Aleksander Sołżenicyn - Archipelag Gułag 1.pdf

(3462 KB) Pobierz
Aleksander Sołżenicyn
Archipelag GUŁag tom 1
Ze ściśniętym sercem całe lata powstrzymywałem się od publikacji tej Książki, dawno
już gotowej: poczucie odpowiedzialności wobec żywych przeważało nad poczuciem obowiąz-
ku wobec umarłych. Ale teraz, kiedy bezpieczeństwo państwowe i tak już dostało ten tekst, nie
mam innego wyjścia, jak niezwłocznie go wydrukować.
A. SOŁŻENICYN
Wrzesień 1973
1
Aleksander Sołżenicyn
Archipelag GUŁag tom 1
Aleksander Sołżenicyn
ARCHIPELAG GUŁag
Tom 1
Autoryzowany przekład z rosyjskiego:
Jerzy Pomianowski
POŚWIĘCAM
wszystkim, którym życia nie starczyło aby o tym opowiedzieć. I niechaj mi wybaczą że
nie wszystko dostrzegłem, nie wszystko sobie przypomniałem, nie wszystkiego się domyśliłem.
2
Aleksander Sołżenicyn
OD AUTORA
Archipelag GUŁag tom 1
W roku tysiąc dziewięćset czterdziestym dziewiątym trafiliśmy z przyjaciółmi na za-
stanawiającą notatkę w czasopiśmie Akademii Nauk
Przyroda.
Pisano tam drobną czcionką,
że nad rzeką Kołymą, w trakcie prac wykopaliskowych została znaleziona podziemna tafla
lodu – zamarły, prehistoryczny potok – a w niej zamarznięte (kilkadziesiąt tysięcy lat temu)
okazy fauny kopalnej. Ryby te, czy może płazy, zachowały się tak dobrze, wydawały się tak
świeże – informował uczony korespondent – że obecni przy tym, po rozbiciu lodu, zjedli je
zaraz z OCHOTĄ.
Nielicznych swoich czytelników pismo zapewne wprawiło w niemałe zdziwienie
wiadomością o tym, jak długo można rybie mięso trzymać w lodzie. Ale tylko niewielu
z nich mogło wniknąć w iście epicki sens ryzykownej notatki. Myśmy zrozumieli od razu.
Cała scena zarysowała się nam ostro, do najdrobniejszych szczegółów: jak owi o b e c n i
z pośpieszną zawziętością rąbali lód, jak mając za nic szlachetne cele ichtiologii i roztrącając
się łokciami, wyrywali sobie wzajem kęsy tysiącletniego ścierwa, wlekli je do ogniska, aby
tam odtajało, i aby można było się nim nasycić.
Zrozumieliśmy to od razu, ponieważ sami należeliśmy do tych OBECNYCH, do tego
jedynego w świecie, niezliczonego plemienia z e k ó w , które samo jedno tylko było zdolne
zjeść z OCHOTĄ płaza.
Kołyma zaś była największą i najdalej słynącą wyspą, lutym biegunem tego zadziwia-
jącego kraju GUŁag, który wolą geografii rozdarty był na kształt archipelagu, ale psychologia
spajała go w kontynent – kraju prawie niewidzialnego, prawie nieuchwytnego dla zmysłów,
tego właśnie, który zamieszkiwał lud zeków.
Archipelag ten rozrzutem swoich plam pobryzgał i upstrzył kraj, z którego się wynu-
rzył, werżnął się w granice jego miast, zasmużył cieniem jego drogi, a jednak ten i ów
w ogóle nie domyślał się jego istnienia, bardzo wielu coś ledwie słyszało, a wiedzieli
wszystko tylko ci, co tam niegdyś byli.
Ale milczeli tak, jakby na wyspach Archipelagu utracili mowę.
Nieoczekiwany zwrot w naszych dziejach sprawił, że ujawniła się jakaś drobna, zni-
komo mała część prawdy o Archipelagu. Ale te same ręce, które nakładały nam kajdany,
teraz wystawiają dłonie pojednawczym gestem: „Nie trzeba!... Dajcie spokój przeszłości!...
Kto starą złość wspomni bodaj oko stracił!”. Ale to porzekadło ma ciąg dalszy – „A kto ją
zapomni – bodaj obu nie miał!”.
Mijają dziesięciolecia – i niepowrotnie zlizują blizny i szramy przeszłości. Niejedna
wyspa przez ten czas rozpadła się, rozpłynęła, polarny ocean zapomnienia przetacza się nad
nią. I kiedyś, w wiekach co nadejdą, Archipelag ten, jego aura i kości jego mieszkańców,
wmarznięte w taflę lodu – wydadzą się potomkom resztkami jakiegoś nieprawdopodobnego
płaza.
Nie ośmielę się pisać tu historii Archipelagu: nie udało mi się dotrzeć do dokumen-
tów. Ale czy ktokolwiek zdoła je/kiedykolwiek przeczytać?... Ci, co to nie mają chęci na
WSPOMNIENIA, dość już mieli (i mieć jeszcze będą) czasu, aby zniszczyć je do szczętu.
Te lat jedenaście, którem tam spędził, rozumiem niejako hańbę, nie jako przeklęty sen;
nie, zdążyłem polubić prawie ten pokraczny świat; teraz zaś na dobitkę stałem się przez
3
Aleksander Sołżenicyn
Archipelag GUŁag tom 1
szczęśliwy przypadek powiernikiem wielu późniejszych opowiadań i przekazów pisemnych
– może zatem potrafię dowlec do innych choć trochę tych kości i mięsa – zresztą żywego, bo
i płaz jeszcze dziś jest żywy.
*
Napisanie tej książki przekraczało miarę sił jednego człowieka. Prócz tego, co wynio-
słem z Archipelagu sam – w oczach i uszach, w pamięci, na własnej skórze – materiał do
tej książki dali mi w postaci opowiadań, wspomnień i listów
(tu następuje spis 227 nazwisk)
Nie wyrażam im tu mojej prywatnej wdzięczności: to ma być wspólnie przez nas
wzniesiony pomnik dla wszystkich zamęczonych i zabitych.
W tym spisie chciałbym szczególnie wyróżnić tych, którzy wiele się napracowali, po-
magając mi, aby ta rzecz oparta była na bibliograficznych danych, wziętych z książek, już
dawno usuniętych ze współczesnych bibliotek i zniszczonych tak, że odnalezienie zachowa-
nego jakoś egzemplarza wymagało wielkiej wytrwałości; jeszcze bardziej zaś tych, którzy
pomogli ukryć ten rękopis w trudnych momentach, a później go przepisać.
Ale jeszcze nie nadszedł czas, w którym ośmieliłbym się wymienić ich nazwiska.
Dawny więzień sołowiecki, Dymitr Piotrowicz Witkowski miał być redaktorem tej
książki. Jednak pół życia, które TAM spędził (jego wspomnienia obozowe tak się też nazywa-
ją –
Pół życia)
odbiło się na nim w postaci przedwczesnego paraliżu. Już pozbawiony mowy
– mógł on przeczytać tylko kilka zakończonych rozdziałów i przekonać się, że o wszystkim
BĘDZIE POWIEDZIANE.
A jeśli długo jeszcze nie przetrze się światło wolności w naszym kraju, to
i przekazywanie tej książki z rąk do rąk będzie bardzo niebezpieczne – tak, że również przy-
szłym czytelnikom powinienem pokłonić się z wdzięcznością – w imieniu t a m t y c h , co
zginęli.
Kiedy zaczynałem pisać tę książkę w 1958 roku, nie znałem jeszcze niczyich wspo-
mnień, ani utworów literackich o obozach. W ciągu lat pracy, zakończonej w 1967 roku,
stopniowo poznałem
Opowiadania kołymskie
Warłama Szałamowa i wspomnienia D. Wit-
kowskiego, J. Ginzburg, O. Adamowej – Sliozberg, na które powołuję się w książce, jako na
fakty literackie ogólnie znane (tak też koniec końców będzie!).
Wbrew swoim zamiarom, wbrew własnej chęci – dostarczyli nieocenionych materia-
łów do tej książki, dali pojęcie o wielu ważnych faktach, a nawet cyfrach i wreszcie
o atmosferze, którą oddychali: czekista M. Sudrab–Łacis i N. W. Krylenko – naczelny
oskarżyciel publiczny w ciągu długich lat; jego następca – A. J. Wyszyński, ze swoimi
wspólnikami–prawnikami, wśród których nie sposób nie wyróżnić J. L. Awerbacha.
Materiałów do tej książki dostarczyło także TRZYDZIESTU SZEŚCIU sowieckich
pisarzy z MAKSYMEM GORKIM na czele – autorów haniebnej książki o Kanale Biało-
morskim, pierwszego w rosyjskiej literaturze dzieła, sławiącego pracę niewolniczą.
4
Aleksander Sołżenicyn
Archipelag GUŁag tom 1
W tej książce nie ma zmyślonych osób, ani zmyślonych wydarzeń. Ludzie
i miejscowości noszą swoje własne imiona. Jeśli użyte są inicjały, to tylko z prywatnych po-
wodów. Jeśli imion brak zupełnie, to tylko dlatego, że ludzka pamięć ich nie zachowała –
wszystko zaś właśnie tak było.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin