAWNI?
Z GÓRY GRATULUJĘ CI AWANSU.
ARTUR
W poniedziałek 15 czerwca Tom Sanders nie miał najmniejszego zamiaru spóźnić się do pracy. Rano, o 7.30, wszedł pod prysznic w swoim domu na Bainbridge Island. Wiedział, że musi się ogolić, ubrać i wyjść z domu w ciągu dziesięciu minut, jeżeli chce zdążyć na prom o 7.50 i przybyć do pracy o 8.30. Dzięki temu, jeszcze przed spotkaniem z prawnikami z Conley-White, mógłby omówić pozostałe punkty ze Stefanią Kaplan. Miał już i tak dzień wypełniony po brzegi i otrzymany właśnie faks z Malezji tylko pogarszał sytuację.
Sanders był kierownikiem działu w Digital Communications Technology w Seattle. Przez cały tydzień w firmie panowała gorączkowa atmosfera, ponieważ Conley-White, firma wydawnicza z Nowego Jorku, zamierza kupić udziały w DigiComie.
Dzięki tej fuzji, Conley uzyskiwał dostęp do technologii, która miała całkowicie przeobrazić technikę wydawniczą w przyszłym stuleciu.
Ale ostatnia wiadomość z Malezji była niedobra i Artur miał rację, wysyłając mu ją do domu. Tom przewidywał trudności z wytłumaczeniem, w czym leży problem, przedstawicielom Conley-White, ponieważ ci ludzie po prostu nie...
- Tom? Gdzie jesteś? Tom?
Z sypialni wołała Susan, jego żona. Wychylił głowę spod strumieni wody.
- Jestem pod prysznicem.
Powiedziała coś, czego nie dosłyszał. Wyszedł z kabinki i sięgnął po ręcznik.
- Co?
- Pytałam, czy możesz nakarmić dzieci?
Jego żona była prawnikiem i przez cztery dni w tygodniu pracowała w mieszczącej się w centrum miasta kancelarii prawniczej.
Brała wolne w poniedziałki, żeby więcej czasu spędzić z dziećmi, ale niezbyt dobrze radziła sobie z codziennymi domowymi obowiązkami. Poniedziałkowe poranki miały więc często dość dramatyczny przebieg.
- Tom? Czy mógłbyś zastąpić mnie w karmieniu dzieci?
- Nie, Sue - zawołał w odpowiedzi. Zegar nad umywalką wskazywał 7.34. - Już jestem spóźniony. - Puścił wodę do umywalki i namydlił twarz.
Był przystojnym mężczyzną o elastycznych, harmonijnych ruchach. Dotknął siniaka, którego zarobił w czasie sobotniego koleżeńskiego meczu futbolowego. Przewrócił go Mark Lewyn, który był szybki, ale niezgrabny. Sanders robił się już za stary na futbol. Wciąż był w dobrej kondycji i ważył zaledwie niecałe pięć funtów więcej niż w czasach uniwersyteckich, ale gdy przesunął dłonią po wilgotnych włosach, zobaczył siwe pasma. "Należałoby się pogodzić z wiekiem - pomyślał - i przerzucić na tenis".
Do pokoju weszła Susan, ciągle jeszcze w szlafroku. Jego żona rano, prosto po wyjściu z łóżka, zawsze wyglądała pięknie. Posiadała ten typ pełnej świeżości urody, która nie wymagała żadnego makijażu.
- Jesteś pewien, że nie mógłbyś ich nakarmić? - zapytała. Och, jaki ładny siniak! Bardzo męski. - Pocałowała go delikatnie i postawiła przed nim na półeczce kubek ze świeżo zaparzoną kawą. - Muszę o ósmej piętnaście być z Matthewem u pediatry, a żadne z dzieci jeszcze nic nie jadło, ja zaś jestem nie ubrana. Może jednak mógłbyś dać im śniadanie? Bardzo, bardzo cię proszę. Żartobliwie zwichrzyła mu włosy i jej szlafrok rozchylił się.
Uśmiechnęła się i poprawiła go. - Jesteś mi coś winien...
- Sue, nie mogę. - Z roztargnieniem pocałował ją w czoło. Mam spotkanie i nie mogę się spóźnić.
Westchnęła.
- Och, niech ci będzie. - Wyszła z pokoju, wydymając wargi.
Sanders zaczął się golić.
Chwilę później usłyszał głos żony:
- No dobrze, dzieci, idziemy. Elizo, włóż buciki.
Prawie natychmiast rozległo się zawodzenie Elizy, która miała cztery lata i bardzo nie lubiła nosić butów. Sanders skończył już prawie golenie, gdy dotarł do niego krzyk żony:
- Elizo, włóż natychmiast buciki i sprowadź braciszka na dół! - Eliza odpowiedziała coś niewyraźnie, a Susan oznajmiła ostrym tonem: - Elizo Anno, mówię do ciebie! - i zaczęła energicznie zatrzaskiwać szuflady w szafce, w korytarzu. Dzieci rozpłakały się.
Do łazienki weszła Eliza, wyraźnie zaniepokojona napiętą sytuacją...
seamuss