Seks i Dyplomacja.pdf

(640 KB) Pobierz
Michelle Celmer
Seks i dyplomacja
Tłumaczenie:
Anna Zeller
===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkh9SXxKaghtDHgMbUMzWjtILU4lRARjDm8GakQnSCU=
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rowena Tate straciła resztki cierpliwości, kiedy Margaret
Wellington, asystentka ojca, przestrzegła ją:
– Kazał ci przekazać, że zaraz tu będzie.
– I…? – Rowena zawiesiła głos, domyślając się, że asystentka coś
przed nią ukrywa.
– I tyle – ucięła Margaret.
– Słabo kłamiesz. Jeszcze gorzej niż ja.
Margaret westchnęła ze współczuciem.
– Miałam ci przypomnieć, żebyś nie przyniosła mu wstydu.
Rowena oddychała głęboko, z trudem tłumiąc złość. Dziś rano
ojciec poinformował ją mejlem, że chce pokazać swojemu nowemu
gościowi przedszkole. Zażądał – bynajmniej nie poprosił, bo pan
senator Tate o nic nigdy nie prosił – by się przygotowała na jego
wizytę. Jednocześnie zasugerował (nie po raz pierwszy, odkąd
objęła zarządzanie jego ukochanym projektem), że wciąż jest
nieprzewidywalna, nieodpowiedzialna i że do niczego się nie
nadaje. Dla niego na zawsze pozostanie leniwą nieudacznicą.
Wyjrzała przez okno gabinetu. Na podwórku bawiły się dzieci. Po
pięciu dniach nieprzerwanej ulewy wreszcie wyjrzało słońce,
a termometry wskazywały dwadzieścia pięć stopni – w lutym to
norma w południowej Kalifornii. Przedszkolaki z radością
rozpierzchły się na placu zabaw, dając upust energii zgromadzonej
podczas kilku dni spędzonych w zamknięciu.
Lubiła patrzeć na roześmiane dziecięce buzie, choć dopóki nie
urodziła syna, dzieci niewiele ją obchodziły. Dziś nie umiała sobie
wyobrazić lepszego zawodu. Wiedziała, że jeśli nie będzie ostrożna,
kochany ojczulek i to jej odbierze.
– Nigdy mi nie zaufa, co?
– Przecież cię zrobił dyrektorem.
– Trzy miesiące temu, a wciąż pilnuje mnie jak policjant. Czasami
mam wrażenie, że tylko czeka na jakiś błąd. Wtedy z czystym
sumieniem mi powie: „A nie mówiłem!”.
– Nieprawda. On cię kocha, Row. Tylko nie wie, jak to okazać.
Margaret była asystentką senatora od piętnastu lat. W zasadzie
należała do rodziny i jako jedna z niewielu rozumiała zawiłość jego
relacji z córką. Była z nimi jeszcze, zanim matka Roweny, Amelia,
uciekła w siną dal razem z protegowanym senatora. To był
koszmarny skandal. A ludzie mieli czelność się dziwić, że Rowenie
odbija palma!
Odbijała palma, poprawiła się w myśli.
– Kto tym razem? – zwróciła się głośno do Margaret.
– Dyplomata brytyjski. Wiem o nim tylko tyle, że namawia
senatora do wspierania międzynarodowej umowy o zwalczaniu
przestępczości internetowej. I podobno ma tytuł szlachecki.
Ten drobny szczegół zapewne przypadł tatusiowi do gustu.
– Dzięki za ostrzeżenie.
– Powodzenia, skarbie.
Rozległ się dzwonek. Rowena niechętnie podniosła się z fotela
i zdjęła poplamiony farbami fartuch, który włożyła na poranne
zajęcia z plastyki. Wyszła na podwórko otworzyć bramę. Pilnowała,
żeby ją zamykać po każdym wejściu lub wyjściu. Nigdy za wiele
ostrożności, zważywszy na fakt, że senator był bogaty i wpływowy,
a przedszkole mieściło się na terenie jego prywatnej posiadłości.
Pod bramą czekał ojciec. Miał na sobie strój do gry w golfa
i uśmiechał się sztucznie, jak przystało na zawodowego polityka.
Obok niego stał mężczyzna. Rowena zatrzymała na nim wzrok.
O kurczę.
Gdy Margaret wspomniała o dyplomacie brytyjskim, Rowena
wyobraziła sobie podstarzałego łysiejącego dżentelmena, którego
ego jest tak wielkie jak jego konto w banku szwajcarskim.
Tymczasem stojący przed bramą mężczyzna był na oko w jej wieku
i wcale nie sprawiał wrażenia zarozumiałego. Miał starannie
przystrzyżone włosy w kolorze dojrzałej pszenicy, zgodnie z modą
lekko zmierzwione nad czołem. I przeszywał ją wzrokiem.
Przynajmniej takie miała wrażenie, patrząc w jego intensywnie
błękitne tęczówki. I jeszcze te rzęsy, gęste i długie, za które każda
kobieta oddałaby duszę. Może i miał tytuł szlachecki, ale zadbany
kilkudniowy zarost i niewielka blizna przecinająca lewą brew
nadawały mu lekko łobuzerski wygląd.
Hej, przystojniaku, odezwała się w niej dawna flirciara. Nic z tego.
Teraz była kobietą po przejściach. Przekonała się na własnej skórze,
że zabójczo atrakcyjni panowie przynoszą paniom najwięcej
kłopotów. I niestety najwięcej przyjemności. Biorą to, na co mają
ochotę i bez skrupułów odchodzą w poszukiwaniu nowej ofiary. Tak
było w przypadku ojca jej syna. Rowena wstukała kod i brama się
otworzyła.
– Kochanie, poznaj Colina Middlebury’ego – odezwał się senator.
„Kochanie”. Tak się do niej zwracał w chwilach, gdy odgrywał rolę
dobrego tatusia. – Colinie, to moja córka, Rowena.
Mężczyzna zatrzymał na niej oczy i posłał jej coś w rodzaju lekko
ironicznego uśmiechu.
– Panno Tate. – Mówił lekko zachrypniętym głosem z akcentem
charakterystycznym dla wyspiarzy. – Miło mi panią poznać.
Ależ skąd! Cała przyjemność po mojej stronie! Zerknęła na ojca,
który patrzył na nią ostrzegawczym wzrokiem: „Ani mi się waż!”.
– Panie Middlebury, witamy w Los Angeles. – Kurtuazyjnie
wyciągnęła dłoń.
– Mam na imię Colin. – Uniósł znacząco brwi i znów lekko
podniósł kąciki ust. Gdy ich ręce się zetknęły, przebiegł ją dreszcz.
Już dawno żaden mężczyzna tak na nią nie działał. Ojciec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin