Tułacze W.G. Kingstom Tłumaczyła: Salome Kowalska ROZDZIAŁ I Nasz stary dom w Pensylwanii - Odmiana losu - Przybycie na Trinidad - Przyjazd wuja Pawła i kuzyna Artura - Założenie przedsiębiorstwa. - Podejrzenie o herezjš - Choroba mam y- Ostrzeżenie don Antonia - mierć mamy - Oburzenie księdza - Opuszczenie domu - Ucieczka Artura Ja i moja siostra Marina mieszkalimy od urodzenia w starym kochanym domu w stanie Pensylwania*. Nasz tato, Denis Macnamara, był bogatym kupcem i osiedlił się tutaj z mamš zaraz po lubie. Dobrze nam się powodziło, mielimy wszystko, czego dusza zapragnie. Wuj Paweł Mctherclift, brat mamy, pracował w przedsiębiorstwie ojca i mieszkał razem z nami, podobnie jak kuzyn Artur Tuffnel, który już dawno przyjechał z Anglii, aby szukać pracy w kolonii*. Ojca nie opuszczał na ogół dobry humor, był zawsze pogodny i robił wrażenie człowieka, któremu szczęcie zawsze dopisuje. Tymczasem pewnego dnia przybył do nas jaki mężczyzna, z którym ojciec rozmawiał przez kilka godzin w swoim pokoju. Gdy nieznajomy wyszedł, wydawało mi się, że tata postarzał się nagle o kilka lat, stracił dotychczasowš werwę i dobry humor. Jednoczenie zarówno wuj Paweł, jak i Artur bardzo sposępnieli. Chociaż byłem bardzo młody, od razu zorientowałem się, że stało się co złego. Obawy moje potwierdziły się, gdy przypadkiem usłyszałem rozmowę rodziców: - Musimy bezzwłocznie wyjechać. Nie mogę pominšć tej okazji wobec nieszczęcia, jakie nas spotkało - mówił ojciec, trzymajšc w ręku gazetę i wskazujšc jaki artykuł. - Rzšd hiszpański wydał ustawę, zezwalajšcš wszystkim obcokrajowcom wyznania rzymsko-katolickiego na osiedlenie się na pięknej i urodzajnej wyspie Trinidad* . Przez pięć lat wszystkich osiedleńców chronić 'będzie prawo nie zezwalajšce na egzekwowanie od nich długów zacišgniętych w miejscu poprzedniego zamieszkania. Jeżeli więc uda nam się dotrzeć tam szczęliwie, wierzyciele nie będš mogli mnie dosięgnšć i w ten sposób uzyskam po jakim czasie możnoć spłacenia długów i odzyskam straconš pozycję. - Ależ, mój drogi -rzekła mama - jeżeli zrobilibymy tak, jak proponujesz, to przecież bardzo łatwo wyszłoby na jaw, że nie jestemy wyznania rzymskokatolickiego i znalelibymy się w bardzo kłopotliwej, a nawet niebezpiecznej sytuacji. Przypuszczam, że nie chciałby chyba, abymy stwarzali choćby zewnętrzne pozory przynależnoci do religii, której nie wyznajemy?- Wszystko zależy od tego, czy .będš nas o to pytać. Zakłada się z góry, że wszystkie osoby, osiedlajšce się na wyspie, sš wyznania uznawanego przez rzšd - odparł ojciec. Mama westchnęła spostrzegłszy, że ojciec w tej chwili jest zły i lepy niczym Lot ze Starego Testamentu, skoro wyraził gotowoć powięcenia zasad wyznawanej religii, Piszę o tym z wielkim bólem. Ustalono, że wyjeżdżamy natychmiast do Baltimore, gdzie wsišdziemy na statek kursujšcy miedzy tym portem a wyspš Trinidad. Wuj Paweł i Artur mieli pozostać jeszcze, aby załatwić różne sprawy ojca, potem mieli przyjechać jak najszybciej za nami. *Trinidad - wyspa na Morzu Karaibskim położona u północno-wschodnich wybrzeży Ameryki Południowej, w pobliżu delty rzeki Orinoko. Powierzchnia wyspy - 4828 km kw. Odkryta przez Kolumba w r. 1498, stała się następnie koloniš hiszpańskš. Od 1797 r. jest koloniš brytyjskš -akcja powieci Tułacze toczy się w drugiej połowie XVIII wieku, w czasach gdy wyspa Trinidad była koloniš hiszpańskš). *Pensylwania - jeden z północno-wschodnich stanów Ameryki Północnej. *W owym czasie obecne Stany Zjednoczone były koloniš angielskš. Poza nimi jedynš osobš, którš wtajemniczył ojciec w swoje zamiary, był Tymoteusz Nolan, zwany przez nas Timem. Przybył on tutaj ż ojcem ze starej Irlandii, jako chłopiec do posług. - Zmuszony jestem pozostawić cię tutaj, Timie. Sšdzę jednak, że łatwo znajdziesz tu lepsze warunki od tych, jakie miałe u mnie. Będzie mi ciebie brak, dodał ojciec, zapoznawszy go uprzednio ze swymi planami. - Że też wielmożnemu panu przyszło co takiego do głowy! Jakże mógłbym zgodzić się na to, żeby go zostawić, a także szanownš panienkę i pana Guya, i przestać się o nich troszczyć - odpowiedział Tim. - Gardziłbym samym sobš, gdybym tak postšpił. Żeby nie było w tej sprawie żadnych wštpliwoci, muszę powiedzieć, iż nie chodzi mi o pienišdze. Wystarczajšcš zapłatš będzie dla mnie przyjemnoć służenia panu Wtedy, gdy znajdzie się pan w kłopotach. Niech łaskawy pan tylko zgodzi się, abym mu towarzyszył, a wdzięczny będę za to z całego serca. Ojciec nie mógł się sprzeciwić goršcym probom Tima i dlatego ustalono, że będzie on jednym z członków wyprawy. Smutny to był dzień, gdymy tak nagle, przez nikogo nie żegnani, wyjechali pocišgiem na południe. Do Baltimore dojechalimy szczęliwie i nie zatrzymujšc się wsiedlimy zaraz na statek Loyal Briton", który natychmiast rozwinšł żagle. Gdy wypłynęlimy z portu, wydawało mi się, że ojciec odetchnšł swobodniej. Pocieszała nas myl, że wuj Paweł i Artur także niedługo z nami się połšczš. Spodziewali się, że będš gotowi do wyjazdu za miesišc, na następny statek, o ile nie napotkajš jakich trudnoci, których mój ojciec jednak się obawiał. W pełni zdaję sobie sprawę, że gdyby nie mogli pozostać i uzgodnić spraw z wierzycielami, to ojcu nie udałoby się opucić kraju tak potajemnie, przepisy prawne były bowiem wówczas bardzo surowe. Gdyby ojciec nie uciekł mogli go wtršcić do więzienia i uniemożliwiliby w ten sposób spłacenie długów, a my wszyscy popadlibymy w nędzę. Jednak nawet i wtedy, jestem głęboko przekonany, wuj 'Paweł i Artur zrobiliby wszystko, aby pomóc mamie i Marinie, podczas gdy ja mógłbym wkrótce otrzymać jakš pracę. Nie chciałbym jednak zatrzymywać się dłużej nad tymi sprawami. Wszystko jedno, czy ojciec postšpił słusznie, czy też nie, ode mnie to nie zależało. Osobicie uważam, że jeżeli człowiek znajdzie się w takich okolicznociach, to powinien zostać i odważnie stawić czoło wszelkim trudnociom. Podróż mielimy dobrš i wydawało mi się, że powoli ojciec i mama odzyskiwali dobre samopoczucie. Ja i Marina pierwszy raz bylimy na morzu i ogromnie nam się to podobało. Wielkš radoć sprawiało nam Obserwowanie nieznanych ryb, które przepływały obok statku lub wyskakiwały z wody, i kršżšcych nad naszymi głowami ptaków. Nocš patrzylimy na niezliczonš iloć gwiazd janiejšcych na niebie lub na fosforyzujšcš powierzchnię oceanu, który w pewnych momentach zamieniał się jakby w jedno olbrzymie morze ognia. Wreszcie dostrzeglimy północny brzeg wyspy, która na jaki czas miała stać się dla nas domem. Znalazłszy się bliżej, zaczęlimy przypatrywać się brzegom z wielkim zainteresowaniem i ogromnie rozczarowalimy się widzšc jedynie pasmo wysokich, nagich skał, wystajšcych prosto z wody i rozcišgajšcych się - jak okiem sięgnšć - ze wschodu na zachód. - Z pewnociš trudno będzie uprawiać trzcinę cukrowš lub kawę na takiej twardej glebie! - wykrzyknšł Tim, wskazujšc na brzeg. - Poczekaj, aż miniemy Smoczš Paszczę i wpłyniemy do Zatoki Wygnańca - odrzekł kapitan. - Będziesz wtedy musiał zmienić zdanie, mój chłopcze. Stalimy na 'pokładzie owiani przyjemnym, wieżym wietrzykiem. Płynęlimy włanie przez Boca Grandę, jedno z wejć do zatoki, gdy oczom naszym ukazał się widok tak piękny, jakiego dotychczas nigdy jeszcze nie widziałem. Z prawej strony wyrastały góry Cumana, znajdujšce się na obszarze Ameryki Południowej, sięgajšce szczytami chmur, a po lewej stronie zjawiły się stronie brzegi wyspy Trinidad, pokryte aż po wierzchołki gór mnóstwem drzew kontrastujšcych intensywnš zieleniš lici z błękitem nieba. Jak okiem sięgnšć - wzdłuż brzegu rosły drzewa mango, których zwisajšce gałęzie zanurzały się w morzu. Z tyłu, za rufš statku, widniały cztery wejcia do zatoki, nazwane przez Kolumba Smoczymi Paszczami. Były oddzielone od siebie urwistymi wysepkami pełnymi kwiatów. Z lewej strony rozcišgał się widok na wyspę pociętš pasmami zielonych wzgórz i wšwozów, ze srebrnymi łańcuchami strumieni, biegnšcych po zboczach w kierunku zatoki. Przybylimy do Zatoki Chagarainusa, w której powstał potem główny port wyspy Trinidad. Nazajutrz rano wysiedlimy na lšd w Port Royal, gdyż obecna stolica wyspy, Port of Spain, była wówczas małš wioskš rybackš. W tym samym czasie przybiło do portu jeszcze kilka innych statków, tak iż zapanował doć duży ruch, i chociaż kręciło się wokół nas wielu zakonników, żaden nie zapytał o nasze wyznanie. Stało się tak, jak przypuszczał ojciec - uważano za co oczywistego, że bylimy tak samo, jak reszta przybyszów, katolikami. Ojciec nie tracił czasu. Wybrał na miejsce osiedlenia północny kraniec wyspy, 'blisko podnóża gór, dobrze nawodniony spływajšcymi ze zboczy strumieniami. Zażšdano od nas bardzo niewielkiej opłaty dzierżawnej, którš ojciec miał uicić po zagospodarowaniu się i zdobyciu pewnych rodków finansowych. Warunki te ojciec uważał za bardzo dobre i miał pełnš wiarę w powodzenie całego przedsięwzięcia. Z miejsca założył plantację kakao; na wyspie było już ich kilka. Drzewo kakaowe podobne jest do drzewa wini: ma około 15 stóp* wysokoci i owocuje najlepiej na wieżej glebie, blisko koryta rzeki, wymaga jednak ochrony przed silnym wiatrem i palšcymi promieniami słońca. Z tych względów co drugi rzšd sadzi się babkę, czyli drzewa szkarłatnego grochu, które wyrastajš szybko ponad drzewa kakaowe. Nadajš one jednoczenie wspaniały wyglšd plantacji: długie, nagie gałęzie kontrastujš z bogatymi w zieleń drzewami kakaowymi, rosnšcymi pod nimi. Poza tym założylimy plantacje gałki muszkatołowej, cynamonu i godzików; zrobiono wszystko, co tylko było możliwe, aby tę ziemię uczynić płodnš. Nim przybył wuj Paweł i Artur, widać już było znaczne postępy w zagospodarowaniu. Musieli oni zostać dłużej, niż się tego spodziewalimy, tak i...
lgoora