04 Zaginione listy.pdf
(
426 KB
)
Pobierz
Meadager Galla Szalona
Zaginione
listy
Projekt okładki:
Oleńska
Mad Books
2015
I'm dreaming of a white Christmas
With every Christmas card I write
May your days be merry and bright
And may all your Christmases be white
Irving Berlin
White Christmas
Albus Dumbledore był niezwykle jak na siebie podekscytowany, gdy
wreszcie otrzymał adres. Poszukiwania trwały wiele długich miesięcy,
w trakcie których, podczas ciemnych bezsennych nocy, często tracił nadzieję.
Piękna Mirabilis wywróciła jego uporządkowany świat do góry nogami, po
czym zniknęła, a on utknął na wojnie z Grindelwaldem, która toczyła się
leniwie i bez końca. Przez cały ten czas nikt nie potrafił wytropić kobiety,
która jakby zapadła się pod ziemię. Sam Dumbledore naturalnie nie mógł się
w to zaangażować, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, ale wyznaczył do
tego zadania swoich najlepszych szpiegów. Nie podał im prawdziwego
powodu tych poszukiwań, nie upadł całkiem na głowę. Zasugerował jedynie,
że tancereczka zniknęła nagle i w bardzo podejrzanych okolicznościach. Czy
to możliwe, żeby była… agentką wroga? Albo że coś ze sobą zabrała, na
przykład wrażliwe dane czy tajne raporty? Taka informacja w zupełności
wystarczyła, żeby postawić wszystkich w stan gotowości.
Dla Dumbledore'a jednak główną motywacją do odnalezienia
dziewczyny pozostawał strach. Odkąd tylko odeszła, bezustannie zastanawiał
się, dlaczego tak się stało. A jeżeli to nie był przypadek? Jeżeli ktoś coś
widział? WIEDZIAŁ? Jeżeli postanowił ją skrzywdzić, aby w ten sposób
dotrzeć do niego? Wielkiego, potężnego i wpływowego czarodzieja, który
najwyraźniej miał jedną jedyną słabość…
Mirabilis znalazła się zatem w niewyobrażalnym niebezpieczeństwie.
Mogła zostać porwana, torturowana albo nawet zamordowana, bo zadała się
z niewłaściwym człowiekiem. Biedna, niemądra artystka. Musiał ją odszukać
i przekonać się, że wszystko jest w porządku.
W końcu znalazł nieco czasu na krótką podróż do Wielkiej Brytanii.
W zimie manewry wojenne wygasły samoistnie z nienależnych od obu stron
przyczyn. Zimy na wschodzie były niezwykle surowe i walka w takich
warunkach zupełnie straciła sens. Nawet Grindelwald nie zamierzał rzucać
wyzwania naturze, tracił w ten sposób zbyt wielu ludzi i jego oddziały powoli
zaczynały się buntować. Czarnoksiężnik zamknął się w swojej imponującej
twierdzy i czekał na wiosenne roztopy.
Na miejscu Dumbledore kontynuował poszukiwania na własną rękę –
nadal z mizernym skutkiem. Minęło grubo ponad pół roku, zanim zaklęcia
lokacyjne
zaczęły
zwracać
konkretne
wyniki,
coraz
bardziej
4
nieprawdopodobne i absurdalne. A wkrótce potem miał w dłoniach namiary
na ulicę i dom. Do tego czasu z całą mocą rozpanoszyły się już na świecie
magiczne święta Bożego Narodzenia. Śnieg prószył z nieba, tu i tam słychać
było kolędy, a w domach szczęśliwe rodziny stroiły majestatyczne choinki.
Pewnego mroźnego, śnieżnego wieczoru Dumbledore przybył wreszcie
pod wskazany adres. Zdziwił go widok małego schludnego domku
z ogródkiem na przedmieściach Londynu. W oknach dostrzegł świeżo
wykrochmalone białe firanki i kolorowe światełka, a na drzwiach wieniec
z ostrokrzewu. Na pewno nie tego się spodziewał. Miejsce w żadnym
wypadku nie wyglądało na dobrą kryjówkę… I jeszcze to nazwisko na
skrzynce pocztowej: Sweetscent. W trakcie poszukiwań nie dowiedział się
wprawdzie wiele o tajemniczej Mirabilis, ale zdołał poznać jej prawdziwe
nazwisko. Według informacji wywiadu nazywała się Ethel Sunrise, nie
Sweetscent. To nowe nazwisko wprawdzie coś mu mówiło, tylko nie mógł
sobie przypomnieć co konkretnie.
Zapukał.
Poznał ją natychmiast, gdy tylko otworzyła drzwi, choć nie było to
łatwe. Zniknęły płomiennie rude włosy, drapieżny makijaż i wyzywająca
mina. Zamiast gwiazdy estrady stanęła przed nim skromna reprezentantka
czarodziejskiej klasy średniej, która nie różniła się aż tak bardzo od
mugolskiej. Kobieta miała na sobie grzeczną sukienkę w kwiaty i beżowy
sweterek ozdobiony gustowną broszką, a włosy w ciepłym odcieniu
orzechowego brązu spięła w luźny kok.
Aha, no i w żaden sposób nie dało się zignorować rysującego się pod
sukienką ciążowego brzuszka.
Albusowi Dumledore'owi w jednej chwili zabrakło i tchu, i słów.
– Mirabilis?! – wykrztusił wreszcie z trudem.
Uśmiechnęła się prześlicznie i uprzejmie, mrugając jednocześnie
powiekami w niebotycznym zdumieniu.
– Przepraszam, ale chyba się pan pomylił. Nikt o takim imieniu tu nie
mieszka.
Kłamała. To było tak oczywiste jak dotyk zimnych płatków śniegu na
jego twarzy. Przecież poznałby ją wszędzie. Nieważne, ile razy zmieniłaby
uczesanie czy kolor włosów. To była ona.
– Mirabilis, błagam – szepnął. Przez cały czas wpatrywał się niczym
zahipnotyzowany w jej brzuch. – Mirabilis, ja…
– Czy my się znamy? – zapytała niewinnie, kompletnie łamiąc mu
serce. – Przykro mi, ale naprawdę nie kojarzę…
Albus nie wytrzymał. Zbliżył się do niej, mocno chwycił ją za ramiona
i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy.
– Jak długo zamierzasz grać tę komedię, Mirabilis? Wiem, że to ty. Nie
odejdę, dopóki ze mną nie porozmawiasz.
5
Plik z chomika:
LinLina
Inne pliki z tego folderu:
03 Sever na ostrzach.pdf
(995 KB)
Żona dla Śmierciojada 1.1.pdf
(4703 KB)
Żona dla Śmierciojada 1.2.pdf
(5652 KB)
Żona dla Śmierciojada 1.5.pdf
(4512 KB)
Żona dla Śmierciojada 1.6.pdf
(4665 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
Galeria
Prywatne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin