The Winner's Crime 9.rtf

(22 KB) Pobierz

Kestrel zaprowadziła Tensen do małego, pustego salonu, w którym płonęły lampy i ogień. Tensen zamknął za nimi drzwi.

- Zablokuj je laską - powiedziała Kestrel, wskazując hak na wysokości klamki, obok gobelinu. – Skoro i tak jej nie potrzebujesz.

Tensen spojrzał na nią żałośnie zanim zahaczył zakręconym końcem swojej laski o klamkę, a prosty koniec wsunął za gobelin. - To nie wytrzyma. Nie, jeśli ktoś naprawdę będzie chciał tu wejść.

Zignorowała go. Podeszła bliżej do lustra wiszącego nad gzymsem płonącego kominka, na którym stała szeroka u podstawy waza ze szklarniowymi kwiatami.

Może były to róże, sposób w jaki zakrywały szyję w jej odbiciu, sięgając policzków. Może to była gwałtowna ucieczka z korytarza.

Kestrel wyglądała na pozbawioną tchu, kwitnącą. Kolor tkwił wysoko na jej policzkach. Jej usta, których Arin przecież nie dotknął, były opuchnięte i czerwone. Czarne źrenice były rozszerzone. Naszyjnik, który dała jej Jess był zniszczony, połamane szklane płatki wisiały bezwładnie na wstążce, pokruszone przez napięcie między nią a Arinem.

Odbicie Kestrel odwzajemniało jej spojrzenie. Wyglądała jak coś, co zostało otwarte i nie mogło zostać ponownie stłumione.

Wyglądała jak czysty skandal.

Jej włosy nie były najgorszym ze wszystkiego. Tak, górne upięcie włosów zostało zniszczone, kosmyki wyślizgnęły się z tu i ówdzie, ale włosy były za krótkie by można je było skomplikowanie zapleść, więc fryzura często się psuła. Kestrel wyglądała jak zwykle, tylko nieco rozczochrana, więc szybko poprawiła włosy.

Prawdziwym problemem był znak. Złota linia nad jej brwiami była rozmazana.

- Masz dodatkowy olej i brokat? - zapytał Tensen.

Kestrel posłała mu w lustrze rozdrażnione spojrzenie. Nie nosiła ze sobą sakiewki. Jak myślał, gdzie miałaby trzymać te rzeczy? Kosmetyki zostały na toaletce w jej garderobie.

- Znajdę jedną z twoich dam dworu w sali - powiedział Tensen. - Chyba że masz zaufaną przyjaciółkę? Kogoś, kto mógłby zabrać to co potrzebujesz i przynieść tutaj?

Kestrel pomyślała o tym, jak długo by to trwało. Pomyślała o jednej ze swoich pokojówek zdającej raport Verexowi. Pomyślała o Jess i jaka byłaby reakcja jej przyjaciółki, gdyby Herrański minister rolnictwa podszedł do niej na balu, by poprosić o pomoc dla Kestrel, by znów mogła wyglądać porządnie.

- Nie - powiedziała Kestrel. - Przynieś mi lampę.

Mina Tensena była krzywa. To powiedziało jej, że nie miał pojęcia jak lampa może im się przysłużyć, i to było dla niego marnotrawstwo czasu. Ale zrobił to, o co prosiła.

Kestrel zgasiła lampę i postawiła na gzymsie by ostygła. Za pomocą swojego sztyletu, odcięła fragment jednej ze swoich wewnętrznych halek, wdzięczna, że jej suknia ma tyle warstw. Zabrała róże z ciężkiej ceramicznej wazy, położyła je, ociekające wodą, by wyschły na kominku i zamoczyła skrawek jedwabiu w wodzie po kwiatach. Użyła go, by wyszorować czoło do czysta. Przypomniała sobie pocałunki Arina w tym miejscu, i potarła mocniej. Odrzuciła materiał na bok. Odwiązała naszyjnik, znalazła najjaśniejszy, bursztynowy, szklany płatek i zgniotła go między powierzchnią kominka a dołem wazy. Starła płatki na proch. Zanurzając jeden palec w oleju lampy, Kestrel syknęła z powodu gorąca, jednak nie czekała aż ból minie. Narysowała oleistą, poprzeczną linię nad swoimi brwiami.

Teraz musi błyszczeć. Włożyła palec w szklane odłamki.

- Zranisz się - powiedział Tensen, ale jego dezaprobata zniknęła.

- Będę ostrożna - odpowiedziała, nanosząc szklany proszek na olej. Poprawiła luźne kosmyki by wróciły tam gdzie powinny, i przypięła je z większą ostrożnością. Róże wróciły do swojej wazy, waza wróciła na miejsce na gzymsie przed lustrem, a Kestrel starła pozostały na kominku proszek za pomocą jedwabnej szmatki. Wrzuciła ją i naszyjnik do ognia. - I jak? - zapytała Tensena, odwracając się do niego.

- Wspaniale.

Potrząsnęła głową. - Optymista. - Linia błyszczała, ale nie była do końca złota. - Zawsze jesteś takim optymistą? - zapytała. - Myślę, że musisz być, inaczej nie napisałbyś do mnie tego listu, ani nie zasugerował, że mamy wiele informacji, którymi możemy się podzielić.

- Mylę się?

- Zapomniałeś, że stoję wyżej od ciebie. Ja będę pytać. Ty będziesz odpowiadać. Ministrze Tensen, kim byłeś przed Herrańską wojną, dziesięć lat temu.

Niewolnicy nigdy nie lubili takich pytań. Widziała zaciskane zęby z powodu takich pytań. Gdyby uczucia mogły mieć dźwięki, Kestrel była przekonana, że te spowodowane tym pytaniem, brzmiałaby jak szklane płatki miażdżone przez ciężki wazon.

Ale Tensen tylko się uśmiechnął. - Byłem aktorem.

- Przypuszczam, że to świetne przygotowanie dla mistrza szpiegów.

Tensen nie wydawał się ani trochę dotknięty przezwiskiem, które mu nadała. Wydawał się bezwzględnie zachwycony ich rozmową. - Mam nadzieję, że nie jestem tak oczywisty dla wszystkich.

- „Nadzieja” to właściwe słowo, skoro twój gubernator wysłał wszystkie sygnały mówiące, że nie będzie go dzisiaj tutaj, i jeśli wysłał do stolicy kogoś na swoje miejsce to musiał być to ktoś o politycznej wartości dla niego, ktoś zaufany, ktoś inteligentny i spostrzegawczy. Zadałeś sobie sporo trudu by wydawać się słabszym niż jesteś, ale nie jesteś starszym panem gotowym w każdej chwili zasnąć.

- Cóż, jestem stary. To akurat prawda.

Kestrel wydała zniecierpliwiony dźwięk. - Czy jesteś chociaż naprawdę ministrem rolnictwa?

- Lubię myśleć, że jestem w stanie grać wiele ról.

- I jesteś istotnie wielkim optymistą, jeśli wierzysz, że cesarz tego nie dostrzeże, zwłaszcza, że wie bardzo dobrze, iż Herranie mają szpiegów w pałacu.

Uśmiech Tensena zniknął. - Co ty wiesz, moja pani?

- To, że ta rozmowa skończy się teraz, chyba że złożysz mi obietnicę.

Uniósł brwi.

- Obietnicę, że Arin nigdy się nie dowie, iż ze sobą rozmawialiśmy - powiedziała. - Mogę zaoferować informacje. Ty możesz przekazać je gubernatorowi. Ale nie może wiedzieć, że pochodzą ode mnie.

Tensen spojrzał na nią z namysłem. Pogładził sękatą dłonią zdobiony tył krzesła, i zacisnął usta, jakby było coś cennego w wyglądzie tego krzesła.

- Wiem, że twoja pozycja w domu Arina po rebelii Pierwszego Dnia Zimy była... Skomplikowana.

- Nie chciałam tam być.

- Może nie na początku.

Wolno, Kestrel odpowiedziała: - Nigdy nie mogłabym tam zostać.

- Moja pani, nie mnie wiedzieć, czego chciałaś, co mogłaś, a czego nie. Ale twoja postawa mnie zaskakuje. Ale jeśli współczujesz mojemu gubernatorowi - bądź jego sprawie - na tyle, by podzielić się czymś ze mną, to dlaczego Arin nie może wiedzieć? Przysięgałem na boga lojalności, że będę mu służyć. Ta obietnica sprawiłaby, że złamałbym swoją przysięgę.

- Czy wiesz jak uciekłam z twojego portu w mieście?

- Nie.

- Arin pozwolił mi odejść - powiedziała - nawet wiedząc, że puszczanie mnie jest, jak zapraszanie Valoriańskiej armii, żeby zniszczyła mur w mieście. Więc obiecaj mi, ponieważ w twoim interesie jest, żeby Arin nie wiedział. Nie możesz mu zaufać, że zawsze będzie wybierał to, co najlepsze dla swojego kraju - ani tego, co najlepsze dla niego.

Tensen trwał w ciszy.

- Rozumiesz? - naciskała Kestrel. - Rozumiesz, że powód, dla którego powstrzymałeś mnie przed wejściem do sali balowej, jest też powodem, dla którego nie możemy powiedzieć Arinowi? Nie udawaj, że nie wiesz dlaczego tak wyglądałam i dlaczego nie mogłam wyglądać w ten sposób, wchodząc do sali. - Kestrel spuściła wzrok na swoje dłonie. Chciałaby mieć co z nimi zrobić. Wyobraziła sobie, że chwyta jedną z róż na kominku. Mogłaby niemal poczuć teksturę płatków, złożony aksamit tak miękki jak zasłona na balkonie.

- Arin i ja jesteśmy niemożliwi - powiedziała cicho. - Niebezpieczni. Najlepiej będzie jeśli zachowamy między sobą dystans.

- Tak - powiedział Tensen. - Rozumiem.

- Obiecujesz?

- Zaufasz mi, że dotrzymam obietnicy?

- Ufam w moją zdolność zniszczenia cię, jeśli nie dotrzymasz.

Roześmiał się. To nie był cichy, niedowierzający śmiech, tylko ten rodzaj śmiechu, którym wiekowe osoby śmieją się z młodych.

- Więc przysięgam, moja pani. Masz moje słowo.

Kestrel opowiedziała mu o Thrynne i o tym, co torturowany mężczyzna powiedział.

Minister uniósł rękę do ust, kciukiem potarł zmarszczki pod oczami. Gdy usłyszał więcej, jego dłoń zacisnęła się w pięść, nadal ukrywając jego usta. Wyglądał jak ktoś, kto bardzo stara się nie rozchorować.

Opuścił rękę. - Myślisz, że Thrynne miał coś ważnego do powiedzenia Arinowi. Co Thrynne mógł usłyszeć podczas rozmowy cesarza z przywódcą Senatu?

- Nie wiem.

- Mogłabyś się dowiedzieć.

Ale Kestrel była już w drodze do drzwi. - Nie.

Rozłożył ręce. – Czym ci to szkodzi?

Potrząsnęła głowa na tak oczywiście absurdalne pytanie.

- Boisz się ryzyka, że dowiesz się za dużo? - zapytał Tensen. - Słyszałem, że lubisz hazard.

- To nie jest gra.

- A jednak grałaś w nią tak długo i zaszłaś tak daleko. Teraz też w nią grasz.

Kestrel położyła dłonie na lasce blokującej drzwi. - Taka rozmowa więcej się nie odbędzie. Nie jestem jednym z twoich ludzi. Mam swój własny kraj i zasady... I żadnego powodu, by zostać twoim szpiegiem.

- Więc czemu powiedziałaś mi to wszystko?

Kestrel wzruszyła ramionami. - Valorianie widzą niewiele sensu w religii, ale szanujemy ostatnią prośbę umierających. Powiedziałam ci to przez wzgląd na Thrynne'a.

- Tylko dla niego?

Kestrel podała Tensenowi jego laskę. - Dobrej nocy, ministrze Tensen. Baw się dobrze na reszcie balu.

 

***

Verex znalazł Kestrel w kącie sali balowej, nalewającą sobie do szklanki wody z cytryną i pływającymi listkami mięty. - Gdzie byłaś? I czemu sama się obsługujesz? Proszę. – Wziął od niej kryształowy dzbanek i wypełnił jej szklankę.

Ale Kestrel na niego nie patrzyła. Jej umysł był na zasłoniętym balkonie. Był przepełniony wspomnieniami tego ciepłego ruchu. Tego jak prawie straciła kontrolę. Podejście bliżej, odepchnięcie, odejście…

Verex włożył jej do ręki zimny kubek. Cytrynowo-miętowa woda smakowała inaczej: intensywnie słodko i czysto.

Nie spieszył się z nalewaniem sobie wody. Jego ruchy były sztywne. Wydawał się trwać w postanowieniu by coś powiedzieć.

- Dziękuję - wymamrotał w końcu.

- Za co? - Serce Kestrel było zrobione ze zdrady. Czy Verex to wyczuwał? Nie widział tego? Jak mógłby jej kiedykolwiek dziękować?

- Za Pogranicza. Pomogłaś mi wygrać.

Zapomniała o tym. - Och. To nic.

- Jestem pewien, że dla ciebie to było nic - powiedział gorzko. Jego oczy okrążyły salę balową i osiadły na cesarzu. Verex się napił. - Nie mogłem cię wcześniej znaleźć. Szukałem wszędzie.

Kubek Kestrel był chłodny i spocony w jej ręce. Wyznaczyła szybko kciukiem linię na zaparowanej powierzchni. Była świadoma, że niektórzy dworzanie stoją niedaleko, tak blisko jak tylko pozwalała na to grzeczność. Gromadzili się coraz bliżej.

- Senatorzy już cię dopadli? - zapytał Verex. - Zrobią to. Będą chcieli wkupić się w twoje łaski, żeby mieć wpływ na mojego ojca. Więc, Kestrel? Gdzie byłaś? I co... - Zmarszczył brwi, przyglądając się jej z bliska. - Twój znak zbladł.

- Och - powiedziała. - Bolała mnie głowa. - Kiedy dworzanie patrzyli, potarła czoło rozmazując linię. Miała nadzieję, że gest będzie wyglądał na niedbały, roztargniony, jakby robiła to cały wieczór.

 

***

 

Arin krążył po pałacowym apartamencie, który dzielił z Tensenem. Pokój nie był mały, ale też nie rozległy, ani luksusowy, ani przesadnie skromny. Arin sądził, że pałacowy zarządca przydzielił Herranie obraźliwy zestaw pokoi, bo te apartamenty wydawały się specjalnie wybrane, do przekazania wiadomości, że Herranie nie znaczą tyle co reszta.

Zdjął koszulę. Był jeszcze wczesny wieczór, nie dochodziła nawet północ. Bal wciąż trwał, przyprawiając o zawrót głowy. Tensen nie wracał.

Arin wyczuwał na sobie zapach perfum Kestrel. Wydzielała się słabo z jego koszuli razem z zapachem morza. Składając tkaninę - a nawet nie naprawdę składając, raczej rozkładając ją na tylnej części krzesła w garderobie, jak gdyby ubranie było czymś żywym, potrzebującym czułości - Arin znalazł rozdarcie na szwie na ramieniu. Przesunął palcem wzdłuż niego i zaklął.

Cóż, to była stara koszula. Założył swoje najlepsze ubranie. Wyjął je z bagażu zaraz po swoim przybyciu do pałacu i zarzucił na siebie, po czym trudził się przez chwilę z mankietami, wiedząc, że spóźni się na bal. Może wtedy koszula się rozdarła, z powodu jego nieuwagi.

Ale stałoby się to wcześniej czy później. Wszystkie jego najlepsze ubrania miały po dziesięć lat. Należały do jego ojca.

Nie leżały na Arinie tak dobrze, jak na nim. Jego ojciec był eleganckim mężczyzną, jego proporcje były artystyczne. Gdyby stanął teraz obok Arina, kuriozalnym byłoby choć przypuszczać, że są spokrewnieni.

Arin przycisnął dłoń do twarzy. Czuł kości, które czyniły go tak odmiennym. Kłuł go zarost.

Jak komicznie musiał wyglądać, na tle tych wszystkich obytych dworzan ze swoimi niedopasowanymi ubraniami i nieogoloną twarzą.

Jak ordynarnie, jak brutalnie.

Jak niewłaściwie.

Otworzył prostą brzytwę, napełnił miskę do mycia i namydlił się mydłem. Próbował się ogolić bez patrzenia z bliska na swoją twarz w łazienkowym lustrze.

Pociął się, a jego krew zabarwiła spienione mydło na różowo.

Nie przerywał czynności i był bardziej uważny, dopóki nie skończył, starł pianę i oblał wodą swoją pochyloną głowę. Znów spojrzał w górę, ociekający wodą. Jego twarz była czysta.

Czasem Arin mógł zobaczyć chłopca, którym był przed wojną. Kiedy tak się działo, zazwyczaj czuł rozczulenie względem niego, zupełnie jakby był on odrębną całością, a nie częścią Arina. Ten chłopiec nigdy nie winił Arina za życie, którego nie przeżył, ale kiedy Arin przypominał sobie to dziecko, zazwyczaj największą uwagę skupiając jego oczom, zawsze odwracał wzrok. Czuł wtedy drobne ukłucie, jak zacięcie od brzytwy.

Twarz Arina była mokra, włosy czarne od wody. Zadrżał, nagle świadomy zimy. Poszukał czegoś do ubrania i założył koszulę nocną oraz szlafrok.

Arin znowu czuł to zdenerwowanie, jak wtedy, gdy stał za zasłoną na balkonie. Zasłona zakołysała się po tym, jak Kestrel zasunęła ją za sobą, i delikatnie jej dotknął. Zapamiętał ten zaszczuty wyraz twarzy, gdy obejrzała się przez ramię, zanim zniknęła za kurtyną.

I wtedy, w ciemności, z nią....To wszystko sprawiło, że gardło Arina zaciskało się, jak gdyby był bardzo spragniony. Udowodnij to, powiedział jej, słowami ciężkimi od pożądania, pełnymi zdradliwej pewności, która przyszła i opuściła go, potem wróciła, i odeszła w tak gwałtownych pływach, że nie potrafił utrzymać równowagi. Udowodnij, że go pragniesz. Kestrel go odepchnęła.

Mógłby przysiąc, że instynktownie wyczuwał w niej takie samo pragnienie jak jego. Tkwił na jej skórze, jak zapach. A nie? Ale wtedy Arin przypomniał sobie, jak uciekała z jego domu w Herranie. Zobaczył ją ponownie w porcie: jej dłoń na broni, ten błysk w jej oczach. To go rozbiło. On to uczynił, on to zrobił, okłamywał ją, oszukiwał, zabijał jej ludzi, zabił to, cokolwiek było miedzy nimi, gdy Kestrel otworzyła się przed nim podczas wieczoru Pierwszego Dnia Zimy.... Zanim dowiedziała się o jego zdradzie.

Oczywiście, że wybrała kogo innego.

Ktoś zapukał do drzwi garderoby.

- Arinie? - zawołał Tensen. - Mogę wejść?

Nie, chciał powiedzieć Arin, a gdyby nadal stał przed lustrem i dalej widział swoją twarz, mógłby to powiedzieć, ponieważ jego odbicie ukazałoby niepewność oraz wrażliwość, a wtedy pogardzałby sobą. Nie pozwoliłby, by ktokolwiek widział go w takim stanie.

Tensen zapukał ponownie.

Mokre włosy Arina były zimne. Chłodna strużka spłynęła po jego szyi. Arin wysuszył się, wycierając ręcznikiem swoje krótkie włosy, pozostając odwrócony tyłem do lustra. Poszedł otworzyć drzwi.

Tensen zlustrował Arina, którego szczęka była mocno zaciśnięta. Ale Tensen posłał mu tylko drobny uśmiech, przyciągnął do siebie krzesło i opadł na nie gwałtownie. - To - powiedział - było wyczerpujące. I opłacalne.

- Czego się dowiedziałeś? - zapytał Arin.

Tensen opowiedział mu o Thrynne.

- Na bogów - powiedział Arin.

- Nie, Arinie. Nie chcę widzieć tego wyrazu twarzy. Thrynne wiedział co ryzykuje, kiedy przyjechał do stolicy. Zrobił to dla Herrany.

- Prosiłem go o to.

- Wszyscy podejmujemy własne wybory. Co ty byś wybrał: dobro Herraninów, czy swoje?

Odpowiedź Arina była szybka: - Herraninów.

Tensen przez chwilę nic nie mówił, tylko spoglądał na niego zadumany, jak ktoś, kto rozważał właśnie pytanie, na które nie było prostej odpowiedzi. Arin nie lubił tej miny, zjeżył się, ale zanim mógł  coś powiedzieć, Tensen się odezwał. - Co kazałbyś mi wybrać?

- Nie mogę podejmować za ciebie decyzji.

- Nie, co kazałbyś mi wybrać dla ciebie? Wyobraź sobie, że jesteś na miejscu Thrynne’a - uwięziony, zniewolony - a moja interwencja może ci pomóc, ale osłabić nasz kraj. Co powinienem zrobić?

- Zostawić mnie tutaj.

- Tak - powiedział powoli Tensen. – Tak myślałem, że to powiesz.

Arin wsunął dłonie w wilgotne włosy i szarpnął za nie, aż zaczęła go boleć skóra głowy. - Jesteś pewien tych wieści?

- Moje źródło jest dobre.

- Kto?

Tensen machnął ręką. - Nikt ważny.

- Ale kto?

- Obiecałem, że tego nie powiem. Nie każ staremu mężczyźnie łamać obietnicy.

Arin skrzywił się, ale powiedział jedynie: - To nie jest rok pieniędzy. I co usłyszał Thrynne od cesarza i lidera Senatu?

- Nie wiem.

- Dowiem się tego.

- Uważaj, Arinie. Ja sam mogę mieć sposób.

- Och?             

Tensen uśmiechnął się. - Nowy rekrut. - Odmówił powiedzenia czegoś więcej. Usadowił się wygodnie na krześle i zmienił temat w sposób, który zawrócił Arinowi w głowie. - Cóż, sądzę, że tworzą czarującą parę.

- Co?

- Książe i Lady Kestrel.

Arin wiedział kogo miał na myśli Tensen.             

- Ich pocałunek był uroczy - powiedział mistrz szpiegów. - Można by przypuszczać, że ich małżeństwo było tylko politycznym sojuszem - ja z pewnością tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem pocałunku.

Arin patrzył bez słowa.

- Musiałeś to przegapić - powiedział Tensen. - To było na początku balu. Ale oczywiście ty się spóźniłeś.

- Tak - odparł w końcu Arin. - Spóźniłem się.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin