Swierszczyk_1945.pdf

(44191 KB) Pobierz
Nr 1
t:
TYGODNIK
DLA D Z I E C I
1. V. 1945.
Wróciła Polska na swój brzeg,
ku wiecznie swemu morzu.
Szumi jej wiatr, od
morza
wiatr,
w fal pianie, jak we zbożu.
0 mury Gdańska skrzydła swe
ociera on radośnie,
1 wróży Polsce słony wiatr
potęgę co wciąż rośnie!
Witajcie, kochane! Oto spotykamy się, ja, Świer­
szczyk, i wy, czytelnicy, w pierwszym numerze,
naszego pisemka.
Jakże się cieszę!
Jestem wesoły, jestem szczęśliwy, bo mogę razem
Z
wami radować się, że nareszcie minęły już na
zawsze długie, ciężkie, smutne dni niewoli. Jesteśmy
wszyscy w wolnej, niepodległej Polsce. W Polsce,
która jednakowo kocha wszystkie swoje dzieci.
Kto nam ją dał na nowo, tę ojczyznę naszą naj­
milszą? Kto ją nam wywalczył?
Wywalczyło ją i nam dało bohaterskie wojsko.
Wywalczył i dał ją nam dzielny robotnik i rolnik. I każdy, każdy, kto nie
uląkł się wroga. Kto opierał się przemocy. Kto pracował dla Polski. Kto
wierzył, że Polska będzie wolna, silna, sprawiedliwa.
Jestem ja mały Świerszczyk, wędruję z moimi skrzypeczkami po świecie,
daleko i blisko. Po całej Polsce chodzę, od Tatr aż do morza Bałtyku! Idę lasem,
łąką, polem... Rzeką płynę... Po powietrzu z wiatrem latam... Zaglądam do
was, dzieci, przez okienka szkoły...-Tulę się w domach waszych za kominem...
Słucham. Patrzę.
A po co? A na co?
Źeoy wam, dzieci drogie, szeptać o tym, co wesołe, co dobre i miłe... Co
musicie wykonać i zdobyć! I o tym szeptać będę także, co smutne i złe. Z czym
walczyć nam trzeba. Co zwyciężyć.
Ho, ho! Nasze świerszczykowe pisemko, to nie byle co!
Będziemy tu sobie wspólnie gawędzili, ja, Świerszczyk, i wy, moi mili czy-
elnicy z całej, caluteńkiej Polski, jak długa i szeroka.
Całą gromadą naszą będziemy radzili o naszych wspólnych sprawach. Jakich?
Pomyślcie, zgadujcie — i do waszego Świerszczyka przyjdźcie, powiedzcie,
-napiszcie. Świerszczykowe serduszko ucieszcie.
W 'dobrą chwilę, w wesoły dzień zaczynamy, dzieci, naszą znajomość:
w Pierwszy Dzień Maja, w Święto Pracy.
Niechże nam się szczęści!
.
Warkoczą w górze maszyny
i dudnią po bruku czołgi.
Długą odbyli drogę
radzieccy żołnierze znad Wołgi
po ziemi swej stratowanej,
po okrwawionej swej ziemi.
Dołączył się do nich nasz żołnierz
i idzie naprzód wraz z nimi.
Wspólne ich życie, śmierć wspólna,
i wspólna radość zwycięstwa.
Na Niemca razem! Na Niemca!
Ten okrzyk dodaje im męstwa.
Dziś oto jest Trzeci Maja,
Dziś oto święto radosne.
Ptaki śpiewają, lśni słońce
i w sercu czujemy wiosnę.
Wiosenny wiatr chodzi polem
pachnącym zbożem i miętą.
Idą i idą kolumny
żołnierzy polskich w to święto.
Janina Porazińska
Wśród jaskółek wędrowniczek wielki dzisiaj gwar. Już do naszej okolicy
powróciło z zagranicy sto dwadzieścia par.
Tok! tok! Z dziobka młot, a z pazurków kielnie! Zobacz, jak każdy ptak
gniazdko lepi dzielnie.
Wiosna miła nas zwabiła do rodzinnych stron. Czas od nowa pobudować,
zlepić, może zreperować jaskółczany dom.
Skwir, skwir, podaj żwir! Skwir, skwir, przynieś słomek! zoba*cz, tak każdy
ptak lepi
Z
gliny domck.
Rosną, rosną gniazdka wiosną z gliny, z piasku ziarn. Z szumem, gwarem
i szczebiotem już się wzięło za robotę sto dwadzieścia par.
Wanda Grodzieńska
I.W,
■Uł
-4vv«
i
r*
/
A czy znasz ty bajkę,
która pali fajkę,
pośród dzieci siada,
siebie opowiada
i nigdy niebożę
skończyć się nie może?
O północku
żab gromada
w czarnym błocku
opowiada
straszną bajkę o bocianie:
— Rech! rech! rech!
Był raz bocian
zdechł!
— Bazie! Bazie! Ach, jakie śliczne!
Nie namyślając się wiele, Marysia, hop! przeskoczyła rów, wdrapała się na
płot, zza którego wystawały gałązki leszczyny, ozdobione teraz frędzlami zielono­
żółtych baziek.
Krysia za nią, Marysia zerwała już spory pęk leszczynowych gałązek. Obej­
rzała się na młodszą siostrzyczkę.
— No, chodź prędzej marudo. Zrobimy bukiet dla mamy.
Krysia z trudem wdrapała się na płot, ale gałązki jakby umykały jej spod
rąk. Nie może żadnej dosięgnąć. Wspina się więc jeszcze wyżej.
Aż tu nagle zza płotu wysunęła się jakaś głowa w baraniej czapie i z wiel­
kimi siwymi wąsami.
— A j! -—pisnęła przerażona Krysia i jak gruszka z drzewa, spadła z płotu
na ziemię.
Marysia też zeskoczyła z płotu i niespokojnie patrzyła na staruszka. A on przez
chwilę patrzył na nie spod zsuniętych brwi, a potem powiedział grubym głosem:
— A cóż to za szkodniki psują mi orzechy?
Dziewczynki spojrzały na siebie zdumione, a Marysia odparła rezolutnie:
— My tylko bazie... dla mamy na imieniny. A orzeszków wcale nie wi­
działyśmy...
— Bazie, bazie! Teraz są tylko bazie, a na jesieni będą orzeszki.
Dziewczynki ziłów spojrzały na siebie. Były pewne, że staruszek żartuje.
I on to zauważył.
— A co? nie wierzycie mi? Zaraz wam pokażę, gdzie wyrosną. — Staruszek
przechylił się przez płot, wziął jedną gałązkę do ręki.
— O, widzicie, oprócz baziek są tu malutkie pączuszki z czerwonymi koń­
cami. To są kwiaty leszczyny. Z tych kwiatów wytworzą się orzechy, laskowe
orzechy. Policz teraz, ile orzeszków zmarnowałaś?
Zawstydzona Marysia zaczyna liczyć. Raz, dwa, trzy, cztery... Ojej, jak
dużo. Prawie na każdej gałązce jest ich po kilka.
— No, ileż tych orzeszków zmarnowałyście? — pyta staruszek.
— Z szesnaście — szepce Marysia.
— No, widzisz. Szesnaście orzeszków. Ale tym razem już wam daruję,
boście nie wiedziały, że nie ładnie jest włazić na cudze płoty i zrywać gałązki
w cudzym ogrodzie. I to właśnie leszczynę. No, a teraz umykajcie!
Dziewczynkom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Co sił pobiegły
w kierunku miasteczka.
Halina. Koszutska
li
Zgłoś jeśli naruszono regulamin