Szostak Wit - Sto dni bez słońca.pdf

(1150 KB) Pobierz
Wit Szostak
Sto dni bez słońca
O Finneganach
Finnegany wyrastają samotnie na Atlantyku niczym niechciane, porzucone dzieci
Hebrydów. Irlandczycy z hrabstwa Donegal mówią o nich „poza horyzontem”. Na
Finneganach jest tylko jeden uniwersytet, choć niektórzy uważają, że nawet ten jest
niepotrzebny.
Archipelag siedmiu wysp znajduje się ponad sto kilometrów na północny zachód od
wybrzeży Irlandii; na każdej leży rybacka wioska, czasem ruiny budowli megalitycznych;
tylko jedno miasteczko z prawdziwego zdarzenia: wybrzeża chłostane falami, wzgórza
porośnięte zieloną trawą, owce.
O transporcie morskim
Dojechać tam trudno. Najpierw samolotem do Belfastu, potem autobusem do
Derry, następnie autostopem do niewielkiego Mean Laragh, skąd odpływają promy
na Tory Island. Dalej kutrem rybackim albo statkiem pasażerskim, który kursuje
tylko raz na tydzień. Tego właśnie nie wiedziałem i spędziłem w West Town kilka
smutnych dni, gdyż na dodatek wszystkie kutry były w morzu. Wreszcie przypłynął
statek i po kilku godzinach znalazłem się u celu. Już w Belfaście zastanawiałem się,
czy dobrze zrobiłem. Mogłem wprawdzie wybrać krótszą i mniej męczącą drogę, ale
zostałem wprowadzony w błąd przez informację turystyczną.
O wyspie
St. Brendan College mieści się w dawnym klasztorze benedyktyńskim, który
w XIII stuleciu wyrósł na gruzach wcześniejszego kompleksu iroszkockiego.
Uniwersytet założył w XVIII wieku niestrudzony biskup Berkeley, kiedy upadł jego
projekt szkoły na Karaibach. Republika Irlandii utrzymuje kilkunastu uczonych, na
wyspę wysyła się stypendystów i doktorantów; lokalnych studentów jest niewielu.
Newport to niewielka osada. W zatoce port rybacki, wokół niego domki na
nabrzeżu i kilka niknących szybko bocznych uliczek. Jedna tylko, Main Street,
prowadzi na wzgórze, gdzie wznoszą się zabudowania uniwersyteckie. Wzdłuż niej
przycupnęły w dwóch szeregach jednopiętrowe domki, gdzie gościnne wdowy
wynajmują wykładowcom pokoje. Ja trafiłem na korpulentną panią Magee. Na
parterze mieścił się niewielki sklep z lokalnym tweedem, w którym prawie nigdy nie
widziałem klientów, w głębi pokoje pani Magee, a na piętrze, już pod skosami
niewysokiego dachu, mój pokoik i mikroskopijna łazienka.
O przyczynie przyjazdu
To miał być dla mnie cały świat na długie miesiące semestru zimowego.
Byłem przekonany, że padłem ofiarą jakiejś biurokratycznej pomyłki w fundacji,
która przyznawała stypendia w ramach programu „Teachers Mobility”,
umożliwiające wykładowcom z krajów Unii Europejskiej tymczasową zmianę
naturalnego środowiska akademickiego. We wniosku trzeba było zgłosić dokładny
sylabus wykładów i miejsce planowanego wyjazdu. Ja zaznaczyłem Oxford, jako
drugą możliwość podając ewentualnie Cambridge. Zapewne ktoś musiał
zawieruszyć gdzieś te sugestie i otrzymałem decyzję o skierowaniu mnie do St.
Brendan College w Newport.
Wyznaję, że nie wiedziałem wcześniej o istnieniu tego uniwersytetu,
miasteczka, a nawet archipelagu Finnegan Islands. Nie ma go w moim atlasie,
milczy o nim Wikipedia. Ale mimo to jest. Tam właśnie spędziłem cały semestr,
walcząc z melancholią, pożądaniem i niemocą twórczą. I nawet jeśli to wszystko
niewielu czytelnikom wyda się interesujące, właśnie o tym chcę opowiedzieć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin