Jestem Julią.docx

(19 KB) Pobierz

JESTEM JULIĄ

 

 

 

     ,,Jestem Julią...(...)dotknęłam kiedyś miłości..miała smak gorzki,wzmogła rytm serca..(...)''

 

 

      Kolejny raz wyszłam wieczorem trzaskając drzwiami.

- Nie zniosę tego dłużej!!-słyszałam za sobą krzyk mamy. Mamy...jak zwykle pijanej i jak zwykle wzburzonej.

Zostawił nas ojciec, nie wiem dlaczego i nigdy się nie dowiem. Mama zamknęła tę tajemnicę w kieliszku wódki...Wyszłam na ganek i jak zawsze spojrzałam na dom.. Powoli ruszyłam pustym chodnikiem tam gdzie zawsze, z przyzwyczajenia oglądając się czy nikt za mną nie idzie. W ręce ściskałam bukiecik białych margaretek. Uwielbia je- pomyślałam z uśmiechem. Zwolniłam nieco, gdy zobaczyłam bramę. -Jestem-powiedziałam i powoli weszłam na brukowaną dróżkę.....

 

    To wszystko na dzisiaj, na następną lekcję przeczytajcie fragment ,,Dziennika'' Witolda Gombrowicza - zakończyła lekcję pani Malinowska. Z ociąganiem spakowałam książki do torby i zarzuciłam ją na ramie.

   - Aniu poczekaj sekundkę - zawołała pani Malinowska. Tak...-pomyślałam, pewnie chodzi o sprawdzian...

   -Sprawdziłam twoją pracę, niepokoi mnie to co napisałaś - powiedziała poważnie.

  - O co konkretnie pani chodzi pani profesor? - spytałam lekko zdziwiona.

  -Aniu czy masz jakieś problemy? Ta praca była bardzo smutna i dramatyczna......Wydaje  mi się że miały na to wpływ twoje osobiste przeżycia...

Spojrzałam na nią uważnie, w jej oczach widziałam szczerą troskę. Nie wiem dlaczego ale po moim policzku spłynęła łza. Szybko ją otarłam.

-Nie pani profesor, nic się nie dzieje.. - odparłam pośpiesznie -muszę iść przepraszam. Szybko wyszłam z klasy. Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje powtarzałam w myślach..

       Na dworze było bardzo chłodno. Owinęłam szyję szalikiem i ruszyłam przed siebie. Trzeba było wziąść kurtkę - mruknęłam pod nosem.

- Racja, taka teraz pogoda, łatwo się rozchorować - usłyszałam męski głos. Na ławce siedział chłopak i uśmiechał się szeroko. Miał zielone oczy i cudowny uśmiech.

-Tak - odpowiedziałam zatrzymując się. - Szkoda że nie spotkałam cię wcześniej to bym na pewno teraz nie marzła - uśmiechnęłam się niesmiało. Chłopak wstał i podszedł do mnie.

-W którą stronę idziesz? - spytał.

-Na Towarową.

-To super bo ja taż - mrugnął porozumiewawczo. Odprowadzę cię.

   Przez cała drogę mówił mi osobie. Ma na imię Marcin, uwielbia grać w koszykówkę i czyta Poświatowską. Spodobał mi się - myślałam wchodząc do domu...Spodobał mi się...

-Spóżniłaś się!! - wrzasnęła u progu matka. - Kto ugotuje obiad! Rzuciłam torbę i zatrzasnęłam drzwi....

 

 

 

  ,,(...)rozdrażniła mój żywy organizm, rozkołysała zmysły...odeszła...(...)''

 

    Deszcz stukał rytmicznie szybę, wiatr podrzucał liście a potem energicznie rzucał na ulicę. Na chodniku ludzie jak zwykle gdzieś się śpieszyli...Idą przed siebie pośpiesznie,z klapkami na oczach...Widzą tylko to co chcą widzieć,, nie widzą tego co ważne,..

- Ania!!!!

Zerwałam się z fotela i ruszyłam do pokoju matki. Drzwi były zamknięte. Mamo otwórz! Mamo! ! -krzyczałam szarpiąc klamką. Chwyciłam ją mocno i pociągnęłam, drzwi się otworzyły.

- Mamo! -krzyknęłam i upadłam przy niej. Leżała przy łóżku, półprzytomna. W ręku trzymała butelkę wódki....

 

 

,,(...)Jestem Julią,na wysokim balkonie zawisła krzyczę wróć,wołam wróć..(...)nie wróciła..(...)''

 

   Na oddziale czuć było zapach detergentów. Co chwilę mijali mnie lekarze w zielonych kitlach. Pielęgniarki wybiegały z sali operacyjnej, za chwilę wracały z flakonikami i kroplówkami...A ja siedziałam...Siedziałam przed sala gdzie umierała moja matka...Powinnam jak inni biegać po korytarzu i płakać. Zaczepiać lekarzy i błagać o jakies informacje. Co z nią? Czy przeżyje? Ile to jeszcze potrwa?....A ja siedzę...Siedzę i patrzę w podłogę...

   -Przepraszam, pani jest córką?przede mną stał lekarz i patrzył na mnie uważnie.

   -Tak co z mama? – odparłam.

  -Na szczęście udało się ją uratować. Silne zatrucie alkoholem. Pani matka potrzebuje teraz dużo spokoju – odpowiedział lekarz z takim tonem, jakby przekazywał takie informacje kilkaset razy dziennie.

-Rozumiem...A czy jest przytomna? Mogę ja zobaczyć?

-Oczywiście, ly w sali pooperacyjnej.

- Dziekuję..Dziękuję za wszystko.- odparłam i pobiegłam do sali. Stanęłam w drzwiach i spojrzałam na matkę. Była taka łagodna, taka cicha...Matka jakiej nigdy nie miałam...Usiadłam na brzegu łóżka...Mamo-szepnęłam...Mamo...Wzięłam ją za rękę i rozpłakałam się...Obwiniałam Cię o wszystko...O problemy w szkole, o to że piłaś, że musiałam pożyczac pieniądze by przeżyć, o to że padał deszcz, o to że mam brzydkie usta, o to że taty nie ma z nami....Mamo, robiłam wszystko ale nie zrobiłam nic by ci pomóc...Ani razu Cię nie przytuliłam, ani razu nie powiedziałam że będzie dobrze...Nie powiedziałam Ci że pierwszy raz  mam złamane serce...Zostawił mnie ktoś kogo pokochałam. Miał na imię Marcin..Wiesz na początku myślałam że to tylko niewinna znajomość...Spotykaliśmy się, pamiętam kiedy pierwszy raz mnie pocałował...W parku przy tym wielkim dębie. Pamiętasz? Tam gdzie chodziłyśmy z tata...wiłaś, że ten dąb to symbol waszej miłości, do dziś nie wiem dlaczego...On dał mi wiarę w siebie mamo, dał mi to czego tak mi brakowało...Bezpieczeństwo......Kiedyś szłam przez nasz park...Koło wielkiego dębu stał on... obejmował jakąś dziewczynę. Stał tam gdzie stał ze mną...Tulił ja tak jak tulił mnie....Straciłam część siebie... Mamo czy mnie słyszysz? Pewnie myślisz że to tylko nastoletnie miłostki, pewnie myślisz że to nic nie znaczy....Ale ja go kochałam... Nagle poczułam ściśnięte palce na mojej dłoni...

-Mamo!- krzyknęłam szczęśliwa przez łzy. Mamo tak się cieszę!

  Mama spojrzała na mnie zadymionym spojrzeniem i uśmiechnęła się lekko.

-Wszystko będzie dobrze mamo. Pomogę Ci, przejdziemy przez to razem. Razem.. padłam w jej ramiona...

 

 

 

,,(...)Jestem Julią mam tysiąc lat,żyję...''

 

  

- Autobus jak zwykle się spóżnia! - narzekałam.

  -Kochanie, nie śpieszymy się, przecież mamy cały dzień -odparła z uśmiechem mama tarmosząc mi włosy.

-Mamo przestań, układałam je tyle czasu !-odpowiedziałam udając urażoną.

-Dobrze już dobrze, obiecuję tego więcej nie robić ale za to zrobisz mi pyszne śniadanie do pracy.

-Szantażystka! - roześmiane weszłyśmy do autobusu.

 

Pół godziny później kupiłyśmy białe margaretki. Przekroczyłyśmy razem bramę, skręcając na brukowaną dróżkę. Po chwili byłyśmy na miejscu.

- Jesteśmy-szepnęłam i wzięłam mamę za rękę. Razem położyłyśmy bukiecik na grobie taty...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

 

 

 

 

 

 

         

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin