JM Rymkiewicz - Wieszanie.pdf

(1357 KB) Pobierz
JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZ
Wieszanie
Copyright © Jarosław Marek Rymkiewicz & Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007
Redakcja i korekta Zespół
Projekt okładki i stron tytułowych Jacek Staszewski
Wydanie pierwsze Warszawa 2007
Wydawnictwo Sic! s.c.
ul. Chełmska 27 m. 23
00-724 Warszawa
tel./faks: (22) 840 07 53
e-mail: biuro@wydawnictwo-sic.com.pl
http://www.wydawnictwo-sic.com.pl
Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna SA 03-828 Warszawa, ul. Mińska 65,
tel.: (22) 331 38 40
Uprzejmie informujemy,
Ŝe
tekstów niezamówionych nie odsyłamy i nie
przechowujemy.
OD AUTORA
KsiąŜka ta przeznaczona jest dla miłośników historii ojczystej - takich, którzy
lubią czytać o tym, jak wyglądało
Ŝycie
polskie w dawnych czasach i jak
Ŝyli
nasi przodkowie, jakie mieli przygody oraz obyczaje. Mówi ona o wydarzeniach,
które miały miejsce w Warszawie przed ponad dwustu laty, między połową kwietnia
a początkiem listopada 1794 roku. Jest w niej równieŜ mowa o kilku wydarzeniach
nieco późniejszych i nieco wcześniejszych, a takŜe (dla przykładu oraz
porównania) o wydarzeniach, do których doszło w tymŜe czasie w Wilnie i w
Krakowie. Nie znaczy to,
Ŝe
moja opowieść zdaje sprawę ze wszystkich waŜnych
wydarzeń, które miały miejsce w Warszawie w roku 1794. Tę kwestię dostatecznie
wyjaśnia tytuł ksiąŜki - jej tematem są wydarzenia wiąŜące się z wieszaniem na
szubienicy, a więc, ujmując to inaczej, z legalnym lub nielegalnym wykonywaniem
wyroków
śmierci
- niekiedy sądowych, a niekiedy wydawanych spontanicznie przez
lud Warszawy.
KsiąŜka historyczna - nawet jeśli jej autor, badając i opisując wydarzenia,
które miały miejsce w przeszłości, ma takŜe ambicje trochę innego rodzaju, i
chciałby przy okazji zbadać i opisać jeszcze coś innego - powinna być
zaopatrzona w przypisy lub noty bibliograficzne - takie, które umoŜliwiałyby
dokładne umiejscowienie (i ewentualne sprawdzenie) cytatów, a takŜe wskazywałyby
wszystkie
źródła,
z których pochodzą informacje. Sporządzając wskazówki
bibliograficzne, które miały być podane na końcu kaŜdego z rozdziałów, doszedłem
jednak do wniosku,
Ŝe
tych wskazówek jest zbyt wiele
5
i zajmują bardzo duŜo, o wiele za duŜo miejsca - w niektórych wypadkach takie
dokładne wskazówki bibliograficzne niemal dorównywały wielkością rozdziałom, do
których się odnosiły. Zrezygnowałem więc z ich opublikowania - ksiąŜka tak
obciąŜona przypisami stałaby się trudno czytelna, zaś dla czytelnika, który nie
zamierza sprawdzać autora (czy zacytował coś dokładnie i wiernie), wartość
takich przypisów byłaby raczej niewielka. Zamiast przypisów i not na końcu
ksiąŜki jest bibliografia - kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o
wieszaniu w roku 1794, moŜe sięgnąć po wymienione tam dzieła, w większości dość
łatwo (w fachowych bibliotekach) dostępne. Ta bibliografia jest pełna - w tym
sensie,
Ŝe
zawiera wszystkie dzieła, z których korzystałem w czasie pisania.
PoniewaŜ reguły pisowni polskiej, jeśli chodzi o nazewnictwo róŜnych obiektów
miejskich, budowli, ulic, placów, ogrodów, a takŜe nazewnictwo róŜnych
instytucji, władz, organizacji, są niekonsekwentne, mętne, w sumie - nieudane, a
co gorsza - odwołują się często do niejasnych odczuć piszącego, musiałem
wymyślić na uŜytek tej ksiąŜki (w której akurat nazewnictwo z tego zakresu
zajmuje istotne miejsce) moje własne reguły. Nie będę tu ich wyczerpująco
tłumaczył, bo sprawa nie jest tego warta. Ujmując to najogólniej, we wszelkich
nazwach miejsc i obiektów stosuję (choć niekoniecznie konsekwentnie) duŜe litery
wszędzie tam, gdzie to jest moŜliwe - tak, aby było ich jak najwięcej.
Kiedy w tekście podane są tylko daty dzienne, mowa jest zawsze o roku 1794. 9
maja lub 28 czerwca - to zatem zawsze 28 czerwca lub 9 maja w roku 1794. Jeśli
podaję datę dzienną odnoszącą się do innego roku, dodaję do niej takŜe datę
roczną.
Podobnie jak moje poprzednie ksiąŜki encyklopedyczne, wydane przez Wydawnictwo
Sic!, takŜe i tę niekończącą się opowieść moŜna czytać na wyrywki albo po kolei,
dla przyjemności albo dla poŜytku, dla nauki albo dla zabawy, a czytanie moŜna
zacząć w dowolnym miejscu - na początku lub na końcu, a takŜe w
środku
- czyli
jak kto chce oraz jak kto lubi czytać. Zalecałbym czytanie od
środka
lub od
końca, bowiem tak właśnie tę ksiąŜkę pisałem - trochę od
środka,
a trochę od
końca.
?
-
DEKAPITACJA KSIĘCIA GAGARINA
W tym miejscu, gdzie teraz, na rogu Królewskiej i Krakowskiego Przedmieścia,
stoi Dom bez Kantów, znajdował się wówczas kompleks budynków, który nazywano
Kuźniami Saskimi albo Kuźnią Saską. Kuźnie, zbudowane w roku 1726 dla króla
Augusta II Mocnego, zajmowały niemal dokładnie tę przestrzeń, którą od roku 1934
zajmuje Dom bez Kantów - od strony Krakowskiego Przedmieścia stał tam wtedy
piętrowy budynek, zapewne mieszkalny, w parterowych skrzydłach od Królewskiej i
od dziedzińca Pałacu Saskiego mieściły się stajnie, a w
środku,
na wewnętrznym
podwórzu, umieszczony był budynek owej Saskiej Kuźni, gdzie (jak moŜna
przypuszczać) podkuwano konie królewskich gwardzistów. Jak ta stojąca na
wewnętrznym podwórzu Kuźnia wyglądała, nie potrafię powiedzieć - nie udało mi
się dotrzeć do
Ŝadnej
ryciny, która by ją przedstawiała; moŜe być i tak,
Ŝe
Ŝadna
taka rycina nie istnieje. Trzeba więc wyobrazić sobie Kuźnię Saską na
podobieństwo kaŜdej innej kuźni - skośny dach, kryty czerwoną dachówką albo
szarym gontem, pod nim szeroko otwarte wrota, wewnątrz ciemność, a w ciemności
palenisko, miechy i kowadła, oraz kowale w długich skórzanych fartuchach. Kto
pamięta, jak wyglądały kuźnie (ja widziałem je we wczesnym dzieciństwie), jest
tu w sytuacji uprzywilejowanej. Słychać stuk młotków i rŜenie koni, tych w
stajniach od ulicy Królewskiej, oraz tych, które, przywiązane na wewnętrznym
podwórzu, czekają na swoją kolej. Regiment X piechoty szefostwa Działyńskiego -
w skrócie nazywany w Warszawie regimentem lub pułkiem Działyńskich, lub, jeszcze
krócej, Działyń-czykami - 17 kwietnia wyszedł z koszar Ujazdowskich, według
świadectwa
sztabslekarza pułku, Jana Drozdowskiego
7
(jego Pamiętniki zostały opublikowane w roku 1883), o godzinie ósmej rano. "Ósma
wybiła, myśmy ruszyli przez pólko ku alejom". Dowodzący regimentem pułkownik
Filip Hauman miał zamiar przez Aleję, miejsce nazywane KrzyŜe lub Trzy KrzyŜe
(czyli obecny Plac Trzech KrzyŜy), Nowy
Świat
i Krakowskie Przedmieście dotrzeć
do Zamku, gdzie na przybycie Działyńczyków oczekiwał Stanisław August
Poniatowski. W drodze do Zamku pułk Haumana musiał przejść obok rozlokowanych w
pobliŜu Nowego
Światu
oddziałów rosyjskich. Opis przemarszu, sporządzony przez
Wacława Tokarza w jego Insurekcji warszawskiej, mówi,
Ŝe
u wylotu Mokotowskiej
stały trzy kompanie jekaterynosławskich jegrów, a na tylach Nowego
Światu,
w
okolicach kamienicy Cabrita i znajdującego się poza nią ogrodu zwanego Vauxhall,
dwa szwadrony ach-tyrskich szwoleŜerów. Jekaterynosławscy jegrzy i achtyrscy
szwoleŜerowie nie próbowali zatrzymać Działyńczyków, podobno oddano sobie nawet
honory wojskowe i regiment doszedł bez kłopotów niemal do miejsca, w którym Nowy
Świat
łączył się z Krakowskim Przedmieściem. Tam, przy skrzyŜowaniu z ulicą
Świętokrzyską,
musiał się zatrzymać, bowiem na Nowym
Świecie,
zamykając dostęp
na Krakowskie Przedmieście, między kościołem
Świętego
KrzyŜa a kościołem
Dominikanów Obserwantów (teraz tam, gdzie był kościół Obserwantów, stoi Pałac
Staszica), rozmieszczone były trzy roty z batalionu syberyjskich grenadierów.
Mieli oni rozkaz zatrzymania kaŜdego polskiego oddziału, który zmierzałby w
kierunku głównej kwatery Igelstróma, czyli rosyjskiej ambasady na ulicy Miodowej.
Według Pamiętników o rewolucji polskiej rosyjskiego generała Johanna Jakoba
Pistora, kwatermistrza wojsk rosyjskich stacjonujących w Warszawie, grenadierzy
stojący pod Obserwantami mieli trzy armaty. Według Diariusza Stanisława Augusta,
rosyjskich armat, „zaciągniętych na Krakowskim Przedmieściu", było pięć, według
Jana Kilińskiego, armat było dziesięć. Kiliński twierdził teŜ,
Ŝe
stały one
trochę dalej, w głębi Krakowskiego Przedmieścia - mniej więcej na tej linii,
którą teraz moglibyśmy połączyć bramę Uniwersytetu z bramą Akademii Sztuk
Pięknych. Regiment Działyńskich miał, jak twierdził w swoim pamiętniku Antoni
Trębicki, „cztery polowe harmatki", opis Tokarza mówi,
Ŝe
polskich armat było
tylko trzy. Tokarz, co temu wielkiemu
8
historykowi rzadko się zdarzało, w tym miejscu swojej opowieści prawdopodobnie
popełnił błąd, bowiem o czterech polskich armatach mowa jest teŜ w Pamiętnikach
Drozdowskiego - były to „cztery armaty 6cio funtowe". Syberyjskimi grenadierami
dowodził pułkownik Fiodor Gagarin, oficer znany i szanowany, moŜe nawet lubiany
w Warszawie. Pochodził on ze znanego ksiąŜęcego rodu i miał wtedy trzydzieści
siedem lat. Dowódcą całego odcinka był generał Miłaszewicz, takŜe podobno
lubiany przez Polaków. Pułkownik Hauman próbował z rosyjskimi dowódcami
pertraktować, dwukrotnie wysyłał do nich swojego adiutanta z zapewnieniem,
Ŝe
regiment nie chce walczyć z Rosjanami i nie zamierza wziąć udziału w polskim
powstaniu, a udaje się do Zamku wyłącznie po to,
Ŝeby
bronić króla. Z podobną
misją - przekonania Miłaszewi-cza i Gagarina,
Ŝeby
przepuścili Działyńczyków -
przybył pod kościół
Świętego
KrzyŜa wysłany przez Stanisława Augusta generał
Stanisław Mokronowski. Według wersji wydarzeń, która znajduje się w pamiętniku
Antoniego Trębickiego, ksiąŜę Gagarin miał uznać,
Ŝe
Mokronowski jest generałem
Kościuszki i powiedzieć: „WracajŜe, skąd przybyłeś. Ja tylko słucham rozkazów
Igelstróma, generała mej monarchini". Doszło wtedy do jakiejś słownej utarczki
między Gagarinem a Mokronowskim i kiedy polski generał wsiadł pod kościołem
Świętego
KrzyŜa na konia i odjechał ze swoją
świtą
w kierunku Zamku, syberyjscy
grenadierzy, na rozkaz księcia, oddali salwę w jego kierunku. Mokronowski uszedł
z
Ŝyciem
i wrócił do Zamku, ale zginęło dwóch ułanów z oddziału, który
towarzyszył generałowi. Ta salwa, według opowieści Trębickiego, stała się czymś
w rodzaju sygnału, bowiem Działyńczycy, usłyszawszy ją, zaczęli strzelać do
Rosjan kartaczami ze swoich trzech lub czterech polowych armatek ustawionych na
skrzyŜowaniu Nowego
Światu
i
Świętokrzyskiej.
Syberyjscy grenadierzy
odpowiedzieli ogniem ze swoich trzech, pięciu lub dziesięciu armat i w ten
sposób rozpoczęła się najkrwawsza bitwa warszawskiej insurekcji. Trwała ona,
między Dominikanami Obserwantami a Pałacem Kazimierzowskim mniej więcej półtorej
godziny, od dziesiątej do wpół do dwunastej, moŜe pół godziny dłuŜej. Kiedy się
zakończyła, tam, gdzie teraz jest brama Uniwersytetu, wejście na Wydział
Filozofii, wylot ulicy Traugutta i jeszcze trochę dalej brama Akademii Sztuk
Pięknych,
9
schody prowadzące do podziemnego przejścia oraz Księgarnia imienia Prusa, na
jezdni nie było ani kawałka wolnego miejsca -jak pisał Tokarz, „Krakowskie
Przedmieście było pokryte zabitymi i rannymi". O zwycięstwie Działyńczyków,
którzy, prawdopodobnie gdzieś po godzinie jedenastej, poszli do ataku na bagnety
(regiment, jak czytamy w Diariuszu Stanisława Augusta, „poszedłszy na bagnety,
wywrócił i rozproszył oddział Gagarina"), o zwycięstwie zadecydował więc moŜe
nawet nie tyle ten atak, ile to,
Ŝe
trochę wcześniej kilkunastu
Ŝołnierzom,
najlepszym strzelcom regimentu, udało się dostać, po wyłamaniu drzwi do
klasztoru Dominikanów Obserwantów, na wieŜę dominikańskiego kościoła, zaś
kilkunastu innym na wyŜsze piętra Pałacu Karasia. Tych wyborowych strzelców
regimentu Działyńskich nazywano kurpikami -mieli oni zielone mundury i zielone
okrągłe kapelusiki, a uzbrojeni byli, jak pisał Drozdowski, w „sztućce, co je
zwano gwintówkami. [...] Te sztućce tak biły donośnie i celnie,
Ŝe
o 400 kroków
nie chybił". Ostrzał prowadzony z wieŜy kościoła oraz od strony Oboźnej, a potem
takŜe z domów na Krakowskim (skąd strzelali do Rosjan cywile) całkowicie
wyeliminował z walki rosyjskich artylerzystów. Koło godziny wpół do dwunastej
generał Miłaszewicz kazał swoim grenadierom zaprząc się do nieprzydatnych armat
(koni juŜ nie było) i zarządził odwrót w kierunku ulicy Królewskiej i kościoła
Panien Wizytek. „RaŜeni z okien ogniem
Ŝołnierzy
pułku Działyń-skiego - pisał w
Pamiętnikach o rewolucji polskiej Pistor -w ulicy Nowy
Świat
i Aleksandryjskiej,
spotrzebowawszy juŜ amunicję działową, cofnąć się musieli na Saski plac". Ulica
Aleksandryjska, a właściwie Alexandria, to ten odcinek obecnej ulicy Kopernika,
który łączy teraz (i łączył wtedy) Nowy
Świat
z Ordynacką. Rosjanie wycofywali
się, ciągnąc swoje pięć lub dziesięć armat po trupach, a za nimi, po trupach,
szli Działyńczycy. Był to, w całych naszych dziejach ojczystych, jeden z
najpiękniejszych ataków na bagnety. Przypominam tu tę wspaniałą scenę, bo zdaje
się,
Ŝe
obecnie mało kto o niej pamięta - regiment Działyńskich szedł do ataku
na bagnety całą szerokością Krakowskiego Przedmieścia, od Pałacu Staszica (to
znaczy od Dominikanów Obserwantów) i dalej, między bramą Szkoły Rycerskiej a
kościołem
Świętego
KrzyŜa. Ich granatowe mundury, ich
Ŝółte
naramienniki i
kołnierze, ich
10
róŜowe rabaty, ich błyszczące w słońcu warszawskiego kwietnia bagnety i pałasze
między bramą Uniwersytetu i przystankiem autobusowym przed Księgarnią imienia
Prusa! „Gdy pułk cały ruszył naprzód - pisał Drozdowski - szliśmy po trupach
nieprzyjaciół aŜ do króla Zygmunta". Prawdopodobnie zaraz po zarządzeniu odwrotu,
jeszcze pod kościołem
Świętego
KrzyŜa, generał Miłaszewicz został cięŜko ranny i
moŜe właśnie dzięki temu ocalał - wszystkie bramy na Krakowskim Przedmieściu
były zatarasowane, ale Rosjanie, wycofując się, wyłamali jedną z nich i ukryli
rannego dowódcę w którymś z domów. KsiąŜę Fiodor Gagarin, który przejął
dowództwo po Miłaszewiczu, zginął kilkanaście minut, moŜe pół godziny później.
Opowieść o jego
śmierci
znana jest w dwóch wersjach. Według wersji pierwszej,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin