Ktoś zarejestrował firmę na ich adres. Prawo chroni ich tylko teoretycznie.docx

(19 KB) Pobierz

http://wyborcza.biz/biznes/1,147584,17760554,Ktos_zarejestrowal_firme_na_ich_adres__Prawo_chroni.html

Ktoś zarejestrował firmę na ich adres. Prawo chroni ich tylko teoretycznie

Opolanin o tym, że ma niespłacony kredyt, dowiedział się, gdy komornik zajął mu konto. Wrocławianie odkryli, że nieznana im firma zarejestrowała się w KRS, podając ich adres. Teoretycznie są chronieni przez prawo. Teoretycznie.

- Dwa lata toczy się już moja sprawa i niewiele z niej wynika. Poza tym, że raz w miesiącu muszę się stawiać w sądzie. Na szczęście komornik zszedł już z mojego konta. Za to firma windykacyjna, która skasowała mi 1,4 tys. zł za rzeczy, których nie kupowałem, powiedziała, że pieniędzy nie odda, dopóki nie zobaczy wyroku sądu. Parodia - ocenia pan Mariusz, opolanin, jedna z kilku osób wkręconych na "numer z dowodem".

Zakupy na cudzy dowód

Jak to było? Przepis na oszustwo był prosty: zdobyć personalia, numer dowodu i PESEL ofiary, wpisać je w formularz na stronie sklepu internetowego i zrobić zakupy na kredyt. W polu "adres" przy umowie kredytowej oszuści - dwoje starszych ludzi i ich syn, stolarz znany na Opolszczyźnie z przestępstw finansowych - wpisywali swoje miejsce zamieszkania. Tym sposobem odbierali od kuriera towary: laptopy, aparaty fotograficzne, telewizor LCD. Kiedy kilka miesięcy później zaczęły przychodzić monity z banku, po prostu wyrzucali je do kosza. Zaś komornicy tropili później "wierzycieli" na podstawie podanych w umowach numerów dowodów osobistych. Tylko w tej sprawie pokrzywdzonych jest dziewięć osób, których dane wykorzystała rodzina T., ale takich spraw jest w Polsce mnóstwo, w biurze Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych na podstawie liczby pism i skarg, które do nich wpływają, oceniają, że zjawisko kradzieży tożsamości narasta.

Nikt nie jest bezpieczny

- Wyobraźmy sobie, że ktoś zakłada fałszywy profil na jednym z portali społecznościowych i podpisuje go pani nazwiskiem Izabela Żbikowska. Następnie zamieszcza tam informacje, zdjęcia, wygłasza faszystowskie poglądy, które są sprzeczne z pani przekonaniami. To działanie może naruszać pani dobre imię. Zachodzi więc przypuszczenie popełnienia przestępstwa - tłumaczy mi mł. asp. Dawid Marciniak z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.

Zagrożeń jest więcej. - Podszywając się pod Izę Żbikowską, wysyłam do pani znajomych informację, że znalazła się pani w trudnej sytuacji i potrzebuje szybko pieniędzy. Znajomi przelewają pieniądze, a potem domagają się od pani ich zwrotu. Podobnie będzie, jeżeli ktoś, posługując się pani danymi, założy np. konto na portalu aukcyjnym i zacznie "sprzedawać" różne przedmioty. Znów zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa - rzecznik policji mnoży scenariusze.

O tego rodzaju przestępstwie było ostatnio głośno, gdy prof. Ewa Łętowska, pierwszy rzecznik praw obywatelskich, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego, odkryła, że ktoś, podszywając się pod nią, tworzy fałszywe konta na Facebooku i na jej nazwisko dokonuje m.in. rezerwacji w hotelach. Trzy tygodnie minęły, nim Facebook po kilkukrotnym zgłoszeniu sprawy w końcu zdecydował o zamknięciu fałszywego profilu. Sprawę bada prokuratura, prawnik profesor informuje również, że ta "postanowiła wszcząć działania przeciw Facebookowi".

Zaś kilka miesięcy temu małżeństwo z Wrocławia zorientowało się, że firma, o której nigdy nie słyszeli, używa adresu ich mieszkania jako adresu siedziby swojej firmy. Na początku nie zwracali uwagi na listy. Myśleli, że to pomyłka, ale gdy pojawiła się przesyłka z sądu, potem przekaz pieniężny czy awiza, zaczęli się niepokoić. By wyjaśnić sprawę z szefostwem firmy, musieliby pisać sami do siebie, bo prócz adresu firma nie podaje żadnej innej drogi kontaktu. Wrocławianie napisali więc do wydziału gospodarczego sądu (tego samego, z którego przychodziły pisma), by ostrzec przed możliwym oszustwem. Odpowiedzi nie dostali. Za to kilka tygodni później "ich" firma została oficjalnie zarejestrowana w KRS i to na adres wrocławian.

Strzeż się

Skąd sprawcy mają dane ofiar? Jasnej odpowiedzi brak. Ale też wystarczy przypomnieć sobie wszystkie te miejsca, w których dowód czy paszport był zastawem wypożyczonych nart, płyt, rowerów i tak dalej. Albo gdy rejestrowaliśmy się w hotelach i wypisywaliśmy szczegółowe formularze. Tymczasem stanowisko GIODO jest jasne: nikt nie ma prawa domagać się od nas dowodu osobistego czy paszportu "w zastaw". To łamanie prawa. Zaś co do hoteli, to chęć identyfikacji gości jest zrozumiała, ale nie muszą to być wszystkie dane, a już na pewno ksero dowodu osobistego nikomu w hotelu nie powinno być potrzebne.

Coraz więcej naszej codziennej aktywności przenosimy do internetu, więc coraz więcej oszustów działa w sieci. - Dane osobowe są obecnie cennym towarem rynkowym poszukiwanym m.in. przez ludzi, którzy chcą je wykorzystać w przestępczych celach - ostrzega Małgorzata Kałużyńska-Jasak z GIODO.

Policja przestrzega. - By zapobiec kradzieży tożsamości, należy absolutnie przestrzegać kilku zasad: nigdy w internecie nie podajemy numeru PESEL. Nigdy nie podajemy numeru dowodu osobistego, nigdy nie przesyłamy też skanu dowodu osobistego - wylicza mł. asp. Marciniak. - Te trzy dane mogą stanowić podstawę do złożenia wniosku kredytowego w firmach oferujących w internecie szybkie pożyczki. Dlatego oszuści starają się wyłudzić te dane, tworząc np. fikcyjną ofertę pracy. Warto się zastanowić, po co potencjalnemu pracodawcy skan dowodu osobistego? Przecież w CV istotą są kompetencje, doświadczenie i umiejętności, a nie dane osobowe.

Kosz czy niszczarka?

Dlatego GIODO od lat prowadzi kampanię "Nie daj się okraść, chroń swoją tożsamość". W jej ramach proponowany jest na przykład udział w ankiecie internetowej (www.ochronatozsamosci.pl). Wśród 31 pkt pojawiają się pytania np. o konkursy internetowe i to, jakie dane w nich podajemy, np. wiek, PESEL, adres, imię panieńskie matki. Są też pytania o to, jakie dokumenty nosimy w portfelu, jak często zamieszczamy własne zdjęcia na Facebooku i co robimy z przychodzącymi do domu rachunkami: drzemy i wyrzucamy do kosza czy też przepuszczamy przez niszczarkę?

Po wypełnieniu ankiety system tworzy symulację prawdopodobieństwa stania się ofiarą kradzieży tożsamości. Mnie wyliczył je na 27 proc. Głównie przez to, że zawsze mam przy sobie paszport, śmiało korzystam z FB, a w Google można znaleźć liczne informacje (również zdjęcia) ze mną związane.

Prawo twarde i nieskuteczne

Policja informuje, że kradzież tożsamości jest przestępstwem określonym w art. 190a par. 2 kk. " (...) kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej" - ten przepis wprowadzony w 2011 roku ma chronić użytkowników internetu przed przemocą w sieci. Czy jest skuteczny?

Wrocławianie, którzy wykryli firmę w swoim mieszkaniu, zgłosili sprawę na policji. Ta odmówiła przyjęcia zawiadomienia, uznając, że adres nie jest chroniony prawem. Wróciła do sprawy po interwencji wrocławskiej "Wyborczej" i ustaliła, że doszło do pomyłki. Rejestrujący firmę powinni podać przy numerze lokalu oprócz cyfry jeszcze literę "A", czego zabrakło.

Teoretycznie sprawa jest wyjaśniona

- Teoretycznie. W praktyce pisma do firmy wciąż do nas przychodzą. KRS jest niezmieniony. Tyle dobrego, że przewodnicząca wydziału gospodarczego obiecała zająć się naszą sprawą. Na początek jednak musimy udowodnić, że jesteśmy właścicielami lokalu - opowiadają wrocławianie. Za kilka miesięcy wrocławianie pewnie odzyskają swój adres.

Mniej szczęścia miały zlinczowane w sieci dziewczyny. Administracja Wiocha.pl usunęła zdjęcie dopiero po dwóch dniach. Wcześniej dziewczyny miały przesłać oryginalny plik ze zdjęciem, e-maila z kwalifikowanym podpisem elektronicznym lub list polecony, by administracja wiedziała, że to nie żarty.

Jednak policja, a potem prokuratura, do której zgłosiły się dziewczyny, umorzyły sprawę "wobec braku znamion czynu zabronionego". Zażalenie do sądu też nie przyniosło efektu. Dziewczyny powoływały się na wspomniany art. 190a. Jednak śledczy, a potem sąd uznali, że po pierwsze, nikt się pod dziewczyny nie podszył, po drugie, nie ma dowodów na to, by złodziej, który ukradł zdjęcie, chciał im wyrządzić krzywdę. Dziewczynom pozostała więc droga cywilna, ale te, mając w perspektywie konieczność ustalania sprawcy i długi proces z niepewnym wynikiem, odpuściły sprawę.

Proces w sprawie wykorzystania dowodów osobistych do kupowania na cudze nazwiska wciąż trwa. Oskarżeni rodzice stolarza oszusta przekonują, że nie potrafią posługiwać się internetem.

 

Izabela Żbikowska

Zgłoś jeśli naruszono regulamin