Szlachcic się żeni.doc

(60 KB) Pobierz
SZLACHCIC SIĘ ŻENI

SZLACHCIC SIĘ ŻENI

 



Od zaręczyn do cukrowej wieczerzy, czyli małżeństwo szlacheckie.

W dawnej Rzeczypospolitej małżeństwo traktowano jako obowiązek bez mała religijny, zgodnie z biblijnym nakazem: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię". Związki pozamałżeńskie uważano za grzeszne, toteż małżeństwo było jedyną możliwością realizacji tego zadania. Opinię Kościoła katolickiego w tej materii przedstawił m.in. ksiądz Piotr Skarga, przekonując, że są trzy cele, dla których zostało ono ustanowione: "Jeden, aby się ludzki rodzaj rozmnożył, a z potomka się człowiek weselił; drugi, aby się człowiek nierządności grzechu uwarował; trzeci, aby miał pomoc towarzyską i domową.

Słowo "małżeństwo" (łac. matrimonium) wywodzi się od "matki" (mater), którą uważano za dobrego ducha rodziny. W epoce staropolskiej nawiązanie porozumienia matrymonialnego należało do swata, czyli pośrednika, zwanego też dziewosłębem, rajkiem lub zerzecem. Swata wysyłał kawaler do domu panny, którą sobie wypatrzył, aby ten przedstawił jego zamiary i wybadał nastroje. Funkcjonowanie owej tradycji potwierdza w swym dzienniku kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł. Dzięki jego zapiskom dowiadujemy się, że po śmierci pierwszej żony Reginy w poszukiwaniu nowej towarzyszki życia pomagał mu kuzyn Mikołaj Ostroróg, pełniąc rolę dziewosłęba wyprawionego "dla kuszenia Rebeki".
Z instytucją swatów związane były symbole w zawoalowany sposób pokazujące reakcje panny i jej rodziny na zaloty kawalera. Konkurent nie odpowiadający oczekiwaniom otrzymywał "rekuzę". Kiedy rodzice dziewczyny ociągali się z zaproszeniem w gościnę, nie mogli znaleźć kubków lub kieliszków i nie chcieli wypić trunków w towarzystwie swata – równało się to odmowie. W niektórych rejonach Rzeczypospolitej funkcjonował zwyczaj podawania czarnej polewki lub częstowania arbuzem. Radziwiłł tak pisał o odprawie, którą otrzymał za pośrednictwem swata: "nie popasał ani koni napoił, wysnuł z tego wniosek, bo też nie była od Boga przeznaczona". Większe szczęście sprzyjało Krzysztofowi Opalińskiemu, gdy starał się o rękę Teresy Czarnkowskiej. Kandydat na małżonka wysłał do matki dziewczyny swego brata Łukasza i ten sprawę załatwił pomyślnie.

 

ZRĘKOWINY
Jeśli udało się nawiązać porozumienie między mającymi się połączyć rodami, przychodził czas na zawarcie umowy przedślubnej między rodzicami lub opiekunami dziewczyny a narzeczonym. W tym celu organizowano uroczyste zaręczyny (zmówiny) z udziałem dziewosłęba. Wtedy też spisywano kontrakt, zwany intercyzą przedślubną, umieszczany następnie w księgach sądowych. Intercyza zawierała deklarację zawarcia ślubu oraz datę i miejsce ceremonii. Określała wysokość posagu, jaki dziewczyna miała otrzymać od rodziców lub opiekunów, i wysokość wiana, czyli sumy, którą zapisywał jej narzeczony jako zabezpieczenie posagu.
Chcąc zaskarbić sobie przychylność rodziny, kawaler ofiarowywał matce dziewczyny upominek. Nie zawsze było to jednak gwarancją, że panna poślubi właśnie jego, szczególnie, gdy w grę wchodziła intratniejsza oferta. W takiej sytuacji znalazł się Albrycht Stanisław Radziwiłł, "zdjąwszy welon smutku po niedawnej śmierci żony". Jednak w drogę wszedł mu konkurent i nie pozostało nic innego, jak się wycofać z mariażu. Całą sprawę tak podsumował: Zrzekamy się darów takich warunków przyjaźni i domagamy zwrotu dowodu miłości, skrzyni pełnej drobnych podarków. Postanowił też na przyszłość ostrożniej "powierzać oczy Kupidynowi". Bardzo długo jak na ówczesne czasy, bo aż cztery lata, trwały starania Hieronima Sanguszki o rękę Konstancji z Sapiehów. Przesuwano termin ślubu, gdyż matka Konstancji miała zastrzeżenia do osoby kawalera. Dopiero interwencja brata narzeczonej, wojewody połockiego Kazimierza Sanguszki doprowadziła do zawarcia małżeństwa. Aby ustrzec się przed zerwaniem zaręczyn, strony czasami ustalały umowną karę, jaką musiałyby ponieść w takim przypadku. Nie miała ona umocowania w przepisach prawa, toteż nie zawsze ją respektowano, gdy mariaż z różnych względów nie doszedł do skutku.
Po spisaniu intercyzy odprawiano uroczyste zaręczyny. Zapraszano przyjaciół i wyprawiano ucztę. Zaręczyny odbywały się w domu panny. Jerzy Ossoliński, kanclerz wielki koronny, wspominając w pamiętniku swoje starania o rękę Izabeli Daniłowiczówny, córki podskarbiego koronnego, pisał: "za wniesieniem zwyczajnej prośby mojej obiecana mi była w stan święty małżeński". Zapewne poprzedziła je więc oficjalna prośba o rękę wcześniej przyrzeczonej dziewczyny.
W przypadku dwórek królowej uroczystość zaręczyn odbywała się w królewskiej rezydencji. Królowa zastępowała swoim podopiecznym matkę, i to ją kawaler prosił o rękę dziewczyny. Uroczystość wymagała obecności dwóch oratorów, przedstawicieli obu stron. Były to osoby obyte towarzysko, zajmujące wysokie urzędy państwowe. Ich rola polegała na chwaleniu zalet narzeczonego i jego rodu, oraz cnót dziewczyny i jej pochodzenia. Po przemowach narzeczeni wymieniali między sobą pierścionki.

NARZECZEŃSTWO
Oficjalne narzeczeństwo trwało od zaręczyn do ślubu. Wówczas kawaler okazywał pannie swoją przychylność, posyłał prezenty, a nawet oddawał do usług pazia. Nie było reguł co do długości trwania narzeczeństwa. Niekiedy zaręczano się rok przed ślubem, niekiedy w przeddzień wesela. Okres narzeczeństwa to również czas, w którym młodzi mogli się lepiej poznać, choć zwykle nie mieli okazji spotykać się sam na sam. Nie pozwalała na to ówczesna obyczajowość. Jednak zdarzały się sytuacje: "że wzajemnie obiecawszy sobie zostać małżeństwem, często w nadziei przyszłego związku wspólne obcowanie fizyczne młodych poprzedzało uroczystość zaślubin".
By zrobić wrażenie na pannie, kawaler uczył się na pamięć co wznioślejszych fragmentów czy zwrotów z romansów. Np. Jerzy Ossoliński przed ślubem z Izabelą (?) raz po raz słał listy i posłańców, przypominając się narzeczonej i jej rodzicom. Inny sposób okazania szczerości swoich zamiarów znalazł Tomasz Zamoyski, zaręczony z Katarzyną Ostrogską: upolował jelenia i posłał go narzeczonej wraz z listem. Pisał w nim: "siebie samego za sługę Wks. Mści oddałem, i to, co mi się zdarzyło szczęście rozumiem, że Wks. Mści mej MPannie właśnie należy".
Druga część obrzędu związanego z zawarciem małżeństwa, zwana zdawinami, dotyczyła realizacji umowy przedślubnej. Adam Vetulani, badając formalno-prawną stronę staropolskiego małżeństwa, wymienia trzy elementy związane z "przekazaniem" dziewczyny kawalerowi: oddanie panny w czasie uroczystości weselnej, przenosiny do domu męża i tzw. pokładziny, podkreślające spełnienie małżeństwa.

ŚLUB
Od 1577 roku po przyjęciu przez Polskę przepisów Soboru Trydenckiego, katolików obowiązywała kościelna forma zawierania małżeństwa. Wymagała ona zgodnego oświadczenia woli narzeczonych przed księdzem w obecności przynajmniej dwóch świadków.
Wesela, podczas których łączyły się rody, obchodzono w kręgach magnackich uroczyście i wystawnie. Istotną rolę wśród obrzędów weselnych odgrywały przemówienie okazjonalne i utwory wierszowane, tzw. epitalamia, zastępujące składanie życzeń. Recytowano je, odśpiewywano, a nawet przygotowywano specjalne widowiska. Epitalamia pojawiły się na dworze królewskim w początkach XVI wieku przy okazji zaślubin Zygmunta I Starego i Barbary Zapolyi. Kolejne małżeństwa monarsze dawały okazję do tworzenia nowych utworów. Zwyczaj ten z czasem zawędrował na dwory magnackie, a później rozprzestrzenił się wśród szlachty i mieszczaństwa, stając się częścią rytuału weselnego. Epitalamia pisano na zamówienie młodych, rodziców lub gości weselnych. Miały przypominać zebranych o świetności rodów młodożeńców. Oratorzy wywodzili zasługi "domów", podkreślali ich starożytność, wymieniając kilka pokoleń przodków. Opisywali koligacje z zasłużonymi i wysoko postawionymi osobami.
Ważnym momentem po ceremonii zaślubin było tzw. oddawanie dziewczyny, czyli mowy, które wygłaszano w imieniu rodziców młodej mężatki. W trwających godzinami przemówieniach kwieciście wychwalano instytucję małżeństwa oraz gratulowano kawalerowi właściwej decyzji. Oddający dziewczynę opiewał cnoty i zalety wybranki. Podkreślał, że nie każdego takie szczęście spotyka, a zwracając się do młodego małżonka mówił: "odbieraj na ostatek WM. Pan ulubionego sobie Przyjaciela z doskonałym matki błogosławieństwem, z zaletą Krewnych i Przyjaciół". W odpowiedzi w imieniu pana młodego dziękowano za pannę. Wypadało, aby odpowiedź była równie długa i bogata w górnolotne zwroty. Podkreślano po raz kolejny, jak wielkim darem bożym jest małżeństwo. Chwalono także kawalera, jego ród i herb. Podkreślano, jaki zaszczyt spotyka rodziców dziewczyny, gdy córkę w "dom zacny, jako w sławy i nieśmiertelności Kościół" wprowadzają.
Niejednokrotnie magnacką uroczystość weselną uświetniała obecność pary królewskiej. Jerzy Ossoliński opisując własne wesele zaznaczył, że był na nim "przez wszystek czas (z niezwykłej łaski) król Zygmunt, królowa Konstancja, królewna szwedzka Anna". Oprócz nich pojawił się również legat papieski Antonius Diotelevius.
Zaślubiny panien z fraucymeru królowej odbywały się na królewskim dworze. Para monarsza pełniła rolę gospodarzy uczty weselnej. W ich obecności rodzice błogosławili młodą parę, po czym wszyscy udawali się do kaplicy, gdzie odbywała się ceremonia ślubna. Po jej zakończeniu goście przechodzili do sali, w której przygotowywano przyjęcie. Przed rozpoczęciem biesiady trwały opisywane uprzednio oracje związane z oddawaniem panny i dziękowaniem za nią w imieniu męża. Po przemówieniach wszyscy według godności i starszeństwa zasiadali do suto zastawionych stołów. Francuz bawiący w Polsce na dworze królewskim zauważył zamiłowanie Polaków do przepychu, który przejawiał się wielką ilością i obfitością potraw.
Największy zbytek towarzyszył mariażom par królewskich. Pierwszą ceremonią były zaślubiny w kraju, z którego pochodziła narzeczona. Król z reguły nie udawał się osobiście po wybrankę, lecz powierzał tę misję jednemu z urzędników. Ślub per procura składał się z uroczystości kościelnej i świeckiej. Polski biskup w obecności panującego, rodziny i dworu wiązał węzłem małżeńskim księżniczkę ze świeckim reprezentantem polskiego króla. Ceremonia kończyła się ucztą. Potem przyszła królowa wyruszała w podróż do swojej nowej ojczyzny. Podróż planowano tak, żeby oblubienica zdążyła przybyć do Polski przed nadejściem wielkiego postu, bowiem wesela królewskie odbywały się w zapusty. Na granicy państwa przyszłą monarchinię uroczyście witali polscy dostojnicy wraz z małżonkami i córkami. Król czekał na swoją wybrankę przed wjazdem do stolicy. Za panowania Wazów zerwano z wielowiekową tradycją zawierania królewskich związków małżeńskich na Wawelu. Ślub Władysława IV z Cecylią Renatą w 1637 roku był pierwszym monarszym mariażem zawartym w warszawskiej katedrze św. Jana..
Najokazalszą częścią wesela był uroczysty bankiet. Uczta weselna Zygmunta III Wazy z Anną Habsburżanką trwała ponad tydzień. Stół królewski ustawiono na podwyższeniu, a na nim stały dwie piramidy z cukrów, każda wysokości dziesięciu stóp. Ucztom towarzyszyły turnieje rycerskie, pokazy sztucznych ogni, występy cyrkowców. Można było zobaczyć jelenie w zaprzęgach, białe i czarne niedźwiedzie. A z galerii w rogu sali przygrywała królewska orkiestra.

NIE TYLKO MONARCHOWIE
Niemniej wystawnie świętowano zaślubiny bogatych magnatów. Wszystkie wcześniejsze wesela przyćmił podobno ślub hetmana Jana Zamoyskiego z Gryzeldą Batorówną, który odbył się na krakowskim rynku. Nie zabrakło na nim Stefana Batorego i Anny Jagiellonki. Królewska para wraz z senatorami, szlachtą i mieszczanami podziwiała przedstawienia i turnieje przygotowane specjalnie na tę okazję.
Wielkim echem w całej Rzeczypospolitej odbiły się pół wieku później, w 1658 roku, zaślubiny Jana Zamoyskiego "Sobiepana", wojewody sandomierskiego, z Marią Kazimierą d’Arquien. Wesele wojewody połockiego Stanisława Denhoffa z Zofią Sieniawską uświetniły toasty z licznymi salwami armatnimi: "tak ręczne, jako też armatne nie ustawały ognie, aż do zakończenia kolacyji". Po kolacji młodzi z gośćmi wyszli na ganek, aby podziwiać pokazy fajerwerków. Przez dwie godziny wybuchy armat, race, sztuczne ognie różnych kolorów zabawiały weselników.
O bogactwie i obfitości magnackich wesel świadczył ,,zapis rozchodu" towarów sporządzony z okazji zaślubin Felicjana Potockiego z Krystyną Lubomirską – "zwierzyna: jeleni 24, danieli 30, zajęcy 3000, kóz dzikich 10, sarn 45, dzików 4". Obok tego ryby, ptaki, a także desery, przyprawy korzenne i inne przysmaki. W przygotowaniu uczty uczestniczyło aż 75 kucharzy, 6 pasztetników i 4 cukierników.
Mieszczanie, organizujący swoje wesela, nie chcieli w niczym ustępować szlachcie. Ceremonia zaślubin odbywała się w kościele, ale za specjalnym zezwoleniem mogła być zorganizowana w domu. Charles Ogier w czasie podróży po Polsce miał okazję uczestniczyć w uroczystości weselnej w domu mieszczańskim. Był to ślub protestancki. Szczególną uwagę zwracała panna młoda ubrana w czarną suknię. Jej włosy szczelnie zakrywał czepiec. Wynikało to z surowych zasad religijnych. Katolicka panna młoda do ślubu ubierała się w białą suknię. Nie ozdabiała jej niczym świecącym, nie wkładała żadnych pereł, ani drogich kamieni, ponieważ miały źle wróżyć młodym na przyszłość.
Aby ograniczyć wystawność mieszczańskich przyjęć weselnych, rady miejskie wprowadzały pewne obwarowania. Dotyczyły one liczby gości, rozstawianych do uczty stołów, a nawet półmisków i dań. Mimo to stoły weselne zawsze zastawiano obficie. Na ucztach mieszczańskich serwowano np. kurczęta w sosie korzennym, potem pieczenie i dziczyznę, a na koniec słodkie ciasto i owoce. Potrawy zakrapiano południowymi winami i piwem. Pod koniec XVII wieku zaczęto podawać także kawę i herbatę.

POKŁADZINY
Kolejnym obrzędem weselnym były pokładziny, czyli uroczyste odprowadzenie młodej pary do łożnicy. W bogatych domach magnackich zastępowała je tzw. cukrowa wieczerza, czyli słodki poczęstunek dla gości urządzany przez pana młodego lub jego krewnych w sypialni. Zajadano się wówczas marcepanami i wznoszono toasty za zdrowie młodej pary. Stały element każdego wesela stanowiło wręczanie darów nowo zaślubionej pannie młodej. Królowe odbierały podarki nawet przez trzy dni. Były to upominki od małżonka, rodziny, posłów, senatorów i miast. Upominki przyjmowały również poślubione dwórki. Prezentów nie wręczano osobiście, lecz poprzez upoważnione osoby. Wszystkie dary przeznaczone dla panny młodej natychmiast spisywano. Gdy Maria Kazimiera wychodziła za mąż za Jana Zamoyskiego, królowa podarowała jej cztery srebrne miednice, puchar srebrno-złoty i inne kosztowności. Jan Kazimierz okazał się jeszcze hojniejszy i obdarował Zamoyskiego godnością wojewody kijowskiego. W czasie wesela Katarzyny Radziwiłłówny, córki wojewody wileńskiego, z Jerzym Karolem Chlebowiczem, podstolim litewskim, młodzi otrzymali 103 prezenty. Albrycht Stanisław Radziwiłł odnotował w swym pamiętniku, że król Władysław IV ofiarował im 20 tys. zł i łóżko z baldachimem tkanym złotem.
Niekiedy z okazji ślubu wybijano medale pamiątkowe. Umieszczano na nich zwykle wizerunki młodych, podających sobie dłonie na znak połączenia nierozerwalnym węzłem małżeństwa. Na odwrocie najczęściej przedstawiano wizję ich świetlanej przyszłości – małżonkowie otoczeni gromadką dzieci i wnuków, modlący się wokół suto zastawionego stołu.
Zawarcie małżeństwa nie zawsze musiało się wiązać z wystawną uroczystością. Od przełomu XVII i XVIII wieku coraz bardziej modne wśród rodzin magnackich stały się ciche śluby prywatne. Ceremonie odbywały się wówczas nie w kościołach, lecz w kaplicach domowych mieszczących się w rezydencjach. Tak wyglądały m.in. zaślubiny księcia Kazimierza Czartoryskiego z Izabelą Morsztynówną. Młodzi, ubrani w ślubne szaty, przyjechali do pary królewskiej po błogosławieństwo. Następnie, wraz ze swoimi krewnymi i przyjaciółmi udali się do pałacu podkomorzego koronnego, gdzie kardynał udzielił im ślubu. Po tej ceremonii "była kolacyja przy muzyce, tanów żadnych nie było według teraźniejszej mody" – jak odnotował Marcin Matuszewicz.
Bywało, że przy mariażu z różnych względów chciano uniknąć rozgłosu. (?) Sapieżyna, podkanclerzyna litewska, swój drugi związek z pisarzem polnym litewskim Ogińskim zawarła bardzo dyskretnie. Razem ze swym adoratorem pojechała na poranną mszę świętą. Po mszy biskup łucki udzielił im ślubu. Po cichu odbył się także ślub Jana Sobieskiego z Marią Kazimierą. "Marysieńka" zaledwie kilka tygodni wcześniej owdowiała, a chociaż jej romans z Sobieskim nie był tajemnicą, nie chciała się zbytnio afiszować z nowym związkiem.
Dopełnieniem obrzędu weselnego było przyjęcie w domu pana młodego, zwane poprawinami, przenosinami lub zdawinami. Po skończonej uczcie i zabawie w domu panny młodej lub na dworze królewskim, dziewczyna opuszczała rodziców. Przenosiła się do domu męża, aby tam zamieszkać. Wśród możnych istniał zwyczaj, że przenosiny do domu męża odbywały się po pewnym czasie od uroczystości weselnych. Np. ślub Tomasza Zamoyskiego z Katarzyną Ostrogską odbył się 1 marca 1620 roku, a przenosiny zorganizowano z wielkim splendorem dopiero 17 maja tegoż roku. Z kolei Jerzy Ossoliński zapisał w pamiętniku: we wtorek kończyła się dobra myśl weselna, w środę odpoczywano, a we czwartek jam przenosiny w dworze pana krakowskiego odprawował, albo raczej bankiet dla królestwa i dworu. Po tych uroczystościach jego żona przenosin wróciła do swoich rodziców. Same przenosiny, zapewne już mniej wystawne, odbyły się w Ossolinie.
Przepych przyjęć weselnych miał podkreślać pozycję i zamożność rodów. Po wystawnych, nieomal teatralnych ceremoniach i uroczystościach przychodził czas na codzienność. Nowożeńcy podejmowali role męża i żony; mniej lub bardziej świadomie dostosowywali się do modelu funkcjonującego w ówczesnym społeczeństwie lub ustalali własny sposób na życie rodzinne.
 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin