Odtrutka na optymizm - Peter Watts.pdf

(978 KB) Pobierz
Peter Watts
Odtrutka na optymizm
The Island and Other Stories
Przełożył
Wojciech M. Próchniewicz
Spis treści
Spis treści 2
Wstęp. 3
Nimbus. 5
Ciało stało się słowem.. 16
Fraktale. 32
Betlejem.. 47
Drugie przyjście Jasmine Fitzgerad. 67
W domu. 89
Dużo żarcia. 97
Ambasador 117
Nowina dla pogan. 127
Jętka jednodniówka. 143
Powtórzenie przeszłości 158
Oczy Boga. 161
Hillcrest kontra Velikowski. Siła wyższa?. 170
Wyspa. 173
Cosie. 209
Malak. 227
Wstęp
Oto macie Państwo przed sobą najbardziej wyczerpujący zbiór moich opowiadań, jaki
kiedykolwiek został wydany.
Do niedawna takie stwierdzenie nie znaczyło wiele. Do tego roku miałem na koncie
tylko jeden oficjalny zbiór, opublikowany przez nieduże kanadyjskie wydawnictwo - i
nieaktualny od kilkunastu lat, wyszedł bowiem pod koniec zeszłego stulecia. Rok 2013 to
wszystko nadrobił. Oprócz tomu, który trzymacie Państwo w rękach, nowe zbiorki wydaje
hiszpańska Fata Libelli oraz Tachyon w USA. (Przymierzała się jeszcze Australia, ale
jakoś nie wypaliło). Po kilkunastu latach zapomnienia, przerywanych tylko sporadycznymi
pirackimi wydaniami, moje opowiadania wreszcie ujrzały światło dzienne.
Które, jak zwykle, najjaśniej świeci w Polsce i nie do końca rozumiem dlaczego.
Między Polską i mną coś po prostu jest. Mam wydania w siedemnastu językach,
nagrody w czterech krajach, a nominacje pewnie z dwa razy tyłu. Z jakiegoś powodu
jednak to w Polsce jestem najbardziej obecny. To w Polsce zdobyłem pierwszą
nieanglojęzyczną nagrodę. MAG był jednym z pierwszych wydawnictw na świecie, które
wydało
Ślepowidzenie.
Przez lata robili ze mną wywiady goście z kilkunastu krajów, ale to
w Polsce mam comiesięczny felieton. Podróżowałem w czapeczce pisarza do Norwegii,
Szwecji, Francji, Niemiec i Australii (a także Finlandii i Rosji, zależy kiedy ukazują się te
słowa), lecz tylko w Polsce byłem dwukrotnie w jednym roku.
Doskonale więc się składa, że to polski wydawca publikuje najobszerniejsze wydanie
moich opowiadań w jakimkolwiek języku. (Amerykański zbiór to raczej składanka
przebojów, hiszpański - minizbiorek pięciu opowiadań. A o kanadyjskim lepiej w ogóle
nie mówić). Natomiast
Odtrutka na optymizm
zawiera wszystkie moje opowiadania,
wydane do roku 2011, poza jednym (to się zresztą nie liczy, bo
Nisza
to tak naprawdę
początek powieści
Rozgwiazda).
Nie zamierzam twierdzić, po dwóch krótkich wizytach, że Polskę znam. Cholera, ja
nawet Kanady nie znam, a mieszkam tu całe życie. Ale przynajmniej Polskę widziałem.
Skosztowałem. Przedtem byliście dla mnie ojczyzną Stanisława Lema i Lecha Wałęsy;
teraz jesteście świętem wina i podziemną miodosytnią, księgarnią z huśtawką w foyer i
korytarzami, które kręcą się w kółko jak ciemnozielona grota. Jesteście muzeum w Zielonej
Górze, gdzie dowiedziałem się, że kiedyś skazańców pojono na siłę winem, póki nie pękli.
Klasztorem w Lublinie, gdzie spałem pod pełnym wyrzutu wzrokiem naturalnej wielkości
ukrzyżowanego Jezusa. Jesteście przedwiecznymi ruinami, budowlami z cukierniczymi
ozdobami, klockowatymi blokami z lat sześćdziesiątych, po zakończeniu sowieckiej
okupacji pomalowanymi w buntownicze pastele. Jesteście chłodnym błękitnym płomykiem
na czubku mojego kciuka, autografami wypisywanymi mazakiem na spoconej skórze o
drugiej w nocy. Jesteście gościnni, otwarci, z umysłem ostrym jak brzytwa i w ogóle
niesamowici.
Nie udaję też, że Was znam, ale przynajmniej się z wami zapoznałem.
Wobec tego, to pewnie nieuniknione, że Polska zaczęła się powoli przesączać do mojej
twórczości. Gdzieś w przyszłym roku, albo coś koło tego, okaże się na przykład, że pewien
pochodzący z Zielonej Góry pracownik platformy wiertniczej zginie w straszny sposób
podczas kontaktu z genetycznie zmodyfikowaną kałamarnicą olbrzymią w kanadyjskiej
Arktyce. (Gość istnieje naprawdę. Ma na imię Witold. Piliśmy razem piwo). Albo choćby
opowiadanie, które w zeszłym roku napisałem dla MIT Press - proszę go tu nie szukać, na
razie mają na nie wyłączność - w którym potężna rządowa machina biurokratyczna, chcąc
desperacko zatuszować grzechy rozkwitającej branży biopaliw, zwala winę za falę
ludzkich samozapłonów na przemycany nielegalnie z Polski bimber. (Trzeba to rozumieć
bardziej metaforycznie niż dosłownie, ale inspiracją do tego były moje przeżycia po
spożyciu mocnego piwa z polskiego domowego browaru).
To jednak pieśń przyszłości. Dla zabicia czasu proponuję szesnaście innych opowiadań.
Są w nich historie o inteligentnych chmurach, sympatycznych pedofilach i zmieniających
kształty
misjonarzach.
Poznacie
wojskowego
bezzałogowca
obdarzonego
eksperymentalnym sumieniem oraz kochającą żonę, która w akcie najwyższego i
altruistycznego oddania robi swojemu mężowi wiwisekcję. Nie ma tu nic polskiego - może
poza łączącym nas dość ponurym spojrzeniem na życie - ponieważ wszystkie zostały
napisane, zanim Was poznałem.
Ale to tylko na razie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin