Hohensee, Jacek M. - Opowieści globtrotera – 1975 (zorg).pdf

(1391 KB) Pobierz
Opowieści globtrotera
Jacek M. Hohensee
Spis treści
Robaki albo grzybobranie w krainie wikingów ........................................................................................ 3
Wykopaliska ............................................................................................................................................ 8
Kapitan Sven albo żegluga miedzy mieliznami ...................................................................................... 14
Winda .................................................................................................................................................... 17
Buty ....................................................................................................................................................... 20
Świniobicie............................................................................................................................................. 23
Pijaństwo ............................................................................................................................................... 27
Anglik ..................................................................................................................................................... 31
Polowanie .............................................................................................................................................. 34
Święty Florian ........................................................................................................................................ 37
Diabeł..................................................................................................................................................... 40
Burza ...................................................................................................................................................... 43
Topielec ................................................................................................................................................. 48
Melon .................................................................................................................................................... 51
Kolebka nieustraszonych Wikingów - Norwegia kojarzy mi się zwykle z grzybami w śmietanie, chociaż
powinna raczej kojarzyć się z łowcami wielorybów, tranem i rybami, z których robi się tutaj przeróżne
potrawy nie wyłączając puddingu z sokiem owocowym i tranem.
Wracając jednak do grzybów - mój znajomy, z którym pracowałem kiedyś w branży piwnej, a ściślej
wykonywałem metalowe szyldy reklamujące lecznicze własności tego napoju, zaprosił mnie kiedyś do
siebie na grzybobranie. Mieszkał w małym domku nad samym fiordem w lesie.
Robaki albo grzybobranie w krainie wikingów
- To jest właśnie ten Polak - przedstawił mnie Olav swojej żonie.
-
God dag
- powiedziałem.
-
God dag, velkomen til oss, sd hyggelig ase Dem.
- Co ona mówi? - spytałem Olava.
- Że jej miło.
- Powiedz jej, że mi też miło. - Wprawdzie rozumiałem trochę po norwesku, ale na wszelki wypadek
nie próbowałem porozumieć się w tym języku.
- Co on mówi? - spytała Wencke.
- Że mu też miło.
- Ładnie tu mieszkacie - odezwałem się patrząc w okno. - Nad samą wodą, skały, las.
- Czy on na pewno zna się na grzybach? - Wencke zdenerwowana skubała fartuszek.
- Na pewno. Oni w Polsce jedzą grzyby codziennie. Narodowa potrawa czy coś takiego. Zresztą
importujemy od nich - wyjaśnił Olav.
- Idziemy? - zwróciłem się do gospodarzy obawiając się, że Olav pod wpływem żony rozmyśli się
i zrezygnuje z wyprawy.
- Idziemy - przytaknął Olav. - Wencke, weź jakiś koszyk na te grzyby.
- Zabierzemy małego?
- Naturalnie. Roy, chodź tutaj, idziemy na grzyby.
- Po co na grzyby? - usłyszałem głos zza ściany, a po chwili do pokoju wpadł dziesięcioletni może
chłopak.
- Przywitaj się. Ten pan jest z Polski i zna się na grzybach - powiedział Olav.
-
God dag.
Nasza pani powiedziała w szkole, że grzybów się nie zbiera, bo je można zjeść i umrzeć.
Czy on będzie jadł te grzyby? - Mały był zafascynowany i przyglądał mi się z zachwytem.
- Wszyscy będziemy jeść. On nam powie, jak się je gotuje - usłyszałem Wencke z drugiego pokoju.
- Fajnie. Jeszcze nigdy nie byłem otruty.
- Olav, jesteś pewny, że to u nich narodowa potrawa? - zaniepokoiła się znowu Wencke wchodząc.
Była ubrana w spodnie i wysokie rybackie kalosze.
- Naturalnie - uspokajał ją Olav. - Wrzucają je do kapusty, pakują w ocet, suszą, gotują, smażą,
duszą...
Ruszyliśmy na wyprawę. Olav wziął ze sobą koszyk, ja wziąłem nóż, a Wencke otworzyła nam drzwi
do kuchni. Znaleźliśmy się w lesie. Między drzewami prześwitywało niebo w miejscu, gdzie las się
kończył i stromy brzeg spadał do fiordu. Nie zdążyłem zrobić dziesięciu kroków, kiedy usłyszałem głos
Roya:
- Proszę pana. Mam grzyba.
- Co on mówi? - spytałem Olava.
- Pyta, czy to dobry grzyb.
- Nie, niedobry. Jak ma pod spodem takie długie blaszki, jest czerwony i w białe kropki, to znaczy, że
niedobry. U nas w Polsce dawno temu truli tym muchy.
- To muchy to jedzą? - zdziwił się Olav.
- Jak się posypie cukrem, to jedzą. I zdychają.
- Słyszysz, Wencke? Tym się truje muchy - tłumaczył Olav idącej za nami żonie.
- Ja chciałbym otruć Ingrid - usłyszałem Roya, który znowu zniknął mi z oczu. - Ona jest ruda i też ma
kropki, tylko czerwone.
- Roy. Ona jest tylko piegowata - odezwała się Wencke.
- Pewnie też jest trująca. Tylko nie wiem, czy ma blaszki pod spodem - rozmyślał Roy.
- Wy tego nigdy nie zbieracie? - zdziwiony zapytałem Olava wskazując na dorodne kapelusze
wystające z trawy.
- Nigdy. Nikt tego nie zbiera.
- O, ten na przykład. Dobry grzyb - schyliłem się. - U nas nazywa się kozak.
- Kozaczok, raz, dwa, tri - Roy popisywał się znajomością tańca i języków obcych.
- Ma pod spodem taką siateczkę - pokazywałem kozaka Royowi.
- Mamo, on coś tu pokazuje. Mówi, że to się je. Zjadłabyś to?
- Jak się ugotuje... - W głosie Wencke wyraźnie brakowało przekonania.
- Razem z tym ślimakiem?
- Nie, ślimaków się nie je.
- A nasza pani w szkole mówiła, że jest taki kraj, gdzie się je. W Polsce się je ślimaki, prawda, tata?
- On się pyta, czy jesz ślimaki.
- Nigdy nie próbowałem - odparłem.
- Nie? A żaby? - dopytywał się Roy.
Ale Olav już nic nie przetłumaczył, za to spojrzał groźnie na syna i kazał mu być cicho.
Cale grzybobranie nie trwało nawet pół godziny. Wracaliśmy już do domu, kiedy Roy zasypał
rodziców nowymi pytaniami.
- Jak on tu z Polski przyleciał?
- Przypłynął - sprostował Olav.
- Jak on umie pływać, to niech skoczy stąd do wody.
- Tu za wysoko.
- No to co, że wysoko. Jakbym umiał lepiej pływać, tobym skoczył.
- Nie nudź, Roy - przerwała mu Wencke otwierając drzwi. - Proszę, niech pan wejdzie.
- Tu mamy garnki - Olav zakrzątnął się w kuchni. - Czego jeszcze potrzeba? Tłuszcz, sól, cebula,
śmietana, wszystko przygotowałem, jak mówiłeś. Gotujemy?
- Najpierw trzeba je obrać - powiedziałem i zabrałem się do czyszczenia grzybów. Po chwili cały stół
zawalony był grzybami.
- Chodź, Roy, pomożesz obierać - zawołał małego Olav.
- Ze ślimaków?
- Tak, i ze skóry.
- A mama nie będzie obierać?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin