Sloterdijk strony 336-412.pdf

(20774 KB) Pobierz
7
doskonałe
i niedoskonafe
jak duch p e rfe k cji
wikfa ć w ic z ą c y c h
w historie
■ c z a s d o s k o n a ło ś c i
Przekształcenie człowieka w wyżej rozwiniętych kulturach w nosiciela e
ks-
pticytnych programów ćwiczeń powoduje nie tylko ekscentryczne sam
o-
odniesienie egzystencji w enklawach spirytualnych. Naznacza ono rów ie
ćwiczących radykalnie odmiennym poczuciem czasu i przyszłości. Przygo­
da kultur wysoko rozwiniętych polega w rzeczywistości na w
yodrębnieniu
ze wspólnego wszystkiemu czasu kosmicznego czasu egzystencjalnego.
Tylko w tych ramach możliwe jest wezwanie ludzi do przejścia od rów
no­
miernych lat bytowania do dramatyzmu czasu projektowanego. Charakte­
rystyczne dla czasu egzystencjalnego jest przyspieszenie, dzięki którem
u
egzystencja uwalnia się od ociężałości biegu świata. Kto wyrusza ku ćw
czącemu życiu, ten chce być szybszy niż całość - czy to dążąc do w o­
yzw
lenia jeszcze .w tym życiu”, czy wspinając się ku „niebiańskim
wyżynom
(exaltatio caelestis)
tak, by udało się je osiągnąć jeszcze w
vita prassente.
Jeśli nawet Benedykt z Nursji, ów mistrz zachodniego monastycyzmu, m
wił o
spiesznym
wznoszeniu się do Boga, nie było to wyrazem jego 080 1
stej porywczości. Postawa taka była całkowicie zgodna z regułami
w czasach spirytualnego projektu. Jego instrukcja życia błogosławion
3 6
3
doskonale
i niedoskonałe
jak duch perfekcji wikła ćwiczących w historie
byta tylko konsekwencją apokaliptycznego wkrótce
(mox)x
i apostolskiego
szybko
(velociter)37.
Ponieważ odseparowana recesywnie egzystencja sama
oznacza już program antyinercyjny, jej pęd życiowy wyprzedza zawsze bieg
ewolucji ogólnej. Istnienie i pośpiech
[festinare)
są tym samym, podobnie
jak jedność stanowią przymus pośpiechu i wola perfekcji3 ,W tym punkcie
8
zachodzi konwergencja pozornie cierpliwego Wschodu z manifestacyjnie
niecierpliwym Zachodem. Jeśli Budda radził prowadzić obecne życie tak,
jakby miało być ono ostatnim, doktryna chrześcijańska, podsumowując
myśl żydowską i śródziemnomorską, wyostrzała u swoich adeptów przeko­
nanie, że obecne życie jest jedynym, jakie będą kiedykolwiek mieli, a każdy
dzień jest cząstką ostatniej szansy.
Winnym miejscu próbowałem pokazać, jak w I tysiącleciu przed Chrystusem
pragnienie sprawiedliwości i wyrównania wycierpianych krzywd doprowa­
dziło do ufundowania struktury czasowej napiętej nowatorsko pod znakiem
opóźnionej zemsty39. Łuk czasu napina tu indywidualna i kulturowa pamięć
bólu doznanej niesprawiedliwości, która dąży za wszelką cenę do ukarania
sprawcy krzywdy przez zadanie mu ekwiwalentnego bólu. W ten sposób
powstaje czas egzystencjalny o wyraźnej finalności zemsty. Ponieważ jed­
nak nie każdy, kto cierpi niesprawiedliwość, ma możność zapewnienia sobie
własnoręcznie satysfakcji, przeważająca część energii zemsty musi zostać
przekazana górze i być przejęta pod zarząd boskiej ekonomii wyrównywania
krzywd. Rezultatem tego są moralizujące koncepcje czasu świata w chrze­
ścijaństwie i hinduizmie. W pierwszym systemie czas świata ściśnięty jest
do relatywnie krótkiego przedziału czasowego między dziełem stworzenia
36
Reguła Benedicti
7, 67.
Tamże, 7, 5.
38
Dlatego w
Reguła Benedicti
73, 2 i 73, 8 pojawiają się takie zwroty, jak „spieszyć do
doskonałości klasztornego życia" i „pospieszać d o ojczyzny niebieskiej"
(ad patriam caete
slem festinare).
38
Peter Sloterdijk,
Gniew i czas. Esej polityczno-psychoiogiczny,
przet A, Źychtirtski,
Warszawa
2011
, s. 58 i n
3 7
3
procedury przesady
a grożącym sądem ostatecznym, przed obliczem którego krzywdzące czy­
ny powracają do swoich sprawców; w drugim zgromadzona masa krzyw
­
dy napędza sama sobą powolny proces karmiczny, który niczym perm
nentny sąd doraźny dba o to, żeby w każdym pojedynczym życiu w
yrażał
się moralny bilans jego czynów z okresu wcześniejszych wcieleń, W obu
wypadkach czasy życia dają się w miarę przekonująco włączyć w proces
moralizującego czasu świata.
Dalej chcę objaśnić, jak owo wyprowadzenie czasu egzystencjalnego z na­
pięcia zemstą, względnie ze spotęgowanego transcendentnie żądania w
równania krzywd, uzupełnione być musi drugim wyprowadzeniem, m
iano­
wicie z napięcia ćwiczeniem, względnie z antycypacji doskonałości. Będzie
to możliwe tylko wtedy, gdy da się dowieść istnienia w istotnych procesach
ćwiczeń wyraźnej finalności, rozciągającej się na cały okres życia ćw
iczą­
cego. Warunek ten zostaje jednoznacznie spełniony przez klasyczne form
y
ćwiczącego życia. Podobnie jak czas zemsty ustrukturowany jest przez an­
tycypację momentu spełnienia, kiedy to ból dosięga swego sprawcę, tak
też czas ćwiczenia ustrukturowany jest przez imaginacyjną antycypację do­
tarciaćwiczącego do odległego celu ćwiczeń - wszystko jedno, czy nazyw
a
się go wirtuozerią, oświeceniem, czy zjednaniem z najwyższym dobrem
.
Do formy czasu ćwiczącego życia należą nieodzownie fantazje dotarcia,
wyobrażone mniej czy bardziej sytuacyjnie lub przedmiotowo, bez których
żaden początkujący nie mógłby udać się w drogę, a żaden zaawansowany
na niej utrzymać. Jeśli strukturę czasową życia w zamiarze zemsty okreś­
lić można jako bycie-ku-zemście, to temporalny modus życia w ćw
iczeniu
wyznacza bycie-ku-celowi - albo, mówiąc wprost, bycie-ku-doskonalości
Dla .celu” w antycznym sensie tego słowa, charakterystyczne jest bycie
,
widocznym już z daleka - stąd greckie wyrażenie
skopós,
które podkreśla
aspekt rozpoznawania przez .uwagę” skierowaną z większego dystansu.
Ironię celów, polegającą na tym, że w miarę przybliżania się tracą one sw
ą
konkretność, objaśnia się zazwyczaj dopiero zaawansowanym.
1 8
3
doskonale i niedoskonale
jak du ch perfekcji wikła ćwiczących w historie
I poruszenie celem
Dla struktury życia w ćwiczeniu i dążeniu znamienne jest w jego fazie po­
czątkowej, że może być ono poruszone obrazem swojego celu z dowolnie
dużej odległości. Tym sam ym otrzymujemy najbardziej poglądowy przykład
tego, co w Arystotelesowskiej nauce o przyczynowości wymienia się jako
czwarty typ przyczyny (po przyczynie materialnej, formalnej i sprawczej) -
przyczynę celową lub
causa finalis:
podczas gdy tamte
causae
niejako
„niosą” albo pchają skutek przed sobą, przyczynowości finalnej przypada
właściwość wzbudzania m ającego się dokonać efektu przez ciąg działają­
cy od góry albo od przodu. Zgodnie z tą logiką cele są czymś w rodzaju
magnesów, które niechybnie przyciągają do siebie stosowne obiekty znaj­
dujące się w obszarze ich atrakcyjności. Rzeczowo daje się to pomyśleć
tylko tak, że w jakiś niejasny sposó b cel jest już wszczepiony w ciała nim
przyciągane - czy to przez każdorazowo właściwą organizmom, jak ją na­
zywa Arystoteles,
entelecheia
(co oznacza dosł. „wewnętrzną dążność do
celu” i określa pewną skłonność a
priori),
czy też przez to, że jakiejś zdolnej
do pragnień istocie ukazany zostanie w określonym momencie nieznany jej
dotychczas lub nieuświadamiany cel, do którego w rezultacie dąży jak do
niewyzbywalnego ideału.
Ten drugi rodzaj nakierowania na cel, bycie-poruszonym a
posteriori
poznaniem celu, implikuje jakby aktywizację utajonego ideału doskonało­
ści albo obietnicę nagrody nie do odparcia dla zwycięzcy - porównywalnej
z
athlon,
o który walczyli greccy atleci. Równoznaczne z tego rodzaju pre­
mią jest to, co męczennicy chrześcijańscy nazywali wieńcem zwycięstwa,
stśphanos
(także koroną, później mitrą). Zorientowanie własnego działania
na motywującą nagrodę dochodzi do głosu najwyraźniej w znanych alego­
riach atletycznych Pawła, który stwierdza w Pierwszym Uście do Koryntian
9.26, odnosząc się do swojej apostolskiej ruchliwości:
Ja więc nie biegnę na oślep, a kiedy uderzam, nie trafiam w próżnię.
330
procedury przesady
Chrześcijańskie
nakierowanie-na-cel zostaje tu odniesione zaskakują,
co bezpośrednio do atletycznego zorientowania-na-sukces. Nie oznacza
to
że Paweł byt szczególnie dobrze obeznany z obyczajami altetyzmu;
podej­
m motyw
athlon
jedynie po to, żeby objaśnić swoim współwyznawcom
uje
tak plastycznie jak to możliwe niezwyczajne jeszcze dla nich
nieśm
iertelnej nagrody za zwycięstwo.
wyobrażenie
sto
Znaczenia nabiera tu fakt, że sam apostoł nie przemawia jak ktoś, kto
osiąg­
nął już cel, lecz czyni to z pozycji ćwiczącego, który znajduje
się w połowie
drogi - albo, mówiąc nowocześnie: kogoś zaangażowanego, kto
oddalony
jest od celu niemal tak jak ci, ku którym się zwraca jako ich spirytualny
m
n
itor. Dowodzi tym jeszcze dobitniej wagi, jaką dla bycia-poruszonym
m
a
samo wyobrażenie celu. Tym, co wczesne chrześcijaństwo rozumiało
przez
pojęcie wiary (p/sf/s), nie było pierwotnie nic innego jak związanie
siebie
z jakimś wzorem lub ideałem, bez decydowania jeszcze o jego
osiągalno-
ści. Wiara jest czystym efektem antycypacji o tyle, że staje się skuteczna
już
w
tedy, kiedy mobilizuje na gruncie antycypacji egzystencję antycypującego
w kierunku celu. Przez analogię do placebo należałoby to nazwać
efektem
movebo. Dokładnie do tego odnosi się wezwanie Pawła, skierowane
do
korynckich czytelników jego pierwszego listu: „naśladujcie mnie, jak ja na­
śladuję Chrystusa!" (1 Kor 11,1). Bycie godnym naśladowania nie
wynika
z osiągniętych przez przodownika sukcesów, lecz z tego, jak bardzo
jest on
poruszony celem. Kto naśladuje takiego Chrystusowego naśladowcę,
ten
biegnie za biegnącym4 .
0
40
Późniejsza teologia mistyczna
Grzegorza z Nyssy wyniesie tę zdynamizowaną
sfe
do rangi tezy, że ponieważ
chrześcijańskie
pragnienie
p o d ąża
za czym ś
bezgraniczny
to nigdy nie
ustaje,
lecz prowadzi do paradoksalnej jedności biegu i bezruchu.
3 0
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin