Johansen Jorunn - Tajemnica Wodospadu 39 - Ponure przepowiednie.doc

(515 KB) Pobierz

 

 

 

 

Jorunn Johansen

 

Tajemnica Wodospadu 39

 

Ponure przepowiednie


Rozdział 1

Jesień 1879

Hannele jęknęła i położyła dłoń na czole. W głowie jej huczało, czuła się obolała. Co tu się wydarzyło? Gdzie jest?

Usiadła powoli i drżąc na całym ciele, rozejrzała się dokoła. Pokój był tak mały, że gdy wyciągnęła ramiona, dłońmi jednocześnie dotykała obu ścian. Tuż nad jej głową wisiała latarenka, w jej świetle Hannele dostrzegła przed sobą drzwi. Bez klamki.

Nagle przypomniała sobie starszego mężczyznę, którego znalazła związanego, leżącego na łóżku na strychu. I to właśnie wtedy ktoś ją ogłuszył. Musiała stracić przytomność. Niewiele pamiętała, nie była w stanie zebrać myśli. Chociaż... Tak, jakaś dłoń! Widziała czyjąś dłoń trzymającą kij. Potężną, kościstą, niczym u nieboszczyka.

Hannele podczołgała się w stronę drzwi i wtedy zauważyła małe brudne okienko wykute w kamiennej ścianie. Chyba zamknięto ją w jakiejś piwnicy. Była przerażona. Kto ją tu wtrącił? Przymknęła powieki, próbowała coś sobie przypomnieć, cokolwiek.

Zobaczyła ojca. Czy to on jej to zrobił? Boże, cóż za tajemnice skrywali przed nią rodzice? Kim był starszy mężczyzna, którego widziała związanego na strychu?

Hannele wstała i zaczęła walić pięściami w drzwi. - Pomocy! Wypuście mnie! - krzyczała, ale na próżno.

Stanęła na palcach i wyjrzała na zewnątrz. Zobaczyła stodołę i budynki gospodarcze. Chyba więc znalazła się w piwnicy głównego budynku.

Ponownie podeszła do drzwi i uderzyła w nie tak mocno, że zabolała ją ręka.

- Mamo, tato, słyszycie mnie? Wypuśćcie mnie.

Po jakimś czasie poddała się i opadła bezwładnie na materac. Powróciła myślami do mężczyzny ze strychu, przypomniała sobie kij, którym została uderzona. Dłoń, która wymierzała cios, nie mogła należeć do ojca, ani też do żadnej innej, żywej istoty.

Przeszedł ją dreszcz. Czy to był wytwór jej wyobraźni? Nie, raczej nie. Może to sprawka ojca? Coraz więcej sobie przypominała, zwłaszcza jego złowrogi uśmiech.

Hannele wiedziała, że rodzice od dawna zajmowali się czarami, wierzyli w siły nadprzyrodzone, ale nie była to w żadnym razie czarna magia.

Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Powoli docierało do niej, że została uwięziona. Głowa nadal ją bolała. Gdy dotknęła obolałe miejsce dłonią, poczuła na palcach coś lepkiego. Krew! Spojrzała w dół na sukienkę, którą pokryły brunatne plamy. Hannele musiała zatem mocno krwawić.

W tym samym momencie usłyszała odgłos kroków na schodach. Sztywna ze strachu słuchała, jak ktoś przekręca klucz w zamku i otwiera drzwi. Przed nią stanęła jej matka.

- Mamo - wyksztusiła, z trudem łapiąc oddech. Chciała wstać, ale matka pokręciła głową.

- Siedź cicho. Przyniosłam ci jedzenie - wyszeptała. Pochyliła się i położyła tacę na materacu, po czym odwróciła się w stronę drzwi.

- Mamo, zaczekaj, nie odchodź! Dlaczego mnie tu trzymasz?

Kobieta sprawiała wrażenie przestraszonej.

- To przez ojca. Rozzłościłaś go, a ja nic nie mogę na to poradzić. Dlaczego weszłaś na strych? Ty głupia dziewucho.

Hannele słyszała w jej głosie złość, ale też rozpacz. - Tam leżał człowiek, mamo. Ktoś mnie ogłuszył.

Matka otworzyła szeroko oczy.

- Co ty opowiadasz? Nikt cię nie uderzył, a na strychu nikogo nie ma. Chyba postradałaś zmysły. Matka z rezygnacją pokręciła głową. - To był wypadek. Nie pamiętasz już, że upadłaś i uderzyłaś się w głowę? A przedtem wpadłaś w histerię.

- To nieprawda, mamo. Czy to ojciec tak twierdzi? A co z tym starym człowiekiem, którego przywiązaliście do łóżka?

- Coś ci się przywidziało. Wpadłaś w szał, rzucałaś się po całym strychu. To dlatego jesteś tutaj, dlatego też będziesz musiała tu jeszcze zostać. Nie pozwolimy, byś w tym stanie wyszła do ludzi. - Kobieta wyjrzała na korytarz, jej oczy przepełniał strach.

- Zjedz coś i odpocznij. Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić.

Wyszła, zamykając za sobą drzwi. Hannele pokręciła bezradnie głową. Nie była wariatką, dobrze wiedziała, co tam ujrzała! Mikkel ostrzegał ją, mówił, że jest w niebezpieczeństwie, ale ona go nie posłuchała. Nie wierzyła jego słowom. Teraz była już pewna, że Ramon został otruty. Rodzice z pewnością coś uknuli, tylko co?

Tannel wróciła do Furulii, była szczęśliwa, pomimo tego, co przeżyła w ostatnim czasie. Chciała zapomnieć o grzechach Trona. Był dla niej całym światem. Kochała go, a on teraz leżał koło niej.

Tron uśmiechnął się do niej i przytulił ją mocno do siebie.

- Kocham cię, Tannel. To, co się wtedy wydarzyło... - Zamilkł na chwilę i westchnął. - Nie wiem, jak mogłem tak cię zranić.

Tannel musnęła go dłonią po policzku.

- Nie mówmy o tym więcej. Musimy myśleć o przyszłości.

- Dobrze. Tylko wciąż się boję, że Posępny Starzec wróci. Ten upiór, czymkolwiek jest, zawładnął moim umysłem. Mówił coś o rychłym końcu mojego życia, że szczęście mnie opuści i przez wiele lat będę nieszczęśliwy.

Tannel uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Nie zamartwiaj się. Duch się myli. Przecież znów jesteśmy razem.

Pogładził ją po głowie, a jej ciało przeszył dreszcz podniecenia. Już na zawsze będą razem. Położyła głowę na jego owłosionym torsie, choć włosy łaskotały ją po policzku. Wsłuchiwała się w oddech swojego męża, czuła jak szybko bije mu serce. Zerknęła na Trona.

- Ty też za mną tęsknisz...

Nie zdążyła nawet dokończyć zdania, gdy pocałował ją namiętnie.

Po chwili Tron musnął jej pierś, a gdy jego dłoń powędrowała niżej, Tannel poczuła słodki dreszcz. Minęło tyle czasu od dnia, kiedy byli ze sobą tak blisko, a teraz czuła, że lada moment ogarnie ją cudowna rozkosz. Tron zajrzał jej głęboko w oczy, a ona obsypała jego twarz pocałunkami. Po chwili leżał na niej, a Tannel raz po raz wzdychała.

- Jak się miewasz? - spytała Helga, która właśnie przybyła z wizytą do Furulii.

Tannel podeszła do okna. Na zewnątrz zupełnie pociemniało, a na zachmurzonym niebie nie widać było ani gwiazd, ani księżyca. Nastała jesień. Tannel ciężko opadła na ławę.

Helga uśmiechnęła się ciepło.

- Brzuch zaczyna ci się już zaokrąglać. Dobrze się czujesz? Jesteś taka blada.

Tannel wzruszyła ramionami.

- Czuję się nieźle, ale znów jestem głodna. Mogłabym jeść bez przerwy.

- No to jedz. To dobrze dla twojego dziecka. - Wiem o tym, ale mimo to nie mogę nic przełknąć - odparła Tannel.

- A dlaczego?

- Cały czas mam mdłości.

Tannel od tygodnia mieszkała w Furulii, Tron był przy niej przez cały ten czas. Pomiędzy nimi znów pojawiła się czułość.

- Tak dobrze znów widzieć cię tutaj, Tannel. Byłam bardzo poruszona, gdy usłyszałam, że wyjechałaś.

Służąca ukroiła plasterek szynki i podała go Tannel. Kobieta ugryzła kawałek, ale znów poczuła mdłości i odłożyła resztę na talerz.

- Tak, dobrze jest znów tu być, ale powiedz, co słychać u Amalie?

Helga westchnęła.

- Nie najlepiej. Martwię się o nią. Całymi dniami śpi, bardzo schudła. Drżę o jej zdrowie, choć trzeba przyznać, wzięła sobie słowa doktora do serca, a to już coś.

Tannel słyszała o tym, że ciąża Amalie była zagrożona, to musiał być dla niej ciężki czas.

- A co z Olem? Nie dał znaku życia?

- Nie. Amalie jest zrozpaczona, trudno się z nią porozumieć. Jest drażliwa i smutna.

- Nic dziwnego. Gdy Tron mnie zdradził, też się tak czułam.

- Podobno Ole mieszka teraz w Szwecji z inną kobietą. Co za bezwstydnik! Nigdy bym nie przypuszczała, że jest do tego zdolny - ciągnęła poruszona Helga.

- Rzeczywiście, trudno w to uwierzyć.

- A ostatnio jeszcze do Tangen coraz częściej zagląda ten Anglik. Wyraźnie adoruje Amalie, choć ona nadal jest mężatką, i to w ciąży. On ma to za nic. - Helga pokręciła głową. - Ludzie zaczynają gadać.

- No tak. Dla nich to jak woda na młyn.

- Oj, co to się porobiło. Ale pora na mnie. Na dworze ciemno, żeby się tylko nie załamała pogoda - westchnęła Helga, z trudem podnosząc się z krzesła.

- Wpadaj do nas, Helgo - zachęcała Tannel. W rzeczywistości chciałaby mieć starą nianię przy sobie, ale wiedziała, że Helgę i Amalie łączą bardzo silne więzi.

- Dziękuję, Tannel. Dbaj o siebie i pielęgnuj waszą miłość.

- Będę się starała, moja droga - potwierdziła Finka. Helga wyszła, a Tannel oparła łokcie o blat stołu

i westchnęła. Tron udał się do tartaku i nie będzie go jeszcze przynajmniej przez kilka godzin. Co ma ze sobą począć? Dzieci dawno zasnęły, w domu tak cicho. Wstała i wyszła na dziedziniec. Służące sprzątały właśnie izbę czeladną. Podeszła do najmłodszej z dziewcząt.

- Pojadę do tartaku, a ty przypilnuj dzieci podczas mojej nieobecności.

Służąca dygnęła.

- Oczywiście.

Tannel ruszyła do stajni. Tam osiodłała konia i wyprowadziła go na zewnątrz. Zdjęła latarenkę wiszącą na ścianie stodoły i wspięła się na siodło. Po chwili już jechała polną drogą.

Było bardzo duszno. Jechała przez las i rozglądała się bacznie dokoła. Wokół niej robiło się coraz ciemniej, nadal jednak widziała kontury drzew i ścieżkę. Uniosła latarenkę przed sobą. Nie bała się lasu, przywykła do jego bliskości, zaś drogę do tartaku znała na pamięć. Na myśl, że niedługo zobaczy męża, uśmiechnęła się do siebie i popędziła konia.

Gdy wyjechała na polanę, wokół niej zrobiło się trochę jaśniej. Tannel wstrzymała konia i rozejrzała się dokoła. Po łące z gracją spacerował łoś. Na gałęzi pobliskiego drzewa siedziała sowa i bacznie jej się przyglądała.

Po chwili Tannel ruszyła w dalszą drogę. Raz po raz wydało jej się, że widzi jakąś postać w lesie, zaraz jednak okazywało się, że to tylko cień. Wokół niej panowała magiczna urzekająca atmosfera. Ciemne chmury rozwiały się, a jej oczom ukazał się księżyc, który swoim srebrzystym blaskiem oświetlał czubki drzew.

Po chwili znów zanurzyła się w gęstym lesie. Tuż przed nią skrzyło się jezioro Rogden, a zaraz dalej leżał tartak. Było tam zupełnie cicho i Tannel zaczęła zastanawiać się, czy pracownicy nie udali się już na spoczynek. Mogli odpoczywać w chatach wybudowanych dla nich nad brzegiem jeziora.

Z komina domu, w którym mieszkała stara kobieta przygotowująca posiłki dla pracowników, dobywał się dym. Tannel poprowadziła konia w tamtym kierunku. Ześlizgnęła się po jego grzbiecie na ziemię. Szczęśliwa, wbiegła po schodkach na ganek i otworzyła drzwi. Zatrzymała się w progu. Tron spał na ławie, a kobieta siedziała w bujanym fotelu i szydełkowała.

Na widok Tannel tamta podniosła wzrok i przyłożyła palec do ust.

- Ciii, Tron jest wycieńczony - wyszeptała, gdy Tannel podeszła bliżej.

- Powinien wrócić do domu - odparła szeptem, przyglądając się ukochanemu mężczyźnie.

Tron spał głęboko, cicho chrapał. Jego koszula była brudna, a spodnie podarte. Tannel naraz się zaniepokoiła.

- Czy coś mu się stało? Kobieta skinęła głową.

- Nie uwierzysz, ale był tu Halvor. Groził mu. Tron przeciągnął się we śnie, a Tannel podeszła do niego i usiadła obok. Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na nią zdziwiony.

- Co ty tu robisz? - Usiadł i ziewnął przeciągle. - Chciałam cię odwiedzić i spytać, czy niedługo wrócisz do domu - odparła, odgarniając mu z twarzy kosmyki włosów.

- O, nawet nie wiem, kiedy usnąłem. Jestem wykończony - tłumaczył.

- W takim razie wracajmy razem do domu - poprosiła Tannel i pocałowała go w policzek.

- Nie mogę. Był tu Halvor, groził zamknięciem całego zakładu. Ten głupiec sądzi, że mu na to pozwolę.

Tannel spojrzała na niego przerażona.

- Halvor nie ma przecież udziałów w tartaku.

- Nie, ale za to Paul ma tu swoją część. A Halvor miał z nim konszachty.

- Skąd Paul wziął udziały?

- Nie jestem pewien. Chyba stoi za tym Ole - odparł zrezygnowany, stawiając stopy na podłodze. - Nie wiem, co robić. Może powinienem odszukać Olego i pomówić z nim.

- Tak, powinieneś to zrobić. Moim zdaniem Ole nigdy nie sprzedałby swoich udziałów.

Tron przeczesał dłonią gęste włosy. - Jutro wyruszę do Szwecji. Teraz jednak nie mogę wrócić z tobą do domu. Ktoś musi pilnować tartaku.

- Przecież i tak spałeś.

- Tak, ale w tym czasie Wilk stał na warcie. Nie widziałaś go?

Tannel pokręciła głową.

- Nie, nie widziałam.

- Cholera!

Tron poderwał się i wybiegł na zewnątrz. Tannel natychmiast pobiegła za nim. Je] mąż rozglądał się dookoła i klął, na czym świat stoi.

- Co się stało? - zapytała, podbiegłszy do niego.

- Wilk zniknął - rzekł Tron i zaklął głośno. - To niemożliwe.

Tannel długo nie mogła przyzwyczaić się do tego zwierzęcia, potem jednak bardzo się do niego przywiązała. Wilk był mądry i przyjazny, dzieci często spały wtulone w niego przy kominku.

Tron wziął do ręki latarenkę i zapalił ją. Zrobił parę kroków w kierunku ścieżki, po czym zatrzymał się gwałtownie.

- Tu urywają się jego ślady - zawołał przez ramię.

Tannel podeszła do niego i wbiła wzrok w ziemię. W błocie wyraźne widniały ślady łap, ale wcale nie urywały się w tym miejscu.

- Spójrz, prowadzą dalej na wrzosowiska. Wilk jest pewnie gdzieś w pobliżu. Zagwiżdż, może przybiegnie.

Tron zagwizdał dwa razy. Coś poruszyło się między krzakami i po chwili ujrzeli Wilka, który wyskoczył w ich kierunku, merdając ogonem. Tannel podbiegła do zwierzęcia, pochyliła się nad nim i poklepała go po grzbiecie. Wilk stał przed nią z rozdziawionym pyskiem, wyglądał na zadowolonego. Wycieczka się udała.

- Wilk, a niech cię - złościł się Tron. - Miałeś pilnować tartaku!

Tannel musiała się uśmiechnąć. Tron sądzi chyba, że Wilk rozumie każde jego słowo. Zwierzę podeszło jednak do pana, otarło się o jego nogi, jakby okazywało skruchę.

- Nie możesz się na niego gniewać. Nie miałeś tu przecież żadnych nieproszonych gości. Gdyby ktoś się zjawił, Wilk z pewnością by was ostrzegł.

- Może i tak, ale na twoje przybycie nie zareagował.

- Mnie przecież zna.

Tron poklepał się po udzie.

- Do nogi - rozkazał, a zwierzę natychmiast wykonało polecenie. Wilk podniósł łeb i zerknął na swojego pana w oczekiwaniu, że ten chociaż poklepie go po grzbiecie, ale takiego gestu się nie doczekał.

- Nikogo tu teraz nie ma. Możesz chyba wrócić ze mną do domu? - Tannel spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, ale Tron przecząco pokręcił głową.

- Nie, Tannel. Ostatnio jest tu niespokojnie, dzieje się tyle dziwnych rzeczy. Muszę być na miejscu.

- A czy twoi pracownicy nie mogą przypilnować tartaku? - zastanawiała się głośno.

- Robią to każdej nocy, nie mam sumienia prosić ich o to po raz kolejny. Potrzebują snu.

- Rozumiem, w takim razie ja wrócę do domu - odparła zawiedziona. Myśl o samotnym powrocie przez las nie napawała jej optymizmem. Na dworze było już zupełnie ciemno. Nie powinna była tu w ogóle przyjeżdżać.

- Mogłabyś przenocować tutaj - odparł Tron, uśmiechając się przebiegle.

- Nie, powinnam wrócić do dzieci. Poza tym domownicy będą się o mnie martwić.

Tron skinął głową.

- W takim razie zobaczymy się jutro. Podszedł do niej i pocałował ją przelotnie. - Wrócę z samego rana.

Podał jej latarenkę, po czym razem z Wilkiem wrócili do chaty.

- Do zobaczenia - odparła właściwie sama sobie. Odnalazła swego konia na polanie, chwyciła lejce i wskoczyła na jego grzbiet.

Ruszyła przez las. Cały czas w jednej ręce trzymała przed sobą latarenkę, drugą położyła na kolbie strzelby. Koń jechał spokojnie przed siebie. To był dobry znak. Koń wyczułby obecność dzikich zwierząt szybciej niż ona.

Wokół panowała cisza, gdzieś w oddali huczała sowa. Las wokół niej stawał się coraz gęstszy. Ogarnął ją strach. Drzewa zaczęły przypominać trolle, gałęzie zdawały się wyciągać ku niej swoje szpony.

Tannel pozwoliła, by koń jechał swoim rytmem, cały czas rozglądała się bacznie dookoła. Gdy tylko wyjechali na polanę, zwierzę parsknęło i położyło po sobie uszy. Tannel spostrzegła, jak źdźbła trawy poruszyły się nieopodal, i natychmiast ściągnęła lejce. Serce waliło jej jak oszalałe. Co czai się tam w trawie?

Powoli uniosła strzelbę, drugą dłonią zaś wysunęła latarenkę jeszcze dalej przed siebie. Próbowała dostrzec coś w ciemnościach.

Zmrużyła oczy, wpatrując się w mrok, a koń z każdą sekundą był coraz bardziej niespokojny. Czy to wilk skradał się w jej stronę? Przecież wiele dzikich zwierząt grasuje w tej okolicy. Może stado już ją otoczyło? Czy za nią podążają kolejne dzikie zwierzęta?

Tannel nie miała odwagi spojrzeć za siebie. Popędziła konia i ruszyła z kopyta, byle dalej, byle szybciej. Znów znalazła się w gęstym lesie.

Gdy ponownie wyjechała na skraj lasu i ujrzała przed sobą Furulię, odetchnęła z ulgą. Nim się obejrzała, jechała już polną drogą prowadzącą do domu....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin