X-Wingi - Żelazna pięść - Allston Aaron.pdf

(1356 KB) Pobierz
AARON ALLSTON
Ż
ELAZNA PIĘŚĆ
C
YKL
: S
TAR
W
ARS TOM
110
T
OM
VI
CYKLU
X-WINGI
P
RZEKŁAD
ANDRZEJ SYRZYCKI
T
YTUŁ ORYGINAŁU
X-WING VI. IRON FIST
Denisowi Lawsonowi pierwowzorowi Wedge’a Antillesa
ROZDZIAŁ 1
Cyborg nawet nie usiłował udawać, że jest istotą w pełni ludzką. Prawdopodobnie urodził się
jako człowiek, ale jego prawą rękę i obie nogi zastąpiono mechanicznymi kończynami - protezami,
których nawet nie pokryto skóropodobnym tworzywem, żeby zamaskować sztuczne pochodzenie.
Prawą górną połowę łysej głowy szpeciła połyskująca metalowa płytka z zainstalowanym
standardowym gniazdem systemu komputerowego.
Przybysz nie starał się także udawać, że żywi przyjazne zamiary. Od razu skierował się do wnęki
ze stolikiem, przy którym siedzieli stłoczeni piloci Eskadry Widm. Mijając sąsiedni stolik, chwycił
stojącą na nim butelkę wina i bez słowa ostrzeżenia czy groźby opuścił ją na głowę Patyka Ekwesha.
Butelka się nie roztrzaskała. Wydała melodyjny dźwięk, a z szyjki wyciekło trochę wina. Patyk,
porośnięta sierścią obca istota o długich zębach i pociągłej twarzy, przewrócił oczami i zemdlał.
Dziewięcioro pilotów, stłoczonych w przeznaczonej dla pięciu osób okrągłej wnęce, miało
ograniczoną swobodę ruchów. Na równe nogi zerwał się tylko Kell Tainer, siedzący po drugiej
stronie kręgu, obok Patyka.
Nie rzucił się jednak na cyborga, który zaatakował jego skrzydłowego, i nie powalił go silnym
ciosem pięści. Odszedł na bok, odchylił się do tyłu i wymierzył napastnikowi kopniaka, który
wylądował na jego podbródku, i posłał go na podłogę baru.
Większość pilotów Eskadry Widm wysypała się z wnęki. Pozostali klienci baru, zarówno ludzie,
jak i istoty innych ras, także zerwali się z miejsc i zaczęli zastanawiać, czy nie wziąć udziału w
tradycyjnej formie zabawy, jakiej oddawali się goście wielu innych barów na różnych planetach
galaktyki.
We wnęce został dowódca eskadry, komandor Wedge Antilles. Odwrócił się do lekarza, Tona
Phanana, mężczyzny o kpiącym wyrazie twarzy, starannie przystrzyżonych wąsach i brodzie i
metalowej płytce przesłaniającej lewą stronę głowy.
- Stało mu się coś złego? - zapytał.
Phanan wzruszył ramionami i zaczął delikatnie obmacywać głowę Patyka.
- Nie powinien mieć pękniętej czaszki - powiedział. - Prawdopodobnie to tylko lekkie
wstrząśnienie mózgu. Wiesz przecież, że ma twardą głowę.
Napastnik wstał. On i Kell stanowili niezwykłą parę. Cyborg mógłby uchodzić za potrąconego
przez rozpędzony śmigacz przechodnia, którego członki poskładał pijany mechanik. W
przeciwieństwie do niego wysoki, niebieskooki i potężnie umięśniony Tainer wyglądał jak
holograficzna reklama biura werbunkowego. Obaj jednak podobnie się uśmiechali: lodowato,
nieprzyjaźnie, złowieszczo.
Cyborg odwrócił się i wpadł do sąsiedniej niszy. Roztrącił siedzących w niej gości, którzy
zareagowali okrzykami przerażenia, i szarpnięciem oderwał przytwierdzony do podłogi stolik.
Uniósł go wysoko nad głowę i zamachnął się szybciej, niż zdołałby jakikolwiek człowiek. Kell
zanurkował i przeturlał się po podłodze. Zerwał się na nogi niespełna pół metra przed napastnikiem i
wymierzył w jego brzuch trzy szybkie, silne ciosy. Cyborg zatoczył się i cofnął, a Tainer zaatakował
stopą. Wykopał stół z jego rąk tak łatwo, jakby niczego innego nie robił od urodzenia.
Pozostali goście baru najwyraźniej doszli do przekonania, że nie powinni się przyłączać do
bijatyki. Zamiast tego zaczęli się zakładać. Wedge pokiwał głową, jakby aprobował ich decyzję.
Piloci Eskadry Widm mieli wprawdzie na sobie cywilne ubrania, ale wszystko wskazywało, że są w
niezłej formie. Goście baru nie mogli wiedzieć, że Kell jest jednym z najlepszych zawodników w
walce wręcz. Z pewnością podejrzewali, że pozostali są równie dobrze wyszkoleni.
Gamorreański pilot, przezywany Prosiakiem, oparł się o blat zajmowanego przez Widma stolika,
żeby obserwować dalszy przebieg walki... na ile pozwalał na to siwy dym, unoszący się aż do
wysokości piersi, w obskurnym lokalu. Obejrzał się przez ramię na Patyka, a później przeniósł
spojrzenie na Phanana.
- Stało mu się coś złego? - zapytał. Jego głos stanowił mieszaninę niezrozumiałych chrząknięć,
pomruków i wytwarzanych przez elektromechaniczne urządzenie słów, które wydobywały się z
implantowanego w gardle, prawie niewidocznego głośnika.
- Wszyscy mnie o to pytają - burknął zrzędliwie Phanan. Zakończył badać czaszkę
nieprzytomnego pacjenta, wyjął miniaturową latarkę i poświecił mu najpierw w jedno oko, a potem
w drugie. - Dlaczego nikt nigdy nie powie: „Ale go urządzili! Mam nadzieję, że badający go lekarz
zachowa zdrowe zmysły”. - Spojrzał na Prosiaka. - Przychodzi do siebie. Prawdopodobnie przez
kilka następnych dni będzie oszołomiony. Muszę sprawdzić w bazie danych, jak istoty jego rasy
reagują na wstrząśnienia mózgu.
Następny cios cyborga, drugi z wprawnie wymierzonych razów, trafił Kella w brzuch. Rosły
pilot obrócił się, żeby zmniejszyć impet uderzenia, i wykorzystał moment obrotowy do kolejnego
kopnięcia. Trafiony w mostek napastnik zatoczył się i cofnął. Wyglądał na rozwścieczonego, jakby
się nie spodziewał takiego obrotu sytuacji. Kell zgiął się w pasie i chwilę trzymał się za brzuch, na
którym wylądował ostatni cios napastnika. Kiedy się wyprostował, miał twarz wykrzywioną bólem.
Kilka sekund później przez główne drzwi baru wpadł tłum mężczyzn i kobiet w
charakterystycznych mundurach żandarmerii Nowej Republiki.
Wedge westchnął.
- Zważywszy, jak głęboko jesteśmy pod powierzchnią, dotarcie tu zajęło im zdumiewająco mało
czasu - zauważył.
Phanan wyjął niewielką różową fiolkę z jakimś płynem, odkorkował ją i podsunął pod szeroki,
płaski nos Patyka. Thakwaashanin rozdął nozdrza i usiłował cofnąć głowę, jakby chciał uniknąć
nieprzyjemnego zapachu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin