Everytime.pdf

(209 KB) Pobierz
Everytime
I.
And everytime I try to fly
I fell without my wings
I feel so small
I guess I need you baby
[Britnry Spears, Everytime]
Znowu.
Za każdym razem gdy słyszała to określenie, wzdrygała się wewnętrznie. Zwłaszcza gdy padało ono z jego ust.
Mówił to tak sugestywnie.
Słowo „szlama” nabierało w ustach Malfoya niemal fizycznej postaci. Miało swoją konsystencję, barwę i kształt.
Hermiona skrzywiła się i zastanowiła, czy ustąpić tym razem temu kretynowi. Przystojnemu kretynowi. Prawie
wszystkie dziewczyny w Hogwarcie rzucały mu tęskne spojrzenia. Prawie. Nie ona. Ona go nienawidziła.
Miał zdolność zadawania bólu samym spojrzeniem. Wzrok zimnych, szarych oczu potrafił ciąć jak stalowy sztylet.
Tak jak w tej chwili.
- Nie słyszałaś, szlamo? Zjeżdżaj mi z drogi!
Malfoy był utalentowany. Potrafił zadać słowem prawie fizyczny cios.
Ból był nie do zniesienia i rodził jeszcze większą nienawiść.
- Nie jesteś bogiem, Malfoy – warknęła Gryfonka, patrząc na niego z pogardą.
- Ale jestem lepszy od takiej szlamy jak ty.
Parkinson zarechotała rozkosznie a Hermiona posłała dziewczynie uwieszonej na ramieniu blondyna, spojrzenie
seryjnego mordercy.
„Kiedyś ją strzelę po gębie” – pomyślała ze złością.
Wyminęła Malfoya, a przynajmniej starała się to zrobić, tylko
że
on specjalnie ją potrącił, tak
że
wypadły jej z rąk
wszystkie książki, które niosła.
- Nawet nie potrafisz chodzić jak człowiek, durna szlamo.
Hermiona nie wytrzymała tej zniewagi.
- Jesteś sukinsynem, Malfoy! – krzyknęła. – Twój ojciec to morderca! To on! On zamordował moich rodziców! On
brał w tym udział – Nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach. Pierwszy raz popłakała się przy
tym dupku. Pierwszy i ostatni.
- Twój ojciec to
świnia,
tak samo jak ty – dodała już spokojniej.
- Uważaj na to, co mówisz, Granger – Draco wyciągnął różdżkę, a Hermiona szybkim ruchem zrobiła to samo.
- Co tu się dzieje? – McGonagall wyrosła jak spod ziemi
- Schować te różdżki, ale już. A ty , Malfoy, pomóż pozbierać koleżance książki i to migiem!
Obydwoje niechętnie schowali różdżki za poły szat, a Draco z ociąganiem pozbierał cztery tomiszcza i podał je
Hermionie.
- Koleżanka, też mi coś – wymamrotał pod nosem.
- Spadaj!- odfuknęła brązowooka Gryfonka i ruszyła w stronę Wieży Domu Lwa.
„Świnia” – pomyślała. Po policzkach płynęły jej łzy.
Nigdy się nie przyzwyczai...
Dlaczego w ustach Malfoya te słowo raniło ją bardziej, niż w ustach kogokolwiek innego? Czy dlatego,
że
po raz
pierwszy, właśnie on ją tak nazwał ?Nie wiedziała.
W drugiej klasie przepłakała całą noc, gdy zwrócił się do niej przy tylu ludziach per „durna szlamo” i obiecała
sobie,
że
nigdy więcej to wyzwisko nie zmusi jej do płaczu. Nie pomogło.
A teraz – po
śmierci
rodziców – było jeszcze gorzej.
Bo dla nich była kimś... Kochali ją i byli z niej dumni, ba,nawet ją podziwiali..
Rozpierała ich duma,
że
Hermiona jest tak utalentowaną czarownicą.
Że
jest czarownicą.
Teraz nie było już nikogo, kto by ją bezinteresownie kochał.
Harry i Ron byli jej przyjaciółmi, ale to nie było to samo, nie to samo...
Hermiona rzuciła książki na łóżko i otarła rękawem szaty strumienie słonych łez.
„Jestem nikim – pomyślała. – Jestem tu tylko dzięki wyrozumiałości Dumbledore’a. Do Durmstrangu nikt nie
przyjąłby szlamy.” W takiej chwili załamania, nie miało dla nie znaczenia,
że
w Hogwarcie uczy się mnóstwo dzieci
mugolskiego pochodzenia. Liczyło się tylko to,
że
ona jest szlamą.
Zbyt często akurat jej to było przypominane. Może za często.
A może w duchu zawsze czuła się niegodna uczęszczania do szkoły Magii i Czarodziejstwa? Może dlatego tak
bardzo przykładała się do nauki, jakby starała się tym przyćmić fakt swojego pochodzenia? Czyżby w głębi duszy
wstydziła się swoich rodziców – mugoli? Szybko jednak odrzuciła tą myśl, jako niedorzeczną. Kochała rodziców
bardziej niż kogokolwiek innego.
Rodzice...
Tak bardzo za nimi tęskniła.
Zginęli okrutną
śmiercią.
Zupełnie niepotrzebnie.
Nigdy nie zapomni widoku ich zimnych ciał. Obydwoje mieli szeroko otwarte oczy, a na ich twarzach malował się
wyraz skrajnego przerażenia i niewyobrażalnego cierpienia.
Strumienie łez płynące po policzkach Hermiony były coraz silniejsze, aż w końcu dziewczyna wybuchła
niekontrolowanym szlochem.
Nikt nigdy nie widział jej płaczącej ,nawet po
śmierci
rodziców. Zawsze robiła to w samotności, tak jak teraz.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.
***
- Hermiono, zjedz coś – w głosie Harry’ego brzmiała szczera troska.
Znowu nie mogła nic przełknąć na
śniadaniu.
Ale zmusiła się. Hermiona była realistką i wiedziała,
że
musi coś jeść,
cokolwiek.
- Teraz mamy Transmutację Zaawansowaną, prawda? – zapytał się Ron.
- Tak – bezbarwnie odpowiedziała dziewczyna.
Tak było cały czas. Dzień w dzień. Już od trzech miesięcy. Kończył się listopad i to samo.
Żadnych
efektów,
przynajmniej pozytywnych.
Zagadywali ją, a ona mówiła byle co i uciekała myślami do bolesnych wspomnień, tak jakby chciała się ukarać za
to,
że
nie było jej wtedy w domu. Była na Grimmuald Place 12. Gdy wróciła, zastała to co zastała. Jej wina. Jej
bardzo wielka wina. Gdyby była wtedy w domu, prawdopodobnie zginęłaby z rodzicami. Ale byłaby razem z nimi
aż do końca. A tak? Musiała
żyć.
Czasami myślała też o swoim pochodzeniu. To były niewesołe, przygnębiające rozważania.
Dni mijały szybko i bezbarwnie. Hermiona uciekała w naukę i w marzenia o lepszym
świecie,
bez rasowych
podziałów i to trochę łagodziło ból.
Tylko,
że
nauka, wspomnienia szczęśliwych chwil w domu rodzinnym i marzenia powoli zaczynały być
niewystarczające. Panna Granger coraz częściej myślała o realnej ucieczce z tego
świata.
***
Było słoneczne, grudniowe popołudnie.
Hermiona spokojnie szła korytarzem wracała z biblioteki do Wieży Gryffindoru. Wszyscy byli ubrani swobodnie i
prawie nikt nie nosił szat, także ona. W końcu była sobota.
Musiała przejść obok grupy siódmorocznych
Ślizgonów.
„O nie, znowu on...” – pomyślała z rozpaczą. Miała wrażenie,
że
Draco Malfoy ją prześladuje.
„Może mnie nie zaczepi, może da mi tym razem spokój...” – Hermiona miała dosyć. To zaczęło ją powoli
przerastać. Zwłaszcza niewybredne
żarty
pod jej adresem, w których ostatnio rozmiłował się blond włosy
przystojniak, wzbudzając podziw swoją elokwencją u tej tlenionej kretynki, Parkinson.
Włosy miał niedbale spięte w koński ogon, a część krótkich kosmyków opadała na piękną twarz chłopaka. To
właśnie był najbardziej groteskowe. Wyglądał jak anioł a zachowywał się jak wcielony diabeł. Gorzka, przewrotna
ironia losu.
- Hej, Granger – Malfoy nie mógł przepuścić takiej okazji. Hermiona zacisnęła zęby i przymknęła powieki.
- Wiesz jaka jest różnica między szlamą a dziwką? – dziewczyna nie uznała za stosowne odpowiadać.
- Nie chcesz wiedzieć?... I tak cię oświecę, w końcu to dotyczy bezpośrednio ciebie.
- Nie mam ochoty tego słuchać – warknęła Hermiona.
Chciała po prostu przejść obok Malfoya, jego ochroniarzy, Zabini i Parkinson, ale blondyn złapał ją za rękę.
- Ale posłuchasz... Chodzi o to – chłopak nachylił się do ucha Hermiony ale mówił tak,
żeby
słyszeli go wszyscy –
że
nie każda dziwka jest szlamą, ale każda szlama rodzi się dziwką.
Hermionie zrobiło się słabo z upokorzenia. Oni się
śmiali.
Nawet Parkinson, jedynie Zabini uśmiechała się
pobłażliwe a Draco wbił w Gryfonkę wzrok pełen pogardy i zimnej drwiny.
- Puść mnie – Hermiona czuła,
że
za chwilę albo zemdleje, albo się popłacze, było jej niedobrze.
- Puszczę cię, ale najpierw powiesz ile bierzesz za jeden numerek.
Hermiona się mocno wkurzyła. Ten tekst spowodował,
że
poczuła się dotknięta do
żywego.
- Nie stać cię – powiedziała ze złością.
- Mnie na wszystko stać – w głosie Malfoya zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale to tylko rozwścieczyło Gryfonkę.
Pancy się znowu zaśmiała.
- Na mnie cię nie stać – odpowiedziała zimno. - Jestem dużo droższa od tej suki, Parkinson.
- No, jesteś wyszczekana. Nie radzę ci. Więcej. Tak mówić.- Głos Malfoya był jak płynny lód.
- No, uderz mnie – powiedziała wyzywająco Granger – nie masz odwagi?
- Ty szmato! – warknęła tleniona
Ślizgonka
i chciała dać w twarz Hermionie, ale Zabini ją przytrzymała.
- Po co mam cię bić? – zadrwił Draco – Poczekam aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – Hermiona powiedziała to tak cicho,
że
usłyszał ją tylko Malfoy.
Wyglądał na zaskoczonego, a nawet zaszokowanego jej słowami, ale tylko przez chwilę. Jego twarz odzyskała w
ciągu sekundy zwykły, pogardliwy wyraz. Puścił ja.
- Spadaj, Granger – powiedział beztrosko i odwrócił się do swoich „przyjaciół.”
***
Łazienka Prefektów.
„Cóż za przywilej” – pomyślała Hermiona.
Było późno. Prawie jedenasta w nocy, dlatego zdziwiło ją,
że
w tym kierunku zmierz ktoś jeszcze.
Malfoy.
„Kur*wa” – pomyślała wściekle Hermiona.
- Granger, o tej porze grzeczne dziewczynki już
śpią.
Ale ty chyba miałaś jeszcze jakichś klientów, co? – zadrwił.
Nie odpowiedziała mu.
- Właź pierwsza, w końcu jesteś kobietą. – Dziwne, ale nawet ten wyraz potrafił zabrzmieć w jego ustach jak
obelga.
Hermiona puściła gorącą wodę z pianą o zapachu jaśminu.
Od zajścia na korytarzu minęły trzy dni.
„Już za tydzień
Święta
– pomyślała – cała ta banda kretynów wyjedzie i będę miała spokój.”
Zakręciła kurek i weszła do parującej wody. Przepłynęła kilka razy mini basen jaki stanowiła wanna w Łazience
Prefektów. Czuła się dobrze.. nie chciała z stamtąd wychodzić.
Poczekam, aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.- te słowa odezwały się niechcianym echem w jej
głowie. Hermiona się skrzywiła.
Poczekam, aż zdechniesz. – poczuła niemal perwersyjną przyjemność na wspomnienie tej zimnej deklaracji.
Właściwie po co miała
żyć?
Dla kogo?
Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – powtórzyła sama do siebie słowa, które wtedy skierowała do Malfoya.
- Ja też – powtórzyła. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Już wiedziała co musi zrobić. To było takie proste.
Zamknęła oczy i zanurzyła się cała w gorącej wodzie. Poczuła błogość. To było miłe. Powoli odpływała w niebyt.
Traciła oddech i ogarniała ją senność.
„Wybacz mi Harry, wybacz mi Ron...”
Pomyślała o rodzicach i lekko się uśmiechnęła. Minutę później straciła przytomność.
***
„Co ona tam tak długo robi do kur*wy nędzy?” - pomyślał poirytowany Draco. Minęło już pół godziny, a ta
wariatka nie wychodziła.
- Granger! – wrzasnął i uderzył pięścią w drzwi – Co tym do cholery robisz tyle czasu?!
Cisza.
- Onanizujesz się czy co?!
„Złe posunięcie... Na takie teksty na pewno nie odpowie”
- Granger jak się nie odezwiesz to wchodzę do
środka!
Mówię poważnie!!
Cisza.
Bardziej intuicyjnie niż rozumowo, Draco poczuł,
że
coś jest nie tak, jak powinno. Po takiej deklaracji chyba by się
odezwała. Poczuł ukłucie strachu.
„A jeżeli zemdlała?’ – pomyślał. Przecież było wiadomo wszystkim,
że
Granger je dużo mniej od tragedii, która ją
dotknęła. Może leży nieprzytomna na posadzce łazienki.
„A co mnie to obchodzi?” – Pomyślał poirytowany. Tylko,
że
tego nie mógł tak zostawić, zwłaszcza
że
czuł cały
czas dziwny niepokój.
Jeszcze raz uderzył dłonią w drzwi łazienki.
- Jeżeli się teraz nie odezwiesz to wchodzę!
Cisza.
- Alohomora – Malfoy wypowiedział proste zaklęcie i wszedł do
środka.
Złożone ubranie, zapach jaśminu i wszędzie ani
śladu
Granger. Przez dosłownie dwie sekundy stał jak oniemiały, aż
zrozumiał.
„O Chryste” – pomyślał.
Jak w jakimś sennym koszmarze wskoczył do wanny. W butach, w spodniach i w swoim wspaniałym nowym
ciemnozielonym swetrze.
Zanurkował i wyłowił zupełnie nieprzytomną dziewczynę z wody. Była bezwładna i przez to ciężka, ale Draco nie
należał do chucherek. Pierwszą rzeczą którą zrobił zanim w ogóle wyciągnął ją z wanny, było sprawdzenie pulsu.
Był. Ale tak nikły,
że
w każdej chwili mógł ustać.
Nie myśląc nad niczym i działając zupełnie instynktownie Draco wyciągnął ciało Hermiony z gorącej wody,
zawinął w duży ręcznik, który leżał przygotowany obok i pędem pognał do skrzydła szpitalnego z nieprzytomną
dziewczyną na rękach. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał,
że
potrafi tak szybko biec...
II.
I may have made it rain
Please forgive me
My weakness caused you pain
And this song is my sorry
[Britney Spears, Everytime]
Kiedy Draco dobiegł do Skrzydła Szpitalnego narobił rabanu na niemal cały Zamek (przynajmniej według
późniejszych opisów naczelnej pielęgniarki Hogwartu).
- PANI POMFREY! – wydarł się na całe gardło.
Kobieta wybiegła ze swojej kwatery w samej koszuli nocnej.
- Pani Pomfrey – wydyszał już spokojniej chłopak – Ona... Granger... chyba chciała się utopić.
Pomponia zarejestrowała kilka rzeczy naraz.
Malfoy był blady jak pobielona
ściana
i niemal przeźroczysty, co nawet jak na jego jasną cerę stanowiło ewenement.
Trzymał na rękach zawinięte w koc ciało dziewczyny o twarzy niemal sinej, przez co wyglądała jak trup.
Zarówno Malfoy jak i Granger ociekali wodą...
Później dotarły do jej zaspanej jeszcze
świadomości
słowa „chciała się utopić” i pani Pomfrey natychmiast
odzyskała przytomność umysłu.
- Chryste! – krzyknęła już zupełnie rozbudzona i przerażona pielęgniarka. – weź ją połóż na którymkolwiek łóżku i
biegnij po profesora Snape’a i profesor McGonagall. Ale już!
Nieprzyzwyczajony do wypełniania rozkazów, Malfoy bardzo grzecznie zrobił wszystko, co Pomponia kazała mu
zrobić .
Chłopak gnał jak huragan do lochów.
„Co mnie obchodzi ta durna szlama – pomyślał nagle – powinienem iść spacerkiem,
żeby
się nie przemęczyć...” –
na potwierdzenie trafności swych przemyśleń, przyspieszył szaleńczy bieg niemal dwukrotnie.
W rezultacie omal nie wpadł na drzwi do prywatnych kwater mistrza eliksirów, modląc się przy okazji,
żeby
nie
były zabezpieczone zaklęciem dźwiękoszczelnym.
***
Snape’a obudziło walenie w drzwi.
Łoskot był tak ogromny,
że
Severus pomyślał o jakimś zbrodniczym napadzie i złapał za różdżkę spoczywającą pod
ręką u wezgłowia wygodnego łóżka
Nagle usłyszał stłumiony przez barierę drzwi, doskonale znany mu głos:
- Panie profesorze, Granger umiera w Ambulatorium! .
Zerwał się na równe nogi o pobiegł otworzyć.
- Jeżeli to kiepski
żart,
Draco... – urwał i znieruchomiał na widok stojącego przed nim podopiecznego i chrześniaka
w jednej osobie.
Malfoy był prawie przeźroczysty, miał niemal sine wargi i był przemoczony do suchej nitki. Wyglądał jakby sam
miał za chwilę umrzeć na zawał. To nie był
żaden żart
i Severus natychmiast pożałował,
że
tak nie jest.
- Co?! – krzyknął nieco zdezorientowany i wybałuszył czarne oczy na jedyną latorośl swojego najlepszego
przyjaciela.
- Granger próbowała się utopić w wannie Prefektów i prawie jej się to udało.. Nie wiem czy jeszcze
żyje.
- O cholera! Wracaj w tej chwili do Skrzydła Szpitalnego i opowiedz wszystko dokładnie, pani Pomfrey. Ja udam
się po profesor McGonagall. Na co czekasz, już cię nie ma!
Severus zarzucił niedbale czarną szatę na koszule nocną i spiesznym krokiem udał się do Wieży Gryffindoru.
Draco pędził jakby gonił go sam diabeł. Nie miał pojęcia, skąd bierze siłę do tak morderczego biegu i nawet się nad
tym nie zastanawiał. Po prostu gnał jak szalony korytarzami Hogwartu, zostawiając za sobą wodny szlak.
- Pani Pomfrey – krzyknął gdy dotarł na miejsce – Profesor... Snape... poszedł... po profesor... McGonagall –
wycharczał ledwie łapiąc oddech.
Zdał sobie sprawę,
że
czuje się winny i szybko odegnał od siebie te nieprzyjemne myśli. Robił, tylko to, co
powinien. Później mógłby mieć nieprzyjemności, gdyby nie zareagował.
- Opowiedz mi jak to się stało. Tylko szybko!
- Poszedłem wykąpać się do Łazienki Prefektów. Granger też tam była, więc pozwoliłem jej wejść najpierw –
przeraził się gdy pomyślał, co by się stało jeżeli wszedłby tam pierwszy.
Draco opowiedział ile czasu czekał i kiedy się zaniepokoił, oraz co zrobił gdy dostał się do łazienki.
- Rozumiem – powiedziała chłodno pielęgniarka. –Powinna przeżyć. Uratowałeś ją w niemal ostatnim momencie.
Zrobiłam jej masaż serca... To taki mugolski sposób pierwszej pomocy – dodała widząc zdezorientowaną minę
chłopaka.
- Malfoy, ale ty wyglądasz! – zirytowała się nagle i osuszyła go jednym wprawnym machnięciem różdżki.
***
Obrazy z
życia
Hermiony przesuwały się w błyskawicznym tempie przed oczami jej duszy. Nie był to
chronologiczny ciąg wydarzeń, ale bezładnie posklejane ze sobą strzępki wspomnień pojawiające się w
przypadkowej kolejności.
Sześcioletnia Hermiona z radością podziwia swój pierwszy rower.
Draco Malfoy nazywa ją szlamą na boisku do Quiddicha, kiedy dziewczyna ma zaledwie dwanaście lat.
Hermiona rozwiązuje zagadkę logiczną mistrza eliksirów w drodze po Kamień Filozoficzny.
Hermiona odbiera list z Hogwartu, informujący ją,
że
jest czarownicą i zostaje tam przyjęta na naukę.
Pierwszy dzień Hermiony w mugolskiej podstawówce... i tak dalej.
Szalony kalejdoskop przejaskrawionych pod względem barw i dźwięków scen urwał się nagle, jakby przecięty
niewidocznym nożem. Dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność. Dziewczyna stała w dźwiękoszczelnym
korytarzu, który nie odbijał
żadnego światła.
Otaczająca ją czerń była tak doskonała,
że
nie była w stanie dojrzeć
nawet własnych rąk, czy stóp. Nie wiedziała kim jest, gdzie jest, co się stało i dlaczego. Była jak biała, czysta,
niezapisana kartka. Była duszą czekającą na pograniczu
świata żywych
i
świata
umarłych. Była w poczekalni.
***
- Co się stało?! – profesor McGonagall była blada i roztrzęsiona. Tak samo jak Severus narzuciła pospiesznie szatę
na koszulę nocną i niemal pobiegła do Skrzydła Szpitalnego. Rozbudziła się błyskawicznie.
Draco chciał opowiedzieć, co się stało, ale McGonagall ubiegła go z furią pytając
- Coś ty jej zrobił rozwydrzony gówniarzu?!
- Nic, tylko wyciągnąłem na wpół utopioną z wanny – powiedział przerażony postawą nauczycielki chłopak.
- Cała szkoła wie,
że życzysz
jej
śmierci!
– wrzasnęła kobieta.
- Ale to nie ja ją utopiłem, tylko sama chciała to zrobić. JA JĄ TYLKO URATOWAŁEM! – Draco był
roztrzęsiony.
- Uspokójcie się obydwoje! – Severus zaczynał być wściekły. - Co z nią, Pomponio?
- Jest nieprzytomna, ale będzie
żyła.
Zrobiłam jej masaż serca...
- Zrobiłaś jej masaż serca i jest nieprzytomna?! Kobieto, to ty tu jesteś uzdrowicielką, nie ja! Ona może być w stanie
śpiączki
albo
śmierci
klinicznej! - Severus podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny. Jego dłonie miarowo zaczęły
uciskać mostek a sam udzielający pierwszej pomocy cedził ze złością :
- Jak. Się. Robi. Masaż. Serca. To. Do. Momentu. Odzyskania. Przytomności!
- Ty kretynie! - wrzasnęła Pomponia Pomfrey, która zazwyczaj nie używała podobnych epitetów – chcesz wywołać
arytmię serca?! Zostaw ją!
Ale Sverus wiedzial lepiej i nie zamierzał pezestać. Trzeba mu przyznać,
że
kierowa się szlachetnymi pobudkami i
chciał jak najlepiej.
Kiedy Pomponia podbiegła do niego,
żeby
powatrzymać mężczyznę przd zrobieiem krzywdy dziewczynie, nie było
już takiej potrzeby...
***
Mrowienie w okolicy serca, nagły błysk
światła
pod powiekami, silny w strząs i strach. Dusza dziewczyny stojąca
pomiędzy dwoma
światami
nie wiedziała co się dzieje, ale wiedziała i czuła gdzieś głęboko,
że
nie chce wracać do
stanu, w którym była poprzednio. Nie miała pojęcia dlaczego, ale chciała iść dalej. Siła która ją przywoływała do
życia
była jednak zbyt silna i Hermiona została wyrwana ze błogostanu nieświadomości i oczekiwania. Poczuła
silne szarpnięcie i ostry ból w klatce piersiowej.
***
Granger otworzyła oczy, krzyknęła z bólu a następnie bezwładnie opadła na poduszki, kaszląc tak silnie, jakby
miala wypluć z siebie płuca. Zamknęła oczy. Oddychała nierówno i bardzo płytko. W pierwszej chwili nie wiedziała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin