Slepa bogini - Anne Holt.pdf

(1090 KB) Pobierz
ANNE HOLT
ŚLEPA BOGINI
Przełożyła
Iwona Zimnicka
Był martwy. Definitywnie. Nie miała żadnych wątpliwości.
Później jednak nie potrafiła wytłumaczyć, skąd miała taką
pewność. Może to z powodu pozycji, w jakiej leżał, może z powodu
twarzy zagrzebanej w gnijących liściach albo psiej kupy tuż przy
uchu... w końcu nawet najgorszy pijak, jeśli ma bodaj odrobinę
szacunku dla siebie, nie kładzie się z nosem przy psiej kupie.
Delikatnie obróciła ciało. Przodu głowy po prostu nie było.
Nie istniało nic, co pozwoliłoby rozpoznać osobę, stwierdzić jej
tożsamość. Ale klatka piersiowa bez wątpienia należała do
mężczyzny. Widniały w niej trzy dziury.
Kobieta szybko się odwróciła, bo targnął nią odruch
wymiotny, ale jego wynikiem był tylko bolesny skurcz w żołądku i
nieprzyjemny, kwaśny posmak w ustach. Puszczone zwłoki
bezwładnie opadły z powrotem na brzuch. Zbyt późno się
zorientowała, że przesunęła je akurat na tyle, by głowa trafiła w
ekskrementy, które rozprysnęły się po mokrych ciemnoblond
włosach ofiary. Widząc to, zwymiotowała. Jakby drwiąc ze
zmarłego, obryzgała go pomidorowo czerwoną zawartością
żołądka, a niestrawione ziarenka groszku, który zjadła na obiad,
ułożyły się na plecach zmarłego jak jadowicie zielone kropki.
Karen Borg poderwała się do biegu. Przywołała psa i
wzięła go na smycz. Biegł przy niej zachwycony niespodziewaną
zabawą, dopóki się nie zorientował, że jego pani zanosi się
płaczem. Wtedy znienacka przyłączył się do żałobnego chóru
przenikliwym popiskiwaniem i wyciem.
Nie zwalniali, nie zatrzymywali się nawet na moment.
Poniedziałek, 28 września, z retrospekcją
Budynek policji w Oslo, Grønlandsleiret 44. Adres bez
historycznych skojarzeń, inaczej niż Møllergata 19
1
, a już na
1
Møllergata 19 - w latach 1966-1978 główna siedziba policji w Oslo, w
okresie II wojny światowej więziono tu przeciwników nazistowskich
Niemiec. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
pewno niż Victoria terrasse
2
. Adres Grønlandsleiret 44
przywoływał na myśl zmęczenie, szarość i nowoczesność, którym
towarzyszyły nieprzyjemny posmak państwowej niewydolności i
wewnętrznych sporów. Budynek był duży, lekko wygięty w łuk,
zupełnie jakby nie potrafił się oprzeć uderzeniom wiatru.
Wciśnięty był między dom Boży a więzienie, za plecami miał
zniszczoną zabudowę niewielkich domków na Enerhaugen, a przed
sobą najbardziej zanieczyszczoną i ruchliwą dzielnicę miasta, od
której oddzielał go jedynie ogromny trawnik. Wejście było
nieprzyjazne i odpychające, zdecydowanie za małe w stosunku do
dwustumetrowej fasady, do tego ściśnięte i ustawione pod kątem,
prawie schowane, jakby chciało utrudnić dostęp do wnętrza, a
ucieczkę ze środka wprost uniemożliwić.
W poniedziałek o wpół do dziesiątej rano adwokat Karen
Borg dotarła do drzwi wejściowych, pokonawszy pnącą się lekko
pod górę, wybrukowaną ścieżkę, na tyle długą, że zdążyła poczuć
pot na plecach. Doszła do wniosku, że pagórek usypano celowo -
widać do Komendy Okręgowej Policji w Oslo wszyscy powinni
wchodzić spoceni.
Całym ciałem naparła na ciężkie, metalowe drzwi i weszła
do holu. Gdyby miała więcej czasu, zwróciłaby pewnie uwagę na
niewidzialną granicę biegnącą środkiem podłogi. Po słonecznej
stronie tej ogromnej przestrzeni oczekiwali na czerwone dowody
przynależności państwowej żądni wrażeń i podróży Norwegowie.
Od strony północnej zaś, wciśnięci pod galerię, siedzieli
ciemnoskórzy przybysze, zalęknieni, spoceni po godzinach
oczekiwania na bezwzględnych urzędników policyjnych do spraw
cudzoziemców.
Ale Karen Borg była już trochę spóźniona, spojrzała więc
tylko w górę, na galerie biegnące wzdłuż ścian. Po jednej stronie
widoczne były szeregi niebieskich drzwi i niebieskie linoleum na
podłodze, po drugiej, tej od południa, wszystko było w kolorze
żółtym. W zachodniej ścianie dostrzegła wejścia prowadzące do
bocznych korytarzy - czerwonego i zielonego. Otwarta przestrzeń
2
Victoria terrasse - podczas II wojny światowej siedziba gestapo i SD.
holu wznosiła się na wysokość siedmiu pięter. Karen Borg doszła
do wniosku, że był to dowód szczególnego marnotrawstwa, bo
pokoje w związku z tym z pewnością musiały być malusieńkie.
Szybko uznała, że najważniejsze obszary - czyli biuro komendanta
okręgowego policji i kantyna - znajdują się na siódmym piętrze, a
jeszcze wyżej, w przestrzeni niewidocznej z holu, mają swoją
siedzibę, niczym bogowie na Olimpie, służby bezpieczeństwa.
Zupełnie jak w przedszkolu, pomyślała Karen Borg,
przyglądając się kolorowym ścianom. Żeby wszyscy trafili na
swoje miejsca.
Szła na trzecie piętro, do strefy niebieskiej. Trzy windy
wyraźnie postanowiły zmusić ją do wejścia po schodach. Po
czterech minutach wpatrywania się w świetlną kropkę nad
drzwiami, która przesuwała się w górę i w dół, ani razu nie
zatrzymując się przy jedynce, Karen Borg ustąpiła - ruszyła na
górę piechotą.
Bez trudu odnalazła drzwi pokoju o czterocyfrowym
numerze. Niebieskie drzwi pokryte były resztkami naklejek, które
ktoś kiedyś próbował zerwać. Myszka Miki i Kaczor Donald
uparcie opierali się jednak eksterminacji i szczerzyli do niej zęby,
pozbawieni nóg i połowy twarzy. Już lepiej by to wyglądało, gdyby
zostawiono ich w spokoju. Karen Borg zastukała, a słysząc głos ze
środka, weszła.
Håkon Sand nie sprawiał wrażenia człowieka tryskającego
energią. W pokoju pachniało wodą po goleniu, a na krześle,
jedynym oprócz tego, na którym sam siedział, leżał wilgotny
ręcznik. Karen zauważyła, że Håkon Sand ma mokre włosy.
Chwycił ręcznik, rzucił go w kąt i poprosił, by usiadła.
Siedzenie było wilgotne, ale udała, że tego nie widzi.
Håkon Sand i Karen Borg byli starymi przyjaciółmi,
chociaż teraz rzadko się widywali. Podczas przypadkowych
spotkań na ulicy albo u wspólnych przyjaciół wymieniali tylko
wytarte frazesy: „jak się masz”, „dawno się nie widzieliśmy” czy
„któregoś dnia musimy się umówić na obiad”, i na tym się
kończyło.
- Cieszę się, że przyszłaś.
Jego wygląd mówił jednak coś innego. Powitalny uśmiech
był wystrzępiony i zwiędły po dwudziestu czterech godzinach w
pracy.
- Facet nie chce nic mówić. Powtarza tylko, że masz być
jego obrońcą.
Karen Borg zapaliła papierosa. Wbrew wszelkim
ostrzeżeniom Głównego Urzędu ds. Zdrowia paliła papierosy
marki Prince, zawierające maksymalne ilości nikotyny i substancji
smolistych, pewnie dlatego nikt nigdy nie prosił jej o
poczęstowanie papierosem.
- Więc musisz go przekonać, że to niemożliwe. Po
pierwsze, jestem świadkiem w sprawie, ponieważ to ja znalazłam
zwłoki. Po drugie, nie znam się na prawie karnym, nie
zajmowałam się tym od dyplomu. Czyli od siedmiu lat.
- Od ośmiu - poprawił ją. - Od naszego dyplomu minęło już
osiem lat. Ale na zakończenie miałaś jedną z trzech najlepszych
ocen, i to na sto czternaście osób. Ja byłem piąty od końca. To
oczywiste więc, że będziesz się znać na prawie karnym, jeśli tylko
zechcesz.
Wyraźnie był poirytowany, a to się udzielało. Nagle Karen
znów poczuła się jak na studiach, takie właśnie napięcia się między
nimi wtedy pojawiały. A powody zawsze były te same - jej
niezmiennie wspaniałe wyniki i jego wyboista droga ku
dyplomowi. Prawdę mówiąc, pewnie nigdy by go nie zdobył,
gdyby nie ona. To ona go bez przerwy ciągnęła, prośbą i groźbą,
jakby z takim brzemieniem na plecach jej sukces był łatwiejszy do
udźwignięcia. Z jakiegoś powodu, którego nigdy nie sprecyzowali
i o którym nigdy nie rozmawiali, oboje uważali, że to ona ma
wobec niego dług wdzięczności, a nie odwrotnie. Później zawsze
ją złościło to poczucie, że jest mu coś winna. Dlaczego jednak
przez całe studia trzymali się razem jak papużki nierozłączki, tego
nie rozumiał nikt. Nigdy przecież nie zostali kochankami, nie
posunęli się dalej poza delikatne obściskiwanie się po kilku
kieliszkach, a mimo to tworzyli niezwykłą parę przyjaciół,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin