Małgorzata Mroczkowska - Angielskie lato.pdf

(1359 KB) Pobierz
– Musisz do niej zadzwonić, słyszysz?
Głos Waltera wyrwał ją z drzemki, ale czyż można
drzemać, stojąc? Patrzyła przez okno na morze, które w
końcu uspokoiło się, ochłonęło, choć w powietrzu czuć było
jeszcze napięcie ostatnich godzin.
Dopiero teraz zauważyła, że jej dłonie zaciśnięte były
wokół firanki, której trzymała się kurczowo, do bólu.
– Anno, czy ty mnie słuchasz?
– Słucham... słyszę. – Spojrzała na niego oczyma
mokrymi od łez.
Walter podszedł do niej i zaczął powoli uwalniać jej
palce, jeden po drugim. Uniósł do ust lodowatą dłoń Anny i
pocałował.
– Przecież ktoś musi jej o tym powiedzieć. Chyba nie
chcesz, żeby dowiedziała się o wszystkim od policji.
– O Boże...
Zamknęła oczy. Znowu zobaczyła skałę i jamę ukrytą na
wschodnim wybrzeżu, rozgrzaną wspomnieniami, które
wciąż były gorące, pulsowały pod powiekami niczym świeże
łzy. Fale rozbijające się z krzykiem o białe kamienie
rozrzucone przez sztorm, który przyszedł nocą, i koc, na
którym wcześniej leżała, a także plecy Wojtka, poranione
piaskiem, który delikatnie wbijał się w skórę. Dotykała jego
ramion, gładkich i młodych.
– Chcesz? Opowiem ci o moim kocie.
– Nie wiedziałam, że masz kota.
– Miałem. Wiele lat temu.
– No i co z tym kotem?
– Nie lubił, kiedy wiało. Nasze mieszkanie w Krakowie
leży na wzgórzu, i tam zawsze wieje. Kiedy przyplątał się do
nas, kiedy z nami zamieszkał, nie mieliśmy pojęcia, że nie
lubi wiatru.
– To jak się dowiedzieliście? – zapytała, całując go w
ramię.
– Zawsze, kiedy za oknem mocno wiało, chował się pod
kanapę w salonie albo pod łóżko i udawał, że go nie ma. Nie
lubił, żeby tam do niego zaglądać. Pewnego dnia
pojechaliśmy w góry, do naszego letniego domku...
– Zabraliście go ze sobą?
Skinął głową.
– To było dziwne lato. Pogoda zmieniła się nagle, ze
słońca zrobiła się burza z deszczem i wiatrem.
– I on wam uciekł?
– Najpierw myśleliśmy, że schował się, jak zwykle.
Szukaliśmy go cały dzień, wołaliśmy. Ale nie wrócił, jakby
rozpłynął się w powietrzu. Przepadł.
– To było nierozsądne – oceniła. – Zabierać miejskiego
kota na odludzie.
– Odnalazł się dopiero w następne wakacje.
– Jak to?
– Pewnego dnia stanął w progu kuchni, zamiauczał, po
czym podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic otarł się o moje
nogi.
– I co? Zabraliście go z powrotem do domu?
– Wybrał wiejskie życie. Odszedł od nas, ale wrócił się
pożegnać, pokazać, że żyje. To miłe. Co prawda, zrobił to
tylko raz, tamtego dnia, ale mimo wszystko to było miłe.
Nigdy później już go nie widziałem.
Usiadła na kocu.
– Po co mówisz mi o tym właśnie teraz?
Pocałował ją w usta i przeprosił.
Dlaczego teraz przypomniała sobie akurat tę historię?
Wspomnienie tamtego dnia było żywe i bardzo świeże, jakby
rozmowa wydarzyła się przed chwilą. Anna zastanawiała
się, dlaczego nasza pamięć w tak okrutny sposób okazuje
swoje przywiązanie do chwil, o których wolelibyśmy
zapomnieć. Przecież nie powinna teraz myśleć o nim w ten
sposób. Przecież to, co mogło trwać wiecznie, miało nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin