Klopoty z kolkiem - Danuta Scibor-Rylska.pdf

(3385 KB) Pobierz
1
— Ej-hop! Bardziej w prawo — komenderował Poldek. —
Jeszcze raz. Ej-hop! Starczy! Stop!
Skrzynia stuknęła w ścianę. Nastąpił kulminacyjny moment
uroczystości. Romeczek sięgnął po młotek. Huknął od spodu w
kant wieka.
— Co robisz? Bo zawołam babcię — pisnęła Hania i zaraz na-
tarła na brata: — Nie mówiłeś mu o babci?
Poldek westchnął. Co tu mówić? Nowy lokator garażu nie cie-
szył się sympatią babci. Fakt. Na dodatek nic dziwnego.
Sami musieli przyznać, że tracił na porównaniach z poprzed-
nikiem. Przynajmniej na razie.
Na szczęście wartburg zabrał się razem z rodzicami Poldka, a
raczej zabrał rodziców za granicę. Babcia zaś po kilku dniach
beznadziejnego oporu ustąpiła, stawiając warunek trudny, ale
możliwy do przyjęcia: aż do powrotu Poldkowego ojca nowy lo-
kator pozostanie zamknięty w skrzyni.
Romeczek ciężko przysiadł na wieku.
— To od czego zaczniemy?
— Najpierw spiszemy umowę.
— Umowę? Po co? — zaniepokoił się. Stuknął piętami w bok
skrzyni. — Silnik jest mój i to wszystko. Na co nam umowa?
— Mylisz się — oświadczył spokojnie Poldek. — Silnik już nie
jest twój.
— Nie jest mój?
— Nie.
— A czyj?
— Nasz.
Zatkało go tylko na chwilę; potem buchnął potokiem elo-
kwencji:
— A wuj Janek też jest nasz? Co? Powiedz, może mamy
wspólnego wujka? Może jesteśmy braćmi?
Poldek zmarszczył brwi w najwyższym skupieniu.
— Silnik jest nasz. I samochód, jak go wybudujemy, też będzie
wspólny, a gdybyś się pogniewał, to nie będziesz mógł zabrać
sobie silnika i odejść.
— To już nie jest mój?
— Zaraz spiszemy umowę.
Hania, zawsze gotowa poprzeć każde przedstawienie, od razu
pobiegła po papier i długopis.
— Ale to ja go dostałem od wujka Janka, nie? To mój wujek
miał wuefemkę.
Poldek nie tracił cierpliwości.
— Dostałeś — przyznał. — To twój wujek miał wuefemkę. No i
co z tego? Teraz jest wspólny? Jest. To zastanów się, jakie to
ma znaczenie, czy ty go dostałeś, czy ja?
— A ja będę sekretarką.
Przydzieliwszy sobie etat, Hania błyskawicznie przystąpiła do
pełnienia funkcji. Okazała się perłą sekretarek.
UMOWA
1, Wszyscy słuchaj
ą
Poldka,
2. Każdy ma równe prawa (z wyj
ą
tkiem Poldka - on rzą-
dzi).
3. Wszystkie wkłady s
ą
własno
ś
ci
ą
wszystkich (silnik te
ż
).
4. Nikt nie mo
ż
e si
ę
rz
ądzić
dlatego,
ż
e jego wkład jest
lepszy ni
ż
innych.
5. Nikt nie mo
ż
e si
ę
pogniewa
ć
i wycofa
ć
wkładu, to zna-
czy pogniewa
ć
si
ę
mo
ż
e, prosz
ę
bardzo, ale wkładu nie
dostanie.
6. Spółka związana jest tajemnic
ą
, nie wolno jej zdradzać
przed nikim pod groźb
ą
wykluczenia (wkład pozostanie
własno
ś
ci
ą
spółki).
7. Nie wolno wprowadza
ć
nowych członków.
8. Wszyscy zobowiązuj
ą
si
ę
zjednoczy
ć
wszystkie siły i nie
spocz
ąć
, dopóki nie zbuduj
ą
sama.
Podpisali własn
ą
krwi
ą
:
Nastąpiły podpisy czerwonym długopisem i nagle wybuchła
nowa awantura. Spółka rodziła się w bólach.
— Was jest dwoje! — zakrzyknął Romeczek. — A ja co? Sam?
To ma być sprawiedliwość? Ty masz zaplecznika — natarł na
Poldka. — To ja też mam prawo, nie?
— Poplecznika, chciałeś powiedzieć.
Poldek bywał irytujący, uśmiechał się pobłażliwie i właśnie
tym uśmiechem często doprowadzał Romeczka do burzliwych
wystąpień.
— Zaplecznika! — wrzasnął teraz. — Powiedziałem: zapleczni-
ka, to znaczy, że chcę mieć zaplecznika!
— Jak będziecie się kłócić, to ja sobie pójdę — zagroziła Ha-
nia, ale nie odchodziła. Nie opuściłaby piwnicy, gdyby nawet
Romeczek miał za chwilę eksplodować jak dynamit.
— Daj mu w zęby — poradziła na ucho bratu. Tym szeptem do
reszty upewniła Romeczka o konieczności posiadania własnego
człowieka.
W ten sposób dokooptowano Funia.
W dwa miesiące później garaż opuszczony przez wartburga
przypominał filię składnicy złomu, lecz Poldek ciągle jeszcze
wzdragał się przed właściwym rozpoczęciem prac. Wszystkiego
było mu mało.
— Śmiecie znosicie — kręcił nosem i zagłębiał wzrok w podej-
rzanej księdze, której stronice przypominały podręcznik do
matematyki.
Raz jeden rozjaśnił się, gdy Romeczek z Funiem przyciągnęli
na wózku parę kikutów rur. Zaszczycił je do tego stopnia, że
powstał znad księgi i polecił Hani podać calówkę.
Hania oburzyła się, jego dłoń bez mała dotykała calówki, wy-
starczyło, by wyprostował palce. Lecz brzydkie słowa utknęły
jej w ustach, gdy spojrzała w drwiące oczy Romeczka.
— Ja podam, szefie! — zakrzyknął Funio. Romeczek poczer-
wieniał. Oto pociecha, jaką miał ze swego zaplecznika! Na
szczęście Poldek nie korzystał z jego lizusostwa. Teraz też otarł
dłoń, która zetknęła się z Funiem. Pośpieszył z linijką do rur.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin