E. Chase - Zaplątani - Tom 1.pdf

(2002 KB) Pobierz
===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkh9SXxKaghtDHgMbUMzWjtILU4lRARjDm8GakQnSCU=
Dla Joego
za pokazanie mi, czym jest prawdziwa miłość,
i okazywanie mi jej każdego dnia
w charakterystyczny dla mężczyzn sposób
===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkh9SXxKaghtDHgMbUMzWjtILU4lRARjDm8GakQnSCU=
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Widzicie tego nieogolonego śmierdziela siedzącego na kanapie? Faceta
w poplamionym, szarym podkoszulku i dziurawych portkach od dresu?
To właśnie ja. Drew Evans.
Zazwyczaj tak nie wyglądam. To znaczy, taki naprawdę nie jestem.
W rzeczywistości jestem zadbany, ogolony na gładko, mam czarne włosy zaczesane
do tyłu, przez co, jak mi powiedziano, wyglądam niebezpiecznie i profesjonalnie.
Moje garniaki są szyte na miarę. Mam buty, które kosztowały więcej, niż wynosi
wasz czynsz.
A moje mieszkanie? Tak, teraz w nim gniję. Zaciągnąłem zasłony, przez co od mebli
odbija się niebieskawa poświata telewizora. Na blatach i podłogach poniewierają się
butelki po piwie, pudełka po pizzy i lodach.
Właściwie to nie jest moje mieszkanie. To, w którym mieszkam na co dzień, jest
nieskazitelne; mam sprzątaczkę, która przychodzi dwa razy w tygodniu. Mam też
nowoczesny sprzęt, każdą zabawkę, o jakiej może pomarzyć duży chłopiec: dźwięk
przestrzenny z głośnikami porozstawianymi w każdym kącie oraz tak wielki ekran
plazmowy, że każdy gość klęka przed nim i płacze. Wystrój mojego apartamentu jest
nowoczesny – dużo czerni i chromu – każdy, kto wchodzi, natychmiast wie,
że mieszka tu mężczyzna.
Jak już mówiłem – to, co teraz widzicie, to tak naprawdę nie ja. Mam grypę.
Influenzę.
Zauważyłyście w ogóle, że niektóre z najgorszych choróbsk w historii mają
poetyckie nazwy, jak: malaria, dezynteria, cholera? Nie sądzicie, że to celowe? By
w ładnych słówkach określić to, że czujecie się jak coś, co wypadło krowie spod
ogona?
Influenza. Brzmi ładnie, jeśli wymówicie to w odpowiedni sposób.
Jestem prawie pewny, że ją złapałem. Dlatego właśnie od tygodnia gniję
w mieszkaniu. Dlatego wyłączyłem telefon, dlatego przyrosłem do kanapy. Wstaję
z niej tylko po to, by iść do kibla czy otworzyć drzwi dostawcy żarcia.
A tak w ogóle, to ile trwa grypa? Dziesięć dni? Miesiąc? Ja nabawiłem się jej
tydzień temu. Budzik jak zwykle zadzwonił o piątej, jednak zamiast wstać i iść do
firmy, w której jestem gwiazdą, rzuciłem zegarkiem i rozwaliłem go na miazgę.
I tak mnie wkurzał. Głupi budzik wydający nieznośne pikanie.
Przewróciłem się na drugi bok i ponownie zasnąłem. Kiedy w końcu udało mi się
zwlec tyłek z łóżka, byłem słaby i chciało mi się rzygać. Bolało mnie w piersi,
nawalała głowa. Widzicie – grypa, prawda? Nie mogłem już zasnąć, więc
przywlokłem się tutaj i zamieszkałem na mojej wiernej kanapie. Jest wygodna, więc
postanowiłem zostać. Na cały tydzień, oglądając najwybitniejsze dzieła Willa
Ferrella.
Właśnie leci
Legenda telewizji.
Dzisiaj widziałem ją już trzykrotnie, chociaż nie
udało mi się parsknąć śmiechem. Ani razu. Może czwarta próba okaże się udana, co?
Słyszę pukanie.
Pieprzony portier. Po co przylazł? Możecie być pewne, że w tym roku pożałuje, gdy
otworzy kopertę ze świąteczną premią.
Ignoruję pukanie, które rozbrzmiewa ponownie.
I znowu.
– Drew! Drew, wiem, że tam jesteś! Otwieraj te cholerne drzwi!
O nie.
To Jędza. Znana także jako moja siostra Alexandra.
A kiedy mówię „Jędza”, to przysięgam, że mam na myśli najbardziej czułe
znaczenie tego słowa. Ale taka właśnie jest: wymagająca, zawzięta, uparta. Zabiję
portiera.
– Drew, klnę się na Boga, jeśli zaraz nie otworzysz drzwi, zadzwonię na policję, by
je wyważyli.
Widzicie, o czym mówię?
Chwytam poduszkę, którą trzymam na kolanach, odkąd zachorowałem. Przyciskam
ją do twarzy i biorę głęboki wdech. Pachnie lawendą i wanilią. Czystością,
świeżością, uzależnieniem.
– Słyszysz mnie, Drew?!
Zaciskam poduszkę na głowie. Nie dlatego, że pachnie jak… ona… ale, by
zagłuszyć walenie w drzwi.
– Wyciągam telefon! Wybieram numer! – W głosie Alexandry słychać ostrzeżenie,
więc wiem, że nie blefuje.
Wzdycham ciężko i zmuszam się, by wstać. Podejście do drzwi zajmuje mi trochę
czasu; każdy krok obolałych nóg ze ścierpniętymi mięśniami to wysiłek.
Pieprzona grypa.
Otwieram drzwi i przygotowuję się na wściekłość Jędzy. Dłonią uzbrojoną
w perfekcyjny manikiur trzyma przy uchu najnowszy model iPhone’a. Jej blond
włosy ściągnięte są w prosty, acz elegancki kok, przez ramię ma przewieszoną
ciemnozieloną torebkę, tego samego koloru jest jej spódnica – oczywiście wszystko
musi do siebie pasować.
Za nią, w pomiętym granatowym garniturze, stoi, wyglądając na dość skruszonego,
mój najlepszy przyjaciel, a zarazem współpracownik – Matthew Fisher.
Wybaczam portierowi. To Matthew musi umrzeć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin