Helena Sekula - Wstega Kaina.pdf

(1227 KB) Pobierz
Helena Sekuła
WSTĘGA KAINA
WIELKI SEN
Warszawa 2007
Redaktor serii
Grzegorz CIELECKI
Projekt okładki i logo serii
Rafał BARTLET
Skład i łamanie
Anna LEWANDOWSKA
© Helena SEKUŁA
ISBN 978-83-923649-4-8
Wydawnictwo WIELKI SEN
Al. Jana Pawła II 65/90, 01-038 Warszawa
tel. 0-502-322-705
www.mord.of.pl, prezesikl3@wp.pl
Druk i oprawa: Sowa - druk na życzenie® www.sowadruk.pl tel. 022 431-81-40
- Dzień dobry - Bogusz od niechcenia przy-
cisnął kolbą drylingu porządnie złożone na trawie koszu-lę i spodnie Obcego.
Natknął się na tego człowieka przypadkiem i raczej do-
myślił niż rozpoznał kogo spotkał. Głupka od Artystki. Na imię miał Piotr, ale podobno
sam siebie nazywał Minstrelem. Wtedy jeszcze Bogusz nie wiedział, co owo miano
oznacza. Obserwował, jak tamten wychodzi z Rzeki. Nic w jego wyglądzie nie zdradzało,
chciwie wypatrywanych przez Bogusza, znamion choroby psychicznej czy debilizmu.
Obcy przystanął na brzegu brązowy od opalenizny,
szczupły, kształtny, pięknie umięśniony, zawahał się, po czym ruszył wprost na intruza
stojącego między nim a je-go ubraniem.
- Przepraszam pana - spoczęły na Boguszu brunatne
oczy o wyrazie właściwym krótkowidzom i niektórym zwie-
rzętom.
- Spokojnie - Bogusz się nie odsunął. Po raz pierwszy
w dziennym świetle i z tak bliska miał okazję obejrzeć brata Artystki. Niepodobny do niej.
Czarnowłosy, chłopięcy.
Tylko niebieska smuga wygolonego zarostu zdradzała
mężczyznę. Z dziesięć lat młodszy od Artystki, ocenił.
- Jestem spokojny.
- Skąd to masz? - Bogusz dotknął jego barku. Na mie-
dzianej skórze pieniły się jaśniejsze zgrubienia o poszarpanych brzegach. Tatuaż blizn
znaczył piersi i ramiona.
Głupek milczał.
- Szramy od noża. Majcher, finka, albo zwyczajny try-
bownik. Kto ciebie tak pokrajał, człowieku?
5
- Wrogowie Silenzia.
- Czym się naraziłeś wrogom, jak mu tam, Silenzia?
Głupek nie odpowiedział.
- Kim jest Silenzio?
- Był moim przyjacielem.
- Już nie jest?
Milczenie.
- Mieszkał z wami?
- Chcę się ubrać, proszę pana.
- Poczekaj, porozmawiamy. Jeszcze nie powiedziałeś
dlaczego już nie przyjaźnisz się z Silenziem - Bogusz wciąż nie zdejmował strzelby z
odzienia głupka.
- Przepraszam pana.
Zanim Bogusz zdążył ochłonąć, znalazł się pod sąsie-
dnim drzewem niespodzianie ujęty pod boki i przestawio-
ny jak zawadzający przedmiot. Głupek skoczył w gąszcz,
chwytając w biegu ubranie, chwiały się tylko jałowce zdradzające ślad jego ucieczki.
W jakiś czas później Bogusz ujrzał Artystkę. Nie wi-
działa go za zasłoną drzew. Karmiła łabędzie nad Rzeką.
Wielkie ptaki, przysadziste i ciężkie, kolebały się człapiąc po brzegu, jadły z jej rąk.
W tamtym czasie nad łabędziami z Wielkiego Jeziora
zawisło niebezpieczeństwo. Za bardzo się rozmnożyły, ich nadmiar może spowodować
zakłócenie ekologii wód - ar-gumentował ktoś z centrali niewidzący dalej swego nosa.
Nawet nie wiedział, skunks jeden, czym się ten ptak żywi, myślał, że rybami. Bić,
planowo oczywiście, pierze sprzedawać za waluty wymienialne.
Bogusz pamiętał, co mówiła jego matka dawno temu:
najszlachetniejszy puch, delikatniejszy od gęsiego, mają łabędzie, a najlepszy pod
skrzydłami. On jednak nigdy nie zapragnął poduszki z łabędzich piór.
- Bogusz pomóż - ochroniarze znad Wielkiego Jeziora
wpadli w panikę. Memoriał jeden, drugi, trzeci. Łabędź
niemy, ginący gatunek, zanika w Europie.
Łabędź niemy. W górze Rzeki żyje para. Co roku wo-
dzą młode. Z gotowymi do ataku skrzydłami czuwa sa-
miec nad spokojem piskląt. Małymi, groźnymi oczyma
śledzi pojawiające się czółno, jakby bronił przystępu do nadbrzeżnej skarpy umocnionej
ciosem z podniesioną
z ruin dawną pańską siedzibą, olśniewającą bielą pod
czerwoną dachówką.
Bogusz obronił łabędzie. Ośmieszył ów projekt i igno-
rancję jego twórców, wykazał szkodliwość i nieopłacal-
ność przedsięwzięcia. Dopiero wtedy Ona go zauważyła.
Jego. Pierwszą osobę w Sarniej. A chociaż składała pod-
pis pod każdym apelem domagającym się bezpieczeń-
stwa dla ptaków, z początku Bogusz nie odgadł w niej
nieprzejednanej ochroniarki. Pewnie dlatego, że sam
opowiedział się po tej samej stronie.
Kiedy się zorientował i zaczął kręcić bat na Artystkę,
już jadł i pił przy jej stole w niezwykłej izbie pod belkowaną powałą z kuchnią licowaną
renesansowymi kaflami,
siadywał w berżerach krytych jedwabiem, w wielkim salo-
nie pod antycznym pająkiem z kryształowych sopli, mimo-
wiednie sumując wartość porcelany, obrazów, instrumen-
tów muzycznych złożonych w oszklonych szyfonierach po-
śród poczerwieniałych ze starości mahoni, stąpał po cennych dywanach, a Ona nie
omieszkała objaśnić, co leży
pod nogami: buchara, sziraz, tebriz.
- Skopiowane z reliefu - powiedziała o kobiercu osła-
niającym ścianę od fryzu po posadzkę z wyobrażeniem po-
staci w luźnych strojach. Wtedy jeszcze nie wiedział, kogo przedstawia owa trójca.
Ona lubiła, niby od niechcenia, komentować swój
skład staroci. Kultura. Pierwszego wieczoru miała na
sobie suknię z mory koloru dymu, pod wpływem światła
splot jedwabiu falował, układał w ruchome słoje. Na szyi, na palcach, w uszach i na
przegubach nosiła turkusy.
Orfeusz, Hermes i Eurydyka, nazwała tamtych z gobe-
linu. Imiona niewiele mu powiedziały. O Orfeuszu słyszał, że to starożytny muzykant,
Eurydyki były na płycie Anny German… Kto ma takie piękne oczy? Eurydyka… Po tej
prezentacji w salonie dokładnie sprawdził i dopiero się dowiedział. Mitologia.
6
7
Dlaczego człowiek niezorientowany w przedpotopowych
opowieściach ma braki w kulturze, natomiast jeżeli je zna, nic nie ujmuje ignorancja w
zakresie statyki, na przykład.
Bogusz zna statykę, statyka jest jego zawodem, lecz Ona nie zaliczyła fachowej wiedzy na
jego dobro, jakby prowadziła Wielką Grę w telewizji. Nie możesz brać udziału
w dziedzinie, z której jadasz codzienny chleb. Na jej Kulturze też jeszcze farba nie
obeschła, obnosi do niczego nie-przydatne wiadomości, jak swoje suknie z liońskich
jedwa-bi i srebrne ozdoby z Orno. W każdym razie jemu niepo-
trzebne, mógłby żyć nic o nich nie wiedząc, nie potykać się o umowne wartości jak o
przeszkody zastawione w mroku.
- Wyzwoleńcy - tym mianem określiła ludzi takich jak
Bogusz pewna intelektualna pani.
Zapamiętał jej nazwisko i znienawidził, nie chcąc przy-
znać jej racji. Publikacją - próbującą usprawiedliwić, bronić i wyjaśnić osobowość
chłopów, jacy w przyśpieszonym procesie przemian społecznych zmienili swój status -
poczuł się osobiście znieważony, chociaż nie utożsamiał się z tym środowiskiem,
uważając za kogoś lepszego, ponieważ wiódł się ze szlachty. Jednak przynależąc do
pierw-
szego pokolenia, które opuściło wieś, nie zgadzał się na ów portret, za mało piękny, za
mało godny, a w jej interpretacji jeszcze bardziej dosadny, jeszcze bardziej raniący jego
miłość własną.
- Nie ma nic gorszego od przemądrzałej baby, a już ba-
ba pismak! - gdyby od niego zależało, nie wydrukowano
Zgłoś jeśli naruszono regulamin