Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 02 - rozdzial 47.pdf

(228 KB) Pobierz
Rozdział 47
- Jak ona się czuje? - zapytał Bruce.
- Obmyśla różne sposoby by popełnić ojcobójstwo? - powiedziałam, lekko kładąc się
obok niego na łóżku.
- Nie chciałbym wyjść na kogoś ograniczonego, ale nie jestem pewien, czy jest to
bardzo zdrowe zajęcie dla dziesięcioletniej dziewczynki. - zaczął gderać.
- Przestań być taki konwencjonalny, to staje się nudne! - powiedziałam, kładąc głowę
na jego piersi.
Czułam więcej niż widziałem uśmiech na jego twarzy.
- Jesteś zmęczona, nie chce ci się trochę spać?
Moje oczy były ociężałe, ale nie robiłam sobie żadnych złudzeń co do możliwości snu.
Pewnie nie zasnę jeszcze przez jakiś czas.
- Nie, po prostu chcę pięć minut odpocząć, a potem wezmę prysznic.
- Jak chcesz, ale wykończysz się, robiąc wszystko w tym tempie. - powiedział Bruce,
podkładając mi poduszki pod plecy. - A może powiesz mi, co cię dręczy.
Och, wiele rzeczy. Musiałam znaleźć jakieś miejsce by ukryć Leo, dopóki jej ojciec
jeszcze spał; musiałam znaleźć sposób, aby szybko pokrzyżować plany przyszłych ataków
demonów (Agameths wystarczająco jasno wyraził się w tej kwestii: prawdopodobnie
zostanie wysłany do nas nowy zabójca); a na koniec, policzyć się ze zbuntowanymi
wilkołakami. Normalna rutyna.
Bruce uśmiechnął się i nagle poczułam się trochę mniej ponuro.
- Szukasz miejsca, by ukryć swoją córkę. Obawiasz się, co zrobi jej ojciec.
- Boisz się, że ją porwie?
- Coś w tym guście.
- A dlaczego nie powierzyć jej Rafaelowi?
Napięłam oczy.
- Żartujesz sobie? Nie jesteś w stanie wymyślić czegoś innego?
- Nie zdajesz sobie sprawy, że jest on jedyną osobą, która może ją naprawdę
ochronić? Nikt inny nie jest w stanie tego zrobić.
Zastanawiałam się przez kilka sekund nad jego słowami, a potem się skrzywiłam.
- Musi być jakieś lepsze rozwiązanie.
- Boisz się o nią i rozumiem to, ale teraz Michael zna zapach Leonory, czuje swoją
energię w niej. Nie będzie miał problemu, by ją znaleźć.
Bruce miał rację. W chwili obecnej Michael byłby w stanie znaleźć ją wszędzie.
- Chodzi o to, co powie Raphael...
- Dzwonił do niej co najmniej trzy razy dziennie, aby być na świeżo z wieściami. Sądzę,
że nie będzie szczęśliwy, gdy się dowie o naszej więzi, ale uważam, ze mimo wszystko będzie
nad nią czuwać.
- Trzy razy dziennie!? - zawołałam.
- Tak, prawie pół godziny za każdym razem.
- Ale o czym mogli tyle rozmawiać?
- Nie mam pojęcia. Leo zamyka się w swoim pokoju i rozkręca głośno muzykę, aby
zapobiec szpiegowaniu.
Spojrzał na mnie wzrokiem sfrustrowanego nastolatka, ignorowanego przez swoich
najlepszych przyjaciół.
- Daj spokój, nie warto brać tego tak do siebie.
- To prawda, ale ty jesteś jej matką, a ja jestem przyjacielem, powiernikiem...
Zaczęłam się śmiać.
- Jesteś zazdrosny?
- Trochę. - przyznał.
- Nie martw się, po prostu go jej brakuje. Leo jest bardzo trudno wytrzymać więcej niż
jeden dzień, nie widząc go.
- A tobie? Tęsknisz za nim? - zapytał miękkim, rozbawionym tonem.
- Tak. Nie. Nie wiem.
Spojrzał w niebo.
- Co kobiety zawsze mogą być takie skomplikowane...
Roześmiałam się w duchu. Jeśli ktoś wiedział coś o kobietach, to właśnie Bruce.
- Mówisz tak, jakbyś ich nie znał.
- Nigdy nie miałem takiego wrażenia z tobą, a wręcz przeciwnie.
- Wydaje mi się, że pokazuję swoje dziwactwa tylko swoim kochankom, a nie
przyjaciołom.
- A może to dlatego, że tak naprawdę jesteś odprężona, tylko kiedy jesteś ze mną.
Przy mnie możesz nie przejmować się niczym... Możesz mi zaufać.
- Może, ale rozmowa o tym zajmie nam cały dzień. - powiedziałam, wpatrując się w
jego oczy.
Więź watahy, którą odczuwałam z Bruce’m, niewątpliwie odgrywała dużą rolę na
sposób w jaki się przy nim zachowywałam i zastanawiałam się, jak bardzo może ona w
przyszłości na mnie wpływać.
- Wiem.
- Ta więź, którą ze sobą dzielimy... jaki może mieć na mnie wpływ? Czy może ona
mieć również wpływ na moje relacje z innymi?
- Chodzi ci o Rafaela?
- Na przykład.
Odgarnął kosmyk moich włosów i powiedział:
- Nie sądzę.
- Ale nie jesteś tego pewien?
- Nie.
- Bardzo...
- Pomyśl o tym wszystkim na spokojnie. Bez tej więzi, pewnie stałbym się wilkiem-
demonem i nie miałabyś wyboru w kwestii zastrzelenia mnie! Spójrz na to z właściwej strony,
wyszło z tego coś dobrego...
Wstałam z łóżka.
- Dobrze, pójdę się przygotować.
- Już?
Nie chciałam, aby niepotrzebnie się niepokoił, ale przynajmniej byłam mu winna
szczerość.
- Bruce, jest jeszcze coś o czym muszę z tobą porozmawiać.
Podniósł na mnie oczy.
- Ta cała historia z demami nie jest jeszcze całkiem skończona.
- Nie rozumiem.
- Agameths mogą wysłać kolejnego zabójcę.
Stłumił westchnienie.
- Ale dlaczego? Dante nie żyje, pakt przeszedł do historii, nie mają już żadnego
interesu w...
- To jest właśnie to, co muszę iść sprawdzić.
- I co niby masz zamiar zrobić? Przefaksować do nich, zacytować swojego prawnika,
wysłać list polecony... - szydził.
- Tom Cohen powiedział, że Raphael był silnie z nimi związany. Mam nadzieję, że ma
rację.
Bruce się skrzywił.
- Nie chciałbym się wtrącać, ale zabójca podpalił rezydencję Raphaela. Nie wiem w
jakim świecie żyjesz, ale w naszym raczej tak się nie traktuje przyjaciół...
- Mamo?
Leonora stała z miską płatków zbożowych w dłoni, opierając się o otwarte drzwi do
pokoju.
- Tak, kochanie?
- Słyszałam, o czym mówiliście. Raphaela zaatakowały demony?
Jej głos był spięty i pełen niepokoju.
- Tak, ale wszystko z nim w porządku. - zapewniłam ją. - Może wieczorem go
zobaczysz.
Uśmiech rozpalił jej twarz.
- Super! Wezmę prysznic i się przebiorę! Myślisz, że spodoba mu się moja nowa
różowa sukienka? - zawołała, nagle znikając.
Bruce się skrzywił.
- Nie rozumiem co w sobie ma ten stary psychopata!
- Stary psychopata? - ktoś odezwał się głębokim głosem, zarówno spokojnym jak i
przerażającym.
Raphael wszedł przez okno sypialni w sposób identyczny jak kilka godzin wcześniej
Michael.
- Większość moich gości wchodzi przez drzwi, ale skoro nalegasz... - próbował
żartować Bruce, świadom apokaliptycznej wizji, jaka przed nim stała.
Jego oczy i włosy były całkowicie białe. Ledwie dotykał nogami ziemi, niczym widmo.
Na jego plecach znajdował się stary miecz, lekko przykryty jego śnieżnobiałymi włosami.
Moc, która z niego emanowała była niesamowita, nieporównywalna z niczym i fascynująca.
Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin