Jerzy Robert Nowak - Prawda o Kielcach 1946r.pdf

(368 KB) Pobierz
Prawda o Kielcach 1946 r. Część I
Prof. Jerzy Robert Nowak, Nasz Dziennik, 04.07.2002
Mija już kolejna, 56. rocznica zajść antyżydowskich w Kielcach, które tak mocno zostały
wykorzystane przez komunistyczną propagandę dla oczernienia Polski i Polaków w
świecie. Rozliczne świadectwa i udokumentowane książki szeregu autorów (m.in. byłego
oficera WP żydowskiego pochodzenia Michaela Chęcińskiego, Krzysztofa
Kąkolewskiego i ks. Jana Śledzianowskiego) wyraźnie wskazały na prawdziwy
charakter zbrodni kieleckiej.
Zajścia antyżydowskie w Kielcach były prowokacją sowiecką, zorganizowaną dla odwrócenia
uwagi Zachodu od sfałszowanego referendum w Polsce i od niewygodnej dla Rosji debaty
nad Katyniem w czasie Procesu Norymberskiego. Sprawa pełnego odkrycia przebiegu
zbrodni pod względem prawnym miałaby więc tym większe znaczenie dla obalenia kłamstw
na temat najnowszej historii Polski. Tym bardziej oburzający jest więc fakt, że świadomie
blokowano działania prawne, zmierzające do ustalenia prawdy o wydarzeniach kieleckich.
Prezentowany tu kilkuodcinkowy cykl ma na celu syntetyczne przedstawienie prawdy o
zajściach kieleckich 1946 r. w świetle dotychczasowych badań.
Przebieg zajść kieleckich
Badania naukowców i innych autorów, próbujących odkryć prawdziwe kulisy zbrodniczych
zajść kieleckich (m.in. książka znakomitego reportera Krzysztofa Kąkolewskiego "Umarły
cmentarz"), całkowicie obaliły twierdzenia komunistycznej propagandy o rzekomej roli
"reakcyjnego podziemia", andersowców itp. w przygotowaniu napaści na Żydów. Nie zdołano
udowodnić tej roli, pomimo, stosowania tortur wobec uwięzionych, zastraszania świadków i
adwokatów w zorganizowanym i sfabrykowanym przez reżim procesie rzekomych
winowajców - procesie, w którym nie skazano żadnego z faktycznych sprawców kieleckich
zajść antyżydowskich. Z nagromadzonych przez dziesięciolecia świadectw wyraźnie wyłania
się
faktyczna sprawcza rola NKWD W ZBRODNI KIELECKIEJ.
Tej roli
podporządkowane były uczestniczące w zajściach kieleckich różne komunistyczne "siły
porządku", w tym wojsko, milicja, KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego).
A oto jak wyglądał przebieg zbrodniczych zajść kieleckich 4 lipca 1946 roku. Pod pretekstem
szukania rzekomo zaginionego chłopca, Henryka Błaszczyka, do domu na Plantach, w którym
mieszkała liczna grupa Żydów, dwukrotnie wchodzili w różnych fazach milicjanci, wojsko,
KBW, oficerowie wywiadu wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Innych
osób nie wpuszczano, umundurowani chcieli bowiem sami obrabować upatrzone ofiary.
Krzysztof Kąkolewski na dowód premedytacji, z jaką przeprowadzono całą zbrodniczą akcję,
podaje fakt, że Żydzi byli wyraźnie mordowani wybiórczo. W pierwszej kolejności
zastrzelono trzy osoby: rabina Kahande, najbogatszego kieleckiego kupca, pragnącego
reaktywować w mieście działalność handlową (a więc ożywić "kapitalizm" w Kielcach), i
adwokata, upominającego się o żydowskie mienie zagrabione w czasie wojny. Rabina
zastrzelił niezidentyfikowany oficer. Wszystkie zabójstwa zostały popełnione przez wojsko,
milicję i wspomnianych sześciu cywilów, prawdopodobnie należących do specjalnych
oddziałów, powołanych przez wojsko dla celów dywersyjnych.
Pomimo skoncentrowania w Kielcach wielkich jednostek wojska, milicji, UB, KBW i
oddziałów sowieckich, przez wiele godzin świadomie nie zorganizowano skutecznej pomocy
dla Żydów osaczonych w budynku na Plantach. Wystarczyłaby zaś do tego mała część
posiadanych środków. Szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, major
Władysław Subczyński, odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii
szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w terenie.
Uniemożliwiono przybycie na miejsce zajść przedstawicieli duchowieństwa i prokuratora.
Nawet nieduże jednostki wojska czy UB mogłyby z łatwością rozproszyć stosunkowo
niewielkie zbiorowisko ludzi, gromadzące się wokół budynku na Plantach. Zbierający się tam
tłum - wbrew późniejszym zafałszowaniom - nigdy nie był większy niż paręset osób.
Zbrodnicza bezczynność stacjonujących w mieście wielkich jednostek wojskowych polskich i
sowieckich (przy równoczesnym udziale niektórych przedstawicieli oficjalnych "sił
porządku" w mordach) spowodowała zabicie kilkudziesięciu Żydów.
Warto w tym kontekście przytoczyć opinię Bożeny Szaynok, autorki książki "Pogrom Żydów
w Kielcach 4 VII 1946", Warszawa 1991. Pisała ona, iż
"działania milicji służyły
niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych. Działania szefa WUBP
[Wojewódzkiego
Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego - J.R.N.] były
niewątpliwie skierowane na spotęgowanie
wydarzeń pogromu." (s. 108).
Major Subczyński, stary agent Moskwy sprzed wojny, uważany za głównego organizatora
masakry ze strony polskiej bezpieki, uratował się od wszelkiej odpowiedzialności dzięki
stanowczej interwencji władz sowieckich w jego sprawie. A później robił dalej przyśpieszoną
karierę wojskową, mimo braku nawet matury (zrobił ją dopiero w 1956 roku).
Na czym polegała jednak rola NKWD w pogromie i kto je reprezentował? Szczegółowo
udokumentowaną ocenę na ten temat przyniosła wydana w 1982 roku w Nowym Jorku
książka Michaela Chęcińskiego "Poland. Communism - Nationalism - Antisemitism", ciągle
jeszcze zbyt mało znana w Polsce. Jej autor, były oficer Wojska Polskiego żydowskiego
pochodzenia, związany ze służbami specjalnymi, wyemigrował z Polski w 1968 roku. W swej
książce jako pierwszy dowodził, że główną rolę w całej sprawie odegrał z ramienia NKWD
oficer sowieckiego wywiadu Michaił Aleksandrowicz Diomin. Chęciński wskazał na
interesującą współzależność: fakt, że Diomin został przysłany do Kielc, miejsca raczej "mało
prawdopodobnego" jako cel pobytu dla wykwalifikowanego oficera sowieckiego wywiadu, na
kilka miesięcy przed antyżydowskimi zajściami 1946 roku w Kielcach, a wyjechał w dwa
tygodnie po nich. Jak zbadał Chęciński, Michaił Diomin był oficerem wyraźnie
wyspecjalizowanym w sprawach żydowskich. W latach 1964-1967 był oficerem wywiadu
sowieckiego w Izraelu, pracując tam jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie
sowieckiej w Tel Awiwie. Według Chęcińskiego, właśnie Diomin nadzorował działania
wspomnianego majora Subczyńskiego, który już poprzednio próbował zorganizować - w
prowokatorskim celu - podobne do kieleckich zajścia antyżydowskie w Rzeszowie i
Krakowie.Wtedy miały one mierne powodzenie, tym razem przyniosły oczekiwany przez
jego rosyjskich mocodawców potworny skutek.
Powołując się na opinię pani Lewkowicz-Ajzenman, szefa sekretariatu w Wojewódzkim
Urzędzie Bezpieczeństwa w Kielcach, Chęciński pisał:
"Pani
Lewkowicz-Ajzenman dodała: 'Kiedy po latach znalazłam się w Izraelu, w gazecie
natknęłam się na to nazwisko Dyomin, sekretarza attaché handlowego w ambasadzie
radzieckiej w Tel Avivie. Wzbudziło to moją ciekawość i postanowiłam popatrzeć na tego
człowieka. Bez wątpienia był to ten sam Dyomin. Ciekawe, prawda? Przysłanie Dyomina do
Izraela mogłoby sugerować, że był specjalistą w sprawach żydowskich (...)'. To, że Dyomin
był wykorzystywany do bardzo ważnych zadań, zostało potwierdzone przez amerykańskiego
historyka zajmującego się KGB. Wymienia on Michaiła Aleksandrowicza Dyomina (pisanego
również Demin) jako oficera wywiadu wojskowego w Izraelu w latach 1964-1967 i w
Republice Federalnej Niemiec od 1969 r. (...)."
(cyt. za polskim przekładem fragmentów
książki M. Chęcińskiego w: Antyżydowskie wydarzenia kieleckie 4 lipca 1946 roku.
Dokumenty i materiały, oprac. Stanisław Meducki, Kielce 1946, tom II, s. 102-103).
Chęciński wskazywał, że bezsprzecznie największą korzyść z zamieszania wywołanego
zajściami antyżydowskimi w Kielcach, tak w Polsce, jak i za granicą, wyciągnęli
sowieccy komuniści.
Zbrodnia kielecka stała się dla nich okazją dla nagłośnienia wśród liberałów i lewicowców na
Zachodzie gromkich oskarżeń o antysemityzm wobec polskiego podziemia, kręgów
emigracyjnych i hierarchii katolickiej. Zdaniem Chęcińskiego, dowód o udziale polskich i
rosyjskich oficerów bezpieczeństwa w zajściach antyżydowskich
"jest zgodny z ich dobrze
znanymi globalnymi celami i taktyką. Masowa emigracja Żydów z Polski ułatwiła zadanie
(dała broń do ręki) Związkowi Radzieckiemu przez przeładowanie obozów dla uchodźców w
zachodnich strefach Niemiec i Austrii oraz wystawienie na próbę rządów brytyjskich w
Palestynie, dokąd większa część tych Żydów chciała się udać. Antyżydowskie wybuchy w
Polsce służyły jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa
poprzez wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa i
porządku (...). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje polityczne jako
konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów ludności (...)".
Głównym celem tak efektywnie zaplanowanej przez Sowiety zbrodniczej prowokacji
kieleckiej było jednak odwrócenie uwagi Zachodu od dokonanego przez komunistów
zaledwie parę dni przedtem
gigantycznego fałszerstwa wyników referendum.
Na ten
motyw kieleckiej zbrodni zwrócono bardzo szybko uwagę już w pierwszych komentarzach
uczciwych obserwatorów wydarzeń w Polsce.
Już 7 lipca 1946 roku, a więc zaledwie kilka dni po zbrodni antyżydowskiej w Kielcach,
grono polskich intelektualistów, po części osób pochodzenia żydowskiego, w USA wydało
deklarację jednoznacznie akcentującą jako motyw zbrodni to, że:
"Reżimowi warszawskiemu
zależy na odwróceniu uwagi światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w
administrowaniu krajem - ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego -
lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi okupacyjna armia sowiecka. W chwili,
kiedy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i
nadużyć, jakie popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie, oszukańcze
referendum),
rząd warszawski sprowokował morderstwa w Kielcach - ubierając się w togę
obrońcy społeczności żydowskiej - aby upozorować, że jest za obroną demokracji".
(Porównaj zamieszczony w aneksie pełny tekst deklaracji polskich intelektualistów z Nowego
Jorku). Warto zwrócić szerszą uwagę na tę bardzo często przemilczaną dziś przez niektórych
tendencyjnych autorów deklarację polskich i żydowskich intelektualistów z USA, tak szybko
wskazującą na prawdziwe źródła mordu na Żydach.
Bardzo istotnym podskórnym celem zajść antyżydowskich w Kielcach w 1946 roku było
szukanie przez NKWD swoistego "anty-Katynia".
Akurat na 3 dni przed krwawymi
zajściami w Kielcach - 1 lipca 1946 roku - rozpoczęło się postępowanie dowodowe Trybunału
Narodów w Norymberdze w sprawie Katynia. 4 lipca, tj. w dniu pogromu, zaczęły się
przemówienia stron w tej sprawie. Osoby dobrze poinformowane wiedziały już wtedy, że nie
ma szans dowiedzenia Niemcom hitlerowskim udziału w zbrodni na polskich oficerach.
Zostawał jedyny faktyczny winny - Związek Sowiecki (szerzej uwagi K. Kąkolewskiego na
ten temat w książce "Umarły cmentarz", Warszawa 1996).
Przemilczane zajścia antyżydowskie w innych krajach
Co najbardziej zdumiewa w sprawie zbrodni kieleckiej 1946 roku, to fakt skrajnego
przemilczenia przez ogromną część badaczy w Polsce tego, że podobne zbrodnie miały
miejsce po 1944 roku także w innych krajach, które znajdowały się pod kontrolą sowiecką, a
więc na Słowacji, na Węgrzech i na Ukrainie.
Co więcej, wszędzie tam wydarzenia
rozgrywały się wyraźnie według bardzo podobnego scenariusza jak w Kielcach.
Bardzo
podobne było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o
komunistycznej proweniencji, których nigdy nie ukarano. Bardzo podobne były też cele
polityczne zajść antyżydowskich w innych krajach.
Tak jak zajścia w Kielcach miały
odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie sfałszowanego referendum, tak zajścia na
Węgrzech czy Słowacji miały odwracać uwagę od przejawów skrajnego bezprawia i
gwałtów, dokonywanych przez wojska sowieckie - rozprawy z prozachodnią opozycją.
Docierające na Zachód wieści o zlinczowaniu Żydów w Kunmadars, Azd czy Miskolcu miały
skutecznie przesłaniać sprawy wielu tysięcy gwałtów, popełnionych przez żołnierzy
sowieckich na Węgrzech, czy nawet bestialstw w stylu zamordowania przez pijanych
żołdaków sowieckich katolickiego biskupa Gyórmosa Apora (za to, że próbował udzielić
schronienia w swym pałacu biskupim kobietom uciekającym przed sowieckimi
gwałcicielami). Nieprzypadkowo seria gwałtownych zajść na Węgrzech (od Kunmadars po
Miskolc) przypadła na czas wiosny - lata 1946, gdy sowieckie władze okupacyjne rozpoczęły
z pomocą węgierskiej komunistycznej milicji i bezpieki kampanię aresztowań i zastraszeń dla
osłabienia bazy politycznej prozachodniego rządu Ferenca Nagya.
W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie monografii historii
Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego zwrócono szczególną uwagę na
znamienne zachowanie pozostających pod nadzorem komunistów "sił porządku": wojska i
policji. W czasie zajść antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w
toku sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie, raniono 49
osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w obronie napadniętych Żydów,
lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem w pogromie (por. The Jews in the Soviet
Satellites by Peter Meyer, Bernard D. Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105).
Podobnie jak w Słowacji, a później w Polsce, także i na Węgrzech wiosną 1946 r. w
miejscowościach, w których dochodziło do krwawych zajść antyżydowskich, umocnione
jednostki kontrolowanej przez komunistów milicji nie były skłonne do interweniowania (tak
było w Kunmadars w maju 1946 r. czy w Diósgyör w czerwcu 1946 r.). We wspomnianej
historii Żydów w państwach satelickich pisano, iż pomimo faktu, że śledztwo wykryło, że
sprawcami pogromu w Kunmadars byli członkowie partii komunistycznej, faktyczni sprawcy
uniknęli kary (The Jews in the Soviet Satellites, s. 425).
Na Węgrzech do pierwszych gwałtowniejszych zajść antyżydowskich po wojnie doszło w "zd
i Sajószentpeter 23 lutego 1946 r. Koncentrowały się one głównie na grabieży sklepów i
mieszkań. 23 maja 1946 r. chłopi w Kunmadars, podburzeni przez ewidentnego prowokatora
(Zsigmonda Totha), zabili trzech kupców żydowskiego pochodzenia i ciężko poranili
osiemnastu innych. W czerwcu 1946 podpalono synagogę w Mak. 30 lipca 1946 r.
wielotysięczny tłum w Miskolcu (drugim po Budapeszcie pod względem liczebności mieście
Węgier) zlinczował dwóch kupców - Żydów, a w kolejnych zajściach zamordował również
Żyda - oficera bezpieki (wszystkich uczestników zajść antyżydowskich w Miskolcu
wypuszczono na Węgrzech na wolność po niecałym roku).
Na łamach popularnego węgierskiego dziennika "Magyar Nemzet" z 15 marca 1991 r.
przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd.
Stwierdzała ona, że to
ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią wokół mordów rytualnych, wzniecaną
w Słowacji w kwietniu 1946 r., na Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w
Mezökövesd i Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r.
Zdaniem Marii Schmidt:
"Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw religijnych,
burżuazyjnych i mieszczaństwa, które traktowali jako bazy 'kapitalizmu'; pragnęło zaostrzyć
problemy mocarstw zachodnich, przyjmujących żydowskich uchodźców, a w szczególności
Wielkiej Brytanii, zajmującej Palestynę. I wreszcie, przypisując pogromy manipulacjom
prawicowej 'reakcji', chciano umocnić na wschodzie i zachodzie Europy obóz komunistów,
członków partii i sympatyków żydowskiego pochodzenia (...)"
(cyt. za Janos Pelle, A
kunmadarasi pogrom. Shylock Hunniban II, "Magyar Nemzet" 15 marca 1991 r.).
Trzeba przyznać, że wszędzie władzom komunistycznym udało się osiągnąć zamierzone
efekty. Wśród Żydów na Węgrzech, w Polsce czy Słowacji umacniały się sympatie
prokomunistyczne, poczucie, że tylko Armia Czerwona jest w tych krajach jedynym
prawdziwym obrońcą Żydów wobec miejscowych "nacjonałów" i "reakcjonistów". Nader
wymowny pod tym względem był list Móra Reinhardta do prezesa religijnej wspólnoty
żydowskiej na Węgrzech Lajosa Stöcklera z dnia 5 sierpnia 1946 r., wkrótce po pogromie
Żydów w Miszkolcu:
"Niech rosyjskie władze wojskowe wypuszczą Żydów z kraju. Tak
jednak, aby nie musieli się oni starać nielegalnie o wydostanie. Do czasu zaś, gdy będzie
trwał proces ich emigracji - a może on ze względu na sytuację w Palestynie przeciągnąć się
nawet do roku, dwóch lat - niech Armia Czerwona okupuje ten kraj w celu bronienia nas."
(cyt. za J. Pelle: A kunmadarsi pogrom...). A więc doszło do jednoznacznego postulowania,
by Armia Czerwona bezprawnie okupowała dłużej Węgry, tylko w celu bronienia Żydów
przed niebezpiecznymi Madziarami! Powstawanie tego typu odczuć było szczególnie cennym
dla Sowietów efektem ich pogromowych prowokacji.
Najwyższy czas, by badający sprawę antyżydowskich zajść w Kielcach naukowcy polscy i
żydowscy odeszli wreszcie od swoistego wąskiego "polonocentryzmu" w tej sprawie i
zwrócili uwagę na badania nad przebiegiem i inspiracją dla podobnych pogromów w Słowacji
czy na Węgrzech. Może łatwiej trafi się w ten sposób na ślady sprawców wydarzeń.
Część II
Kampania propagandowa na tle zajść w Kielcach stanowi niewątpliwie jeden z
najbardziej kompromitujących epizodów w historii komunistycznego kłamstwa w
Polsce. Można wprost podziwiać rozmiary fantazji ówczesnych reżimowych oszczerców,
łatwość z jaką natychmiast "odkryli" rzekomych sprawców zbrodni i jej mocodawców.
Manipulacje komunistycznej propagandy
Minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz oświadczył na pogrzebie
zamordowanych Żydów, że wydarzenia w Kielcach były dziełem emisariuszy Rządu
Polskiego na Zachodzie i generała Andersa przy poparciu AK-owców (według: ks. Daniel
Zgłoś jeśli naruszono regulamin