Szturmnr8.pdf

(998 KB) Pobierz
Krzysztof Kubacki – „Czy jesteśmy sekciarzami?”
Michał Szymański – „Ludzie wśród ruin”
Adam Busse – „Mit II Wojny Światowej jako wojny dobra ze złem”
Krzysztof Kubacki - „Europa wciąż leży w zgliszczach”
Jakub Siemiątkowski – „Ideał formacji narodowej”
M.P. – „Pułk Azow i Europejska Rekonkwista”
Adam Busse – „Rola ekologizmu w idei nowoczesnego nacjonalizmu”
Patryk Płokita – „Walc z Baszirem (Bejrut)”
Czy jesteśmy sekciarzami?
W czasach wzrostu politycznych napięć, my, narodowi radykałowie wciąż tkwimy w
swoistych okopach, chowając się za organizacyjnymi nazwami, czasem wręcz sobą gardzimy.
Kiedy narodowcy łączą się w strukturach Ruchu Narodowego, liberałowie i lewica potrafią
zewrzeć szyki – my wciąż jesteśmy dla siebie obcy. Wielu twierdzi, że to właśnie jego
organizacja jest wielką jakością i jest w stanie sama zmienić kraj, i ogólnie rzecz biorąc –
system. Taka organizacja patrzy z góry na inne, stwierdzając, że tylko ona jest radykalna, a
reszta to marne podróbki. Niestety panuje u nas takie podejście. Na przestrzeni lat między
organizacjami narodowo-radykalnymi padło bardzo dużo ostrych słów. Czy jednak to ma nas
od siebie oddalać i pomimo starzenia się poszczególnych działaczy taka niechęć wciąż ma
istnieć? Czy nie jesteśmy już na to zbyt dojrzali i że tak napiszę „za starzy”? Nie będzie
Wielkiej Polski, nie będzie narodowej rewolucji, nie będzie wdrożenia postulatów narodowo-
radykalnych na większą skalę, jeżeli nie zaczniemy na początku chociaż ze sobą rozmawiać i
powoli na poszczególnych akcjach wspierać się. Możemy zakładać jeszcze milion organizacji
i organizować milion małych akcji, jednak to wszystko i tak pójdzie na śmietnik historii. Na
śmietnik historii mogą wysłać nas przyszłe pokolenia, które zapewne stwierdzą, że
zachowywaliśmy się jak małe dzieci, bądź dojrzewający chłopcy, z wielkimi frazesami na
ustach. I chyba rzeczywiście – jeżeli nic się nie zmieni, będą mieli racje.
Na czym miałoby polegać takie „przełamywanie lodów”? Na początku po prostu od
nawiązania kontaktu, może kongresu narodowych-radykałów. Na szczeblach lokalnych
przecież większość z nas się zna, a jeżeli nie, to warto wymienić się kontaktami. Ważną
sprawą byłoby przestanie obrzucania się wzajemnie błotem. Co kto sądzi o danej organizacji
powinien zostawić dla siebie, oficjalnie organizacje narodowo-radykalne powinny jeżeli nie
chcą być dla siebie przychylne, to chociaż żeby były neutralne. Wzajemne obrzucanie się
błotem robi z nas ludzi niepoważnych, odrzuca od nas wartościowych ludzi, ale przede
wszystkim niszczymy przez to nasze ideały, o które walczymy. Tak naprawdę na chwilę
obecną więcej nas łączy niż dzieli. Siadając do jednego stołu sądzę, że sporów większych by
nie było, a dyskusja toczyła by się jedynie wokół jakichś mniejszych, mających niewielkie
znaczenie spraw. Sami sobie wbijamy nóż w plecy i będziemy dalej marginesem jeżeli nie
spełnimy tych postulatów, o których pisze wyżej. Mam to szczęście, że nie jestem zrzeszony
w żadnej z organizacji, poświęcam się „Szturmowi” i dzięki temu mam kontakt z liderami
różnych organizacji. Panie i panowie, naprawdę istnieje płaszczyzna, na której możemy
uścisnąć sobie dłoń!
Jeżeli nie przestaniemy się obrażać, to te wszystkie akcje nic nie będą warte. Może ktoś sobie
wmawiać, że liczy się jakość a nie ilość. A ja powiem, że to bzdura. Ilość musi się zwiększać
a razem z nią jakość. Powinniśmy wzajemnie za siebie trzymać kciuki i jak piszę, przede
wszystkim ze sobą rozmawiać. Jestem otwarty na każdego narodowo-radykalnego towarzysza
walki bez względu na jego przynależność organizacyjną. Taką postawę musi przyjąć każdy,
albo to wszystko będzie gó..o warte! Idea jest najważniejsza, a nie nasze osobiste niechęci,
bariery trzeba
niszczyć
choć
powstało
ich
przez
lata
bardzo
wiele.
Jeżeli jednak ich nie przełamiemy, nasi przeciwnicy będą nas przerastać coraz bardziej, a nasz
świat pozostanie jedynie w sferze marzeń.
A tak poza tym – to już 8 „Szturm”, zapraszam do czytania!
Krzysztof Kubacki
Ludzie wśród ruin
Słynny słoweński zespół Laibach, jedna z nielicznych kapel grających industrial, której udało
się przebić do mainstreamu i symboliczno-politycznymi prowokacjami trwale zapisać w
historii muzyki, czas jakiś temu wydał nową płytę o nazwie
Spectre,
na której to w utworze
zatytułowanym
Eurovision
opisuje kondycję duchową Zachodu i podsumowuje ją smutnymi
słowy
Europe is falling apart
("Europa rozpada się"). Nie sposób nie zgodzić się z tą
refleksją. Nie sposób nie postawić sobie pytania - jak to się stało? Dlaczego, nawiązując do
słynnej pracy Juliusa Evoli, żyjemy wśród ruin?
Matka Europa doświadczyła na przestrzeni dziejów wielu tragedii. Narodziny protestantyzmu
rozdarły Christianitas na część wierną Rzymowi oraz papieżom wrogą. Rewolucja francuska
oraz następne zrywy, głównie zrewoltowanego, zaczadzonego liberalizmem mieszczaństwa,
wywróciły do góry nogami ład polityczno-społeczny i podniosły rękę na wszelkie
dotychczasowe autorytety. Wreszcie, narody Europy oddały się czemuś tak makabrycznemu i
wstrząsającemu, że aż na swój chory sposób pięknemu w swej dekadencji, czyli dokonały
hekatomby i samozagłady na bitewnych polach pierwszej wojny światowej. Po niej rzesze
robotników zaślepione ideą komunizmu postanowiły przynajmniej spróbować wprowadzić
internacjonalistyczny socjalizm na Starym Kontynencie, co szczęśliwie w większości
przypadków skończyło się jakże "okropnym" i "złym" "białym terrorem". Tak, na przestrzeni
ostatnich wieków Europa wycierpiała się niemiłosiernie.
A jednak zdawać się mogło, że nagle pojawił się płomień nadziei. Wszędzie zaczęli pojawiać
się ludzie będący "wysłannikami Michała Archanioła" (Corneliu Codreanu), mówiącymi o
potrzebie "odmłodzenia katolicyzmu" (Leon Degrelle) i to bynajmniej nie w modernistyczno-
śmieszkowym tych słów znaczeniu, chcącymi "strzec ognia Tradycji" (Julius Evola). W
Hiszpanii anarchistyczne bandy i komunistyczne hordy rodem z tolkienowskiego Mordoru
starły się z siłami katolicko-narodowymi w krwawym starciu, co zakończyło się wielkim
zwycięstwem antybolszewickiej krucjaty. Młodzież wszystkich narodów myślała nie tylko o
imprezach i miłości (choć wszyscy bohaterowie powinni być również niepoprawnymi
romantykami, pomnijmy chociażby na smutny los Jose Antonio, który był nie tylko wzorem
nacjonalistycznego idealisty, ale również ideałem tragicznie zakochanego marzyciela), ale
również o ojczyźnie, nowej, młodej, zwycięskiej Europie, obaleniu międzynarodowej lichwy i
gotowości chwycenia za broń przeciwko wielomilionowemu, czerwonemu pochodowi śmierci
ze wschodu, jeśli tylko takowy z woli Stalina nastąpi... Oczywiście, nie wszystko było
idealne, ale być może pierwszy raz nastąpiła szansa, ażeby Stary Kontynent znów odżył.
I wówczas wydarzyła się tragedia. Tragedia poprzedzająca tragedię następną. 8 (czy tam
według stalinowskiej modły 9) maja 1945 roku to klęska. Wschodnia część Europy dostała się
we władze sowieckich bestii, "wyzwolicieli" gwałcących wszystko dookoła, rozkradających
wszelką własność, zaczynając od pałaców wielowiekowych arystokratycznych rodów, a
kończąc na butach i zegarkach (przecież nawet słynne zdjęcie z wywieszenia czerwonej flagi
nad Berlinem musiało zostać wyretuszowane tak, by nie było widać "czasów" na ręce
Zgłoś jeśli naruszono regulamin