Green Simon R. - Nightside 01 Coś z Nightside.pdf

(2622 KB) Pobierz
Simon R. Green
Coś z Nightside
Cykl Nightside
Poszedłem do domu, który nie był domem
Otworzyłem drzwi, które nie były drzwiami
I zobaczyłem, co zobaczyłem
Spis treści
JEDEN
Pieniądz wieczorową porą
DWA
Droga do celu
TRZY
Neon Noir
CZTERY
Jeśli wiesz, co dobre, idziesz do Obcych Znajomków
PIĘĆ
Udręka
SZEŚĆ
Szturm na Fortecę
SIEDEM
Gdzie mieszkają naprawdę dzikie stwory
OSIEM
Chwila przerwy
DZIEWIĘĆ
Dom przy ulicy Blaiston
DZIESIĘĆ
W trzewiach bestii
JEDENAŚCIE
Koniec maskarady
EPILOG
JEDEN
Pieniądz wieczorową porą
Prywatni detektywi bywają najróżniejsi, dowolnej postury i wzrostu, jednak w
rzeczywistości żaden chyba nie wygląda jak gwiazda popularnego serialu. Niektórzy robią w
ubezpieczeniach, inni kręcą się w okolicy tanich hoteli z przygotowanym aparatem, licząc, że
zdobędą dowody do spraw rozwodowych, a naprawdę cholernie nieliczni mają do czynienia z
morderstwami. Jeszcze inni zaś próbują upolować rzeczy, które nie istnieją albo nie powinny
istnieć.
A ja? Ja znajduję rzeczy. Niektórych wolałbym nie znajdować, lecz nie mam w tym
względzie wiele do powiedzenia. Albo się dar ma, albo nie. Ja mam.
Kiedy rozpoczęła się ta historia, łuszczący się napis na moich drzwiach głosił: „Taylor -
dochodzenia”.
Taylor to ja. Wysoki, ciemnowłosy i nieszczególnie przystojny. Z dumą noszę blizny po
starych sprawach i nigdy jeszcze nie zawiodłem klienta. O ile wcześniej dostałem stosowną
zaliczkę.
Moje biuro było niewielkie i przytulne, przynajmniej dla tych bardziej wyrozumiałych, dla
pozostałych - zwyczajnie ciasne. Spędzałem tam większość czasu. Jakoś nie umiałem docenić
zalet posiadania życia prywatnego. Czynsz nie wart był wzmianki, okolica też nie. Jeśli nawet
komuś udało się założyć tu jakiś sensowny biznes, to i tak wynosił się jak najszybciej,
ustępując miejsca tym, którzy działali w szarych rejonach prawa i bezprawia. Nawet szczury
jedynie tędy przechodziły, w drodze do bardziej cywilizowanych terenów.
Moimi sąsiadami byli dentysta i księgowy, obaj krętacze i obaj zarabiali tyle, ile ja nigdy
nie zarabiałem i raczej nie będę.
Tego wieczoru, gdy poznałem Joannę Barrett, lało jak z cebra. Lodowate krople, siekące
bezlitośnie, przejmujące zimnem aż do szpiku kości - to był ten rodzaj deszczu, który sprawiał,
że człowiek czuł się szczęśliwy tylko dlatego, że siedział pod dachem, suchy i bezpieczny.
Powinienem był potraktować paskudną aurę jako omen, ale jakoś nigdy nie byłem dobry w
odczytywaniu aluzji.
Było późno, popołudnie stało się już wieczorem. Budynek opustoszał, wszyscy dawno udali
się do domów. A ja wciąż siedziałem za biurkiem, zerkając na ekran przenośnego telewizora.
Odbiornik ledwie szemrał, bo zasadniczo słuchałem męskiego głosu, który za pośrednictwem
słuchawki telefonu wrzeszczał mi prosto do ucha. Facet żądał ode mnie forsy. Głupiec. W
odpowiednich momentach pomrukiwałem współczująco tonem całkowitego zrozumienia,
licząc na to, że gość w końcu się zmęczy i da spokój.
Nagle usłyszałem kroki, wyraźnie zmierzające w stronę moich drzwi.
Miarowe, niespieszne i... niewątpliwie kobiece. Ciekawe.
Kobiety to najlepsze klientki. Powtarzają, że chcą jedynie informacji, lecz w rzeczywistości
zawsze pragną zemsty. I nie żałują pieniędzy, jeśli tylko mogą dostać to, na czym im zależy. To,
czego potrzebują. „Piekło nie zna furii”. Właściwie powinienem był to wiedzieć.
Kroki zatrzymały się pod drzwiami i wysoki cień studiował przez chwilę dziurę po kuli w
matowym szkle. Już dawno należało zlecić fachowcom wymianę szyby, ale straciłbym taki
świetny temat do rozmowy. Klienci lubią czuć ten powiew romantyzmu i niebezpieczeństwa,
gdy wynajmują detektywa, nawet jeśli chcą tylko dostarczyć jakieś dokumenty.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin