Szwecji, jaką znali Polacy, już nie będzie.docx

(174 KB) Pobierz

Szwecji, jaką znali Polacy, już nie będzie

sweden-muslim19 grudnia 2015| 7 komentarzy| IMIGRACJA

Email this page

image_pdfimage_print

Rozmowa z Joanną Teglund, Polką od 1981 mieszkającą w Szwecji, która pracuje w szwedzkim urzędzie imigracyjnym od 12 lat. Wywiad przeprowadził Grzegorz Lindenberg.

Grzegorz Lindenberg: Pracujesz w Urzędzie Imigracyjnym od prawie dwunastu lat. Kiedy zaczęłaś patrzeć krytycznie na sytuację w Szwecji?

Joanna Teglund: Kiedy w 1981 roku przyjechałam do Szwecji byłam zaszokowana, że tu z taką łatwością wszystko się dostaje. Bardziej doświadczeni rodacy pouczali mnie, że trzeba jak najwięcej brać, bo Szwedzi są głupi, teraz rozdają, ale za chwilę to się skończy. Ta chwila trwała bardzo długo, ale chyba właśnie nadchodzi.

Z drugiej strony media i politycy cały czas powtarzali, i dopiero w ciągu ostatnich tygodni zaczyna się to zmieniać, że Szwecja jest bogata i nas na to wszystko stać. No, przynajmniej jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców, bo jeśli chodzi o inne sektory publiczne, to zaczęło się od wielu lat wprowadzać oszczędności, a tak widocznie to od czasu kryzysu w 2008 roku.

Muszę się przyznać, że ja nigdy nie interesowałam się polityką. Nigdy nie miałam telewizora, nie słuchałam radia, nie kupowałam gazet popołudniowych. Zawsze prenumerowałam jakiś dziennik, w którym głównie czytałam strony poświęcone kulturze.

W 2010 roku poprosiłam o bezpłatny urlop w Agencji Imigracyjnej, gdzie pracowałam od 2004 roku, żeby przez dwa lata pracować dla Kościoła Szwecji i koordynować projekt pomocy imigrantom w Södertälje, mieście na południe od Sztokholmu znanym z tego, że po wybuchu wojny w Iraku przyjęło więcej uchodźców z Iraku niż Stany Zjednoczone i Kanada łącznie.

Dla mnie, która poza pracą, tak jak większość Szwedów, nie miałam kontaktu z cudzoziemcami, to był szok. Wprawdzie wiedziałam, że Södertälje nazywają małym Bagdadem, ale nie zdawałam sobie sprawy z ogromu tej przepaści, jaka dzieli mieszkańców centrum Sztokholmu, gdzie mieszkam, od mieszkańców Södertälje.

Imigranci, z którymi pracowałam, a byli to głównie nielegalnie przebywający Irakijczycy, bez przerwy przychodzili do mnie z gazetami, w których pisano o Iraku i ja musiałam im tłumaczyć, co tam było napisane. I że nie chodziło tam o amnestię dla nielegalnych imigrantów, na co mieli wielką nadzieję. To zmusiło mnie do czytania gazet. I wtedy nastąpił kolejny szok. To, co pisano w tych gazetach na temat imigrantów nie miało absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, z jaką ja się zetknęłam pracując z nimi przez całe moje zawodowe życie.

I wtedy do mnie dotarło, że Szwecja to dwa różne państwa, dwie różne rzeczywistości i przepaść między nimi coraz bardziej rośnie. Ale jeszcze miałam nadzieję, że to się da zmienić, że ten proces rozpadu państwa da się zatrzymać. I starałam się dotrzeć z informacjami o tej drugiej rzeczywistości do dziennikarzy, partii politycznych, związków zawodowych, policji. Dziennikarze i partie polityczne nie chcieli słuchać, związki zawodowe i policja mówili, że oni wiedzą, ale nic nie mogą zrobić, bo politycy nie są zainteresowani.

Późnym latem 2010 roku natknęłam się na artykuł w dzienniku “Dagens Nyheter” o propozycji objęcia opieką zdrowotną nielegalnych imigrantów. To było jeszcze za czasów, kiedy wszystkie artykuły można było w Internecie komentować. I zaczęłam czytać komentarze. Kolejny szok. Przez wszystkie lata pobytu z Szwecji nie spotkałam się z ani razu z jakimkolwiek przejawem niechęci do mnie jako do cudzoziemki. Ale często czułam to pod skórą. I zawsze sobie to tłumaczyłam jako moje przewrażliwienie. A teraz siedziałam i z wypiekami na policzkach czytałam te kilkaset ziejących żółcią i nienawiścią komentarzy. I poczułam wielka ulgę. Nareszcie są szczerzy, pomyślałam. Rezultat wymuszanej poprawności politycznej czuć przez skórę i to jest dużo gorsze, niż jak ktoś ci powie wprost w twarz, co myśli. Bo wtedy możesz mu odpowiedzieć i zacząć dyskusję.

„Szwecja to dwa różne państwa, dwie różne rzeczywistości i przepaść między nimi coraz bardziej rośnie”

Jakiś czas później przyjaciel podpowiedział mi, że jeśli chce się dotrzeć do prawdy, to należy czytać blogi i alternatywne media. I następny szok. Nie sądziłam, że aż tylu ludzi pisze. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że większość alternatywnych portali i blogów jest lustrzanym odbiciem oficjalnych mediów. Jak w telewizji mówią białe, to oni czarne. I tak samo jak w mediach, jednym głosem… Był okres, kiedy dziennie przelatywałam ponad sto blogów i portali. Było to doskonałe ćwiczenie samodzielnego myślenia. Po jakimś czasie końcu zaczęłam znajdować te blogi, których autorzy myśleli podobnie jak ja. I była to dla mnie wielka ulga, że nie jestem sama w tym co widzę i myślę, że jest nas więcej. Bo jeśli żyjesz w rzeczywistości gdzie wszyscy mówią białe, a ty widzisz czarne, to po jakimś czasie zaczynasz wątpić w stan twojego umysłu.

I kiedy tak obserwując rzeczywistość, rozmawiając z ludźmi i czytając blogi zaczęłam rozumieć, że ten kraj dąży do samozagłady, wpadłam w przerażenie. Wydawało mi się, że już nie ma dla Szwecji ratunku. Ale w sierpniu zeszłego roku, kiedy ówczesny premier Fredrik Reinfeldt na miesiąc przed wyborami, kiedy już było jasne, że Szwecja tonie pod ciężarem imigrantów, wygłosił mowę w której nawoływał Szwedów do otwarcia serca dla imigrantów i nikt nie zaprotestował, to zdałam sobie sprawę, że jednak jakąś nadzieję jeszcze miałam. I tego dnia ją straciłam.

Tej nocy nie mogłam spać. Byłam wtedy nad morzem, w Chałupach. I w środku nocy wyszłam na pustą wtedy plażę i przez kilka godzin wyłam z bólu, gniewu i rozpaczy. Nie tyle nad Szwecją, bo pokora i uległość tego narodu wzbudza we mnie pogardę, ile nad Europą. Nad utratą wszystkich tych wartości, która zawsze były dla mnie cenne, które mnie ukształtowały. Równość, wolność, braterstwo, demokracja. Bo jeśli nie weźmiemy się ostro do pracy nad ich obroną, to podzielimy los Szwecji, państwa, które jako pierwsze w Europie doprowadziło się do samozagłady.

Do tej pory szwedzkie media ukrywały wszelkie problemy związane z imigracją. Wszyscy ci, którzy próbowali opisać rzeczywistość byli skutecznie zastraszani i uciszani inwektywami w rodzaju rasista i nazista. Przez dziesiątki lat jedynym słusznym poglądem było twierdzenie, że imigracja wzbogaca Szwecję. Każdy reportaż w mediach publicznych, czyli liberalno-lewicowych kończył się stwierdzeniem, że imigracja wzbogaca Szwecję. To było jak mantra, powtarzana kilka razy dziennie zamiast pacierza. A w rzeczywistości to imigracja wzbogacała Szwecję do momentu, kiedy to była imigracja zarobkowa, dopóki była praca dla stosunkowo dobrze wykształconych uchodźców z naszego kręgu kulturowego. Nadal imigracja lekarzy czy też programistów wzbogaca Szwecję, ale ogromna ilość analfabetów, półanalfabetów i ludzi o niskim poziomie wykształcenia z krajów Trzeciego Świata, którzy nigdy nie dostaną pracy, jest ogromnym obciążeniem.

Dopiero ostatnio, od czasu kiedy do Szwecji zaczęło przybywać 10 tys. imigrantów tygodniowo i rząd, policja, służby celne, Agencja Migracyjna zupełnie nie wiedzą jak sobie z tym poradzić, zaczęto otwarciej mówić o rzeczywistości. Niestety, za późno. Ta ogromna fala uchodźców, która w tej chwili zalewa Szwecję, zmieni ten kraj nie do poznania. Jak – tego nikt nie jest w stanie sobie w tej chwili wyobrazić. Mam wrażenie, że dopiero teraz niektórzy zaczynają rozumieć, trochę jak kilkuletnie dzieci, że kłamstwa prowadzą do konsekwencji. W wypadku Szwecji będą to konsekwencje, których skutki będzie ponosić wiele pokoleń.

Jest jakiś specjalny powód, żeby przestrzegać Polaków właśnie teraz?

W Szwecji od wielu tygodni rejestruje się dziennie ponad tysiąc imigrantów. Policja twierdzi, że drugie tyle przybywa, ale się nie rejestruje. Nikt nie wie kim ci ludzie są i dlaczego nie chcą się rejestrować. Podobno część z nich jedzie przez Szwecję do Finlandii i Norwegii. Jeśli napływ imigrantów utrzyma się na obecnym poziomie, do Szwecji napłynie w przyszłym roku ponad 700 tyś. imigrantów. W ostatnim tygodniu do Szwecji przybyło ponad 10 tys. imigrantów, z czego 26,6% podało, że jest z Syrii. Mimo to media nadal od rana do wieczora powtarzają mantrę, że przybywają ofiary wojny w Syrii i że to nie szwedzki tylko europejski kryzys, mimo że te tygodniowe 10 tys. to więcej, niż zarejestrowano w Danii od początku roku. A w stosunku do liczby mieszkańców to więcej, niż przybywa do Turcji. Bo to nie jest europejski kryzys, tylko wynik lekkomyślnej polityki imigracyjnej Niemiec, a przede wszystkim Szwecji.

Szwecja od kilku tygodni już nie ma gdzie lokować przybywających imigrantów. Pełne są schroniska młodzieżowe, hotele, pensjonaty. Umieszcza się ich w salach gimnastycznych, namiotach, korytarzach biur Agencji Migracyjnej. IKEA nie nadąża ze sprowadzaniem materacy do spania. Z Malmö wyjeżdżają autokary pełne imigrantów i kierowcy mówi się, żeby jechał powoli w nieznanym kierunku, bo w międzyczasie pracownicy Agencji Migracyjnej gorączkowo szukają w całej Szwecji ostatnich wolnych miejsc.

Fascynujący i przerażający jest fakt, z jaką pokorą i oddaniem pracownicy sektora państwowego wykonują ten czyn likwidacji państwa szwedzkiego. Pracują dniami i nocami, siedem dni w tygodniu, bez słowa skargi. Ostatnio nawet król Szwecji zdecydował się na udostępnienie części swoich nieruchomości, w tym pałaców, dla uchodźców.

Poradzą sobie?

Rząd do tej pory twierdzi, że Szwecja sobie poradzi. To nie kwestia finansów, tylko znalezienia praktycznych rozwiązań, jak to ujęła minister finansów Magdalena Andersson. Mimo, że tylko wczoraj (9 listopada) do Szwecji przyjechało 741 tak zwanych samotnie przybywających małoletnich imigrantów, czyli 25 klas szkolnych i kilka nowych szkół dziennie przyjeżdża. A jeden małoletni kosztuje państwo 1 milion koron rocznie. Reakcją rządu na obecną sytuację jest zamówienie ekspertyzy (tillsätta utredning), której wyniki mają być gotowe pod koniec… 2017 roku.

Obserwując polską debatę na temat imigrantów widzę te same emocjonalne argumenty polityków, ten sam brak rzeczowości dziennikarzy i ten sam podział na obóz lewicowy, który jest dobry, który chce otworzyć serce, który chce otworzyć granice, “mamy miejsce i musimy sobie poradzić z tym strachem przed Obcym” i ten konserwatywno-liberalny “obóz niedobrych”, którzy chcą kontrolować, chcą liczyć. To jest dyskusja dobrego ze złym, a nie dyskusja dorosłych ludzi o problemie, który wpłynie na przyszłe losy naszego kraju i Europy. I do tej dyskusji należy się solidnie przygotować, najlepiej śledząc błędy, które popełniły inne kraje. A Szwecja jest najlepszym materiałem szkoleniowym, bo popełniła tych błędów najwięcej.

Jaka jest dzisiaj ta Szwecja, której Polacy nie znają?

Bardzo trudno jest dzisiaj mówić o tym, jaka ta Szwecja jest. To trochę tak, jak odpowiadać na pytanie, z której strony wieje wiatr, znajdując się w oku cyklonu. W tej chwili jesteśmy świadkami największego kryzysu państwa szwedzkiego w historii. Sytuacja zmienia się dramatycznie z godziny na godzinę, a rząd wydaje się być całkowicie sparaliżowany. Jeden z publicystów szukając w historii Szwecji przykładów na większą niekompetencję władzy znalazł jeden tylko przykład, a mianowicie rządy Gustawa IV w latach 1805-1809, kiedy to Szwecja przegrała wojnę z Francją i utraciła Finlandię.

W Szwecji mówi się o kryzysie polityki migracyjnej, ale dla mnie to jest kryzys całego społeczeństwa, narodu, który w pościgu za nowoczesnością, w pogoni za dobrami materialnymi, utracił wszystko to, co ważne, wszystko to, co stanowi o naszym człowieczeństwie. Dzisiejszy Szwed to człowiek słaby i samotny. Bez tożsamości, nie mający oparcia w rodzinie, religii, historii, nie mający korzeni. Jest jak liść na wietrze, który leci tam, gdzie wiatr powieje.

Szwecja, którą Polacy znają, to na pewno nie jest dzisiejsza Szwecja, tylko Szwecja sprzed trzydziestu kilku lat, z okresu, kiedy tam przyjechałam.

2

Czyli jaka?

Państwo dobrobytu, gdzie żyje się bardzo bezpiecznie, wygodnie, gdzie państwo dba o obywatela.

W Szwecji od 1932 roku, z małymi przerwami, rządzi partia socjaldemokratyczna i ta partia zawsze mówiła obywatelom: “Jak będziecie wydajnie pracować i płacić podatki, to już o nic nie musicie się martwić. My się wami zaopiekujemy; zaopiekujemy się waszymi dziećmi, waszymi rodzicami, a jak będziecie potrzebować pomocy od państwa to tę pomoc dostaniecie”. I ci ludzie im uwierzyli. Podatki w Szwecji zawsze należały do najwyższych w świecie i w tej chwili są tak wyśrubowane, że już bardziej nie można, ale prowadzi się dyskusje na ten temat. Przeciętny Szwed płaci średnio 71,3% podatków, dochodowego i VAT.

Rezultat jest dzisiaj taki, że roczne dzieci oddaje się do żłobka – to się nazywa przedszkole w Szwecji – a matka idzie do pracy. A w Szwecji pracuje się 8 godzin, plus przerwa na lunch i czas na dojazd do pracy. I te dzieci oddaje się na 10 godzin do przedszkola, które kiedyś było bardzo fajną placówką pedagogiczną, a w tej chwili jest przechowalnią, bo państwo ma coraz mniej pieniędzy. Po 10 godzinach matka wraca, zabiera dziecko do domu, sadza dziecko przed telewizorem, odgrzewa w mikrofalówce jakieś jedzenie i kładzie dziecko spać.

Instytucja dziadków jest tu nieznana. Ja nigdy, w ciągu 34 lat w Szwecji, nie poznałam rodziny, która mieszkałaby ze swoimi starymi rodzicami – taka sytuacja praktycznie w Szwecji nie występuje. Dużo ludzi starszych mieszka w swoich mieszkaniach, gdzie dostają pomoc od gminy, przychodzi pani raz czy kilka razy dziennie – na kilka minut, bo to już też jest bardzo wyśrubowane – albo są w domach dla starszych ludzi i tam z powodu oszczędności mają coraz gorszą opiekę.

Są całe pokolenia dzieci, które zostały w taki sposób wychowane. Produkt tego kolektywnego wychowania to osobnik społecznie przystosowany, który nie jest w stanie samodzielnie myśleć, podejmować samodzielne decyzji i radzić sobie z konfliktami.

Dlaczego tych pieniędzy teraz nie ma?

Fascynujące jest to, że w chwili obecnej, kiedy kraj jest na krawędzi upadku, Szwedzi zamiast wymagać od władzy odpowiedzialności i zdecydowania, zajęci są tłumaczeniem, dlaczego biedny premier nie może nic zrobić.

Podejrzewam, że dzisiejsza polityka nie różni się zbytnio dramaturgią od filmu Hollywood, gdzie najważniejsze jest dobre obsadzenie głównych ról. Oglądając sprawozdania z wyborów w Polsce, zauważyłam, że role PiS były świetnie obsadzone. Ojciec Kaczyński, energiczna matka Szydło i w tle gromada uśmiechniętych, zadowolonych dzieci. Polska rodzina, taka, jaką lubimy, za jaką tęsknimy. To było świetnie zrobione, gratuluję.

Szwedom też dobrze się udało obsadzić główne role w państwie. Premier Löfven, adoptowany sierota, z wykształcenia spawacz, nie grzeszący urodą, nie umiejący się dobrze wysłowić, wzbudza jedynie litość. A Szwedzi uwielbiają się litować. I na dodatek wziął sobie do pomocy w rządzeniu Partię Zielonych, których infantylizm i słabość do halucynogennych grzybów jest ogólnie znana. Czy od tych ludzi można wymagać zdolności kierowania państwem? Więc nikt nie wymaga, ale wszyscy wierzą, że oni chcą dobrze, ale nie umieją. A wszystkie najmniejsze wątpliwości, że może niekoniecznie chcą dobrze, nazywa się teoriami spiskowymi, którymi Szwed nie powinien się zajmować.

Ostatnio, kiedy już nawet dziennikarze zaczynają lądować na ziemi i niektórzy może powoli zdają sobie sprawę, że to nie film, tylko rzeczywistość, zaczęło wyciekać wiele informacji. Zaczęło wyciekać nawet z takich miejsc, z których nigdy nic nie wyciekało, na przykład z Ministerstwa Finansów. Co ciekawe, wycieki te nie docierają do redakcji dużych gazet, tylko do znanych blogerów-dysydentów.

Jeden z najbardziej szanowanych dysydentów, profesor Karl-Olov Arnstberg, etnolog, od dawna szuka odpowiedzi na pytanie, w czyim interesie prowadzona jest ta zgubna dla państwa polityka imigracyjna. Niedawno skontaktował się z nim wysokiej rangi urzędnik, który dokładnie opisał, w jaki sposób jest planowany i kontrolowany budżet państwa. Wydatki na imigrację są w budżecie podzielone na tak wiele obszarów, że osoba niewtajemniczona nie jest w stanie ich policzyć. Ale minister finansów i jej ministerstwo ma całkowitą kontrolę. A ta kontrola jest tak drobiazgowa, że dzisiejsze tłumaczenia polityków “ja nie wiedziałem”, a też wszystkie teorie, których głównym wątkiem jest głupota polityków czy ich brak kontaktu z rzeczywistością, nie mają sensu.

W Szwecji ta sytuacja mogła się rozwijać dzięki temu, że media, zamiast przekazywać fakty, zajmowały się wychowywaniem społeczeństwa. Badania wykazują, że w szwedzkim radiu i telewizji aż 82% dziennikarzy przyznaje się do poglądów lewicowych. Szwedzkie radio, telewizja, największe dzienniki takie jak “Dagens Nyheter”, “Svenska Dagbladet”, gazety wieczorne “Aftonbladet” i “Expressen” zajmują się agenda setting – dziennikarstwem zmieniającym myślenie o tym, co jest ważne. Według Wikipedii „kiedy wiadomość jest często podawana i eksponowana, słuchacze, czytelnicy uznają ją za ważniejszą”.

Dziennikarz Peter Wolodarski krótko po objęciu stanowiska redaktora naczelnego “Dagens Nyheter” oświadczył, że będzie starał się uprawiać dziennikarstwo typu „agenda setting”. A co to takiego?

Media powtarzały cały czas mantrę o opłacalności imigracji, mimo że przynosi ona państwu szwedzkiemu miliardowe straty. “Dagens Nyheter” publikował tendencyjne raporty i ekonomiści, którzy starali się to prostować, musieli to robić na własnych blogach, bo ich sprostowania nie były publikowane.

Jednak wydaje mi się, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome faktu rozdźwięku między rzeczywistością a jej obrazem w mediach. Nakłady gazet dramatycznie spadają, a coraz więcej ludzi aktywnie szuka wiadomości w alternatywnych portalach na blogach.

Są jakieś wyliczenia, ile to kosztowało Szwecję?

Początkowe koszty imigracji w projekcie budżetu na 2016 rok są podzielone na dwie kategorie: “Imigracja” i “Równouprawnienie i osiedlenie”, i wynoszą 40 miliardów koron. Jest to znaczny wzrost, jako że w roku 2010 koszty wynosiły 12 miliardów, a w tym roku 34 miliardy koron.

Do tych kosztów należy dodać różnicę między kosztem zasiłków pobieranych przez uchodźców, a także innych usług opieki społecznej, a dochodem z płaconych przez nich podatków. Ten dodatkowy roczny koszt netto na jednego uchodźcę lub członka jego rodziny wynosi według obliczeń ekonomisty Joakima Ruista 70 tys. koron rocznie.

Ile wynosi budżet twojego urzędu? Z niego są finansowane te zasiłki?

Te 40 miliardów to jedynie koszty inicjalne przyjmowania azylantów i z niego są finansowane między innymi zasiłki, a także koszty działalności Agencji Migracyjnej, które według prognozy mają w przyszłym roku wynieść 4,7 miliarda koron.

Projekt budżetu na rok 2016 opiera się na zupełnie już nieaktualnej prognozie 74 tys. imigrantów w przyszłym roku, a może ich być pięć albo dziesięć razy tyle.

Według danych z 22 października koszty wstępne przyjęcia azylantów wzrosną w przyszłym roku o 29 miliardów w stosunku do wcześniej przewidywanych, do 69 miliardów. Minister finansów Margareta Andersson zapowiedziała, że Szwecja będzie zmuszona wprowadzić program oszczędnościowy, ale też zaciągnąć pożyczkę na finansowanie wzrostu wydatków na imigrację.

W tej chwili dużo się mówi o kosztach tak zwanych samotnie przybyłych małoletnich uchodźców, których utrzymanie kosztuje państwo szwedzkie około 1 miliona koron rocznie. Przewiduje się, że w tym roku przybędzie ich około 30 tys.

Skąd się wzięli ci małoletni?

To bardzo ciekawe zjawisko, bo większość tych tak zwanych dzieci, to osoby dorosłe podające się za małoletnich. Dzienniki publikują reportaże o życiu tych dzieci, ze zdjęciami na których większość wygląda na pełnoletnie, a część na osoby ponad trzydziestoletnie. Lekarze szwedzcy odmawiają weryfikacji ich wieku. Policja, która ma bliski kontakt z tą grupą alarmuje, że w wielu przypadkach są to osoby bezdomne z krajów pozaeuropejskich, od lat przebywające nielegalnie w innych krajach Europy, często z kryminalną przeszłością. Wśród nich dużą grupę stanowią obywatele Maroka od wielu lat nielegalnie przebywający w Hiszpanii. Szwecja jest dla nich magnesem, jako że nie żąda żadnych dokumentów i zapewnia pobyt w warunkach z ich perspektywy luksusowych. Jako “dzieci” mają też dużo większe szanse na otrzymanie pozwolenia na pobyt stały, a jeśli im się nie uda, to ryzyko wydalenia jest minimalne, jako że nie jest znana ich tożsamość, a często też kraj ich pochodzenia.

Jakiś czas temu ukazał się artykuł w dzienniku “Svenska Dagbladet”, w którym reporterka opisała, że spółka, która sprzedaje państwu za 84 tys. koron miesięcznie miejsca dla dzieci w rodzinach zastępczych, zarabia połowę, a drugą połowę dostaje rodzina na utrzymanie dziecka. To jeszcze nie są najwyższe sumy, najwyższa suma, jaką widziałam w prasie, to ponad 16 tysięcy koron na dziecko dziennie.

W Szwecji jest cały tak zwany przemysł imigracyjny, który zatrudnia dziesiątki tysięcy osób. To są firmy, które zarabiają miliardy dzięki temu, że ten sektor nie jest kontrolowany. Kontrola przez wiele lat była niemożliwa, bo dziennikarze musieli mówić dobrze o uchodźcach. Był to taki “ciemny obszar”, gdzie dziennikarze mogli wejść, ale jak wchodzili, to się okazywało, że to jest sprzeczne z tym, o czym mogą pisać, więc tego tematu unikali.

Szwedzcy adwokaci zarabiają ćwierć miliarda koron rocznie na imigrantach. I dlatego może nie należy się dziwić, że Anne Ramberg, przewodnicząca szwedzkiej Rady Adwokackiej często występuje w mediach w obronie polityki imigracyjnej prowadzonej przez państwo. Jak choćby dzisiaj (11/11) w szwedzkim radiu: “Niezgodny z prawem jest nawet pomysł, żeby zamknąć granice”.

Co jeszcze się w Szwecji zmieniło w ostatnich latach?

Widać coraz gorsze rezultaty w szkołach. Szwecja uczestniczy w badaniach PISA i wyniki pogarszają się najszybciej ze wszystkich krajów badanych: w ciągu kilkunastu lat spadła z 10 na 30 miejsce. Dopiero niedawno naukowcy zaczęli dostrzegać związek dramatycznie pogarszających się wyników z ogromnym napływem imigrantów z krajów trzeciego świata. Wydawałoby się, że nie powinno być tych problemów, bo dzieci szybko uczą się języka, ale przyjście do klasy dwóch, trzech osób, które zupełnie nie znają języka i są przyzwyczajone do innego systemu edukacji, o ile w ogóle chodziły do szkoły, jest wielkim obciążeniem dla nauczyciela.

Przyjście dziesięciu, czy też przychodzenie nowego ucznia co tydzień, to już zupełnie klasę rozwala. W Szwecji są programy wprowadzające tych uczniów zanim wejdą do zwykłej klasy, ale w tej chwili gminy mają coraz mniej pieniędzy, a także brakuje wykształconych nauczycieli. Ostatnio już się tego nie kontroluje, bo napływ nowych uczniów jest za duży. Najjaskrawszym przykładem jest jedna ze szkół w gminie Norberg, gdzie z powodu braku miejsca w szkole rozważają prowadzenie lekcji dworze.

Są szkoły, gdzie w ogóle nie ma Szwedów. Dzieci w klasie mówią po arabsku. Już w tej chwili spotyka się dorosłe osoby, które są urodzone w Szwecji i bardzo słabo mówią po szwedzku, z bardzo silnym arabskim akcentem. Te osoby nigdy nie wejdą do społeczeństwa, dla nich społeczeństwo szwedzkie jest zamknięte

Ale mam znajomych nauczycieli, którzy mówią, że to nie tylko jest kwestia języka. Według ostatnich badań szwedzkiego kuratorium 34% szwedzkich nauczycieli twierdzi, że w czasie lekcji hałas jest dużym problemem. Szczególnie w dzielnicach wykluczenia, gdzie całe klasy są cudzoziemskie, gdzie nie ma żadnego Szweda, trudno jest prowadzić lekcje, bo dzieci nie mają dyscypliny. Dzieci z kultur, gdzie jest brak szacunku dla kobiet nie są przyzwyczajone, że kobieta zwraca im uwagę. Jednym z pierwszych zwrotów, jakich te dzieci się uczą jest “Ja cię zaskarżę”. I nauczycielki nie chcą się narażać zwracając im uwagę, bo jak dziecko poskarży się rodzicom, to rodzice pójdą ze skargą do dyrektora i nauczycielka będzie miała problemy. Bo dyrektor boi się być posądzony o rasizm, a także boi się, że rodzic zabierze dziecko do innej szkoły i przez to szkoła straci pieniądze.

A według szwedzkiego prawa, jeśli uczeń czuje się źle traktowany, to nie on, ale nauczyciel musi udowodnić, że złe traktowanie nie miało miejsca. Według badań przeprowadzonych przez gazetę dla nauczycieli ponad jedna trzecia nauczycieli znalazła się w sytuacji, kiedy uczeń lub rodzic groził zaskarżeniem do Inspektoratu Szkolnego. Według innych badań w ciągu ostatnich pięciu lat ilość nauczycieli szkół średnich, którzy byli na zwolnieniu w powodu problemów psychicznych wzrosła o 87%.

Dobrym przykładem na uległość Szwedów wobec przyjezdnych z krajów pozaeuropejskich jest tragiczna historia, która niedawno miała miejsce w szkole w Alvesta, w południowej Szwecji. Dwóch 10-letnich uczniów z któregoś z pozaeuropejskich krajów molestowało seksualnie swoje koleżanki. Rodzice przez długi czas bezskutecznie próbowali interweniować u dyrektora, który im tłumaczył, że to normalne zachowanie chłopców w tym wieku. Po pewnym czasie jeden z chłopców zgwałcił na podwórku szkolnym swoją 10-letnią koleżankę. Szkoła próbowała wyciszyć ten fakt. Rodzice dowiedzieli się o tym z alternatywnej prasy. Jedna z matek poinformowała dyrektora, że zatrzyma swoją córkę w domu, dopóki chłopcy nie zostaną przeniesieni do innej szkoły. Dyrektor przypomniał jej o obowiązku szkolnym. Dopiero kiedy którejś nocy wybito 24 szyby w szkole i dyrektor zaczął otrzymywać mejle z pogróżkami, media zainteresowały się całą historią i chłopców przeniesiono. Interesujący jest fakt, że szwedzkie radio relacjonując to wydarzenie przedstawiło dyrektora jako ofiarę. Pierwsze pytanie na konferencji prasowej brzmiało: “Jak się czuje dyrektor?”.

Według Szwedzkiej Agencji Edukacyjnej (kuratorium) problemów szwedzkiego szkolnictwa należy upatrywać nie tylko w ogromnym rozwarstwieniu szkół, ale też w zmianie funkcjonowania systemu szkolnictwa, który długo należał do jednych z najbardziej scentralizowanych wśród krajów Europy zachodniej. Reformy na początku lat 90′ w bardzo radykalny sposób zdecentralizowały i urynkowiły ten system. W wyniku tych reform uczniowie stali się klientami, których potrzeby mają zostać zaspokojone na rynku szkolnictwa. Dyrektorzy są rozliczani nie z wyników tylko z kasy, więc jeśli rodzic jest niezadowolony, że jego dziecku zwraca się uwagę, może zabrać dziecko gdzie indziej i szkoła straci pieniądze.

Premier Friedrik Reinfeldt powiedział „Czysto szwedzkie było barbarzyństwo, cały rozwój przyszedł z zewnątrz”, więc w szkołach nie uczy się dzieci dumy ze swojego kraju, nie uczy się historii Szwecji.

3

W szkołach nie uczy się historii??

Bardzo mało. Szwedzi nie znają swoich korzeni. Mam synową Włoszkę, która przez ostatnie lata przygotowywała się, żeby przyjechać do Szwecji. Starała się poznać szwedzką historię, literaturę, historię sztuki. Ona była zaszokowana, kiedy odkrywała, że Szwedzi nie znają swojej kultury i swoich korzeni. Przychodziła do domu i mówiła: “Słuchaj, oni nie wiedzą, kto to jest ten, albo tamten”. Bo tej Szwecji, do której ona jechała, już nie ma. Planowo i metodycznie została zlikwidowana. W Szwecji patriotyzm został w jakiś dziwny sposób zmieniony w nacjonalizm, a nacjonalizm to już bardzo blisko nazizmu, to wszystko jest jakieś brudne, brązowe, ten patriotyzm to nie jest nic dobrego. To jest kwestia dziesięcioleci wychowywania społeczeństwa w kulcie nowoczesności. Młodsze pokolenia reagują już odruchowo – stare to złe, nowe to dobre.

Jeśli chodzi o historię, to nauczyciele akademiccy alarmują, że nawet studenci, którzy wybrali historię jako kierunek studiów, nie mają podstawowych wiadomości z dziedziny historii. A co gorsza, ich znajomość języka szwedzkiego jest tak ograniczona, że nie są w stanie przyswoić sobie materiałów wymaganych na zajęciach. I to nie chodzi bynajmniej o studentów pochodzenia obcego, ale o młodych ludzi urodzonych w Szwecji i wychowanych w szwedzkich rodzinach.

Wydaje mi się, że braki w wychowaniu to dużo poważniejszy problem niż niski poziom nauczania w szwedzkich szkołach. Korzenie kultury europejskiej przez wieki były przekazywane młodszemu pokoleniu przez trzy kanały: rodzinę, kościół i szkołę. Szwedzi nigdy nie byli religijni, rodzina jest w rozkładzie, szkoła w zapaści. Dzieci kształtowane są przez Facebook i iPhone.

Dzieci kończą szkołę automatycznie?

Prawie wszystkie dzieci przechodzą do szkoły średniej, ale tam zaczyna się problem, bo wiele dzieci ma tak duże braki ze szkoły podstawowej, że nie radzi sobie z nauką. Statystyki pokazują, że jedna czwarta uczniów nie kończy szkoły średniej.

Szkoły są znacznie gorsze, niż były. A służba zdrowia?

Jakieś dziesięć lat temu zaczęto publicznie mówić o tej równi pochyłej, na której znajduje się szwedzka służba zdrowia, o kolejkach i o nierównościach w dostępie do leczenia, gdzie ludzie starsi i o niskim dochodzie mają niższy dostęp do leczenia w stosunku do potrzeb. Ta dyskusja ucichła, mimo że sytuacja pogarsza się z roku na rok. W ostatnich latach prasa pisząc o służbie zdrowia cytuje głównie szwedzkie raporty, które podkreślają dobre wyniki, jeśli chodzi o rezultaty leczenia, gdzie Szwecja rzeczywiście przoduje.

Dużym problemem jest zły stan zdrowia imigrantów. W Szwecji są obowiązkowe kontrole zdrowia imigrantów składających wniosek o azyl, ale obowiązek ten spoczywa na państwie, które ma zapewnić kontrolę. Połowa imigrantów rezygnuje z tej możliwości. Wpływa to negatywnie na stan zdrowia całej populacji, szczególnie jeśli chodzi o choroby zakaźne, takie jak gruźlica i odra. W pierwszej połowie tego roku zanotowano 392 przypadki zachorowań na gruźlicę, z czego 89% u osób urodzonych poza Szwecją. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba zachorowań na gruźlicę wzrosła w Szwecji o 50%.

Teraz dyskutuje się w Polsce o stanie zdrowie uchodźców; prezes Kaczyński straszy cholerą, ale rzeczywistość jest taka, że ci ludzie będą korzystali ze służby zdrowia w dużo większym zakresie niż Polacy, czy Szwedzi.

Przeciętny Szwed, który pracuje i jest zdrowy, nie ma pojęcia o złym stanie służby zdrowia. W momencie, kiedy jego dziecko zachoruje, w momencie, kiedy styka się z rzeczywistością, ląduje na pogotowiu i widzi, że musi czekać 12 godzin, albo 16 godzin, to wtedy zaczyna się tragedia. W tej chwili we wszystkich szpitalach są strażnicy, którzy muszą pilnować porządku, bo są ludzie atakujący lekarzy, atakujący pielęgniarki. W Uppsali związki zawodowe pracowników pogotowia żądały sprzętu, jaki ma policja w czasie tłumienia rozruchów.

To jest potrzebne przeciwko Szwedom czy przeciwko imigrantom?

W większości przeciwko imigrantom, bo Szwedzi nie mają tradycji protestowania i nie mają tak silnych roszczeń. A imigranci są bardzo roszczeniowi. Ja ich doskonale rozumiem. Osoby decydujące się na imigrację podejmują ogromne ryzyko. Ryzyko utraty życia, a dla kobiet jest to też ryzyko wykorzystania seksualnego. Wiele z nich jest gwałconych, czasem nawet kilkakrotnie, w trakcie podróży do Europy. Kosztuje to też ogromne pieniądze i większość zapożycza się u rodziny i znajomych.

Mit Szwecji, jako kraju dobrobytu, rogu obfitości, jest silny na całym świecie. Ci imigranci zazwyczaj słyszeli, że jak tylko uda im się dotrzeć do Szwecji i dostać pozwolenie na pobyt, to już o nic nie muszą się martwić. Państwo zaopiekuje się nimi do końca życia. Widać to wyraźnie oglądając tłumy uchodźców płynące w stronę Szwecji. Zazwyczaj nie mają ze sobą żadnego bagażu, bo mówi się im, że tam na miejscu wszystko dostaną.

I rzeczywiście dotychczas tak było. Ale to się teraz bardzo szybko zmienia, jako że od kilku tygodni do Szwecji przybywa codzienne ponad tysiąc imigrantów. I kiedy okazuje się, że wcale nie jest tak, jak to opisał kuzyn, który do Szwecji przyjechał 10 lat temu, tylko imigrant dostaje miejsce na materacu w sali gimnastycznej razem z 80 innymi osobami, albo w przystosowanym do zimy namiocie, to ta osoba jest, delikatnie mówiąc, bardzo rozczarowana.

Kaczyński mówił też o 50 strefach w szwedzkich miastach, w których obowiązuje szariat. To prawda?

To nie są strefy, gdzie obowiązuje szariat, tylko strefy kontrolowane przez gangi przestępcze organizowane na zasadzie wspólnoty etnicznej. W niektórych strefach rzeczywiście jest szariat, głównie w Malmö, gdzie jest coraz większa enklawa muzułmańska. Ale mogą to też być gangi z krajów bałkańskich albo innych. W Szwecji dyskutuje się, jak te strefy nazywać, najczęściej “no-go zones”, ale nie ma dyskusji co z tymi strefami zrobić, bo to zbyt trudny temat. Niedawno w szwedzkiej telewizji nadano reportaż z Tensta w północno-zachodnim Sztokholmie, takiej właśnie strefy, do której przedstawiciele państwa szwedzkiego nie mają wstępu. Dziennikarze zostali tam obrzuceni kamieniami, mimo że byli pod obstawą policji. Karetka pogotowia lub staż pożarna udająca się do takiej strefy musi mieć osłonę policji, bo jest narażona na ataki, głównie obrzucanie kamieniami.

Oprócz tych 55 stref jest też bardzo wiele tzw. “stref wykluczenia”, takich, w których mało osób ma pracę, mało kończy szkołę i mało głosuje. W 1990 roku było ich tylko trzy, a w roku 2012 było już 186, na 5000 stref statystycznych. Mieszkało w nich ponad pół miliona ludzi.

Jeszcze 15 lat temu w Szwecji nie było problemu z dostaniem mieszkania. Szwedzi przeprowadzali się do willi, a do bloków na ich miejsce wprowadzali się nowo przybyli cudzoziemcy. To spowodowało, że blokowiska powoli stawały się gettami, enklawami etnicznymi. Mieszkający tam ludzie mają małe szanse na kontakt ze społeczeństwem szwedzkim. W tych gettach narastają problemy społeczne, pogarsza się sytuacja w szkolnictwie, szerzy się przestępczość, a w ciągu ostatnich lat zauważa się też wzrost radykalizacji wśród ludności muzułmańskiej, szczególnie drugiego pokolenia, które nie widzi perspektyw na przyszłość.

Podobno przestano zbierać statystyki na temat pochodzenia sprawców gwałtów?

Szwecja jest na pierwszym miejscu wśród krajów Unii, jeśli chodzi o ilość zgłoszonych gwałtów. W zeszłym roku zgłoszono 20 300 przestępstw na tle seksualnym, z czego 6 294 gwałtów. W porównaniu z rokiem 1975, kiedy Szwecja oficjalnie stała się krajem wielokulturowym, liczba gwałtów wzrosła piętnastokrotnie. Wykrywalność gwałtów w zeszłym roku wynosiła 20% (dla porównania w Polsce 78,2%)

Obecnie nie prowadzi się statystyk co do pochodzenia sprawców, ale statystyki z 2005 roku wskazują, że wśród sprawców było pięć razy więcej osób urodzonych poza Szwecją, niż w Szwecji. Według statystyk duńskich z 2010, cudzoziemcy stanowili ponad połowę skazanych za gwałty.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin