Helena Sekula - Figurka z drzewa tekowego.pdf

(1360 KB) Pobierz
H E L E N A S E K U Ł A
Figurka
z drzewa tekowego
Czytelnik - Warszawa 1976
Okładkę projektowała
JOLANTA MUSIAŁOWICZ-JANKOWSKA
„Czytelnik”, Warszawa 7976
Wydanie I
Nakład 100 290.
Ark, wyd.13,8, ark, druk. 10,5.
Papier druk, sat. 75 cm, kl. VII, 60 g.
Oddano do składania 7 X 1975 r.
Podpisano do druku 29 IV 1976 r.
Druk ukończono w maju 1976 r.
Zakł. Graf. „Dom Słowa Polskiego” w W-wie.
Zam. wyd. 741: druk. 7249. J-127.
Cena zł 30,-.
Printed in Poland
wieczorna mgła, gęsta jak zawiesina, szczelnie okrywa
las, wysoki kolejowy nasyp i linię szyn. Z odległości kilku
metrów nie widać już żółtawego odblasku krzyży Świętego
Andrzeja, sygnalizujących nie strzeżony przejazd, i wiodącej
doń szutrowej drogi.
Maszynista ekspresu Paryż-Warszawa-Moskwa znużonym
wzrokiem usiłuje przebić nieprzenikliwy, lepki mrok, który
zda się przywarł do panoramicznych szyb lokomotywy; jesz-
cze tylko pięćdziesiąt kilometrów do stacji Warszawa Gdań-
ska.
I nagle… w świetle reflektorów elektrowozu ciemny
kształt na samym środku toru.
Samochód!… Dłoń odruchowo szarpie dźwignię pneuma-
tycznego hamulca, zablokowane koła pociągu przestają się
obracać, ale rozpędzone siłą sześciu tysięcy koni mechanicz-
nych do szybkości dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę
jeszcze suną po torze z wibrującym zgrzytem ścieranego
metalu. I nic już nie może uratować wozu tarasującego prze-
jazd. W oślepiającej jasności świateł maszynista widzi z prze-
raźliwą dokładnością, jak bufory lokomotywy taranują małe
pudełeczko samochodu. Auto przykręca się do góry kołami
niczym dziecinna zabawka, zderzaki dosięgają go znowu, ze
5
straszliwą siłą gniotą i masakrują blachy karoserii. Poskręca
na kupa złomu przewala się przez tor, a potem koziołkuje w
dół po stromym stoku nasypu.
W kabinie elektrowozu czarna tarcza manometru sygnali-
zuje automatyczne rozłączenie składu pociągu, maszynista
uświadamia sobie, że wykoleił się ostatni wagon i jednocze-
śnie widzi wyłaniające się z mgły reflektory lokomotywy
pędzącej z przeciwka po sąsiednim torze.
Opóźniony pośpieszny do Katowic… — rejestruje przera-
żony i bezsilny. Nic więcej nie zdążył już pomyśleć, bo wła-
śnie minął go w pełnym biegu elektrowóz tamtego pociągu.
Ogłuszający huk i chrzęst miażdżonego żelaza wznosi się
nad torowiskami, rozdziera bębenki w uszach.
Wreszcie zatrzymuje się paryski ekspres, wyskakuje zało-
ga elektrowozu, gramolą się oszołomieni pasażerowie. Prze-
rażające krzyki i jęki niosą się gdzieś z końca składu.
Ostatni wagon ekspresu — plątanina poprutych blach —
zwalony na bok tarasuje oba tory; wbity w niego, zgnieciony
tępy pysk lokomotywy pośpiesznego, a nad nią spiętrzone,
sprasowane wagony. Z rumowiska poprzez rozbite okna peł-
zną, przeciskają się skrwawieni, zszokowani ludzie.
Kolejarze śpieszą na ratunek, ale są bezsilni wobec tej
masakry; nie sposób wydostać rannych, uwięzionych w zgru-
chotanych przedziałach.
Kierownik paryskiego ekspresu organizuje akcję ratunko-
wą, rozdziela najpilniejsze zadania; konduktora śle do naj-
bliższego posterunku dróżnika, tam jest telefon i dopiero
stamtąd można zaalarmować pierwszą na szlaku stację kole-
jową, zawiadomić o katastrofie i wezwać pomoc.
Także bez chwili zwłoki musi wstrzymać ruch pociągów z
6
obu kierunków. Na kilkaset metrów od miejsca katastrofy
wystawia posterunki. One sygnałami, znanymi wszystkim
Zgłoś jeśli naruszono regulamin