Rafaelsen Ellinor - Obietnice 12 - Nad przepaścią.pdf

(688 KB) Pobierz
Rafaelsen Ellinor
Obietnice 12
Nad przepaścią
Postacie:
Gunnhild Johnsen
Guro, Kristian, Emilie, Syver, Anna i Jonas - dzieci Gunnhild
Wilhelm Bleker - mąż Gunnhild
Bernhard Lindt - malarz, mąż Guro
1
- Julie... Moja maleńka Julie. Gunnhild spojrzała na dziecko,
które trzymała w ramionach i ostrożnie pogładziła palcem
miękki policzek. Malutka przestała już ssać i spała teraz
spokojnie wtulona w ciepłą pierś. - Czyż ona nie jest śliczna? -
szepnęła Gunnhild. Leżąc tak z dzieckiem w ramionach
wyglądała niemal jak bogini.
Wilhelm nie odpowiedział. Z ociąganiem podszedł do
wąskiego łóżka, a raczej twardej pryczy, na której leżała
Gunnhild. Teraz uniosła twarz ku niemu. Oczy świeciły
własnym światłem, jakiego nigdy przedtem u niej nie widział.
A uśmiech, który mu posłała, nie był wymuszony, wymęczony
ani smutny. Wyrażał prawdziwe szczęście wypływające z głębi
jej duszy.
- Nie bądź taki przerażony, Wilhelmie! - powiedziała patrząc
mu w oczy. - Ona nie jest groźna. Nie widziałeś nigdy
noworodka?
Wilhelm zwilżył wargi. W gardle czuł suchość.
- Tak... oczywiście...
- Spójrz! Patrz, jaka jest piękna. Zupełnie jak-
by miała już kilka tygodni. Ma taką śliczną, gładką skórę. Te
ślady, które widzisz, to tylko zadrapania. Noworodki mają tak
ostre paznokcie...
Wilhelm nie słuchał. Stał tylko spoglądając na ukochaną
kobietę i dziecko... dziecko, które jak sądziła, było ich. Czuł
irytującą mieszaninę czułości i wściekłości. Czułości wobec
Gunnhild, która została do tego stopnia omamiona, że
wierzyła, iż tuli w ramionach własne dziecko. Wściekłości -
ślepej i przerażającej wobec Papy-Gina, Sophie i ich dwojga
dzieci, którzy też byli na miejscu i pozwolili, aby to się stało,
którzy stali za tym brzemiennym w skutki oszustwem.
Znów napotkał spojrzenie Gunnhild i zrozumiał, że jego brak
radości i entuzjazmu obudził lekki niepokój w jej niebieskich
oczach. Za chwilę Wilhelm może zadać jej trwałą i bolesną
ranę, która położy się cieniem na jej szczęściu, a być może
także na jej miłości do niego. Wiedział, czego się od niego
oczekuje. Klęcząc przy łóżku powinien wziąć Gunnhild i
dziecko w ramiona, przytulić... pocałować żonę... Powinien
promieniować takim samym szczęściem jak ona. Zamiast tego
klęczał przy niej, obejmując ją ramionami i płakał, kryjąc twarz
w zagłębieniu jej szyi.
Ona sądziła, że to łzy radości. Poczuł zarówno ulgę, jak i
przerażenie, gdy jej dłoń z miłością pogładziła go po włosach.
Poznał po głosie, że Gunnhild uśmiecha się z czułością
mówiąc:
- Rozumiem, Wilhelmie... ja sama też płakałam z radości.
Wciąż nie był w stanie mówić. Jak gdyby jego krtań więziła
pętla zaciskająca się za każdym razem, gdy otwierał usta, żeby
coś powiedzieć. Szukał słów - właściwych słów - ale nie mógł
ich znaleźć. Aby nie ranić Gunnhild jeszcze bardziej, z
czułością pocałował ją w usta i bez słowa pogładził po włosach
i policzku, zanim wstał. Potem podszedł do Papy-Gina i
chwycił go za ramię.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział cicho. - Na
zewnątrz.
Obaj mężczyźni wyszli. Wilhelm odciągnął Papę-Gina od
wozu - ściany były cienkie, a on nie chciał, żeby Gunnhild
usłyszała słowa, które padną w tę parną letnią noc.
- Co wy wyprawiacie? - szepnął z wściekłością, gdy uznał, że
znaleźli się odpowiednio daleko. - Powariowaliście wszyscy?
- Wcale nie - odpowiedział Papa-Gino i spojrzał Wilhelmowi
w oczy bez jednego mrugnięcia. - To było jedyne możliwe
wyjście, jedyny ratunek dla Gunnhild. Inaczej całkiem by się
załamała... straciła chęć do życia...
Ale dziecko nie jest jej... nie jest nasze! Wilhelm, aby dać
ujście frustracji i rozpaczy, miał ochotę uderzyć w pień drzewa,
w twarz Gina, w cokolwiek. Zamiast tego klepnął się dłonią w
czoło.
- Dziecko ma innych rodziców... w każdym razie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin