Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 02 - rozdzial 45.pdf

(226 KB) Pobierz
Rozdział 45
- Zrobiłaś to... - powiedział Bruce.
- Nie, „my” to zrobiliśmy. - powiedziałam.
- Nie jestem zaskoczony, że się wam udało. - warknął Gordon w niemiły sposób.
Uśmiechał się, stojąc nad nami ze skrzyżowanymi ramionami.
- Trzeba podkreślić, że to nie ja dokonałam najważniejszej rzeczy w tym wszystkim. -
stwierdziłam, widząc jak Bruce chciał zaprotestować.
Bruce uśmiechnął się i zobaczyłam cień kładący się na jego twarzy. Pewnie zdawał
sobie sprawę, co oznaczała obecność Alfy podczas ostatnich wydarzeń dla niego i jego klanu.
Publiczne ujawnienie tak wielkiej tajemnicy spowoduje lawinę pytań, a wilki stepowe
najprawdopodobniej zostaną odrzucone przez społeczeństwo Likantropów do końca ich
życia. (I to w najlepszym przypadku, bo w najgorszym przypadku, jacyś nadgorliwi idioci
mogą zadecydować, by zniszczyć podstawy ich bezpieczeństwa).
- Gordon... - powiedział niepewnie.
- Co, chłopcze?
- Jestem ci winien wyjaśnienia. - Bruce nie szukał winnych - Jestem świadomy, że...
Alfa przerwał mu, marszcząc brwi.
- Nie mów nic więcej.
- Ale chcę ci wyjaśnić...
- Mówiłem ci, żebyś się zamknął! - warknął. - Myślisz, że nie mam już wystarczająco
dużo problemów na głowie?
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Postawa starego wilka była naprawdę bezcenna.
- Nie, ale...
- Nieważne. Ta historia jest już zamknięta. Demon nie żyje, a ja mam zamiar się
spokojnie ubrać, iść do domu i zdać relację ze wszystkiego swojej żonie, Martha’cie, która,
tak między nami, może się również okazać dobrą egzorcystką. - powiedział, puszczając do
mnie oczko.
- Nie licz w tym na mnie. - powiedziałam od razu, chichocząc. - Marta może i jest
urocza, ale mnie przeraża.
- Nie jesteś osamotniona w swych odczuciach. - powiedział, odgarniając z tyłu włosy i
zdejmując piżamę.
Nasze żarty wydawały się nieco dziwić Bruce’a, ale widziałam jak jego mięśnie nagle
zaczęły się relaksować. Jakby ogromne obciążenie nagle zniknęło z jego ramion.
Wydawało się jakby wszelkie śladu niepokoju zniknęły z jego twarzy, a cienie braku
snu i strach były znacznie mniej widoczne niż kilka chwil wcześniej.
- Jak długo już jesteś żonaty? - zapytałam odprężona.
- Mamy już za sobą 15 lat związku i nigdy tego nie żałowałem. Nadal jestem w niej
zakochany. - odpowiedział z błyskiem w oku.
- Czy wilki mogą czuć ze sobą więź, nie kochając się?
- Tak. Często tak się zdarza i czasem żałuję, że tak jest.
Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam delikatnie powietrze.
- Gordon...
Jego wzrok przesunął się powoli w moim kierunku.
- Czy istnieje sposób, aby złamać więź watahy?
Moje słowa zdawały się unosić w powietrzu i nagle poczułam pewien dyskomfort
widząc strapioną minę Bruce’a.
Gordon patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a potem wzruszył ramionami na znak
niewiedzy.
- Może jest to możliwe, ale muszę przyznać, że nie mam pojęcia.
- Chcesz się mnie pozbyć? - powiedział Bruce słabym głosem.
Ostatnio zgromadziłam w sobie sporo nieprawdopodobnych metafizycznych
powiązań z innymi gatunkami. Malaat z Markiem, znaki z Raphaelem. Więc jeśli teraz jeszcze
dodać do tego Bruce’a i historię watahą , to zaczęło się to wszystko robić dość niepokojące.
- To nie ma nic wspólnego z tobą. - powiedziałam, potrząsając głową. Wziął mnie za
rękę i zmrużył oczy.
- Boisz się reakcji Raphaela?
Skrzywiłam się.
- Mówiąc szczerze, to nie obchodzi mnie reakcja Raphaela. Tyle, że zastanawiam się,
kiedy to się skończy.
- Co?
- Moje usterki. Moja magia wariuje i czuję, że nie mam już hamulca, aby ją zatrzymać.
Nie wiem co zrobić, jeśli będzie się to pogłębiać.
- Niektórzy uważają taką moc za błogosławieństwo, mała. - powiedział Gordon.
- To dlatego, że nie mają pojęcia, czego pożądają. - prychnęłam, siadając.
Wzrok Gordona spotkał mój i zauważyłam uśmiech w jego oczach.
- Najważniejsze jest to, by ten dar posiadała osoba z odpowiednim charakterem. -
powiedział przed udaniem się powoli w stronę korytarza, gdzie był jego pokój.
Łatwo tak powiedzieć, gdy ktoś nie jest zainteresowany...
Wpatrywałam się bez celu w zamknięte drzwi, aż do chwili, gdy Bruce wyrwał mnie z
odrętwienia.
- Jestem głodny. - oznajmił. - Przygotować śniadanie dla wszystkich?
- Nie teraz, muszę najpierw zajrzeć do Leonory.
Bruce wciągnął powietrze i skinął głową.
- Jest w swoim pokoju z ojcem. Wiesz... jestem zaskoczony, że zgodziłaś się zostawić
ich samych.
- Nie mogłam postąpić inaczej, gdyż mój przyjaciel wilkołak potrzebował pomocy. -
powiedziałam gorzkim tonem.
- Przykro mi.
Zajęło mi kilka sekund, aby zrozumieć, że nie mówił o tym, co się stało z demonem,
ale o niechcianej obecności wampira w mieszkaniu.
- Nie tak bardzo jak mi. - powiedziałam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin