Napa Valley Vows - 03 - Sullivan Maxine - Niemoralna propozycja.pdf

(576 KB) Pobierz
Maxine Sullivan
Niemoralna
propozycja
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- A to Jenna Branson, jedna z naszych obiecujących projektantek. - Na szczęście
Jenna już zdołała ochłonąć po szoku, jakim kilka minut wcześniej było dla niej pojawie-
nie się Adama Rotha w prywatnej loży jej szefa na torze wyścigów konnych Flemington.
Nigdy nie pragnęła poznać
żadnego
z członków rodziny Rothów, reprezentujących
najbardziej prestiżowe kręgi australijskiej
śmietanki
towarzyskiej, właścicieli sieci luksu-
sowych domów towarowych. A po tym, co Liam Roth, najmłodszy syn Laury i Michaela
Rothów, zrobił jej bratu, wolałaby omijać ich szerokim
łukiem.
W milczeniu obserwowa-
ła,
jak wysoki szczupły mężczyzna zajmuje miejsce przy stoliku naprzeciwko niej. Nowy
gość patrzył na nią takim wzrokiem, jak gdyby w loży poza nią nie było nikogo. Na jed-
no mgnienie serce Jenny przestało bić.
- Miło mi panią poznać - rzekł półgłosem.
Jego aprobujące spojrzenie prześliznęło się po jej twarzy, po sięgających ramion
ciemnych włosach, po miękko układającej się w sukience w kwiaty. Jenna po raz pierw-
szy w
życiu żałowała, że
wygląda tak kobieco.
Spróbowała się uśmiechnąć.
- Mnie również. - Miała nadzieję,
że
zabrzmiało to szczerze, chociaż głos z trudem
przechodził jej przez gardło.
L
T
R
Dlaczego uległa namowom i przyszła tu, wyrzucała sobie w duchu. Niestety Ro-
berto Conti i jego przemiła
żona,
Carmen, bardzo nalegali, by im towarzyszyła.
- Udało ci się wytypować jakiegoś zwycięskiego konia? - zagadnął Adam.
Jego głos miał aksamitne brzmienie.
- Niestety dotąd nie.
Uśmiechnął się z pewnością siebie znawcy kobiet.
- Może teraz los okaże się dla ciebie
łaskawszy?
Jeśli sądzisz,
że
dzięki tobie, to się mylisz, pomyślała Jenna, na głos zaś odparła:
- Może.
W tej samej chwili do stolika wrócił syn państwa Contich, Marco. Jenna poczuła
się osaczona z dwóch stron. Marco od kilku miesięcy usiłował się z nią umówić.
- Przyszedłeś sam? - zagadnął Adama.
- Tym razem tak.
- To do ciebie niepodobne - zażartował Marco i oparł ramię na oparciu krzesła Jen-
ny, jakby chciał dać Adamowi do zrozumienia, by nie wchodził mu w paradę.
Błysk w oczach Adama przyprawił Jennę o dreszcz niepokoju. Nie chciała, by
uważał,
że
jest tutaj z Markiem. Nie chciała również, by Marco uznał,
że
przyszła dla
niego. I nie chciała, aby obaj myśleli,
że
szuka okazji do flirtu.
W ciągu całego popołudnia Adam, którego
żona
cztery lata temu zginęła w wypad-
ku, bacznie
śledził
każdy jej ruch. Był mistrzem uwodzenia. Jenna starała się nie reago-
wać, lecz czuła się skrępowana. Nie miała wątpliwości,
że
Adam doskonale wie, jakich
forteli użyć, by ją podejść. Ocalił ją brat, a właściwie pamięć o tym, co wycierpiał przez
rodzinę Rothów. Wiedziała, do czego są zdolni, więc otoczyła się niewidzialnym murem.
Zanim lunch dobiegł końca, Jenna niczego nie pragnęła bardziej, jak ukryć się w
toalecie. Korzystając z okazji,
że
wszyscy byli zajęci, chwyciła torebkę i wyśliznęła się
na korytarz. Serce w niej zamarło, gdy spostrzegła,
że
Adam zauważył jej manewr. Prze-
czucie jej mówiło,
że
pójdzie za nią i zaproponuje spotkanie. Wcale nie miała na to ocho-
ty i dlatego szybkim krokiem zmierzała do drzwi, które, jak się jej wydawało, prowadziły
do toalety. Już sięgnęła do klamki, już miała ją nacisnąć...
- Jenno. - Kusiło ją, by wejść do
środka,
lecz wiedziała,
że
Adam będzie czekał.
Puściła klamkę i odwróciła się. Adam stał tuż za nią. Zachwiała się, a on przytrzy-
mał ją za
łokieć.
Jego dotyk sprawił,
że
na moment odgłosy z toru przestały do niej do-
cierać. - Chyba nie tego szukałaś?
Jenna zamrugała.
- To nie jest toal... - Adam wymownym gestem wskazał tabliczkę na drzwiach.
Magazyn. - Och!
Nadal miała ochotę od niego uciec. Postąpiła krok do tyłu. Adam opuścił ręce, lecz
nadal stał bardzo blisko. Nagle wpadł jej do głowy szalony pomysł. Czy zamiast uciekać,
nie wykorzystać szansy? Czy nie o to się modliła?
- Moglibyśmy zamienić kilka słów? - zapytała i wskazała magazyn.
W oczach Adama pojawił się błysk zdumienia.
L
T
R
- Tam?
- Owszem.
Adam nawet nie drgnął. Na jego twarzy malował się wyraz zawodu. W końcu po-
kręcił głową.
- Przykro mi,
ślicznotko.
Jesteś zjawiskowo piękna i przyznam,
że
propozycja jest
kusząca, ale szybki numerek w kanciapie na szczotki mnie nie rajcuje. Lubię przedtem
zjeść z kobietą kolację.
Jenna wpatrywała się w niego w osłupieniu.
- C...co? - wyjąkała.
- Nie wątpię,
że
wielu mężczyzn skorzystałoby z okazji, lecz ja wolę wolniejsze
tempo i szczyptę romantyzmu. Chciałem cię gdzieś zaprosić, ale cóż...
Jenna przytrzymała Adama za ramię.
- Myślisz,
że
chodzi mi o seks? - syknęła obrażona. - Zapewniam cię,
że
to jest
ostatnia rzecz, o jakiej pomyślałam. - Adam wymownie spojrzał na jej dłoń, potem pod-
niósł wzrok na jej twarz, lecz Jenna nie cofnęła ręki, choć czuła pod palcami napięte mię-
śnie.
- Muszę z tobą porozmawiać. I wolę to zrobić na osobności. - Urwała i przełknęła
ślinę.
- Ale równie dobrze mogę powiedzieć to, co mam ci do powiedzenia, przy wszyst-
kich - zagroziła.
Spojrzenie Adama stało się lodowate.
- Zważywszy,
że
poznaliśmy się zaledwie kilka godzin temu, nie potrafię sobie
wyobrazić, jaką to ważną sprawę mogłabyś do mnie mieć.
Jenna wciąż trzymała go za ramię.
- Zaraz się dowiesz.
- Specjalnie zaaranżowałaś to spotkanie?
- Nie. Ale to nie zmienia faktu,
że
mam ci do przedstawienia poważny zarzut doty-
czący twojej rodziny.
- Mojej rodziny?
- Może jednak zgodzisz się porozmawiać ze mną w cztery oczy? Wyjaśnię, o co
chodzi.
- Dobrze. - Po chwili wahania Adam kiwnął głową.
L
T
R
Jenna cofnęła rękę i westchnęła z ulgą. Adam sięgnął za jej plecy, nacisnął klamkę,
pchnął drzwi i gestem wskazał, by weszła pierwsza. W sekundę zmienił się w człowieka
interesu. Kiedy znaleźli się w magazynie, zamknął drzwi i stanął w wyczekującej pozie.
- Mów. Słucham.
Jenna spostrzegła,
że
popełniła błąd, wchodząc pierwsza. Teraz nie miała odwrotu,
chyba
że
wyskoczy oknem. Boże, w co ja się pakuję, pomyślała. Przypomniała sobie
jednak los brata i to dodało jej odwagi.
-
Żądam,
abyś oddał mojemu bratu pieniądze, jakie twój zmarły brat Liam od niego
wyłudził - oświadczyła.
- Powiedz to jeszcze raz, tylko wolniej.
Och, potrafisz zachować zimną krew, pomyślała. Pewnie dlatego,
że
ostatnio czę-
sto musisz
świecić
oczami przed ludźmi, których Liam naciągnął.
- Spodziewałam się,
że
zaprzeczysz. Wasza rodzina mocno się wspiera.
Stewart jej tak powiedział, a nie miała powodu mu nie wierzyć. Bogacze i ludzie
ustosunkowani potrafią wymigać się od odpowiedzialności. Jej były narzeczony, Lewis,
był taki sam, chociaż nie należał do tej samej ligi co Rothowie. Uważał jednak,
że
pie-
niądze dają mu prawo robić, co mu się podoba, a nawet ją oszukiwać.
W oczach Adama błysnął gniew.
- Nie mogę niczemu zaprzeczyć, nie znając szczegółów - stwierdził szorstko. - Jak
się nazywa twój brat?
- Stewart Branson.
- Powinienem go znać? - Nie dał jej czasu na odpowiedź. - Obawiam się,
że
roz-
mawiasz z niewłaściwym facetem, kotku. Moja rodzina nie ma nic wspólnego z tą spra-
wą.
Jennę irytowało jego lekceważące nastawienie.
- Wiem to, co powiedział mi brat.
- Mianowicie?
Jenna powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Pół roku temu w telewizyjnych wiadomościach pokazano migawki z pogrzebu
twojego brata.
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin