Helena Sekula - Siedem diablow dziadka Osiornego.pdf

(804 KB) Pobierz
Z zamroczenia otrzeźwił go ból; tępy, rwący ból śródstopia, rozsadzający kostkę i
promieniujący
wzdłuż goleni. Uniósł
głowę — karuzelą przetoczył się horyzont. Wlepił oczy w jeden punkt, trwał tak w
bezruchu,
widnokrąg zafalował i nareszcie znieruchomiał, miedziany księżyc znowu wisiał nad
dachem domu,
kremowe ściany zdawały się świecić, szpaler tuj rzucał widmowe cienie, za nimi
majaczyła siatka
parkanu.
Dopiero teraz dotarła do niego oszałamiająca woń maciejki i ciężki, przesłodzony zapach
róż i
dopiero teraz spostrzegł, że leży wśród połamanych krzewów, zmiażdżonych pysznych
kwiatów, a
ciernie gałązek ranią mu ręce, drapią twarz.
Jak długo tak leżał bez czucia? Ze świadomością powrócił
strach. Uciekać! — łomotało w mózgu. Dźwignął się na łokciach, rozejrzał, cały
zamieniony w
słuch. Tylko jedno okno parteru, okute kratą w kształcie sieci pająka, zaciągnięte gęstą
zasłoną, nadal
rozjaśniał słaby, pomarańczowy blask.
Dom zdawał się uśpiony, w ogrodzie panowała sielska cisza, z oddali niósł się stłumiony
szmer z
rzadka przejeżdżających samochodów.
Zebrał się w sobie, jednym wyrzutem ramion i podciągnięciem tułowia wyswobodził się z
kolczastych gałązek i wywlókł
obolałe ciało na żwirową ścieżkę. Okupił to paroksyzmem napierającego bólu, lecz nie
wydał
jęku. Ogarnęła go słabość bliska omdlenia, więc odpoczął chwilę, potem już poruszał się
ostrożnie,
wsłuchany w siebie; nareszcie dopełznął do żywopłotu.
Zatrzymał go narastający odgłos motoru. Przy krawężniku stanął samochód; mężczyzna
przecisnął
się między dwoma krzewami i znieruchomiał w zagłębieniu pod siatką. Osłaniały go
gęste, zielone
łapki tuj. Trzask drzwiczek, dźwięk uru-chamianego silnika, zacichający warkot
Zgłoś jeśli naruszono regulamin