1932 Echo inwalidy jednodniówka.pdf

(22942 KB) Pobierz
Rok I.
Nr. I.
„ECHO INWALIDY"
(JEDNODNIÓWKA)
poświęcona aktualnym -prawom Inwalid
Woisk Polsk. wraz z działem informacyinym-
Towarzystwo Handlu Samochodowego
„BROSEXAUTO"
Sp. z ogr. odp.
TELEFONY: 2-44. 3-44. 16-55.
Rdres telegraficzny: BROSEXAUTO
— BIAŁYSTOK.
Jeneralne przedstawicielstwo: HUDSON MOTOR CAR COMPANY, DETROIT, MICHIGAN, BROCKWAY ®
MOTOR TRUCK CORPORATION CORTLAND, N. Y.
®
SALON WYSTAWOWY i BiURO: Sienkiewicza 12. - GARAŻ i WARSZTATY REPERACYJNE: Jurowiecka 12. ®
NA WYJĄTKOWO DOGODNYCH WARUNKACH: Samochody osobowe 6-ciocylindrowe marki .ESSEX": §
Karety, Torpedo i Landoletki.
Autobusy i ciężarowe wozy od 2 do 5 tonn marki „BROCKWAY". ®
Części zamienne stale na składzie. — Motocykle. - Akcesorja samochodowe. — Materjaly pędne. ®
GENERALNA REPREZENTACJA NA RZECZPOSPOLITĄ POLSKĘ
^
ALFREDA HR. POTOCKIEGO
Podzwierzyniec - Łańcut
Lwów, ul. 3 Maja 12
S WOJ-E
FABRYKI POIOLlióW, LIKIERÓW i RUMU
I
" Bronisław WINNICKI i Paweł KLEIN
Ir O L I O-A-
3
|
®
g®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®!®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®®©
Suchedniowska Fabryka Odlewów I Hnta ŁndwiUw S A.
GENERALNA REPREZENTACJA
NA
WSCHODNIĄ MAŁOPOLSKĘ
§ §
®
f
STANISŁAW F E L Z E N H A R T *
Lwów, ul. Kordeckiego 19
Telefon 17-12.
POLECA:
Maszyny rolnicze jak: kieraty, mfocarnie, sieczkarnie, wialnie PHRNIKi.
Odlewnie:
Naczynia żeliwne, rury, wszelkie odlewy sanitarne emaljo-
wane i asfaltowane.
Blaszankranie:
Naczynia blaszane emaljowane, wiadra pocynkowane „Radio",
patelnie stalowe i t. p.
Stalownie:
Kowadła stalowe styryjkie, wszelkie odlewy ze stali zlewnej
z własnych i nadesłanych modeli.
ii
11
1
i ®®®®« ®»®®®®«®®®®®«®®®®®®®®®®l»®
„ECHO INWALIDY"
JEDNODNIÓWKA POŚWIĘCONA AKTUALNYM SPRAWOM 1NWALID.
WOJSK. POLSK. WRAZ
Z
DZIAŁEM INFORMACYJNYM.
R O K I
R O K I .
OD WYDAWNICTWA.
Dziesięć lat mija od czasu, gdy kwestja inwalidzka stała się piekącą sprawą
państwową — dziesięć długich lat debat, narad, zebrań, uchwał etc., które w sumie
zaledwie drobnej części dały zadośćuczynienie miljonowej masie Inwalidów cierpią­
cych głód i nędzę.
I dziś w Odrodzonej Ojczyźnie, ci którzy krew swoją serdeczną przelali w Jej
obronie, nie mogą doczekać się załatwienia najważniejszych swych postulatów
t. j. możności otrzymania chleba i pracy.
Wielu z nas, którzy podczas pamiętnego czynu 6. sierpnia 1914 byliśmy już
Żołnierzami Polskimi, przelewaliśmy krew na polach Dęblina, Krzywopłotów, Low-
czówka, w Karpatach, na Podkarpaciu, Wołyniu i t. d., i t. d., więzieni w Szczy-
piornie, w Huszcie, a następnie wleczeni po włoskich frontach — przybyliśmy tu,
by złożyć swą krew ofiarną w obronie Lwowa i Kresów wschodnich — w następ­
stwie czego obecnie jako inwalidzi Wojsk Polskich miast uznania ze strony społe­
czeństwa, miast pomocy ze strony czynników miarodajnych — traktowani jesteśmy
jak parjasi.
Niema miasta, miasteczka lub nawet wsi, gdzie do dziś dnia znajdują się
inwalidzi, niczem niezaopatrzeni, spokojnie patrzący jak „pasożyty", dla których wojna
była dojną krową, dziś są w posiadaniu licznych koncesji, są dostawcami instytucji
państw, i t. p.
Wprawdzie od czasu do czasu kapnie jakiś ochłap dla jakiego „szczęśliwego"
nwalidy, lecz setki i tysięcy nieszczęśliwych często wyżyć musi z rodzinami z kil-
kunastozłotowej renty inwalidzkiej.
Wypuszczając w świat tę „Jednodniówkę" pragniemy, ażeby głos ten doszedł
do uszu tych, którzy w roku 1920. pięknemi szafując frazesami, obiecali „wziąć
w opiekę tych, którzy krew swą za Ojczyznę oddadzą".
Na spełnienie tego oczekują mnogie rzesze Inwalidów Wojsk Polskich, ufni,
że Ojczyzna, której wiernie służyli, ani Wielki Jej Wódz Józef Piłsudski nie zezwolą
ażeby ten stan rzeczy tak nadal trwał, a miarodajne czynniki rządowe dołożą wszel­
kich" starań, ażeby wymierającej rzeszy inwalidzkiej dać możność bodaj najskrom­
niejszego utrzymania.
Wydawnictwo „Echa Inwalidy
7o
f o
°
2
P r z y s z ł a wolna...
Obradująca w Genewie konferencja
przygotowawcza dla wielkiego kongresu roz­
brojeniowego, który kiedyś tam ma się zebrać
aby zadekretować światu koniec zarówno
zbrojeń jak wojen. Na konferencji stawiane
były różne piękne i ciekawe wnioski jak np.
Litwinowa, zastępcy Cziczerina. aby wszystkie
państwa zredukowały swoje armje według
pewnego klucza liczebnego, a równocześnie
aby zniszczyły wszystkie narzędzia i zapasy
do wojny gazowej. Bolszewikowi sekundował
Chińczyk, który w wielkiej mowie po chińsku
wygłoszonej zalecał państwom, reprezento­
wanym na konferencji aby zniosły obowiązek
służby wojskowej. Nad tymi i podobnymi
wnioskami toczyła się dyskusja umiarkowana
i ostrożna pod przewodnictwem wytrawnego
pana Loudona, który ma sobie poruczone
trudne zadanie, aby z jednej strony nie do­
puścił do uchwał w jakikolwiek sposób obo-
wjązujących z drugiej zaś aby nie wytworzyć
wrażenia, że ktokolwiek przeszkadza akcji
rozbrojenia narodów, sabotuje wielkie dzieło
trwałej pacyfikacji narodów.
Wszystko to rzeczy wzniosłe i pięknej
jakkolwiek nieco nudne, a to z powodu zbyt
już wielkiej ich rozbieżności z realną rzeczy­
wistością, która wygląda raczej tak jak gdyby
świat zbliżał się do nowej wojny a nie do
złotego wieku pokoju i powszechnego bezpie­
czeństwa.
PRZED ATAKIEM GAZOWYM NIEMA
WŁAŚCIWIE OBRONY.
Pewien wybitny chemik wyraził się
niedawno, że w razie wojny dla ludności
Cywilnej krajów wojujących będzie jedynym
ratunkiem, jeżeli albo co rychlej pobiegnie
cała
na front do czołowych
rowów
strzeleckich, albo jeżeli tak samo cała umie­
ści się na wieżach swoich kościołów i na
dachach najwyższych domów swych miast
najlepiej t8k zwanych „drapaczach chmur*,
o ile się one w danem mieście znajdują.
Budowanie schronisk dla ludności miast
zagrożonych atakiem gazowym, jest zdaniem
tego chemika całkiem bezużytecznem wyrzu­
caniem pieniędzy. Aby bowiem taki schron
miał wartość praktyczną, musiałby być tak
wielkim, iżby się w nim cała ludność danego
miasta mogła prędko i bez trudności zmieścić.
Dalej musiałby ten schron posiadać wszystkie
zabezpieczenia i hermetyczne zamknięcia
przed dostaniem się do jego wnętrza zatru­
tego gazami powietrza. Wreszcie musiałby
on zawierać zapasy tlenu skomprymowanego
i żywności na czas dłuższy, ponieważ do­
świadczenie uczy, że gazy trujące szczegól­
niej przy pięknej pogodzie, mogą utrzymy­
wać się tygodniami na miejscu i uniemożli­
wiać ludności powrót do normalnego życia.
Zapasy żywności pozostawione na wierzchu
poza schronami byłyby bezużyteczne, ponie­
waż po pierwsze nie możnaby się do nich
dostać, po wtóre sama żywność nie nada­
wałaby się do użytku, bo byłaby także
zatruta.
Krótko mówiąc, skuteczne schrony dla
ludności miast same musiałyby być miastami
podziemnemi, zabudowanemi bardzo staran­
nie i umiejętnie i zawsze we wszystko za-
opatrzonemi bo w ostatniej chwili nie byłoby
już czasu na uzupełnienie ich zapasów.
W takim razie jednak czy nie lepiej po prostu
odrazu budować miasta pod ziemią, staran­
nie przykryte darniną i zamaskowane drze­
wami, a wewnątrz szczelnie zamykane.
Jak widzimy wymagania obrony gazo­
wej są tak ogromne, jeżeliby ta obrona miała
być naprawdę skuteczną, że aż całkiem nie­
możliwe. Zamiast tedy łudzić się myślami
o różnych schronach i wydawać nawet na
ich budowę pieniądze, lepiej będzie i poży­
teczniej uzmysłowić sokie odrazu, że dotych­
czasowa technika nie daje dostatecznie sku­
tecznych środków przed skutkami nagłego
ataku gazowego. Jest to pierwszy w dziejach
techniki wojennej wypadek, że zostały wymy­
ślone straszliwe środki ataku, natomiast
w zakresie środków obrony zowodzi niemal
całkowicie zarówno wynalazczość jak fantazja.
3
NIEWIDZIALNA, LOTNA, STRASZLIWA
ŚMIERĆ.
Komendant chemicznej broni w armji
amerykańskiej, jenerał Friece, wskazuje na
to, że na stu młodych Amerykanów, którzy
polegli w wojnie światowej we Francji, 27
uległo zatruciu gazowemu. A wówczas tech­
nika wojny gazowej znajdowała się dopiero
w powijakach. Była to zabawa grzecznych
i zmyślnych dzieci, które urządziły sobie
kzlachetny wyścig w wynajdywaniu coraz to
złośliwszych zapachów, które jedne drugim
pod nos puszczały.
Wynaleziono więc i zastosowano w te
pędy kolejno gazy łzawiące, wywołujące
straszliwe wymioty, wytwarzające nacieki
w płucach, po których najdalej w ciągu
czterdziestu ośmiu godzin człowiek w ciężkich
męczarniach umiera.
Ale dopiero dnia 27 lipca 1917 roku
człowiek cywilizowany dokonał swojej naj­
piękniejszej zdobyczy. Było to wtedy, kiedy
Niemcy wypuścili po raz pierwszy pod Ypern
także „iperytem" nazwany Miły ten gazek
okazał się od razu ideałem tego czego
z takim ząpałem szukał niestrudzony rozum
ludzki. Mianowicie drwił ou sobie ze wszyst
kich masek, ponieważ przenikał równie dobrze
przez tkaninę ubrania jak przez płaszcze
gumowe, działał bezpośrednio na skórę
ludzką, wywołując na niej ogromne, niebawem
ropieć zaczynające bąble i nacieki. Szczytem
zaś wszystkich zalet tego nowego gazu było
to, że go prawie wcale nie można było
w powietrzu zauważyć, bo manifestował swoją
obecność tylko słabym zapachem musztardy.
Trzyma się w powietrzu całemi dniami,
a przy pięknej pogodzie nawet tygodniami.
Zatruty tym gazem z początku nie doznaje
żaenych przykrości. Dopiero po upływie
jakiegoś czasu zaczyna najpierw gorzko pła­
kać, potem wymiotować, doznając równo­
cześnie coraz gwałtowniejszych bólów w żo­
łądku. Wreszcie występują najważniejsze
objawy — owo straszliwe oparzenie skóry,
Mimn to jednak śmierć każe nieraz na siebie
czekać tydzień i dwa tygodnie. Humanita­
ryzm wynalazczej bestji ludzkiej święci tu
swoje największe triumfy. Dba bowiem o to
aby jego ofiara miała czas napisać testament
i pożegnać się z bliskimi jej sercu, o ile
także nie ulegli zatruciu.
NOWE WYNALAZKI I NOWE TAJEMNICE.
Od tego wielkiego dnia, który w historji
ludzkiej cywilizacji będzie zapisany wielkiemi
literami, jakkolwiek może nie koniecznie
złotemi, szanowni panowie chemicy wojenni
nie siedzieli z założonemi rękami na swoich
smutnych laurach. Przeciwnie pracowali
niestrudzenie nad dalszem udoskonaleniem
tego najcenniejszego płodu swego genjuszu.
Jakoż osiągnęli w tym względzie rezultaty,
które stanowią słuszną nagrodę ich pilności
i wytrwałości.
Jeszcze przed dziesięciu laty rozpylanie
tego miłego gazu musztardy było połączone
z różnemi trudnościami i niebezpieczeństwa­
mi dla rozpylających, Dzisiaj wszystko znikło
i bohater, który rozpyla gaz musztardowy
na spokojne miasta, pracuje tak bezpiecznie
jak panna służąca lub sama pani domu, gdy
ze swego małego rozpylacza strzela „flytok-
sem" do much, karaluchów lub zgoła pluskiew.
Eskadra aeroplanów, które wzięły ze
sobą baki stalowe, napełnione płynnym gazem
musztardowym, rozpyli go zapomocą odpo­
wiednich aparatów w ciągu kilku minut nae
napadniętem miastem i spokojnie odleci,
pozostawiając za sobą całą zenitową arty-
lerję strzelającą jak opętana i ludność miasta,
która w ciągu kilku godzin okaże się śmier­
telnie zatrutą.
Tak wygląda działanie gazu musztardo­
wego, który dokładnie znamy. Ile zaś i jakich
jeszcze gazów istnieje wynalezionych, ale
nieznanych, utrzymywanych w tajemnicy,
jako najdrogocenniejsze
skarby każdego
ministerstwa wojny! Wszak od kilku lat słyszy
się n, p. o jakimś amerykańskim tajemniczym
gazie, który nazywa się „luizyt", składa się
z mieszaniny arszeniku i acetylenu, a prze­
wyższa swego musztardowego kolegę więcej
niż dwukrotnie w morderczem działaniu.
OD CZEGO TRZEBA ZACZĄĆ ?
Ale dajmy spokój domysłom. Znana
i wypróbowana musztarda gazowa wystarczy,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin