Lynn Cherrie - Ross Siblings 04 - Take Me On.pdf

(1081 KB) Pobierz
Tłum: mary003
Gabriella Ross przeżyła najgorszy koszmar panny młodej: ucieczkę pana młodego. Ma przed sobą całe
lato przed powrotem na studia medyczne.
Zdeterminowana aby udowodnić, że choć miała prawo się załamać to i tak się nie poddała, wychodzi
na przeciw wszystkim swoim planom - począwszy od zrobienia sobie pary skrzydeł. Wytatuowanie ich
na plecach ma być, jak odradzający się z popiołów feniks.
Kiedy wszyscy w Dermamanii stroją od wspaniałej perspektywy wytatuowania starszej siostry szefa,
Ian Rhodes postanawia przyjąć wyzwanie. Wtedy niespodziewanie łączy się z nią w bólu, który nie ma
nic wspólnego z przebijaniem skóry.
Wystarczy jedna noc, aby wybuchła niesamowita namiętność - która początkowo miała być
tajemnicą i jednorazową zabawą. Cały ich plan legnie w gruzach. Od tej chwili dwójka nieznajomych
musi zaplanować swoją przyszłość... zaczynając od tego czy aby na pewno chcą spędzić ją razem.
OSTRZEŻENIE: zawiera opisy seksu, cięty język, dramaty rodziny Ross, spotkanie starych dobrych
znajomych... i gorącego tatuażystę, przejażdżki na Harleyu i bohatera, który nie ma nic przeciwko
spotykaniu się z młodszą osobą.
1
Tłum: mary003
Dla mojej najdroższej przyjaciółki Amandy. Wielkie dzięki za całe Twoje wsparcie, inspirację i
niebanie się powiedzieć mi, że coś jest do bani. Kocham Cię!
Rozdział 1.
Marzec
To był dzień o jakim marzyła każda dziewczynka, ale Gabriella Ross
podejrzewała, że jej marzenia były nieco bardziej skomplikowane. Zawsze wyobrażała
sobie ubraną siebie w śmiesznie rozkloszowaną suknię ślubną, idącą alejką posypaną
różowymi płatkami róż, aby stanąć u boku najprzystojniejszego mężczyzny na świecie,
w obecności setki uwielbianych gości. Pan młody nie mógłby oderwać od niej oczu i w
końcu połączyliby się na całe życie, wszędzie fruwałyby białe gołębie, chór śpiewałby
anielskim głosem, a oni żyliby długo i szczęśliwie. Bułka z masłem.
Tak było do jeszcze niedawna. Nie było w tym dniu gołębi, chóru, płatków róż –
ale było kilkuset gości. Miejmy nadzieję, że większość z nich lubianych. A kościół był
wspaniały. Nie mogła wymarzyć sobie doskonalszego miejsca.
Wpatrując się w swoje odbicie w lustrze w garderobie, Gabby widziała
przerażoną kobietę, zamiast zarumienionej z podekscytowania. Suknia była
fantastyczna, gustowna i elegancka i w niczym nie przypominała księżniczki z baśni.
Nawet jej świadkowa/szwagierka miała ewidentnie ściśnięte ze zdenerwowania
gardło. Minutę temu wyglądała, jakby ktoś przyłożył jej w oba policzki.
- No dobra. – powiedziała uspokajająco Kelsey, gdy Gabby wzięła kolejny
uspokajający wdech. – Potrzebujesz trochę świeżego powietrza, czy coś? Tylko mi tu
nie mdlej.
- Powinniśmy wziąć przykład z ciebie i Evana. Mały, kameralny… z dala od
wszystkiego.
- Trzeba było. – zgodziła się Kelsey. – Mój pierwszy ślub też był wybuchowy i
ogromny. Nigdy więcej.
- Mogłaś to powiedzieć, zanim zaczęliśmy planować cały ten dom wariatów.
- I tak byś nie posłuchała.
2
Tłum: mary003
- Prawda.
- Oddychaj.
Gabby skinęła głową, wdychając głęboko powietrze i wachlując się dłońmi, aby
tylko poczuć się lepiej. Jej serce dudniło niemiłosiernie w piersi. Przez cały dzień nie
była w stanie nic zjeść chyba, że Kelsey jej coś wcisnęła. To był jej szczególny dzień,
dzień, o którym marzyła… a pod ołtarzem będzie pewnie zachodzić z braku tlenu albo
i zemdleje.
Oczywiście myśl o Marku w smokingu mogła odstraszyć jej każdą obawę. Boże,
była taką szczęściarą mogąc z nim być. Dawno, dawno temu pękała ze śmiechu na
urodzinach brata na swój żart o tym, że musi poślubić doktora, zanim rozpocznie
studia medyczne i właśnie to robiła – ale nie dlatego, że był lekarzem tylko dlatego, że
go kochała. Stłumiła chichot. Jej brat Evan ciągle nękał ją tym komentarzem. Jego
pamięć była niczym, jak komputer.
Poza tym, że dostała się już do szkoły medycznej, była dosłownie o krok od
zawału. Byłoby rozsądniej poczekać do wiosny, ale zawsze marzyła o weselu wiosną.
Oznaczało to opóźnienie o kilka miesięcy leniwego, gorącego miesiąca miodowego,
ale poradzą sobie z tym. Jeszcze na niego pojadą.
Kelsey spojrzała na nią z niepokojem i cofnęła się o krok. – W porządku?
- Już lepiej. – odpowiedziała Gabby, co było prawdą. Nie drżały jej już nogi na
myśl o przejściu do ołtarza. Myśl o jej przyszłym mężu i fakt, że stanie się Panią Easton
– a za kilka lat nawet dr Gabriella Easton – napawała ją dumą i spokojem. Musiała po
prostu trzymać się tej myśli i spojrzeć na ten ślub nie jako kulminację życia, o którym
marzyła odkąd była małą dziewczynką, a głupi drobiazg, który musiała pokonać, aby
dostać to czego zawsze pragnęła. Życie było cudowne.
Uśmiechnęła się promiennie do Kelsey. Jej szwagierka wyglądała olśniewająco
w swojej czarnej sukience, będąc prawie przeciwieństwem Gabrielli. Jej ciemne włosy
tworzyły na czubku głowy delikatny kok i opadały miękkimi falami w dół twarzy.
- Oto megawatowy uśmiech Rossów. – oznajmiła serdecznie Kelsey,
odwzajemniając uśmiech. – Musisz się pozbyć spojrzenia sarny stawiającej czoła
reflektorom samochodu. Nie mogę pozwolić ci pójść do ołtarza w takim stanie.
Dzięki Bogu za Kelsey. Gabby była nawet gotowa paść Evanowi do stóp za
wprowadzenie tej kobiety do ich rodziny. Była kimś więcej niż tylko jej szwagierką;
odkąd poślubiła Evana, Kelsey stała się siostrą, jakiej nigdy nie miała. Miała dwóch
3
Tłum: mary003
irytujących braci – adwokata Evana i najmłodszego z rodzeństwa, Briana, który
prowadził świetny interes.
- Mam nadzieję, że będziemy z Markiem przynajmniej w połowie tak szczęśliwi,
jak wy. – wyznała Gabby, ściskając mocno Kelsey.
Kelsey wybuchła śmiechem. – To nie miejsce na takie rozmowy. Powinnaś być
przekonana, że będziesz szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie.
- Oczywiście, że wiem. Będziemy. – prawda? Gabriella wyprostowała się i po
raz kolejny spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Pragnęła robić to tyko raz w życiu. Z
drugiej strony, Kelsey też tego chciała. Dopiero za drugim razem trafiła na tego
jedynego.
- Nie będę kłamać, chodzi o zaangażowanie. – powiedziała Kelsey. – Tak długo,
jak jesteś z odpowiednim partnerem, reszta w ogóle się nie liczy. To wszystko
zmienia.
Mark byłby świetnym partnerem. Był… do diabła, był niesamowity. Uroczy.
Opiekuńczy. Czasami zadawała sobie pytanie, kiedy dotrze na szczyt listy
najważniejszych dla niego rzeczy, ale to byłoby samolubne. Był jednym z najlepszych
kardiologów w Dallas, więc miał również inne priorytety. Rozumiała to. A on poprosił
ją o rękę, o spędzenie z nim reszty swojego życia.
Kelsey chyba chciała otworzyć usta, aby dodać coś jeszcze, ale przerwało jej
delikatne pukanie do drzwi. – Proszę! – krzyknęła Gabby i uśmiechnęła się, kiedy do
pokoju weszła Candace Andrews. Jej prawie szwagierka odkąd Brian w końcu
oświadczył się jej w Boże Narodzenie. Nie była z nią tak blisko, jak z Kelsey, ale miała
nadzieję, że to się zmieni. Ta dziewczyna miała cudowny wpływ na Briana i mimo, że
Brian wciąż im groził, że kiedyś uciekną, w głębi duszy miała nadzieję, że tego nie
zrobią. Obejrzenie swojego wytatuowanego, wykolczykowanego braciszka
ślubującego Candace przed całą chmarą ludzi, było czymś na co mogła wydać cały
swój majątek.
- Zaczęłam się martwić. – dokuczyła jej Gabby. – W końcu na ostatnie wesele w
ogóle nie dotarłaś.
Candace zatrzymała się w pół kroku, kładąc rękę na głowie. – O Boże! Nawet
mi nie przypominaj. Wciąż mi głupio. Wszyscy tu o tym mówią.
4
Tłum: mary003
- Założę się. – roześmiała się Kelsey. Rodzina Candace bywała nachalna, chociaż
to mało powiedziane. To, że Brian nie uciekł przed nimi z krzykiem, było dowodem na
to, jak bardzo kochał tę dziewczynę.
- Co robiłaś? Wykradałaś się do mojego brata?
Candace uśmiechnęła się złośliwie. – Mam roztapirzone włosy?
- Ach ci młodzi zakochani. – westchnęła Kelsey.
Gabby wywróciła oczami. – Jakby Evan nie rozwalił ci fryzury, gdybyście byli
teraz sami.
Tym razem to Kelsey się zarumieniła. – Na pewno. – Hmm. Gabby brała udział z
Markiem w wielu sytuacjach, w których mogła ucierpieć jej fryzura, ale nie
przypominała sobie ani razu, aby musiała ją później poprawiać. Nie to, że był słaby w
łóżku. Nie miała żadnych zarzutów… może z wyjątkiem tego, że nigdy nie pałał do
niej taką rządzą, aby rozebrać ją, zanim zdążyli dotrzeć do sypialni.
Szczerze mówiąc, przestała już żyć dziecinnymi marzeniami… poza tym jednym,
dla którego tu dzisiaj była.
Lepiej dla nich. Istniały ważniejsze rzeczy w życiu.
- Przecież ty też nie jesteś… stara. – powiedziała dwudziestoczteroletnia
Candace do trzydziestoparoletniej kobiety z naprzeciwka.
- Och, dziękuję bardzo.
Gabby próbowała włączyć się w późniejsze pogaduszki i śmiechy, ale myślami
była z Markiem. Już prawie czas. Co robił? Denerwował się? Wydawało się
nieprawdopodobne, aby człowiek ratujący codziennie ludzkie życie pocił się ze stresu
przed złożeniem przysięgi w obecności kilkuset ludzi, ale lubiła się tego trzymać.
Ponieważ będzie kierował te słowa do niej i będą jej towarzyszyć przez całe życie.
Czuła w brzuchu stado trzepoczących kolibrów. Chciała do mamy, która jak
przystało na duszę towarzystwa, wędrowała teraz wśród gości.
- Chyba nie będziesz płakała? – zawołała nagle Kelsey.
- Nie!
- Bo ja chyba będę. Uczciwie ostrzegam.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin