Dave Duncan - Siódmy Miecz 2 - Dar Mądrości.pdf

(1099 KB) Pobierz
DAVE DUNCAN
DAR MĄDROSCI
TRYLOGIA “SIÓDMY MIECZ” TOM II
(Przełożyła Anna Reszka)
Oczywiście, mojemu bratu Michaelowi!
Czwarta przysięga
Ma szczęście ten, kto ratuje życie kolegi, a błogosławieni są ci, którzy ratują się
nawzajem. Dla nich tylko jest ta przysięga - najważniejsza, absolutna i nieodwołalna:
Jestem twoim bratem.
Moje życie jest twoim życiem.
Moja radość twoją radością,
Mój honor twoim honorem,
Twój gniew moim gniewem,
Moi przyjaciele twoimi przyjaciółmi,
Twoi wrogowie moimi wrogami,
Moje sekrety twoimi sekretami,
Twoje przysięgi moimi przysięgami,
Moje dobro twoim dobrem,
Jesteś moim bratem.
Księga pierwsza:
Jak szermierz uciekł
1
- Quili! Obudź się! Kapłanko!
Krzykom towarzyszyło bębnienie do zewnętrznych drzwi. Quili przewróciła się na bok i
schowała głowę pod koc. Przecież dopiero co się położyła.
Rozległo się skrzypnięcie, a po chwili znowu łomotanie, tym razem w wewnętrzne drzwi;
było bliższe i dużo głośniejsze.
- Uczennico Quili! Musisz przyjść!
Bębnienie. W lecie nigdy nie wystarczało nocy na sen. W pokoju było ciemno. Koguty
jeszcze nie zaczęły piać... Nie, jeden zapiał w oddali. Trzeba się obudzić. Może ktoś jest
chory albo umierający.
Zaskrzypiały wewnętrzne drzwi.
- Kapłanko! Musisz wstać. Przybyli szermierze. Quili!
- Szermierze?
Dziewczyna usiadła.
Salimono był krępym mężczyzną, farmerem trzeciej rangi. Z natury bardzo spokojny,
potrafił czasami zachowywać się jak podniecone dziecko. Teraz wymachiwał ręką, w której
trzymał migoczącą świeczkę z knotem z sitowia. W każdej chwili mógł zaprószyć ogień,
podpalić swoje siwe włosy, siennik kapłanki albo stare krokwie. Nikłe światło wydobywało z
mroku kamienne ściany, chudą twarz posłańca, oczy Quili.
- Szermierze... przypłynęli... Och, wybacz, kapłanko! Odwrócił się szybko, a Quili
podciągnęła koc pod brodę.
- Salo, powiedziałeś “szermierze"?
- Tak, kapłanko. Są w łodzi. Na przystani. Piliphanto ich widział. Pospiesz się, Quili.
Ruszył do drzwi.
- Zaczekaj.
Quili żałowała, że nie może zdjąć głowy, potrząsnąć nią i nasadzić z powrotem na kark.
Przez pół nocy nosiła na rękach dziecko Agol. Z pewnością był to najgorszy przypadek kolki
w dziejach Ludzi.
Szermierze? Maleńki pokoik wypełnił się zapachem gęsiego łoju. Piliphanto znano jako
zapalonego rybaka, co wyjaśniało, dlaczego przed świtem znajdował się na przystani. Nad
wodą zawsze jest jaśniej, więc mógł rozpoznać sylwetki szermierzy. Nie był myślicielem, ale
i nie półgłówkiem.
- Co zamierzacie zrobić?
- Oczywiście, ukryjemy kobiety! - powiedział Salimono, odwrócony plecami do kapłanki.
- Co!? Dlaczego?
- Szermierze.
Niedobrze. Bardzo niedobrze. Quili wiedziała o szermierzach niewiele, ale więcej niż
Salo. Ukrycie kobiet byłoby w tej sytuacji najgorszym posunięciem.
- Nie! Obrazicie szermierzy! Wpadną we wściekłość!
- Ale, kapłanko...
Quili była uczennicą drugiej rangi. Wieśniacy nazywali ją kapłanką z grzeczności, bo tylko
ją jedną mieli. Skończyła dopiero siedemnaście lat. Nie mogła wydawać rozkazów Salo,
farmerowi trzeciej rangi, dziadkowi i zastępcy Matipodiego. Z drugiej strony, jako miejscowy
ekspert od szermierzy, wiedziała, że ukrycie kobiet byłoby wielką prowokacją. Potrzebowała
czasu
do namysłu.
- Zaczekaj na zewnątrz! Nie pozwól kobietom uciec. Zaraz przyjdę.
- Tak, Quili.
W pokoju zrobiło się ciemno, ale dziewczyna nadal widziała płomyki tańczące pod
powiekami. Zewnętrzne drzwi trzasnęły i rozległy się okrzyki Salimono.
Quili wyskoczyła spod koca i od razu dostała gęsiej skórki. Ruszyła do okna po nierównej
i lodowatej posadzce z kamienia. Otworzyła okiennice, wpuszczając do środka słabą poświatę
i szum deszczu.
Jedna z sukienek była zabłocona, bo poprzedniego dnia Quili przerywała marchew.
Okazało się, że druga jest w równie opłakanym stanie, ale na szczęście w skrzyni leżała
trzecia, przywieziona ze świątyni. Do dzisiaj pozostała jej najlepszym ubiorem. Dziewczyna
otrzepała ją i jednym ruchem wciągnęła przez głowę. Stwierdziła, że suknia jest przyciasna.
Co sobie pomyślą szermierze o kapłance, która nosi tak dopasowany strój?
Quili miała zapuchnięte oczy i suchość w ustach. Przyczesała włosy, wzuła buty i
skierowała się do wyjścia, stukając drewnianymi podeszwami o kamienne płyty. Otworzyła
skrzypiące zewnętrzne drzwi, jednocześnie zdejmując z kołka opończę. Niebo tuż nad
horyzontem, pod zwałem czarnych chmur, trochę pojaśniało. Coraz więcej kogutów witało
świt.
Po drugiej stronie stawu zebrało się kilkunastu dorosłych i kilkoro dzieci. W ich stronę
zmierzały jeszcze dwie albo trzy osoby. Blask kopcących i skwierczących pochodni odbijał
się w lustrze wody siekanej przez krople deszczu. W paru oknach tańczyły płomyki świec. Nie
było wiatru. Siąpił dość ciepły, letni deszczyk.
Quili ruszyła błotnistą ścieżką biegnącą wokół stawu. Wkrótce miała przemoczone włosy.
Krople deszczu ściekały jej za kołnierz.
Po co szermierze mieliby tu przyjeżdżać?
Kilka osób zaczęło mówić jednocześnie, ale Salimono je uciszył.
- Czy to bezpieczne, kapłanko?
- Ukrywanie kobiet nie jest bezpieczne! - oświadczyła Quili zdecydowanie. Kandoru
opowiadał jej nieraz o spalonych wioskach. - To byłaby prowokacja. Uciec powinni raczej
mężczyźni!
- Ale oni nic nie zrobili! - zawołała jedna z kobiet.
- To nie my! - dorzucili inni. - Przecież wiesz!
- Ciii! - rzuciła Quili.
Wszyscy umilkli. Byli starsi i roślejsi od młodej kapłanki, ale jej słuchali. Prości i krzepcy
wieśniacy, wystraszeni i zagubieni.
- Salo, wysłałeś lady wiadomość?
- Pilo poszedł.
- Uważam, że wszyscy mężczyźni powinni się schować...
- Nie zrobiliśmy tego! - rozbrzmiał chór przerażonych głosów.
- Cisza! Wiem. Poświadczę za was, choć nie zawiadomiono o tym, co się stało. Zapadła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin