Czarna loteria - Tess Gerritsen.pdf

(911 KB) Pobierz
Czarna loteria
Tess Gerritsen
Harlequin (1989)
Ocena: ***
Etykiety: Thriller/sensacja/kryminał, none
Thriller/sensacja/kryminałttt nonettt
To miał być banalny zabieg chirurgiczny, ale pacjentka, pielęgniarka miejscowego szpitala,
umarła niespodziewanie na stole operacyjnym. O błąd w sztuce lekarskiej zostaje oskarżona
anestezjolog Kate Chesne. Wynajęty przez rodzinę zmarłej adwokat, David Ransom, jest całkowicie
przekonany o winie Kate. Jednak gdy w tajemniczych okolicznościach ginie kolejna pielęgniarka,
David zmienia zdanie. Nagle dociera do niego, że morderca wybiera swoje ofiary spośród
pracowników szpitala. David zaczyna stawiać te same pytania, na które rozpaczliwie poszukuje
odpowiedzi Kate.
źródło opisu: http://www.harlequin.pl źródło okładki: zdjęcie autorskie
TESS GERRITSEN
Czarna loteria
Tytuł oryginału: Under the Knife
PROLOG
Dobry Boże, czasem przeszłość powraca, żeby nas zniszczyć.
Doktor Henry Tanaka spoglądał przez okno gabinetu na smagany deszczem parking i
zastanawiał się, dlaczego po tylu latach wypłynęła sprawa zgonu jednej z pacjentek. By
przyczynić się do jego zguby?
Na dworze przemoknięta pielęgniarka w białym fartuchu przemykała chyłkiem do samochodu.
Skrzywił się. Jeszcze jedna, która zapomniała parasola. Dzień, jak to zwykle w Honolulu, wstał
jasny i słoneczny. Jednak około trzeciej od strony gór Koolau nadciągnęły chmury, niosąc
deszcz, który przeszedł w gwałtowną nawałnicę. Ulicami popłynęły strumienie brudnej wody. I
to akurat w chwili, gdy ludzie kończyli pracę i szli do domu.
Henry Tanaka odwrócił się od okna i spojrzał na list. Z
daty na stemplu wynikało, że został wysłany przed tygodniem, lecz jak większość
korespondencji utonął w stertach medycznych pism oraz katalogów / ofertą firm
farmaceutycznych, którymi zawalony był cały gabinet. Gdy tego ranka recepcjonistka dyskretnie
mu go podsunęła, przeraził się, spojrzawszy na nazwisko nadawcy: Joseph Kahanu, adwokat.
Niezwłocznie otworzył kopertę. Teraz zaś skulił się w
fotelu i kolejny raz odczytał suchą treść: Szanowny panie doktorze!
W imieniu pana Charlesa Deckera, którego mam zaszczyt reprezentować, zwracam się do
pana z prośbą o udostępnienie kompletnej dokumentacji medycznej dotyczącej wszelkich
zabiegów, jakim została poddana pani Jennifer Brook, która w chwili zgonu przebywała jako
pańska pacjentka na oddziale położniczym…
Jennifer Brook. Doktor Tanaka miał nadzieję, że zdoła zapomnieć to nazwisko.
Ogarnęło go przemożne znużenie - rodzaj wyczerpania, które spada na człowieka, gdy
odkryje, że nie jest w stanie uciec od przeszłości sunącej za nim niczym groźny cień.
Próbował wykrzesać z siebie bodaj tyle energii, ile potrzeba, by dowlec się do samochodu i
ruszyć do domu.
Bezskutecznie. Ogarnięty całkowitym bezwładem woli, siedział nieruchomo przy biurku i
wpatrywał się tępo w cztery ściany gabinetu. Swego sanktuarium. Jego zgaszone spojrzenie
przesuwało się po oprawionych w ramki dyplomach, certyfikatach, zdjęciach. Wokół wisiały
fotki pomarszczonych noworodków oraz ich rozpromienionych rodziców. Ilu dzieciom pomógł
przyjść na świat? Dawno temu stracił rachubę.
W końcu przemógł się i wstał z fotela, wyrwany z
odrętwienia odgłosem, który dobiegł z sąsiadującej z gabinetem poczekalni: był pewny, że
cicho stuknęły drzwi.
Zaintrygowany wyjrzał na zewnątrz.
- Peggy? Jeszcze nie wyszłaś?
W poczekalni nie było żywej duszy. Tanaka omiótł
spojrzeniem kwiecistą sofę i fotele, stojący obok niski stolik z równo ułożonymi kolorowymi
pismami, po czym zatrzymał
wzrok na drzwiach prowadzących na szpitalny korytarz. Były otwarte.
Absolutną ciszę opustoszałych pomieszczeń zakłócił
stłumiony, metaliczny szczęk. Henry chwilę nasłuchiwał.
Dźwięk dobiegał z jednego z gabinetów zabiegowych.
- Peggy? - Wyszedł na korytarz i zajrzał do pierwszego gabinetu. Zapalił światło, lecz nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin