410 Szpieg jego królewskiej mości - Carole Mortimer.pdf

(520 KB) Pobierz
Niniejsza
darmowa publikacja
zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji.
Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym
BezKartek.
Carole Mortimer
Szpieg jego królewskiej mości
Tłumaczenie:
Alina Patkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Londyn, maj 1817
– Czy mogę ci zaoferować przejażdżkę moim powozem, Genevieve?
Genevieve odwróciła się i spojrzała na mężczyznę, który stał obok niej na
schodach kościoła Świętego Jerzego przy Hanover Square. Właśnie odbył się ślub
ich wspólnych znajomych, na którym obydwoje byli świadkami.
Zaskoczył ją nie tyle ton głosu dżentelmena, co samo pytanie, bowiem na ulicy
czekał jej własny powóz, który miał ją odwieźć do domu przy Cavendish Square.
Chodziło również o to, że ona, Genevieve Forster, była owdowiałą księżną
Woollerton, a dżentelmenem u jej boku był lord Benedict Lucas, znany w kręgu
przyjaciół i znajomych jako Lucyfer. Istniała różnica w ich pozycji społecznej i aż
do dzisiaj znali się jedynie z widzenia, toteż Benedict zwracając się do niej,
powinien używać tytułu, a nie imienia.
– Genevieve?
Na dźwięk jego zmysłowego głosu przeszył ją dreszcz. Patrzył na nią zagadkowo
czarnymi jak węgiel oczami, unosząc kpiąco brwi pod cylindrem, który nałożył
w progu kościoła. Lucyfer – ten przydomek doskonale do niego pasował. Włosy,
czarne jak noc, opadały miękko na kołnierz czarnego żakietu. Oczy miały kolor tak
ciemnego brązu, że również wydawały się czarne. Ponadto Benedict miał wysoko
osadzone kości policzkowe, ostro zarysowany nos i usta o ładnym wykroju. Od
czasu do czasu te usta uśmiechały się zmysłowo, zwykle jednak pozostawały
pogardliwie zaciśnięte.
Miał trzydzieści jeden lat, zaledwie o sześć więcej niż Genevieve, ale głębia
emocji skryta w tych błyszczących czarnych oczach świadczyła o doświadczeniu
życiowym znacznie przerastającym wiek. Zapewne po części spowodowane to było
tragiczną śmiercią jego rodziców. Podobnie jak wszyscy w towarzystwie,
Genevieve wiedziała, że Lucyfer przed dziesięciu laty znalazł ich oboje
zamordowanych w wiejskiej posiadłości. Zabójców nigdy nie wykryto. Może
dlatego Benedict Lucas zawsze ubierał się na czarno, z wyjątkiem białej koszuli.
Oczywiście były to doskonale uszyte stroje, podkreślające szerokie ramiona,
mocną klatkę piersiową, smukłe biodra i długie nogi w czarnych skórzanych
butach do konnej jazdy. W takim stroju powinien wyglądać poważnie
i praktycznie, ale jakimś dziwnym sposobem w czerni wydawał się jeszcze bardziej
nieosiągalny i niebezpieczny.
Czyżby propozycja powrotu do domu w jego powozie miała oznaczać, że
Genevieve dostąpi zaszczytu przekroczenia owej bariery niedosiężności? Gdyby
się zgodziła, zyskałaby doskonałą okazję do wypełnienia obietnicy, którą złożyła
przed tygodniem dwóm swoim najbliższym przyjaciółkom, Sophii i Pandorze.
Niepewnie przeciągnęła językiem po ustach.
– To bardzo uprzejmie z pańskiej strony, milordzie, ale…
– Z pewnością damy tak śmiałej jak ty nie może wprawić w zdenerwowanie myśl
o jeździe ze mną w jednym powozie, Genevieve.
Fakt, że użył słowa „śmiała”, natychmiast wzbudził jej czujność, sama bowiem
użyła go przed tygodniem w rozmowie z Sophią i Pandorą. Wiedziała, że tę
rozmowę słyszał jeden z dwóch najbliższych przyjaciół Lucyfera i być może
również mu ją powtórzył. Jeśli tak, było to zachowanie niegodne dżentelmena.
Uniosła dumnie głowę i czujnie spojrzała na niego błękitnymi oczami.
– Nic mi o tym nie wiadomo, bym kiedykolwiek zachowywała się w sposób, który
mógłbyś, milordzie, określić jako śmiały. – Nie była również pewna, czy w ogóle
jest zdolna do takiego zachowania. Czym innym były przechwałki w rozmowie
z przyjaciółkami, a czym innym wprowadzenie słów w czyn.
Poza tym Benedict Lucas był dżentelmenem, o którym całe towarzystwo
rozprawiało przyciszonym tonem, o ile w ogóle odważyło się o nim mówić.
Charakter miał porywczy i namiętny. Przed dziesięciu laty przysiągł sobie, że
znajdzie mordercę rodziców, choćby miało mu to zająć całe życie, a gdy to uczyni,
nie powierzy go sądom, lecz zabije własnymi rękami. Było również powszechnie
wiadomo, że jest jednym z najlepszych strzelców w Anglii, a także doskonale
włada bronią białą. Obydwie te umiejętności wyćwiczył podczas lat spędzonych
w armii, był zatem człowiekiem w zupełności zdolnym do wprowadzenia obietnicy
w czyn.
Gdy nie odpowiedział, zapytała prowokująco:
– A może doszły do ciebie inne słuchy, milordzie?
Benedict omal nie wybuchnął śmiechem. Wyraz lekceważenia zupełnie nie
pasował do drobnej, uroczej twarzy Genevieve Forster. Jednakże od dziesięciu lat
niełatwo było pobudzić go do śmiechu, toteż tylko uśmiechnął się kpiąco.
– Niczego takiego nie słyszałem, droga Genevieve. – Wciąż rozmyślnie zwracał
się do niej po imieniu, zauważył bowiem, że zbija ją to z tropu. – Ale jestem
pewien, że nie jest jeszcze za późno, by nadrobić ten brak, o ile zechciałabyś to
uczynić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin