Meyer Deon - 03 Siedem dni.pdf

(1460 KB) Pobierz
Dedykuję Anicie.
DZIEŃ PIERWSZY
Sobota
1
Nie chciał wyjść na durnia, cokolwiek by się działo.
Kapitan Benny Griessel miał na sobie nowiusieńkie rzeczy, najdroższe, na jakie było go
stać. Na fotelu pasażera leżał bukiet kwiatów, dłoń, którą trzymał kierownicę, była lepka od potu, ale
zaparł się, że nie weźmie do ust kropli uzdrawiającego, kojącego nerwy alkoholu. Tego
wieczora nie mógł zrobić z siebie idioty. Nie ośmieszy się na oczach Alexy Barnard i jej
znajomych. Nie zniweczy tygodnia żmudnych przygotowań do spotkania z tłumem gwiazd
estrady.
Zaczął w poniedziałek od pójścia do fryzjera. Następnego dnia Margaret, żona Mata
Jouberta, została jego stylistką, gdy wstąpił do centrum handlowego Tyger Valley, by zrobić
zakupy w butiku Romensa.
– Nierzucający się w oczy, ale zarazem bardzo szykowny strój, Benny. Powinieneś mieć
na sobie parę spodni z porządnego materiału i elegancką koszulę – tłumaczyła mu cierpliwie
z tym uroczym brytyjskim akcentem.
– Nie. Chcę też marynarkę. – Griessel nie umiał dokonać wyboru, przerażała go myśl, że
będzie zbyt „nierzucający się w oczy”, a za mało „szykowny”. Idzie między ludzi, którzy
doskonale znają się na modzie.
Chciał dołożyć też krawat, ale Margaret była nieprzejednana.
– Przesada jest gorsza od niedociągnięć. Żadnych krawatów.
Ograniczyli się więc do zakupu spodni w kolorze khaki, bladoniebieskiej bawełnianej
koszuli, skórzanego paska, butów i czarnej marynarki, ale rachunek za te sprawunki i tak
przyprawił go o palpitację serca.
Od środy zaczął się przygotowywać emocjonalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że to
spotkanie może go przytłoczyć. Najbardziej obawiał się nadmiernego pocenia, tak bowiem
reagował, gdy dopadał go stres. Przez cały wieczór będzie też musiał zważać na słowa. Żadnej policyjnej
gadki, żadnych wulgaryzmów, tylko uprzejmość i pełen luz. Przećwiczył to wszystko wielokrotnie,
wizualizując przebieg spotkania w myślach, jak radził mu doktor Barkhuizen, jego sponsor z klubu
Anonimowych Alkoholików.
Antonowi L’Amourowi powie: „ Kouevuur to świetny kawałek”. Tylko tyle, zero
smędzenia i wciskania kitu. Theuns Jordaan usłyszy: „Uwielbiam twoje teksty”. W tym zdaniu
jest wszystko, co trzeba, szacunek, uznanie i powaga. Boże, a jeśli trafi na Schalka Jouberta, zaczerpnie
głęboko tchu, uściśnie mu rękę i rzuci: „To dla mnie wielki zaszczyt”. Potem musi szybko odejść, zanim
utraci kontrolę nad sobą i zaleje największego mistrza gitary basowej
niekończącymi się potokami pochwał.
Koniec końców stanie przed największym problemem: Lize Beekman.
Gdyby tak mógł wypić choć jednego drinka, zanim przed nią stanie. To by mu pomogło
utrzymać nerwy na wodzy. Będzie też musiał wytrzeć rękę o nowe spodnie, nie może jej przecież powitać
lepiącą się od potu dłonią. „Panno Beekman, to dla mnie wyjątkowy zaszczyt.
Uwielbiam słuchać pani nagrań”. Ona zapewne rzuci zdawkowe „dziękuję”, a wtedy on wycofa
się, kończąc na tym rozmowę, i ruszy na poszukiwanie Alexy. Musi to zrobić, aby nie wyjść
przed tymi ludźmi na kompletnego idiotę.
Biała furgonetka marki Chana zatrzymała się pod drzewami na Drugiej Alei, pomiędzy
Livingstone High School a tyłami posterunku Claremont.
Pojazd niczym się nie wyróżniał, model z rocznika 2009, mocno już podniszczony – na
przednim zderzaku widać było spore wgniecenie, burty i drzwi zdobiły w wielu miejscach otarcia i rysy.
Okna w środkowej i tylnej części zamalowano tanią białą farbą. Odcień lakieru na bokach odbiegał nieco
od barwy reszty elementów karoserii.
Siedzący za kierownicą mężczyzna wyłączył silnik, potem położył dłonie na kolanach
i siedział tak przez chwilę, całkiem nieruchomy.
Miał na sobie niebieski, lekko już wyblakły kombinezon roboczy. Spod wciśniętej mocno
na oczy czapeczki baseballowej wystawały długie blond włosy.
Spoglądał uważnie przez lewe okno, w kierunku opustoszałego placu szkolnego, potem
przesunął wzrok na prawo, by przyjrzeć się biegnącemu wzdłuż ulicy wysokiemu ogrodzeniu,
dwuskrzydłowej bramie i znajdującemu się za nią dziedzińcowi posterunku, skrytemu wciąż
Zgłoś jeśli naruszono regulamin