Tomas Tranströmer - Wiersze wybrane.pdf

(69 KB) Pobierz
Tomas Tranströmer
7 marca 1979
Dość mając wszystkich, którzy przychodzą ze słowami,
ze słowami, ale nie mówiąc nic,
wyjechałem na zaśnieżoną wyspę.
Pustkowie nie zna słów.
Niezapisane stronice ciągną się na wszystkie strony!
Natrafiam na ślady sarnich kopytek w śniegu.
Mowa, choć żadnych słów.
przeł. Czesław Miłosz
Postludium
Wlokę się jak draga po dnie świata.
Wszystko przywiera, co mi zbędne.
Zmęczone oburzenie, żarliwe zniechęcenie.
Oprawcy chwytają za kamień, Bóg pisze na piasku.
Ciche pokoje.
Meble gotowe do lotu stoją w świetle księżyca.
Ostrożnie wychodzę z siebie
przez las pustych zbroi.
przeł. Leonard Neuger
Łuki romańskie
We wnętrzu ogromnego kościoła romańskiego cisnęli się turyści.
Rozpościerało się sklepienie za sklepieniem bez prześwitu.
Drgało kilka płomyków świec.
Objął mnie anioł bez twarzy
i zaszeptał przez całe ciało:
"Nie wstydź się tego, że jesteś człowiekiem, bądź dumny!
W twoim wnętrzu otwiera się sklepienie za sklepieniem bez końca.
Nigdy nie będziesz gotowy i tak jest słusznie."
Byłem ślepy od łez
i wyprowadzono mnie na buzującą od słońca piazzę
wraz z Mr i Mrs Jones, Panem Tanaką i Signorą Sabatini
a we wnętrzu ich wszystkich otwierało się sklepienie za sklepieniem bez końca.
przeł. Leonard Neuger
Szyny
Druga w nocy, księżyc. Pociąg przystanął
pośrodku równiny. Daleko światełka miasta
mrugają, zimne, na horyzoncie.
Jak kiedyś ktoś zabrnie tak daleko w sen,
że, wróciwszy do pokoju,
już nigdy sobie nie przypomni, że był tam.
I jak kiedyś ktoś tak pogrąży się w chorobę,
że dni dawniej przeżyte są jak rój światełek
zimnych, wątłych, na horyzoncie.
Pociąg stoi zupełnie nieruchomo.
Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd.
przeł. Czesław Miłosz
Sześć zim
1
w czarnym hotelu śpi dziecko.
A na zewnątrz noc zimowa:
toczą się wielkookie kostki.
2
Elita umarłych skamieniała
na cmentarzu św. Katarzyny:
wiatr trzęsie się w arktycznej zbroi.
3
W czasie wojny, gdy leżałem chory,
wyrósł ogromny sopel za oknem.
Sąsiad i harpun. Wspomnienie bez wyjaśnienia.
4
Lód zwisa z krawędzi dachu.
Sople: gotyk do góry nogami.
Abstrakcyjne bydło, wymiona ze szkła.
5
Na bocznym torze pusty wagon kolejowy.
Nieruchomy. Heraldyczny.
Z podróżami w szponach.
6
Wieczorem śnieżna poświata. Świetlista meduza
wynurza się przed nami. Nasze uśmiechy
w drodze do domu. Zaklęty szpaler.
przeł. Leonard Neuger
Przedmieście
Ludzie w drelichach koloru ziemi wstają z rowu.
Jest to miejsce pośrednie, martwy punkt, ni wieś, ni miasto.
Dźwigi na horyzoncie chcą skoczyć daleko, ale zegary są przeciw.
Rozrzucone betonowe płyty chłepcą światło zimnymi językami.
Warsztaty samochodowe założono w dawnych stajniach.
Kamienie rzucają cień tak ostry jak kamienie na powierzchni Księżyca.
I takie tereny są coraz większe,
jak grunt kupiony za judaszowe srebrniki,
"garncarzowa rola, żeby tam grzebać obcych".
przeł. Czesław Miłosz
Air mail
Szukając skrzynki pocztowej
niosłem list przez miasto.
W puszczy z kamienia i betonu.
Latający dywan znaczka
chwiejne litery adresu
plus pod pieczęcią ma prawda
szybująca ponad morzem.
Atlantyku wijące się srebro.
Zwały chmur. Rybacki kuter
jak pestka oliwki wypluta.
I blada blizna po kilu.
Tu w dole robota się wlecze.
Często zerkam na zegarek.
Cienie drzew to czarne cyfry
w tej zachłannej ciszy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin